-
Udam, że tego nie słyszałam- odparła Agner, uśmiechając się przy tym zawadiacko.
-
Moja siostrzyczka!- Gustav klepnął kobietę w ramię i skinął głową Venorze.
-
Ruszajmy zatem!- dodał na koniec.
-
Dundeinie, daj po zwoju przywołania dla Agnes i Anger. W jednej chwili wszyscy troje przywołacie pomocników - zarządziła rycerka.
Krasnolud prędko wykonał polecenie rycerki bezgranicznie ufając jej decyzjom. Dundein miał w boju z gigantami największe doświadczenie, spośród całej grupy. Na jego twarzy rysował się wyraźny zarys radości.
-
Ruszajmy! Pójdę przodem.- Moradinita bez chwili zwłoki opuścił schronienie zza skały i ruszył naprzeciw mgle. Venora przypomniała sobie, jak ostatnim razem też musiała wspinać się kilka razy na szczyt góry, gdzie spotkała gigantów. Teraz jednak wiedziała, że nie obejdzie się bez walki.
-
Na Północy jest tak, że jeśli zabijesz giganta i okażesz jego głowę lordowi zarządcy, lub komukolwiek z wyższym stanowiskiem, to dostajesz nagrodę. Obojętnie czy Silverymoon, Mithrilowa Hala czy jakieś ludzkie osiedle. Tam się płaci za poświęcenie- mówił po drodze krasnolud.
-
Może zwrócimy się do kogoś w Suzail?- zadumał się Gustav.
Venora nagle poczuła jak traci równowagę. Na szczęście udało jej się postawić krok i ustać na nogach. Rycerka spojrzała pod nogi i dostrzegła ogromną kałużę wymiocin. Wtedy dotarło do niej, że po pierwsze są blisko obozu gigantów, a po drugie trucizna chyba zaczęła działać.
-
Ej patrzcie! - Venora wskazała ręką rzygi, w które wdepnęła. -
Agness to co zrobiłaś chyba zadziałało. Co ta trucizna tak w ogóle miała zrobić? - dopytała.
-
Już mówiłam, że nie wiem jak podziała na giganty. Nigdy takich nie trułam- wzruszyła ramionami, zerkając kątem oka na Venorę. -
Pewnie ich tylko osłabi, może ci słabsi stracą przytomność- zastanawiała się.
-
To i tak będzie dobrze. Przynajmniej zrównaliśmy sobie szanse... - dodała paladynka, choć skrzywiła się sama na to usilne szukanie wytłumaczeń dla tej parszywej metody jaką było trucie przeciwnika. -
Pomówimy później o nagrodach, teraz zagęszczamy ruchy. I nie ma co czekać, wyciągajcie zwoje, bo lepiej dmuchać na zimne, a ja obiecałam Regentce, że będę na jej krucjacie - postanowiła Venora, która była bardzo zdeterminowana by nie zawieść Alusair.
Trójka kapłanów odczytała w tej samej chwili zawartość swojego zwoju, a po kilku sekundach z białej jak mleko mgły wyłoniły się trzy sylwetki muskularnych mężczyzn o głowach wielkich dogów. Jeden dzierżył wielki młot, pozostała dwójka zaś trzymała przygotowane do walki dwuręczne miecze. Jeden z przyzwanych niebian spojrzał na Agness i wciągnął powietrze nosem.
-
Znam ten smród…- warknął spoglądając z pogardą na exkultystkę.
-
Nie ona jest powodem waszego przybycia!- odezwał się Dundein. -
Nieopodal stąd znajduje się obóz gigantów. Pomożecie nam ich zabić- rozkazał.
-
To, że mnie przywołałeś nie równa się z tym, że możesz mi rozkazywać krasnoludzie- odparł chłodno ten sam Ogar, nie odrywając wzroku od Agness. Wojowniczka nie była jednak strachliwym duchem i nie odpuszczała spoglądania w oczy niebianina ani na sekundę.
-
Starczy tego - Venora ostrym tonem wtrąciła się w te słowne przepychanki i stanęła między Agness, a niebianinem, spoglądając na tego drugiego. -
Przyrzekła mi lojalność, czym odsunęła się od swego boga. A teraz zajmijmy się tym po co was wezwaliśmy. Musimy pozbyć się z waszą pomocą tych gigantów by na szlaku już nikt z ich ręki nie zginął - paladynka mówiąc to uniosła rękę, wskazując kierunek obozu wroga.
Archon niespodziewanie obwąchał twarz Venory, spoglądając jej głęboko w oczy.
-
Nie okłamujesz mnie. Zatem, ruszajmy- warknął anioł z psim łbem. Atmosfera nieco się rozluźniła a trójka niebian pobiegła przodem, biorąc na siebie impet pierwszego uderzenia. Mgła nagle zniknęła, jakby Venora i jej towarzysze pokonali niewidzialną granicę. Ogromny okrąg, którego nie sięgała mgła, obejmował obóz gigantów na szczycie góry oraz lodową budowlę na szczycie sąsiedniej. Venora ujrzała piękne, gwieździste niebo, oraz każdego z towarzyszy tak szczegółowo, jak za dnia. Światło Selune w zupełności wystarczało by oświetlić całe obozowisko gigantów.
Było ich siedmioro. Pięcioro z nich leżało na ziemi, wokół wielkiego paleniska, ciężko dysząc. Jeden - z całą pewnością lodowy - stał wytrwale na posterunku uważnie się rozglądając, z ogromnym mieczem przygotowanym na bój. Ostatnim był gruby olbrzym o głupim wyrazie gęby, z maczugą w ręku. Ten drugi był prawdopodobnie gigantem mgielnym i to właśnie on stał bliżej grupki.
Kiedy Venora zorientowała się w sytuacji, przyzwani niebianie już doskakiwali do giganta mgielnego bezlitośnie raniąc jego nie chronione nogi.
-
Bierzcie tego drugiego!- krzyknął jeden z Ogarów, kiedy wielkolud właśnie odwracał głowę w ich kierunku. Stwór warknął, uniósł ostrze miecza i ruszył grupie na przeciw.
Venora spojrzała na Anger, robiąc ręką gest by wyciągnęła w jej kierunku swój miecz. Rycerka zaczęła recytować słowa modlitwy i na koniec dotknęła dłonią ostrze miecza kapłanki, czyniąc je bronią zguby. Na swój miecz nie rzuciła zaklęcia bo było już za późno, ruszyła na przeciwnika, a jej broń zabłyszczała od mocy karcącej zło.
Kompani ruszyli równym krokiem w kierunku giganta, kiedy Dundein prosił o łaskę Moradina, a jego błogosławieństwo spłynęło na rycerkę.
Gigant wziął ogromny zamach i natarł bez zastanowienia na stojącą najbliżej Agness. Masywny miecz wielkoluda uderzył z potworną siłą w czarną rycerkę odbierając jej dech w piersi. Tylko magia zaklęta w zbroi zdołała zatrzymać giganci miecz. Potwór jednak nie zrezygnował i poprawił od boku, trafiając bez problemu oszołomioną kobietę.
-
Zjem wasze ścierwo na kolację!- warknął.
Panna Oakenfold nie przejęła się groźbami. Nie jeden co wykrzykiwał przed nią podobne frazesy stracił z jej ręki życie.
-
Ilithidom nie posmakowałam to co najwyżej się udławisz! - odkrzyknęła gigantowi paladynka, a ostrze jej miecza poprowadzone zamaszystym ruchem zaorało skórę oponenta i zaraz poprawiła drugim cięciem. Olbrzym zawył z bólu, a jego jęk poniósł się po całej okolicy. Rycerka okazała się być groźniejszym przeciwnikiem niż zakładał i ledwo udało mu się uskoczyć przed kolejnym ciosem, który w niego wymierzyła.