Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-06-2019, 10:01   #20
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
- Mój mentor mówił mi, że czyny żołnierzy nie można oceniać jak u pospolitego ludu i w pierwszej kolejności muszą iść pod osąd wojskowy - wspomniałam. - W każdym razie zauważyłam, że chce za bardzo zbawiać osoby ze swojego otoczenia i chyba nawet nie widzi, że i na mnie narzuca swoją wolę co sama uważa za dobre dla mnie.

– To prawda… – Skinął. – Dlatego być może ty… jako kapłanka zdołasz nią wstrząsnąć i pomożesz jej uporać się z przeszłością.

- Zobaczymy. Muszę wyczuć dobry moment na tą rozmowę. A ty jej nie uprzedzaj co ją czeka i że wiem - zaleciłam.

Tylko skinął głową.

Ledwo skończyliśmy rozmowę, a znaleźliśmy się nieopodal samotnej chaty.

Morrisana siedziała na progu, jej poranny dobry nastrój wyparował. Siedziała chowając twarz w dłoniach.]

Widząc ją w takim stanie ukuło mnie poczucie winy. Ale przecież nie powinnam.
- Szykujmy się do drogi. Nie wiadomo kiedy przyjdą moi bracia - odezwałam się do niej.

– Będą w południe… możemy zjeść śniadanie… i tak pewnie wystygło… – Powiedziała wstając i wchodząc do chaty.

Zapowiadało się kilka godzin milczenia. Bezgłośnie westchnęłam, po czym spojrzałam ostatni raz kątem oka na orka i wtedy weszłam za nią.

– Marion… wiem, że powinnam powiedzieć ci to od razu. Jesteś dorosła… a ja… ja wmawiałam sobie, że robię coś innego niż wszyscy, że chcę dać ci wolność i prawdę na którą zasługujesz… a jednocześnie… tak naprawdę nawet nie zapytałam czy sama tego chcesz – Powiedziała nakładając jajecznicy na drewniany talerz. Garren wszedł za tobą, jednak został przy drzwiach. – Tak naprawdę… niczym nie różniłam się od twojego ojca czy przeora… kolejna osoba, która próbuje chronić cię, układając ci życie. – Westchnęła. – Przepraszam i ciebie Wilczy Kle… miałeś rację od początku… próbuję wszystko naprawiać… a nie dostrzegam, że wszystko psuję…

– Tego nigdy nie powiedziałem – Powiedział stanowczo ork. – Powiedziałem tylko, że dziewczyna jest dorosła i powinna mieć wybór czy i jak chce poznać prawdę, a ty zbyt mocno się obciążasz.

- Przestań nadinterpretowywać wszystko - rzuciłam zbierając myśli, bo nie planowałam poruszać tego tematu już teraz. - Los i tak chciał, że się sama dowiedziałam dość by zdecydować się drążyć o co chodzi, a mój mentor mi świadkiem, że jak się na coś uprę to i nagana przeora mnie zniechęci.

– Marion… – Odwróciła się trzymając talerz w dłoni. – Czy jesteś pewna, że klasztor to miejsce dla ciebie? – Zapytała wprost.

- Ja niczego nie jestem pewna - wzruszyłam ramionami. - Nawet nie wiem co zdecyduję, bo na pewno nie zamierzam decyzji podejmować z dnia na dzień. Jedyne czego jestem pewna to tego, że chce spotkać moich rodziców i wykrzyczeć im w twarz wszystko co leży mi na sercu, bo każda inna osoba, która o tym wiedziała tylko wypełniała ich wolę.

– Próbowali cię chronić – Powiedziała stawiając talerz na blacie stołu.

- Przestań ich usprawiedliwiać - zmrużyłam oczy. - Jakoś nie wrócili po mnie gdy niedoświadczony król stał się wszechmocnym cesarzem.

– Nie jest wszechmocny… – Rzuciła ostro.

- Dla mnie jest. Sama mówiłaś, że ojciec oddał mnie bo wtedy, jeszcze jako król, nie miał wpływów, ale odkąd jest cesarzem już je ma, a jakoś nie widzę, żeby moja rodzina sobie o mnie przypomniała. Nie zrobili, więc tego dla mnie, tylko dla własnej wygody - wyrzuciłam z siebie z irytacją.

– Nie znasz ich… – Rzuciła, i dopiero wtedy dotarło do niej co powiedziała. Odruchowo zasłoniła usta dłonią.

- No właśnie nie znam, bo im nie zależało mnie znać - gniewnie się jej przyglądałam. - Nie broń ich, bo im się to nie należy.

Nic nie powiedziała. Położyła tylko chleb na stole i zasiadła do jedzenia. Wyraźnie widziałaś, że było jej głupio.

Miałam mówić dalej, ale głód dał o sobie znać, więc bez słowa zasiadłam przy stole i nałożyłam sobie jedzenia. Jajecznica faktycznie była już zimna, ale i tak smakowała mi. Popita mlekiem i zagryziona chlebem ze smalcem stanowiła doskonałe śniadanie przed trudami nowego dnia.

- Sądzę, że to zrządzenie Toriela, że tu się znalazłam - odezwałam się przerywając bardzo długą ciszę.

Kobieta spojrzała na ciebie pytająco. Garren zdążył usiąść na ziemi.

- Mój patron chciał, żebym dowiedziała się o sobie i chciał, żebym uświadomiła tobie, że żyjesz w błędzie - wyjaśniłam co mam na myśli.

– Co masz na myśli? – Spojrzała na ciebie uważnie.

- Dopiero co uświadomiłaś sobie, że robisz dokładnie to co wszyscy inni, że wiesz lepiej co dla mnie jest dobre - mówiąc to cały czas patrzyłam prosto w oczy Morrisany. - Masz to przeświadczenie, że wiesz najlepiej co jest dobre dla innych. Tak samo jak chciałaś decydować o moim losie, tak decydujesz o losie Garrena. Oszukujesz się, że tak jest lepiej. Ale nie jest. A co gorsze łamiesz śluby złożone przed bogiem, czego nie mogę zignorować. Tak, dziś w nocy obudziłam się akurat w takim momencie by wszystko zobaczyć i usłyszeć.

Morrisana nic nie powiedziała. Siedziała tylko w milczeniu patrząc ci w oczy.

- Wiesz dobrze, że musisz złożyć święte symbole i szaty obrzędowe, ustępując ze stanu kapłańskiego - stwierdziłam z pełnym przekonaniem.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline