Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-07-2018, 20:02   #181
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
To był dobry dzień. Za barykadą enklawy dzieciaków Alice co prawda nie od razu sobie pozwoliła na ucięcie drzemki w jakimś kącie, bo wolała pozostać czujnna przy kobietach które przywieźli. W tym czasie, głównie dla zabicia czasu, blondynka obeszła każdy kąt tego miejsca. Zahaczyła nawet o pokój gdzie Dave łatał Amandę, by upewnić się, że pacjentka nie sprawia mu problemów.

Powrót Anthonego i Emmy ucieszył ją, a rzeczy które przywieźli zwiastowały, że szefowa nie zamierza zostawić dzieciaków na pastwę losu. Jak mało kto mieli zasoby na to, a biorąc pod uwagę że na składzie leżały przydatne kolei rzeczy, to nawet nie musieli wiele naginać by pomóc młodzieży. Teraz dopiero Alice mogła w końcu odpocząć. Jako jedyna nie miała zajęcia więc poszła do mechanika potowarzyszyć mu przy jego robocie. Z początku starała się być przydatna i podawać mu chociaż narzędzia, ale prędko okazało się, że dla niej każdy klucz wygląda tak samo. Dlatego nie pchała już swoich rączek w zabawki Anthonego i po prostu usiadła sobie w kabinie pojazdu i w siedzącej pozycji ucięła sobie drzemkę. Z założenia miała trwać ona tylko chwilę.

***

Spała do czasu, aż mechanik jej nie szturchnął, stwerdzając że w budynku lepiej będzie się spało. Była już noc i mężczyzna kończył pracę na ten dzień. Pospała sobie dobre kilka godzin.
Halsey nie dała się długo prosić i opuściła szoferkę stepvana. Chłodne nocne powietrze pomogło się jej obudzić i to do tego stopnia, że straciła całą senność. I dobrze wyszło, bo w tym miejscu bardzo brakowało osób do wartowania. Alice z chęcią więc zajęła się wspomaganiem mieszkańców w tej czynności. Była niczym ten pies strużujący, który czuje się odpowiedzialny za powieżony mu teren.
Gdzieś w środku nocy siedziała akurat w wartowni nad bramą. Z tego miejsca było widać całą okolicę, również plac za ogrodzeniem. Alice siedziała tam z jednym chłopakiem. Czas mijał głównie na opowiadaniu o broni, którą miała i dzieliła się wskazówkami co do sposobu ich używania. W końcu kazała mu się zdrzemnąć i sama przejęła wartę, wpatrując się w dal.
- To był dobry dzień - mruknęła pod nosem i uśmiechnęła się do siebie. Po raz pierwszy poczuła, że zatrudnienie się dla kolei było najlepszym jej pomysłem w ostatnich latach.

***

Cały poranek ziewała. Była niewolnikiem swoich przyzwyczajeń, a to miało swoją długą listę niedogodności. Zagryzała jakiegoś suchara dokładnie przeżuwając każdy kęs i ruszyła na obchód. Nie spodziewała się, że Amanda sama do niej przyjdzie. Raczej zakładała, że będzie jej unikać jak zmutowanego psa: na dystans i bez gazrurki nie podchodź.
Na uwagę Amandy Alice pokiwała głową, zgadzając się z jej zdaniem.
- Na ciężarówkę to najlepsze wilcze doły. Ale tu nie macie na to sił... No i mur zdecydowanie zbyt długi by go okopać - na koniec mrugnęła do kobiety, dając do zrozumienia, że sobie żartuje. Po tym Halsey spoważniała.
- Ta, okrojenie terenu będzie dobrym pomysłem. Trzeba też wszystkich zebrać by mieszkali w miarę jednej kupie, resztę przerobić na magazny, w miejscach gdzie może się ktoś próbować przedostać zamontować jakieś półapki, czy wnyki. Zawsze to choć trochę odciąży strużujących

Halsey musiała przyznać, że nie spodziewała się, że będzie jej się tak dobrze rozmawiać z Amandą. Widać kobieta miała więcej oleju w głowie niż to blondynka zakładała. Zawsze miło jest się pozytywnie zaskoczyć.
A wtedy zaskoczył silnik w stepvanie i kobiety od razu udały się do pojazdu.

- Anthony, nigdy nie zwątpiłam, że uda ci się ożywić tego szrota - skomentowała Alice, stając obok mechanika. Mężczyzna uwalony był w smarze po łokcie. Nawet na czole miał "taktyczne" malowanie. Dla blondynki w tym widoku było coś tak bardzo pociągającego, że nie powstrzymała się przed wymownym uśmieszkiem. Halsey zdawała się wogóle nie przejmować pobliźnioną twarzą mechanika.
Pozostawało już tylko pożegnać się z dzieciakami.

***

W drogę powrotną do pociągu Alice miała pełen wybór środka transportu. Osobiście lubiła podróżować czymś porządnym, dlatego zajęła miejsce w stepvanie prowadzonym przez Anthonego.

-I've lived in lonely cities, I've crossed deserts on camel back, And I've filled the halls of folklore with things I'd rather we forget, I could sweep you off the street so saying this is goddamn tough, But this town might be big enough... - piosenki country miały to do siebie, że wpadały w ucho i pozostawały w głowie na wieczność, nawet jeśli nie słowa to melodia już na pewno. Blondynka jechała z karabinem na kolanach i niezapiętą kaburą z pistoletem. Choć wyglądała na wyluzowaną, to czujnie rozglądała się, w trakcie rozmowy z Anthonym czy kiedy coś śpiewała sobie pod nosem.

***

Alice nie angażowała się w załadowywanie pojazdów na pociąg. Od razu udała się do swojego przedziału gdzie zostawiła swoją broń długą i doprowadziła się do porządku po dwudniowym wypadzie. Następnie poszła do ambulatorium by zmienić opatrunek na ręce i wtedy doszło do niej wezwanie na dywanik szefowej.
Zapach kawy i widok kanapek zapowiadał, że wszystko jest dobrze. Halsey stała wyprostowana, w lekkim rozkroku z rękami złączonymi za sobą.

- Wzywałaś nas? - zapytała grzeczościowo by zacząć temat, dla którego ich zebrała.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline