Arlo wziął głęboki wdech i spojrzał przez ramię na ukochaną.
-
To było podczas jednej z twoich ostatnich wypraw. Ja byłem wtedy obiecującym czarodziejem, który cieszył się dużym poszanowaniem mistrza i otoczenia. Ty byłaś rycerką, której imię budziło strach w wielu prowincjach królestwa, ale i nie tylko. Naszym zadaniem było sprawdzić drogę do twierdzy okupowanej przez rzeszę potworów.- wyjaśnił Venorze.
-
Moje imię budziło strach? - powtórzyła po magu, spoglądając na niego z niedowierzaniem. -
Jakoś sobie tego nie jestem w stanie wyobrazić - pokręciła głową.
-
Miałaś sporo szczęścia i nawet nieźle szło ci wywijanie mieczem. Prymitywizm…- skomentował uśmiechając się złośliwie pod nosem.
Na ten komentarz Venora zrobiła oburzoną minę. Zaraz jednak się roześmiała lekko i pocałowała go nagle w policzek.
-
Dla kogoś kto potrafi czarować, faktycznie walka wręcz może być nudna - stwierdziła z rozbawieniem i mrugnęła do niego. -
Na pewno spodobałeś mi się od pierwszego wejrzenia - dodała z promiennym uśmiechem.
-
Chwila, moment! Odbyłem wiele godzin treningu w walce wręcz. Potrafię strzelać z łuku, walczyć mieczem oraz całkiem nieźle wywijałem kosturem!- oznajmił mag.
-
Oh, naprawdę? Imponujące. Ty i prymitywne metody walki - skomentowała rozbawiona jego tłumaczeniem się. -
Czyli nie tylko twój wygląd mnie w takim razie pociągał - dodała z zawadiackim uśmieszkiem. -
Chociaż... Magia to imponująca sprawa - pokiwała głową. -
Kal poczęliśmy zaraz po ślubie czy czekaliśmy na odpowiedni moment? - spytała.
-
To tak naprawdę nie jest nasze dziecko…- odparł, co wręcz zamurowało Venorę. Widząc wyraz twarzy swej ukochanej przełknął ślinę i pospieszył z wyjaśnieniami.
-
Któregoś razu, kiedy walczyliśmy z czarcim pomiotem, ten ciężko cię ranił… Aura demona w niezrozumiały sposób spaczyła twoje ciało. Wiele dni trawiła je ciężka choroba, a ja błądziłem po planach szukając składników na lekarstwo. Udało się zanim było za późno.- zrobił przerwę i spojrzał na ziemię.
-
Niestety to zabiło twoją płodność. Medycy nie potrafili tego uleczyć. Kilka lat nie krwawiłaś i choć staraliśmy się nie udawało się.-
Arlo spojrzał na biegającą przy jednej z chat Kal i kontynuował.
-
Którejś nocy, po bitwie zażyczyłem sobie kąpieli. Ty już spałaś. Nagle w uszach zabrzmiała mi melodia. Tak piękna jakby ją skomponowały anioły. Poczułem zapach fiołków, najświeższego wina i ciepłego miodu. I nagle zrobiło mi się na duszy tak lekko. Zrozumiałem, że to nie omamy. Pobiegłem na górę do komnat, gdzie leżałaś nago na ziemi, nakryta jedynie tiulową firanką…- Spojrzał na niebo i wziął głęboki wdech.
-
Następnego dnia krwawiłaś. Dwa tygodnie później medyk stwierdził, że poczęliśmy dziecko. Lecz to nie ja jestem ojcem tego dziecka. Urodziłaś po pięciu miesiącach. Zdrową i bystrą. To córka aniołów. Choć jestem dla niej jak ojciec.- skończył w końcu.
Cała ta wiedza przytłoczyła Venorę tak bardzo, że aż zrobiło jej się słabo. Mocniej uchwyciła ramię swojego ukochanego. Zupełnie nie wiedziała co powiedzieć. W milczeniu więc wbiła spojrzenie w bezkresną dal morza.
~
Córką aniołów? ~ powtórzyła w myślach. ~
Jak to w ogóle możliwe?~ ciężko westchnęła. ~
Czy to jest powiązane z bogiem, z którym mam tą więź?~
Długo zajęło jej układanie sobie tego wszystkiego w głowie. Nie, żeby jakkolwiek jej się to udawało. Pokręciła głową, bo nadal żadne, nawet najmniejsze wspomnienie z tym związane nie pojawiło się jej w głowie. Chciała pocieszyć maga, że Kalasir na pewno jest ich prawdziwą córką i to pomimo niezwykłych okoliczności. W końcu sama Venora widziała w córce fizyczne podobieństwo nie tylko do siebie samej, ale również do Arla, lecz... odpuściła. A pewno przez te lata mieli czas by o tym nie raz rozmawiać. Zamiast tego spojrzała na Arla i uśmiechnęła się czule.
-
Jesteś taki kochany. Jak wrócimy do zamku to usiądziesz sobie z książką i winem na łóżku, a ja wymasuję ci plecy - zaproponowała, bo z jakiegoś powodu wydało jej się, że byłoby to coś co mu by się spodobało.
-
Jest jeszcze coś o czym powinnaś wiedzieć…- już chciał coś jej powiedzieć, lecz Venora kątem oka dostrzegła biegnącą w jej kierunku córkę. Dziecko złapało ją za dłoń i kazało za sobą pójść, uśmiechając się szeroko.
Kobieta nie wiedziała czy powinna prosić maga by ten w obecności powiedział jej to co chciał. Nawet poczuła zaniepokojenie, bo powiedział to takim tonem jakby ta wieść miała być podobnej wagi jak informacje o poczęciu córki. Na razie więc przyklękła i odwzajemniła uśmiech, przyglądając się Kal.
-
Coś się stało? - zapytała Venora.
-
Chcę ci coś pokazać. Dziewczynka, która tam mieszka ma małego kotka! No chodź mamo! Chodź ze mną proszę!- nalegała ciągnąc ją za rękę.
-
No dobrze... Prowadź - odparła kobieta, odraczając tym samym w czasie to co chciał jej powiedzieć Arlo. -
Pójdziesz z nami? - zapytała go, ale w jej spojrzeniu była prośba by dołączył do nich. Mag z westchnieniem wzruszył ramionami i ruszył ich śladem, lecz nie dość szybko by je dogonić. Venora pokonała z córką dystans dzielący ją do chaty i pozwoliła dziecko wejść do środka. Kalasir czuła się tutaj niezwykle swobodnie, a w oczach domowników malowała się autentyczna radość z tych odwiedzin. W środku Venora dostrzegła skromną kuchnię, na klepisku oraz izbę z kominkiem, wysłaną futrami. Na środku kuchni, gdzie w kociołku wrzała rybna zupa, stała niewiele młodsza od Kal dziewczynka. Wokół jej nóg biegało kilka małych kociaków, które wprawiały wszystkich tutaj zebranych w sielankowy nastrój.
Venora skinęła lekko głową mieszkańcom na powitanie i następnie spojrzała na córkę.
-
Widzę, że faktycznie dziewczynka ma kotka. I to nie jednego - skomentowała czarnowłosa. -
Przykro mi, ale nie weźmiemy kotka ze sobą - dodała naprędce, zakładając, że to było powodem przyciągnięcia rodziców przez Kal w to miejsce.
-
Ale dlaczego? Opiekowałabym się nim!- zaprotestowała przybierając smutną minę.
~
W sumie to faktycznie czemu nie... ~ Venora zamyśliła się nad tym. Mieli duży dom, który był przecież ogromnym zamkiem. Taki kot to nawet myszy by gonił. Z drugiej strony nie mogła sama podjąć takiej decyzji.
-
A ile teraz mamy kotów u siebie? - zapytała córkę, licząc że kupi sobie w ten sposób czas, aż przyjdzie do nich Arlo.
-
Cztery. Ale wszystkie dzikie. Śpią w stajni. Do domu nie zaglądają!- wyliczyła.
~
Oby mnie Arlo nie udusił za to... ~ przeszło Venorze przez myśl, bo czuła, że jej stanowczość legła właśnie w gruzach.
-
No niech będzie. Ale tylko jednego - dodała na koniec z naciskiem, już wyobrażając sobie minę maga gdy zobaczy je wracające z kociakiem. -
I dopóki będzie w domu to nie będziesz próbowała namawiać nas na kolejne zwierzątko - postawiła warunek.