Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2017, 16:59   #38
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Całe to wydarzenie zrobiło na Corday zdecydowanie za duże wrażenie niż powinno. A przynajmniej, niż sama by tego chciała. Wróciła do swojego biurka ale nie mogła się skupić na pracy, wciąż odpływając myślami od tego co czytała. Spojrzała w kubek stojący na blacie i po stwierdzeniu, że jest pusty, zdecydowała się wrócić do pomieszczenia socjalnego. Znów nie zapowiadało się, by na jednej kawie się miało skończyć dzisiejszego dnia. Wstała od biurka i ruszyła po dolewkę energii do pracy.
Wróciła z parującym kubkiem, roztaczający przyjemny aromat i znów starała się skupić na czytaniu akt. Niestety okazało się, że kawa jej nie pomogła. W pewnej chwili Irya poczuła olbrzymią ochotę wyjścia na zewnątrz i zaczerpnięcia powietrza. Chyba tylko nałogowy palacz by ją w tej chwili zrozumiał. Blondynka bez słowa wstała, chwyciła kubek z kawą oraz płaszcz z wieszaka przy drzwiach i wyszła z biura.

Swoje kroki jednak nie skierowała na parter, lecz na najwyższe piętro budynku, w którym pracowała. Na klatce schodowej pokonywała kolejne piętra, mijając ludzi, na których nie zwracała uwagi, aż dotarła na sam szczyt. Chwyciła klamkę i gdy otworzyła drzwi wiatr uderzył w jej twarz, rozwiewając włosy z twarzy. Znalazła się na dachu budynku i powolnym krokiem zbliżyła się do barierek. Postawiła kubek na podłodze i zarzuciła sobie na plecy płaszcz, kryjąc pod nim również długie włosy. Oparła się o barierkę i wbiła spojrzenie w ulicę.


Oddychała zimnym powietrzem i analizowała to co się właściwie wydarzyło. Wpierw Morgan przyszedł ze swoim tekstem kim tak naprawdę jest Anderson, by z rana następnego dnia jego wieszczenia miały się ziścić. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie mieli jego zeznań. Była tak zła o to, ale w sumie nie wiedziała czy to na Komendanta, że tego nie zrobił, czy na siebie, że założyła, że on to zrobi.

- Posrane to - mruknęła pod nosem, wpatrując się gdzieś w dal, tam gdzie zniknął samochód z agentami wiozącymi Andersona. - Łatwo przyszło, łatwo poszło - sarknęła i sięgnęła po stojącący obok jej stóp kubek z kawą. Pijąc przyjemnie słodki, ciepły płyn zastanawiała się co dalej.

***

Sinclair dotarł na posterunek kilka godzin później. Ewidentnie było po nim widać, że jest nie w humorze.
- Do mojego biura. Zaraz - rzucił przechodząc koło biurka inspektor. Polecenie nie było wydane w złości, raczej wynikało z ogólnej irytacji.
Sinclair zatrzasnął za sobą drzwi do gabinetu i sięgnął do szafki po butelkę. Napełnił szklankę i wypił duży łyk.

Irya uniosła spojrzenie sponad kartek, które akurat udawała, że czyta i powiodła wzrokiem za przełożonym. Doskonale wiedziała o czym będzie chciał rozmawiać, więc sięgnęła do szuflady po teczkę z kopiami dokumentów jakie poczyniła na początku swojej zmiany. Westchnęła i podniosła się ze swojego miejsca, nieśpiesznie skierowała się do gabinetu Sinclaira.

- Opowiadaj jak to było z Andersonem - polecił komendant od samego progu.
Kobieta zanim odpowiedziała, położyła teczkę na biurku szefa i zajęła sobie miejsce na fotelu tuż obok. Rozsiadła się wygodnie.
- A co tu opowiadać? - wzruszyła ramionami, wpatrując się w twarz Komendanta. - Przyszli, pokazali dokumenty, Cooper sprawdził pierwszy, później jeszcze ja podłubałam... Wszystko było ok to wyprawiłam ich w drogę - zdecydowanie nie zamierzała wspominać, że dostała wcześniejszego dnia informację od prawnika, że to wydarzenie będzie miało miejsce. - Ma pan kopię wszystkiego w tej teczce - skinęła głową na wspomniany przedmiot.

W tej chwili zadzwonił telefon na biurku komendanta. Odebrał go z ociąganiem. Po chwili jego zły nastrój zniknął a jego miejsce zajął brzydki uśmiech w którym jednak było mało wesołości.
- Zbieramy się. Daj znać technikom - poinformował blondynkę. - Mamy dwa trupy. Dzielnica portowa. Rejon opuszczonych magazynów. Dwaj mężczyźni w garniturach. Czarny sedan. Mówi Ci to coś? - Pytanie było zadane bardzo retorycznie.
Corday poczuła jak coś ściska jej żołądek. Dłonią potarła skronie.
- Przedstawiciele handlowi, którzy niefortunnie wjechali w zatokę? - odparła z ironią w tonie głosu.
"Czy nadal można wierzyć słowom Morgana? Jeśli typ był faktycznie tajniakiem, to albo został teraz uznany za zdrajcę i go wkrótce znajdą w jakimś śmietniku... Albo nie znajdą, bo go wsadzą do wanny z kwasem. Lub też jego rola tajniaka to ściema i nakaz był fałszywy, agenci nie koniecznie i teraz szukaj wiatru w polu.
- No brzmi mi to zupełnie jak ci dwaj z rana... - skrzywiła się. - Anderson ich ukatrupił? Ludzie, dla których pracował Anderson ich ukatrupili? - dodała już poważniejszym tonem i sięgnęła po telefon by wykonać polecenie Komendanta.

***

Corday wysiadła z samochodu i rozglądnęła się. Okolica była cicha i spokojna. Wręcz zbyt cicha i zbyt spokojna. Dookoła same nieużywane, częściowo zdezelowane, magazyny i żadnej żywej duszy. Radiowóz policyjny, którego funkcjonariusze zgłosili swoje znalezisko, aż raził w oczy świeżością.


Patel i jeden z lepszych techników, który chyba miał na imię Adam, zaparkowali zaraz za nimi.
- Ruszać się! Mamy niewiele czasu. Starajcie się niczego nie dotykać. - Polecenie wydane technikom sugerowało, że komendant ma pewne przeczucia, że nie wszystko pójdzie gładko. Mężczyźni pytająco popatrzyli na dowódcę, ale dosyć szybko skinęli potakująco głowami i ruszyli wykonywać swoją pracę.

Czarny sedan stał zaparkowany z otwartymi drzwiami. Jedyne jakie pozostały zamknięte były tylne lewe. Krwista plama na koszuli agenta leżącego bliżej samochodu, od strony magazynów, sugerowała strzał prosto w serce. Jego broń leżała zaraz obok. Musiał trzymać ją w dłoni gdy oberwał. Drugi z agentów leżał na boku przodem do samochodu i miał dziwnie przekrzywioną głowę.
Irya uważnie się przyjrzała ciałom i najbliższemu otoczeniu.
- Serio, nie mam pomysłu po co tu przyjechali... Wypuścić zwierzątko do jego naturalnego habitatu? - rzuciła luźną sugestię. - I zwierzątko pokąsało...

Sinclair nie mylił się. Kwadrans po ich przybyciu pojawiło się kilka samochodów należących do “wewnętrznych”. Z pierwszego samochodu wysiadł mezczyzna chyba znany Sinclairowi, gdyż szef zaklął pod nosem.


- A cóż to Ciebie sprowadza, Mitchell? - komendant nie krył sztuczności w przyjacielskim powitaniu.
- Przejmujemy sprawę. Możecie się zbierać - odparł mężczyzna ignorując pytanie.
- To nasz rewir. Nasza sprawa - zaoponował komendant, ale Corday wiedziała, że była to tylko gra żeby zbyt łatwo nie odpuszczać.
- Ale nasi ludzie, Sinclair. To już nie Twoje kompetencje i dobrze o tym wiesz - Mitchell sprawiał wrażenie, że dobrze wie w co pogrywa przełożony Iryi.
Corday natomiast nie paliła się do wchodzenia w dialog między dwoma facetami o dość wybujałym ego. Więc kiedy oni na siebie warczeli, Irya mocno zainteresowała się swoimi paznokciami, stwierdzając, że ten na środkowym palcu lewej dłoni wymaga przypiłowania.
- Patel, Ross słyszeliście. To nie nasza sprawa. Zbierajcie się - Sinclair udał kapitulację. - A! Mitchell, jeszcze jedno. Moje chłopaki nic nie dotykali i nie zostawili żadnych śladów. - Szefowi “wewnętrznych” nie udało się ukryć zaskoczenia. Komendant dobitnie dał mu do zrozumienia, że wiedział jak to się skończy.
- No to przynajmniej się przewietrzyliśmy - skomentowała Irya i odwróciła się na pięcie, by zaraz skierować na powrót do auta. Dopiero gdy znaleźli się przy pojeździe, z dala od uszu wydziału wewnętrznego Inspektor spojrzała z powagą na przełożonego.
- Podejrzewam, że zechcą szukać kozła ofiarnego - stwierdziła, spoglądając na kręcących się przy trupach agentów. - Bo tu wyraźnie coś im bardzo mocno nie wyszło.
- Liczę, że chłopaki czegoś się dowiedzieli - odparł Sinclair obserwując scenę znad dachu samochodu. - Bez tego ciężko będzie cokolwiek stwierdzić i coś dalej z tym zrobić.
- Myślałam, że przesłucha go pan w pierwszej kolejności... - mruknęła nie patrząc na mężczyznę. - Ale pewnie i tak by to nic nie dało - westchnęła i wsiadła do auta.
- A kto mógł przypuszczać, że zabiorą go nam zaraz następnego dnia rano? - zadał retoryczne pytanie, wpatrzony przed siebie, komendant.

Irya wzruszyła ramionami i usiadła się na fotelu tak by nie urazić sobie rany pasami bezpieczeństwa. Poważnie się zastanawiała czy by nie darować sobie na ten dzień pracy. Na razie zdecydowała, że jeszcze tylko wróci do biura i stamtąd wróci do domu… Znaczy hotelu.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 23-11-2017 o 19:46.
Mag jest offline