-
Wyczuwasz skąd dobywa swąd goblinów? - zapytała czarnowłosa patrząc na łuskowatego wojownika, samej rozglądając się w próbie ustalenia co się tak właściwie działo w obozowisku.
-
Zbyt mocno wieje żeby wyczuć, ale biegnij tam gdzie ogień!- polecił, wywijając młyńca mieczem w powietrzu. Długo nie musieli szukać. Kilka chwil intensywnego biegu wystarczyło by na niewielkiej polanie, gdzie znajdowała się jedna z wielu zagród dla wierzchowców dostrzegli goblina. Nie był zwykłym zielonoskórym siepaczem. Ten gobas miał w ręku nóż z zakrzywionym ostrzem, lecz nie walka była jego celem. Na plecach bowiem miał przytroczony wielki dzban, niczym jaki osioł.
Goblin wbiegł do zagrody, rzucił się z nożem na pierwszego z brzegu wierzchowca. Koń błyskawicznie kopnął agresora, a dzban na plecach zielonoskórego eksplodował zabijając wiele koni w pobliżu.
-
Samobójcy! Jak z nimi walczyć?!- Balthazaar spojrzał na Venorę.
-
Tylko na dystans... - odparła paladynka rozglądając się na boki. -
Łucznicy i magowie muszą celować w te pieprzone dzbany zanim podejdą do koni! - krzyknęła głośno by każdy w okolicy usłyszał ją. Sama nie miała broni dystansowej więc mogła tylko liczyć, że reszta jej posłucha. -
Silwer, gdzie jesteś?! - krzyknęła w niebo.
Echo jej krzyku poniosło się pomiędzy górskimi szczytami, hen daleko. Silwer jednak nie odpowiedział, co mogło być spowodowane kilkoma przyczynami. Kolejna eksplozja, a po niej jeszcze jedna dały Venorze do myślenia, że w końcu przyszedł dzień kiedy zaczęła żałować, że dawno temu zaniechała treningi strzelania z łuku czy kuszy.
Magów też w pobliżu zbyt wielu nie było, za pewne większość strzegła namiotu regentki. Ci z żołnierzy, którzy mieli przy sobie łuk, próbowali walczyć z problematycznym wrogiem, ale ciemność i skoczność zielonoskórych pokurczy sprawnie utrudniały ostrzał.
-
Lady!- krzyknął bezimienny żołnierz za plecami Venory -
Tam, za wzgórzem znajduje się portal, z którego wypełzają te pokraczne stwory!- krzyknął wskazując kierunek.
Venora zdała sobie sprawę z tego, że jako jedna z niewielu nie miała większych problemów z widzeniem w ciemności. Co innego ludzie w oddziałach wojska Cormyru. Mogła jednak coś na to poradzić. Skupiła się i wykorzystała wrodzone zdolności magiczne, tworząc kulę światła unoszącą się nad padokiem.
-
Kontynuujcie ostrzał - nakazała paladynka i spojrzała na Arla. -
Dasz radę zamknąć ten portal, prawda? - zapytała go, ale już machnęła na smoczydło i krasnoludkę, kierując swoje kroki we wspomnianym przez żołnierza kierunku.
-
Tak, przynajmniej spróbuję!- odparł dziarsko czarodziej.
Grupka z Venorą na czele ruszyła w kierunku wzgórza. Żołnierz nie mylił się, gdyż już z oddali Venora czuła potężną aurę złej mocy. Czerwony krąg wirującej mocy, był portalem przez który przeskakiwały gobliny - jeden za drugim. Zielonoskóre pokurcze wyskakiwały parami, odpalając wzajemnie lont w bombach, które przynosili na plecach. Wybijanie tych poczwar byłoby łatwiejsze gdyby nie fakt, że portalu i bezpieczeństwa małych bombardierów pilnowała grupka orogów, dowodzonych przez muskularnego osobnika. przypominającego gabarytami Balthazaara. Zielonoskóry wojak był półnagi, ale nie wyglądał jakby się tym przejmował. Dwa topory, które trzymał w rękach były zdecydowanie za ciężkie by trzymać je jednorącz, przynajmniej dla przeciętnego człowieka.
Na jego paskudnej mordzie malował się wyczekujący uśmiech i od razu jak tylko zauważył przeciwników wykrzyczał rozkaz ataku, posyłając kilkunastu orczych barbarzyńców do boju.
Rycerka stanęła w postawie zdradzającej gotowość do podjęcia walki. Nie uśmiechało jej się walczyć bez pancerza, ale nie mogła na to nic poradzić.
-
Arlo, jak blisko musisz być portalu, żeby go zamknąć?- - rzuciła Venora przez ramię. -
Segrid, pilnuj go przed goblinami, my z Balthazaarem zajmiemy się zielonymi - rozdzieliła zadania i spojrzała na smoczydło. Dotknęła jego ramienia i wypowiedziała słowa modlitwy chroniącej przed złem.
-
Podejdę najbliżej jak się da!- wycedził przez zęby mag. Rycerka skrzywiła się na te słowa, bo niestety takiej odpowiedzi się spodziewała. Rzuciła kątem oka, szybkie spojrzenie na Segrid. Krasnoludka uniosła w górę swój buzdygan, który rozbłysnął blado błękitnym światłem aktywowanej runy. Kilku żołnierzy stanęło w jednej linii z Segrid, lecz orogowie od razu otoczyli wojaków, przytłaczając ich swoją przewagą. Na szczęście do boju dołączyli Balthazaar i Venora, siekając pierwszego z brzegu zielonoskórego.
-
Utrzymać szyk, nie dać się otoczyć!- krzyknęła panna Oakenfold do żołnierzy.
Obecność kompana, z którym stoczyło się niezliczoną ilość ciężkich walk, działała pokrzepiająco. Kryjąc się za tarczą, czarnowłosa zamaszystym ruchem wyprowadziła cięcie Szponem Zimy z poziomu swoich bioder, celując w podbrzusze oponenta. Jej klinga rozświetliła się boską energią, która czyniła lodowe ostrze jeszcze bardziej zabójczym dla przeciwników paladynki. Lodowe ostrze miecza świsnęło w powietrzu, a na twarzy oroga pojawił się grymas bólu i zaniepokojenia. Zamrażająca moc klingi zatrzymała flaki zielonoskórego w brzuchu, jednak rana była tak głęboka i szeroka, że śmierć osobnika była kwestią kilku chwil. Balthazaar okazał akt łaski i dobił przeciwnika, pozbawiając go głowy płynnym cięciem.
Orogowie byli bardziej wymagający od zwykłych orków, lecz i to nie wystarczyło by chociaż na chwilę zatrzymać Venorę i jej kompanów. Potężna eksplozja jaskrawej energii, wzbiła w powietrze tumany kurzu i pyłu, a boska energia zaklęta w runach Segrid oślepiła kilku zielonoskórych. Z całego tego zamieszania, walka z orogami była zdecydowanie mniej wymagająca niż szukanie sposobu na samobójcze wybuchowe gobliny. Paladynka osłoniła się tarczą przed toporem wojowniczego zielonego i od dołu pchnęła mieczem w jego trzewia. Widząc jak coraz więcej posoki przymarza do jej klingi Venora wpadła na pomysł.
-
Segrid! Jak możesz stworzyć wodę to się przyda do polania samobójców! - krzyknęła przez ramię do krasnoludki.
-
A do czego mam Ci tej wody nalać?!- warknęła kapłanka, próbując skontrować cios jednego z orogów.
Szpon Zimy zatopił się głęboko w brzuch zielonego wojownika, a Venora pociągnęła je w górę i do siebie, rozpruwając go niczym rzeźnik prosię i tylko dzięki mrożącej mocy zaklętej w mieczu paladynka nie skąpała się przy tym w potoku krwi. Stojący najbliżej niej Balthazaar mruknął pod nosem coś, co można było wziąć za wyraz zadowolenia i spuścił swój dwuręczny oręż na głowę skulonego w bólu oroga, pozbawiając go jej, wraz z lewym barkiem i ręką.