Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-09-2018, 21:44   #640
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Yurtrus szedł przed siebie spokojnym krokiem, lekko powłócząc prawą nogą. Był krzepką i wielką istotą, sporo większą nawet od Balthazaara. Venora z obrzydzeniem oceniła, że potwór nosił ślady jakiegoś tuzina chorób, a może i więcej. Wokół głowy krążył mu rój much i insektów. Yurtrus nie miał ze sobą żadnego oręża. Jego jedyną bronią były długie i zakrzywione pazury, na których znajdowała się skorupa z zaschniętej krwi i żółci z rozdrapanych ran.
Twarz orka była zniekształcona nieustannym grymasem gniewu i złości, a z niemal nieruchomych ust wydobywała się urocza piosenka śpiewana głosem dziecka.
-Niechaj przeklną go wszelkie żywioły tego świata! Nie dajcie mu się zranić, albowiem zarazi was jakąś paskudną zarazą!- syknęła druidka, łapiąc w międzyczasie swój kostur oburącz.
~ Oby moje zdrowie okazało się iście boskie, jak mawiali moi mentorzy... ~ skomentowała w myślach paladynka.
-Wesprzemy cię magią Venoro…- szepnęła Anger zza pleców rycerki.

Po tym zapewnieniu Venora spojrzała kątem oka przez ramię na swoich kompanów. Rycerka nie winiła jej ani pozostałych za strach, bo w końcu to ona była wybrańcem boga, wygrywającym przegrane batalie. Czuła się teraz zupełnie jak wtedy w swojej sennej wizji, gdy stanęła przed obliczem Tiamat. Lecz wtedy łatwo było jej ruszyć na pięciogłową demoniczną smoczycę, bo wiedziała, że to nie jest jej jawa. Teraz musiała się mocno postarać by utrzymać swą bojową postawę, która była chyba jedynym co powstrzymywało jej towarzyszy od ucieczki. Zdecydowała się sięgnąć do swojej torby, z której wyciągnęła miksturę i ją wypiła.
Yurtrus nagle stanął w miejscu i spojrzał na grupkę, zupełnie jakby wcześniej ich nie widział.
-Nie wy mnie tu wezwaliście…- zauważył, a jego twarz nabrała zdziwienia i jeszcze większej złości.
-Gdzie moje dziatki?!- krzyknął tak głośno, że co niektórzy musieli aż zatkać sobie uszy.

- Martwe! - warknęła paladynka i zgrzytnęła zębami przez ten huk. Widząc reakcję boga gnicia, chorób i śmierci zrozumiała, że to jego wzywali kapłani. To on też musiał być tym co widział w swoich wizjach Bestekes. A gdyby tu nie przyszli... Venora w obecnej chwili miała dość problemów o tym nie myśleć. W końcu mieli przed sobą boga i paladynka była pewna, że prawdziwego cudu będą tu potrzebowali. I każdej pomocy. Rycerka sięgnęła po dębowy gwizdek i dmuchnęła w niego tak mocno ile powietrza mogła złapać do płuc. Niestety nie miała pojęcia jak szybko na wezwanie przybędzie Xor, więc zaraz po użyciu gwizdka i nie czekała już tylko ruszyła szarżą na boga. Klinga miecza Venory zabłysła ponownie, jeszcze silniejszym blaskiem, gdy w biegu paladynka natchnęła je energią karcącą zło.
Służka Helma zaszarżowała, błyskawicznie pokonując dystans dzielący ją od orczego bóstwa. Szpon Zimy błyskał jaskrawym światłem mocy, którą Venora natchnęła swój miecz. Ostrze świsnęło w powietrzu pozostawiając na chorym ciele potwora krwawiącą bruzdę. Rycerka poprawiła jeszcze z drugiej strony i na koniec pchnęła miecz przed siebie ale wbrew pozorom Yurtrus był zwinną bestią i swobodnie unikał ciosów.


-Rzucę twoje ścierwo larwom na pożywkę!- krzyknął tak głośno, że Venora poczuła jak ziemia pod nią drży. Ork doskoczył do rycerki i złapał ją lewą łapą za kołnierz napierśnika, po czym rozorał pazurami policzek. Rycerka poczuła dojmujący ból i niesamowite pieczenie na policzku. Yurtrus nie czekał na reakcję kobiety i poprawił tym razem górną stroną pięści uderzając na odlew. W głowie panny Oakenfold już piszczało, a drugi policzek zaczął błyskawicznie puchnąć. Yurtrus podniósł Venorę w powietrze i uderzył kolejny raz tym razem w bok odbierając jej dech w piersi. Na koniec wyszczerzył zgniłe zębiska i raz jeszcze drapnął pazurami twarz paladynki. Krew spływała po twarzy Venory obficie pod zbroję. Policzek panny Oakenfold był tak pokiereszowany, że czuła zimne powietrze jaskini bez otwierania ust, a to oznaczało że paskudne pazury bóstwa dosłownie podziurawiło jej twarzy.
-Venoro!- krzyknął Arlo widząc jak potężne razy jego ukochana przyjęła w ciągu kilku sekund. Yurtrus puścił poobijaną Venorę, która osunęła się na ziemię. Sekundę później zielonoskóre bóstwo otoczone było przez towarzyszy Venory, którzy jednak nie byli w stanie wyrządzić mu większej krzywdy.
-Pozabija nas tutaj…- fuknęła Anger pochylając się nad pokiereszowaną rycerką.
-Tempusie daj jej sił oraz energii do walki, tak jak ślesz ją swoim sługom!- modliła się trzymając nad głową Venory swój święty symbol.

Panna Oakenfold poczuła jak jej ciało odzyskuje trochę siły, a mięśnie znów są gotowe wywijać mieczem.
Arlo również błyskawicznie pojawił się obok kochanki. Mężczyzna nie marnował ani chwili i od razu sięgnął po zwój, który wcześniej przygotował za pasem. Mężczyzna odczytał tajemne frazy wyzwalacz i atrament z pergaminu zniknął w bladym blasku fioletowego koloru, a panna Oakenfold poczuła jak jej ciało zyskuje kolejną porcję sił. Venora podniosła wzrok i zza pleców Arla dostrzegła jak otoczony z każdej strony bóg nagle znika w rozbłysku białego światła.
-Gdzie ten skurwiel?!- krzyknął Gustav rozglądając się wokół.
-Niech was nie zwiedzie na manowce! Zaraz nam się ukaże!- krzyknęła elfia druidka.
W tym czasie Gustav podszedł do Venory i złapał ją za rękę, pomagając jej wstać. Mężczyzna sięgnął po swój święty symbol i pomodlił się do Tempusa, a zesłana moc przyniosła Venorze ukojenie w bólu.
Leśna Zjawa podeszła do panny Oakenfold, spojrzała jej głęboko w oczy i wyszeptała kilka niezrozumiałych słów, gestykulując przy tym rękami. Elfka położyła dłoń na czole Venory i ta poczuła się jeszcze bardziej silna.

Korzystając z okazji Dundein również zbliżył się by pobłogosławić towarzyszkę modlitwą do Moradina. Bóg krasnoludów nienawidził panteonu orków i być może wspomógł rycerkę z miłą chęcią.
-Zaklęcia, modlitwy, słowa pokrzepienia… Na nic wam to nędzna hołoto!- głos Yurtrusa znów poniósł się echem po jaskini. Ziemia zadrżała pod stopami śmiałków, a z kamiennego podłoża wyłoniła się horda zjaw, cieni i ghastów sunąc powoli w kierunku grupy.
-Marhammorze pozwól mi uleczyć moją towarzyszkę, by była gotowa stanąć do walki z naszym przeciwnikiem - pierdolonym bożkiem orków!- warknęła Segrid. Krasnoludka dotknęła Venory w bok przesyłając jej kolejny zastrzyk pozytywnej, leczniczej energii.
-Tam jest!- Gritta dostrzegła Yurtrusa w półmroku, nie tak daleko od miejsca gdzie się znajdowali. Elfka zaintonowała pieśń o legendarnym łowcy smoków, co dodało Venorze jeszcze więcej woli walki.
-Zajmijcie się cieniami!- poleciła druidka -Ja zaś przyrzekam na światło gwiazdy poranka, wygnam precz tego zuchwałego potwora!- krzyknęła wskakując na grzbiet niedźwiedzia.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline