| Archibald Roderyk de Valsoy h. PÄ™k StrzaÅ‚ RozejrzaÅ‚ siÄ™ wokół zdjÄ™ty najwyższÄ… grozÄ…. PatrzyÅ‚ przez Å‚zy. DziesiÄ…tki mÅ‚odych dziewczÄ…t umieraÅ‚o na krzyżach w potwornych katuszach. SÅ‚yszaÅ‚ skwierczenie ich ciaÅ‚, czuÅ‚ woÅ„! CoÅ› jakby szloch wydostaÅ‚ siÄ™ z jego starczego gardÅ‚a, gdy dojrzaÅ‚, ze najmÅ‚odsze li nawet czternastu wiosen mieć nie mogÅ‚y. A potem w stuporze jakimÅ›, ogarniÄ™ty strachem i nienawiÅ›ciÄ… ryknÄ…Å‚ i spiÄ…Å‚ kolanami konia. WrzeszczÄ…c ruszyÅ‚ do przodu, a wierny Glacier, choć parskaÅ‚ i rzucaÅ‚ Å‚bem, to dawaÅ‚ siÄ™ prowadzić nogami jak na paradzie. Ani chybi Å›mierć zajrzaÅ‚a w oczy staremu rycerzowi, „ zajrzaÅ‚a bÄ™dÄ…c piÄ™knÄ… dziewczynÄ… o poÅ‚owie twarzy znieksztaÅ‚conej przez pÅ‚omienie. I jak wicher zemsty, niczym miecz PowracajÄ…cego spadÅ‚ Archibald de Valsoy miÄ™dzy tych, którzy kaźń dzieweczkom zadali. A wielki byÅ‚ gniew rycerza. Pierwsze ciosy rozrÄ…baÅ‚y ciaÅ‚a katów, wieÅ„czÄ…c je fontannami krwi. Krwi, która nie mogÅ‚a ni ugasić pÅ‚onÄ…cych krzyży, ni rozpaczy i zÅ‚oÅ›ci de Valsoya. Glacier przemknÄ…Å‚ przez tÅ‚um zbrodniarzy, rozpryskujÄ…c kopytami krew i bÅ‚oto. Rumak uwalany ponad pÄ™ciny posokÄ… nieprzyjaciół wyszczerzyÅ‚ zÄ™by niczym sam diabeÅ‚. A Archibald zawróciÅ‚ i, wrzeszczÄ…c niczym tabun demonów, runÄ…Å‚ znów na przeciwników. Niewiele widziaÅ‚ przez Å‚zy, rÄ…baÅ‚ wiÄ™c na oÅ›lep, lecz niemal każdy cios znajdowaÅ‚ celu. RozbijaÅ‚ Å‚by na poÅ‚owy, odwalaÅ‚ rÄ™ce wraz z ramionami. Bez pomiÅ‚owania, bez jednego li zawahania! A ciosy odbijaÅ‚y siÄ™ nieszkodliwie od jego zbroi, tarczy, od karwaszy i nagolenników. A Archibald po raz kolejny stanÄ…Å‚ w strzemionach i uderzyÅ‚ mocarnie zza gÅ‚owy półtorarÄ™cznym Frexenetem. I kolejnÄ… gÅ‚owÄ™ zdjÄ…Å‚ z karku. A wrogowie jego, choć liczebnie go przewyższali niepomiernie, struchleli, widzÄ…c li w Archibaldzie anioÅ‚a pomsty wysÅ‚anego przez PowracajÄ…cego. Lecz nie anioÅ‚em Archibald byÅ‚, lecz czÅ‚ekiem. I on poczuÅ‚ zmÄ™czenie. Ciosy stawaÅ‚y siÄ™ coraz sÅ‚absze, coraz rzadsze. Coraz częściej razy nieprzyjaciół trafiaÅ‚y tam, gdzie zbroja sÅ‚absza, gdzieniegdzie ciaÅ‚a dosiÄ™gajÄ…c. A i Glacier, rumak bojowy de Valsoya, ranion byÅ‚. W wielkiej ciżbie nieprzyjaciół walczyli już nie o zwyciÄ™stwo, lecz o karÄ™ boskÄ… dla zwyrodnialców. I o Å›mierć. I Archibald de Valsoy wzniósÅ‚ gÅ‚owÄ™ ku niebiosom i żarliwie jÄ…Å‚ siÄ™ modlić, a potem wzniósÅ‚ siÄ™ w strzemionach i rzekÅ‚: […]” Rzecz o Archibaldzie WspaniaÅ‚ym
Klechdy Arish, tom 1.
Wydawnictwo Dragon, Ville-de-Clee 1984, s.329.
… i rzekÅ‚: - - A chuj wam w dupÄ™! Jeszcze was kilku ze sobÄ… zabiorÄ™, skurwysyny! SÅ‚owa zadziorne, odważne, ale chyba bez pokrycia. Bo de Valsoy czuÅ‚, że siÅ‚ brak, a walki koÅ„ca nie widać. Znaczy widać. PrÄ™dzej czy później, któryÅ› z tych bydlaków zabije Glaciera. A bez konia byÅ‚ tylko nieruchawym opancerzonym celem. Mniejsza z tym. Nie odpuÅ›ci mordercom, choćby miaÅ‚ skonać. Åšmierć zaglÄ…da w oczy Archibaldowi Roderykowi de Valsoy. |