Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-05-2018, 23:46   #30
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Pilot był doszczętnie zniszczony, lecz kluczyk gładko obrócił się w zamku unieszkodliwiając zabezpieczenia samochodu. Troje drzwi otworzyło się, zaś kilka minut później Felicia parkowała przed komisariatem.

- Słucham państwa - odezwał się zza lady McDonald unosząc głowę znad dokumentów ledwie na chwilę. Jasnowłosa dziewczyna odezwała się jako pierwsza.

- Dzwonił facet, który zaginął. Mówi, że jest za miastem i mam przyjechać do niego, ale nie mogę oddzwonić, bo włącza się poczta głosowa.

- Świetnie. Widzi pani? Nie było powodu do niepokoju.

- Tylko... zastanawiam się... nie jestem pewna czy to on.

Policjant odpadł na oparcie z mocno skonsternowaną miną.
- Powiedziała pani, że to on dzwonił.

- Tak, ale...

- Czy to był jego głos?

- Tak, ale...

- Czy brzmiał dziwnie albo jakby mówił to pod przymusem?

- Nie, ale cała sytuacja jest dziwna, do cholery! Znika bez śladu i nagle dzwoni zza miasta, że mam do niego jechać! Nawet nie powiedział gdzie!

Funkcjonariusz odgrzebał jakieś notatki z biurka, przerzucił kilka kartek, po czym położył je ponownie na biurku. Richard dostrzegł, że był to zapis z nocnej interwencji w "Bliżej Natury". Kiedy się odezwał, mówił cierpliwie, jakby tłumaczył coś dziecku.
- Proszę pani, powiem pani jak najprawdopodobniej wyglądała poprzednia noc. Podczas, gdy państwo wyszli na nocną przechadzkę, w pobliżu domków zjawił się niedźwiedź. Pani partner widząc dzikie zwierzę i to, co robi w pozostałych domkach dość nieroztropnie, zamiast zamknąć i zabarykadować drzwi, uciekł. Jak widać miał sporo szczęścia. Trafił na drogę, gdzie zatrzymał przejeżdżający samochód, a ten zabrał nocnego autostopowicza. Detale mogą się różnić, ale fakty na to właśnie wskazują. Mamy zniszczone przez niedźwiedzia domki, brak pani partnera i telefon od niego. Włączyła się poczta głosowa, ponieważ najpewniej rozładowała się bateria, a pani partner chciał przekazać informację jak najszybciej. Pewnie nie zdążył określić lokalizacji. Jeśli tak nie było, to proszę mi powiedzieć, jak to mogło wyglądać inaczej?


Wsiedli do samochodu natychmiast po wyjściu z posterunku i skierowali w drogę powrotną. Z ulicy Złotej zjechali w Pocztową, a następnie Kolejową przez most i dalej prosto. Tabliczka obwieściła rozpoczęcie ulicy Górskiej, zaś ta płynnie przeszła w drogę główną 120.
Stopniowo opuszczali równinne tereny. Przed nimi szybko spiętrzyły się wyżyny oraz góry. Trasa wiodła między gęsto porośniętymi zboczami zasłaniającymi wysoko stojące na niebie słońce. Chwilę później wjeżdżali na wzniesienie, zaś pochyłe ściany malały niemal z każdym metrem.


Przebycie miasta na rowerze oraz poznanie jego rozkładu zajęło Dianie nieco ponad pół godziny. Część miasta już znała.

Północna część miasta była równie uprzemysłowiona jak południowa. Znajdowały się tam w większości domy mieszkańców, a także kościół wraz z przylegającą do niego plebanią, szkoła z przyzwoitej wielkości boiskiem czy niewielki kiosk na rogu ulicy Szkolnej i Szpitalnej. Po przeciwnej stronie ulicy znajdowała się przychodnia oraz szpital. Zapewne tam też mieściła się apteka, ponieważ w żadnym innym miejscu jej nie dostrzegła. Dowiedziała się za to, że przez rzekę Pauwau przechodzi jeszcze jeden most. Nie był jednak dostosowany do ruchu ulicznego. Z resztą świadczyła o tym sama jego nazwa: Most Spacerowy. Po drugiej stronie rzeki widziała znajomy teren Modrzewiowego Zacisza.

Południową natomiast wypełniał w większości park. Dostrzegła nawet tabliczkę oznajmiającą, iż nosi imię Abrahama Jeffrey'a Harrisona, kimkolwiek ten człowiek by nie był. Mniejszy druczek oraz ruch skutecznie utrudniały odczytanie dłuższego tekstu.
Dworzec kolejowy w świetle dnia prezentował się niewiele lepiej niż nocą, zaś dyżurka przy Moście Kolejowym wydawała się teraz jeszcze mniejsza.

Zdecydowanie więcej interesujących Dianę miejsc znajdowało się w centrum, lecz to właśnie miejsce znała najlepiej ze wszystkich. Mechanik, sklep wielobranżowy Johna Islemana, bank Golden Fox, restauracja Moose's Horn to miejsca, które zdążyła odwiedzić. Będąc przejazdem jeszcze wewnątrz swojego audi widziała szyld zegarmistrza Watchex i sąsiadującego z nim fryzjera, a także stację benzynową Ogden, filię poczty, posterunek, supersam Lola i straż pożarną. Rzuciła jej się w oczy także wieża radiowa. Nawet sklep Lincolna był jej znany, choć kiedy widziała go ostatnim razem był zamknięty na cztery spusty. W końcu przybyła nocą.

Po spa nie było ani śladu, lecz dowiedziała się, iż największe szanse na zakup żywności miała w supersamie. John Isleman również oferował żywność, lecz w znacznie bardziej ograniczonym stopniu niż wyspecjalizowany w żywieniu market. Interesującym był również sklep Lincolna oferujący, jeśli wierzyć tablicy, świeże artykuły własnej produkcji, choć były to głównie pochodne zbóż.

Spokój posiłku w restauracji kolejny raz zakłócony był przez krzyki dwóch, starszych mężczyzn zajmujących stolik w rogu, ale nikt nie zwracał na nich uwagi włącznie z nowymi gośćmi. Spotkany wcześniej ponury, starszy mężczyzna jadł powoli ze stworkiem leżącym na jego kolanach, zaś stojąca przy korytarzu do toalet kobieta ([Epizod 1] Lake Hills) obwieszona lampkami choinkowymi z koroną z latarek czołowych zaciskała dłonie na zapalonej lampie naftowej tak mocno, że zbielały jej palce. Była przygarbiona i wyraźnie wystraszona.

Nagle Diana trąciła szklankę. Zawartość chlusnęła na stół i ubranie. Szybko opanowała sytuację na blacie, ale ubrania tak szybko wysuszyć się nie dało. Wszystkie rozmowy ucichły. Wszystkie spojrzenia utkwione były w niej. Podstarzali rockmani spoglądali ciekawie, potworek i jego właściciel patrzyli ciężkim do odgadnięcia wzrokiem, a kobieta ze światłem wyglądała na jeszcze bardziej przerażoną niż zwykle. Jedynie kelnerka Dawn spieszyła z pomocą w postaci ścierek, choć przybyła nieco zbyt późno.
Ostatecznie opuściła swoje ocienione miejsce, by uregulować rachunek.

Musiała się przebrać. Na szczęście sklep wielobranżowy był niedaleko, zaś słońce świeciło na tyle mocno, by chłód przemoczonego fragmentu ubrania nie był dotkliwy. Jedyne, co musiała zrobić to kupić nowe ubranie i poprosić o możliwość skorzystania z łazienki. Raczej nie powinno być z tym problemów.


Gdzieś między drzewami po prawej stronie znajdował się obóz Wodza. Nie było go widać, lecz wiedzieli, że był gdzieś w pobliżu. Zignorowali zakręt w prawo w drogę D01. Musieli odbić w C71, czyli kolejna w prawo. Tam trzeba będzie znacząco zwolnić ze względu na ukształtowanie terenu. Droga pnąca się pod górę będzie kręta i zapewne bardzo wąska, jak to miały w zwyczaju tego typu trasy.
Tymczasem mieli przed sobą tunel, zaś po drugiej stronie miała być stacja benzynowa. Przyda się tankowanie.


Po zakupach weszła do łazienki. Zgodnie z przewidywaniami właściciel natychmiast wskazał jej drogę. Pomieszczenie było jednoosobowe, przeznaczone do użytku służbowego, o czym świadczył fakt, iż było niewykończone. Owszem, posiadało kafelki na podłodze, ale ściany były zupełnie nagie. Podobnie jak wisząca pod sufitem żarówka. Pojedynczy sedes, pojedyncza umywalka. Isleman najwyraźniej stwierdzał, że skoro wszystko działało, to nie ma sensu robić nic więcej, skoro pomieszczenie miało służyć tylko do jego użytku.

Światło zamigotało i zgasło. Z niezidentyfikowanego powodu poczuła się nieswojo. Nagle w lustrze zobaczyła za sobą jakąś postać. Żarówka, która przed chwilą rozbłysła gwałtownie zgasła i włączyła się jeszcze raz, co powtórzyła stroboskopowymi błyskami. Postać zniknęła. Elektryczność uspokoiła się.


Wjechali w ciemny tunel rozjaśniany wyłącznie światłem reflektorów samochodowych. Prowadząca auto Felicia pewnie wchodziła w zakręty aż do jego wylotu. Księżyc schowany był za grubymi chmurami.


Kiedy opuściła łazienkę sklep był pusty, ciemny i cichy. Nie było nikogo oprócz niej. W blasku zapalonej latarni, jasnej wyspy pośród ciemności, stał oparty jej rower. Dokładnie tak, jak go zostawiła.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline