Widząc kwatermistrza i mojego mentora uznałam, że to oni będą dowodzić w tej wyprawie. Przyjęłam to z ulgą, że jednak będzie z nami ktoś doświadczony i kogo stan kapłański nie był dla mnie sporną kwestią. Poza tym po prostu ucieszyłam się na widok Galadriela i od razu przyspieszyłam kroku by do niego podejść.
- Witaj mistrzu. Lepiej się dziś czujesz? - skinęłam głową wyrażając szacunek.
Starzec jedynie potarł brodę i spojrzał na ciebie uważniej.
– To dlaczego Morrisana prowadzi cię do cesarza jest sprawą dla mnie oczywistą… lecz czy tobie wyjawiła prawdę? – Zapytał. – Jeśli wiesz, jedynie potwierdź a jeśli nie, zaprzecz. Nic ponad to nie mów.
Choć spodziewałam się, że będzie to wiedział to i tak poczułam ukłucie żalu. Jednak jego jednego tłumaczyłam przed samą sobą, że przeor zakazał mi o tym mówić. Kątem oka spojrzałam na wspomnianą i znów popatrzyłam na starca.
- Tak - powiedziałam z powagą i skinęłam głową.
– Przepraszam… – Powiedział łagodniej. – Czy jesteś na to gotowa, by przed nim stanąć? By usłyszeć cokolwiek powie? – Zapytał kładąc ci dłoń na ramieniu.
Wzruszyłam ramionami i zrobiłam zbolałą minę.
- Chcę mieć już to za sobą - stwierdziłam cicho, tak że tylko on był w stanie mnie usłyszeć. - Obiecuję, że będę się zachowywać godnie i nie przyniosę wstydu - zapewniłam, żeby uspokoić go, że nie musi się martwić, że zrobię coś głupiego przed Cesarzem.
– Nie o to mi chodzi – ściszył głos. – Ta rozmowa może zmienić całe twoje życie i wszystko w co wierzysz… czy na to jesteś gotowa?
- Wczoraj miałam tego przedsmak, ale podołałam - stwierdziłam, choć zamierzałam przemilczeć to co działo się w międzyczasie ze mną, jak zezłościłam się chyba nie tylko na swoich rodziców, ale i na cały świat. - Z resztą żyłam z dala od prawdy o wiele lat za długo.
– To prawda… – westchnął. – I od lat czułem, że nie pasujesz do zakonnego życia… nie pochodząc z takiego rodu.
- Jeszcze nie podjęłam żadnej decyzji - odparłam z naciskiem na to, aby niczego z góry nie zakładał.
– Jeszcze – Podkreślił to słowo. – Jeszcze nie rozmawiałaś z cesarzem.
Zastanowiło mnie cóż takiego mógłby powiedzieć mi władca, skoro Galadriel, osoba która znała mnie najlepiej, zakładał takie a nie inne rozwiązanie sytuacji.
- Czas pokaże - doparłam zachowawczo. - Wyruszasz z nami? - zapytałam, żeby zmienić temat.
– Niestety nie… jestem zbyt stary na tak intensywną wyprawę… nie trzeba wam więcej chorych i martwych. Tam będzie ich nawet więcej niż trzeba. – Uśmiechnął się. – Pamiętaj… przez te lata uczyłem cię nie tylko sprawiedliwości, ale i miłosierdzia… nie zapominaj o tym drugim, bo nie ma ludzi doskonałych. Cesarz też nie jest bogiem, a jedynie człowiekiem.
Zmarszczyłam brwi zdziwiona. Czemu miałabym winić Cesarza o cokolwiek? To była decyzja mojego ojca i jego wymówki.
- Dobrze mistrzu, będę o tym pamiętać - zapewniłam go.
– Nie… nie masz o tym pamiętać… ty masz to zrozumieć. Masz zrozumieć, co oznacza miłosierdzie i jak może się ono przejawiać… a także… – zrobił dłuższą przerwę, wziął kilka oddechów. – Że nie my jedni wiemy czym ono jest i my też możemy się pomylić.
Westchnęłam przeciągle.
- Nie denerwuj się i nie martw o moje zachowanie - poprosiłam i złapałam go za dłoń. - Jesteś już na to za stary, a ja nie chcę, żebyś dostał przez to wszystko zawału. Bo dla mnie ty jesteś najważniejszą osobą i zawsze to ty będziesz dla mnie ojcem, który był przy mnie kiedy tego potrzebowałam - uśmiechnęła się ciepło do niego.
– I ty jesteś dla mnie jak córka… dlatego właśnie nalegałem, żebyś mogła wziąć udział w tej wyprawie, poznać prawdę i zacząć żyć po swojemu. Lepiej niż ktokolwiek inny znam twego ducha i wiem… wiem… – Westchnął. – Chcę żebyś odkryła własną drogę, bo ani ja ani zakon nic więcej już ci nie damy.
Oczy mi się zaszkliły, ale udało mi się powstrzymać łzy.
- Dziękuję. Za wszystko - powiedziałam i nie przejmując się widownią przytuliłam Galadriela.
Starzec natomiast się rozkleił. Widać było, że on nie zamierzał hamować łez.
– Byłaś wspaniałą uczennicą… ale teraz czas byś znalazła innych nauczycieli.
- Pamiętaj że niczego jeszcze nie zdecydowałam - powiedziałam po raz kolejny mu to przypominając i mocno go przytuliłąm. - Niedługo się zobaczymy. A nawet jeśli odejdę z zakonu - ton mojego głosu brzmiał tak, że zdradzał, że sama tego nie zakładałam. - To i tak muszę wrócić tu, do domu, żeby o tej decyzji was wszystkich poinformować.
Mężczyzna tylko się uśmiechnął i skinął.
– Do zobaczenia zatem – Powiedział i odsunął się.
W tym samym czasie reszta kapłanów dokończyła przygotowania i przegląd zapasów.
Włodarz, wysoki elf o białych, długich do pasa włosach rozmawiał z Morrisaną i Darielem.
- Do zobaczenia - uśmiechnęłam się na koniec i odeszłam od niego, kierując się do Morrisany.
__________________ "Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"
Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn |