Dzień 29 czwartego miesiąca roku
Dotarcie do biura na pierwszą zmianę było nie lada wyczynem. Plan Inspektor zakładał jak najszybsze uporanie się z najważniejszymi sprawami, tak by wyrobić się na obiad u Yoshiego. Z dokładnie tego samego powodu właśnie nie mogła sobie pozwolić na przyjście do roboty na późniejszą godzinę. Przez niewyspanie popijała drugą kawę, ślęcząc nad raportem z imprezy z wewnętrznymi. Opisała w nim wszystko ze swojej perspektywy, dodając to co dowiedziała się już od Johnsona i Robertsa. Corday zamykała już akta, żeby zanieść je przełożonemu gdy jej telefon odezwał się, pokazując nieznany numer. W pierwszej chwili pomyślała, że to Anderson.
- Inspektor Corday? Mówi komendant Mitchell - przedstawił się znajomy męski głos. - Potrzebuję dowiedzieć się kto jest pani źródłem jeśli chodzi o kontakty związane z Andersonem.
- Chętnie porozmawiam o tym, ale niestety nie jest to temat na telefon - odpowiedziała bez zawahania.
- A na co? - zapytał szef wewnętrznych.
- Mogę być u pana w biurze w przeciągu godziny - zaproponowała.
- Dobrze. To czekam - Rozłączył się.
- Niecały miesiąc tu jestem i już trafiam na dywanik - zaśmiała się z ironią odkładając telefon i wstała od biurka. Wzięła do ręki akta i poszła do przełożonego.
Standardowo zapukała do jego biura i weszła nim zdążył wyrazić na to zgodę.
- Raport z wczorajszej akcji wewnętrznych - powiedziała z uśmiechem i położyła Sinclairowi na szczycie stosu akt piętrzących się na jego biurku.
Komendant miał akurat rozłożone na biurku trzy komplety akt i na zmianę przerzucał wzrokiem z jednych na drugie. Zerknął na okładkę tych jakie właśnie przeniosła inspektor i skinął akceptująco głową, po czym wrócił do poprzedniego zajęcia.
- Ma pan jakąś radę jak rozmawiać z Mitchellem? - zapytała z niewinną miną.
Pytanie spowodowało, że Sinclair nagle uznał blondynkę za znacznie ciekawszy materiał niż akta.
- Zakładając, że to rozmowa czysto służbowa, to mów wszystko czego nie jesteś się w stanie wyprzeć, że nie wiedziałaś - poradził.
- Nie wyobrażam sobie jak miałabym z nim rozmawiać nie służbowo... - krótką chwilę udała zamyśloną. - A i rozmawiałam z Andersonem. Próbuję go namówić, żeby pomógł ujawnić działania Syndykatu w Crimeshield. Jego zdaniem firma to Syndykat.
- Powodzenia - prychnął rozbawiony szef. - Ja na jego miejscu bym się nie zgodził. Biorąc pod uwagę co się wokół niego dzieje to każdym wychyleniem głowy ryzykuje zyciem, a Ci co się na niego zasadzili nie są nowicjuszami. Wbrew pozorom on teraz może czuć się jak w swoim żywiole. A co do zeznań przeciwko White’owi to ten musiałby coś bezpośrednio przeciwko niemu zrobić, żeby nasz najemnik poczuł się zdradzony. Anderson jest chorobliwie lojalny.
- Za wiele sobie po tym nie obiecuje, ale faktem jest że facet czuje się zdradzony przez wszystkich. Więc zaproponowałam mu w zamian status świadka koronnego i bilet daleko poza Lune. Co z tego wyjdzie to zobaczymy. Ma nóż na gardle - powiedziała i spojrzała na akta, które mu przyniosła. - Z mniej wesołych wieści to agenci którzy strzelali do agentów najpewniej byli skażeni mroczną harmonią.
- A skąd to wiesz? To stwierdzić może jedynie Bractwo lub jakiś Cleaner. Nic mi nie wiadomo, żeby tam był ktoś z nich, a nikt od nas nie strzelał by sobie w kolano mówiąc to o naszych agentach - Sinclair zapytał z ożywieniem.
- Strzały, które nie trafiały w serce albo głowę nawet nie robiły na nich wrażenia - wtrąciła się Corday.
- Może po prostu byli na jakichś prochach - stwierdził komendant, a jego czujność nieco osłabła. - Często przypinają niewygodnym osobom łatki heretyków, żeby łatwiej się ich pozbyć.
- Można zrzucić to na moje przewrażliwienie po Hillu - stwierdziła od niechcenia Inspektor, ale jej ton zdradzał, że sama była przekonana do swojej wersji. - A to by znaczyło, że sprawy mogą się łączyć.
- Z tą różnicą, że Hill był dodatkowo naprany tak, że ledwo kontaktował, a agenci podobno byli komunikatywni? - stwierdził jednocześnie pytając.
- Hill był czysty - poprawiła go Irya. - Nie znam się na tym. Może trzeba by ściągnąć Cleanera na spytki?
- Nie zmienia to faktu, że podobieństwo nie jest identyczne - podsumował Sinclair. - Jak znasz jakiegoś to pytaj na własną rękę. Do śledztwa to i tak nic nie wniesie. Opinie “eksperckie” zostawmy sądom.
- Nie zapominajmy, że Hilla ktoś do mnie przyprowadził. Ale oczywiście są to tylko moje przypuszczenia - odparła z uśmiechem. - W każdym razie, proszę trzymać kciuki, żeby Mitchell mnie nie zawiesił za wścibstwo - dodała z mrugnięciem oka.
- Raczej nie ma aż takich chodów u Thompsona - uspokoił ją komendant z uśmiechem. - A co do twoich mrocznych przeczuć, to jeszcze nie słyszałem, żeby heretycy zrobili coś dobrego. Mogli maczać palce w obu sprawach, ale to nie znaczy, że są powiązane.
- Jak szczęście dopisze to się może dowiemy jak jest naprawdę - westchnęła. - Po wizycie u Mitchella wrócę tu opowiedzieć wrażenia, ale później będę chciała zrobić sobie wolne. Wczoraj mi marnie wyszło odbieranie nadgodzin.
- Jasne - przytaknął. - Jak zwykle sobie poradzimy, a ty jak zwykle nie wysiedzisz w domu - stwierdził jakby zbyt dobrze to rozumiał.
- Ciekawe co tym razem przyniosę - zaśmiała się z rozbawieniem i spojrzała na zegarek. - Idę, bo się spóźnię - dodała i skierowała się do drzwia, a Sinclair bez słowa po prostu wrócił do pracy.