Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2019, 10:46   #513
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
“Odzyskać człowieczeństwo” ...i łapę/rękę (Axim i Sybill)

Drużyna najemników wróciła z ostatniej misji i zdążyła nawet jakiś czas odpocząć. Jednak jeden najemnik nie mógł zażyć wczasu. Axim, odkąd tylko wrócili, warował przy Draugu Milczącym, jego najemnym łotrzyku, który w swojej torbie nosił odgryzioną łapę lwa, zakonserwowaną zaklęciem kapłanki Rhelli. Wszyscy domyślali się, że okaleczony kot będzie chciał odzyskać swoją kończynę, jednak musiało minąć trochę czasu po ich powrocie, by załatwić najbardziej naglące sprawy dla całej drużyny.

Jarnar nie mógł zwlekać, ponieważ jego rana wciąż się otwierała, a nawet sam Draug miał dosyć plątającego się u nóg kulawego kota. Łotrzyk przy pierwszej okazji zagaił w karczmie do Walkirii, wybranki lwiego serca.
- Pani Sybill - odezwał się mężczyzna, pochylając przed nią głowę. Jak na hulajduszę jego pokroju, potrafił okazać odrobinę szacunku, zwłaszcza do żywego awatara Wszechstwórcy. - Trzeba zaprowadzić Axima do kapłanów - wyjaśnił, klepiąc się po torbie z łapą.
- Wiem - odparła ostrym tonem zirytowana Arunsun, spoglądając gniewnie na łotrzyka, który najwidoczniej przerwał jej jakąś myśl. W przeciwieństwie do innych Walkiria po dotarciu do karczmy nie miała nawet chwili wytchnienia, zajmując się sprawami organizacyjnymi w związku z dołączeniem nowych osób do drużyny, utratą wcześniejszych kompanów i dowiadywaniem się o wszystkim tym co działo się pod ich nieobecność w mieście. Nawet nie miała kiedy zdjąć z siebie uszkodzonego pancerza. Gdy Draug nieco wzdrygnął się na reakcję Sybill, ta pokręciła głową. - Wiem - powtórzyła, ale tym razem z opanowaniem i bez dalszego gadania poszła w kierunku kąta, gdzie siedział ranny lew.

- Chodźmy - powiedziała Sybill do Axima. Co prawda mógł z Draugiem sam pójść do świątyni, ale była szansa, że kapłani ich wygonią, tłumacząc, że zwierząt nie leczą. Mając jednak u boku Walkirię Wszechstwórcy mogli liczyć na szczególne traktowanie.

Axim uniósł się z siadu i nie zwlekając ruszył w kierunku wyjścia. Trzeba było mu przyznać, że dość szybko opanował chodzenie na trzech łapach. Trudności jedynie przyprawiały mu schody i bardziej nierówny teren. Na szczęście będąc w mieście mógł liczyć na bruk.
- Miejmy to z głowy - westchnął Draug, podążając za swoim kocim panem.

Walkiria, Axim i Draug szli przez dzielnice Bram wzbudzając zainteresowanie patroli i mieszkańców. Jedni przyglądali się rannemu zwierzęciu, drudzy wpatrywali się zaniepokojeni w płonące oczy Walkirii. Kilku ludzi pokłoniło się i pozdrowiło Sybill rozpoznając ją z opowieści lub z błogosławieństwa jakie odprawiła przy próbach. Zwykłych mieszczan przybyło od ostatniego razu kiedy bohaterowie zapuścili się w okolice świątyni Wszechstwórcy. Każdy gdzieś pędził, wiele osób nosiło ubrania, zapasy żywności lub narzędzia. Domy przy głównej ulicy były remontowane i wzmacniane. Pomimo wojny trwającej w innych dzielnicach miasta, życie wydawało się budzić w Bramie. Świątynia znajdowała się w dawnym pałacyku królewskim, który oddano kapłanom do użytku, gdy miasto się rozrosło i wybudowano zamek w centrum miasta. Przed wejściem stał potężny pomnik przedstawiający Wszechstwórcę z wyciągniętymi dłońmi przed siebie. W prawej dłoni trzymał kulę przedstawiającą słońce w drugiej kulę przedstawiającą księżyc w pełni. Ubrany był w togę z gwiazd, a z odsłoniętych partii ciała wydobywały się płomienie pnące się ku niebu. Trudno było odczytać rysy twarzy, a tym bardziej podobieństwo do którejś konkretnej rasy z racji licznych świętych płomieni.
Wokół pomnika stała grupka modlących się osób, w większości wychudzonych i w obdartych szatach. Trochę dalej ciągnęła się kolejka osób najbardziej potrzebujących wsparcia. Ludzie głodowali i byli spragnieni oraz chorzy, w tłumie było można dotrzeć żołnierzy leżących na noszach lub opierających się na kulach. Wszyscy czekali na swoją kolej, by zostać wysłuchanym przez kapłanów.
Kilku duchownych usługiwało przy wejściu do świątyni robiąc co w ich mocy. Klerycy przechodzili wzdłuż tłumu z misami pojąc spragnionych zupą. Dwóch w biało czerwonych szatach usługiwało kilka metrów za pomnikiem najbardziej wysuniętej grupce. Sybill rozpoznała ich twarze, ale nie imiona, przez jakiś czas kiedyś z nimi usługiwała i trenowała.
Arunsun wiedziała że kapłani na których spływało błogosławieństwo czerpania z najsilniejszych czarów kapłańskich nie będą kręcić się przed świątynią tylko rezydują w jej środku. Dlatego skierowała swoje kroki wprost do głównego wejścia, by tam znaleźć kogoś odpowiedniego.
Drużyna ruszyła dalej w głąb placu skupiając na sobie uwagę czekających w kolejce. Rozległy się wzburzone głosy protestu na temat wpychania się, które szybko zostały zagłuszone prośbami o pomoc i stawienia się w czyjejś konkretnej intencji. Tłum zaczął powoli przesuwać się w kierunku Sybill i jedynie groźne pomruki Axima otwierały przejście dalej w kierunku kapłanów.
- Ocal nas!
- Uzdrów nas!
- Wstaw się za nami czempionie!

Kakofonia próśb i krzyków zagłuszała myśli w głowie. Ktoś odważniejszy co jakiś czas odważył się dotknąć szaty przechodzącej Sybill.

Jeden z kapłanów ruszył w stronę grupy.
- Witaj Walkirio - skłonił głowę w geście powitania i szacunku - W czym możemy pomóc? - Mężczyzna wyglądał znajomo, był jednym z kapłanów średniego szczebla z dzielnicy Młota.
- Witaj - Sybill skinęła mu głową z szacunkiem. - Potrzebuję waszej pomocy. Mianowicie mój towarzysz stracił kończynę w walce z najwyższą kapłanka Lamashtu. Udało nam się zachować jego członek i zabezpieczyć przed gniciem - gestem ręki kazała Draugowi wyciągnąć łapę z torby. - I choć wygląda teraz na lwa to jest on człowiekiem. Po prostu użył magicznego przedmiotu i przybrał tą postać - wyjaśniła uprzedzając możliwą niechęć do leczenia zwierząt. - Gdyby użyć silnego błogosławieństwa leczenia to podejrzewam że udałoby się uratować mu kończynę - wskazała na Axima.
Kapłan spojrzał na lwa - Zadziwiające, tu trzeba kogoś jeszcze potężniejszego, bo mogą być problemy z zaklęciem, które zmieniło go w zwierzę. Chodźcie za mną. - kapłan wprowadził grupkę do wejścia i dał znak akolitką przy wejściu. Dwie kobiety w czerwono białych szatach rzuciły zaklęcie i zatrzymały świetlistą barierą tłum tłoczący się za gośćmi do środka świątyni.

Dwoje kapłanów nadzorowało we wnętrzu opatrywanie i leczenie obłożnie chorych mieszkańców i żołnierzy. Leżało tu przy ołtarzu i na ławach wiele osób z zakażeniem, bez kończyn lub groźnymi infekcjami.
Gromadka ludzi uwijała się przy rannych, jeden z operowanych wrzeszczał, gdy starszy kapłan grzebał palcami w jego wnętrznościach. Raz po raz wyjmował metaliczne fragmenty i rozrzucał je po podłodze.
Kapłan średniego szczebla podbiegł do dwóch przełożonych i zaczął tłumaczyć im sytuację.
- Muszą zapłacić jak wszyscy. - odezwał się operujący .
- Nie martw się. ja się tym zajmę - odpowiedział drugi kapłan o aparycji elfa i ruszył ku drużynie.
- Takie jest prawo, nie rób wyjątków.

- Znam prawo, byłem przy tym jak je spisywali. Z tysiąc lat temu nim się urodziłeś. - Elf skłonił się Walkirii udając, że nie słyszy mrukliwych przedrzeźniający komentarzy drugiego kapłana. - Witaj Pani jestem Men Ollermem, miło cię spotkać w osobie. Tak jak mój znakomity kolega wspomniał jesteśmy zobowiązani pobrać opłatę za leczenie lub możemy się wymienić darami dobroci jak to stare pismo trafnie określiło.
Axim mógł jedynie się przyglądać i biernie podążać za Walkirią. Na jego szczęście była tutaj, by mu pomóc. Bez jej wsparcia przebrnięcie do świątyni i kontakt z kapłanami mógł być bardziej utrudniony. Kiedy zagaił ich starszy kapłan, lew przysiadł, zmęczony kuśtykaniem. Najemnik nie raz odniósł rany w walce, często ciężkie, jednak nigdy nie musiał zwracać się do kapłanów, by ci użyczyli mu swej mocy. Zdecydowanie było to dla niego nowe doświadczenie… i kosztowne, jak się miało okazać.
- Z całym szacunkiem - wtrącił się Draug z lekkim zniesmaczeniem. Stał z założonymi rękoma u boku Jarnara i nie wyglądał na onieśmielonego obecnością wiekowego kapłana. - Nasza przewodniczka i wola Wszechstwórcy nie wyraziła się jasno. Nasz zaklęty towarzysz to Axim Jarnar, Równy Bykowi i Obrońca Mostu. Na pewno o nim słyszeliście, podobnie jak o naszej drużynie. Zakładam też, że jesteście świadomi, iż gdyby nie nasz udział w bitwie o dzielnice, nie byłoby was tutaj, tak samo jak waszych rannych, od których pobieracie teraz… datki na świątynię. Jasnym chyba jest, że postawienie naszego towarzysza na nogi jest także w waszym interesie, by zdrów mógł wyruszyć nadstawiać karku za poddanych króla w Ramarze. - Łotrzyk postarał się, by jego mowa była gładka i artykulacja dobitna. Co prawda nie mógł umywać się do elfiej retoryki, jednak lata spędzone poza prawem nauczyły go sprytu w dążeniu do celu.
Na jego próbę perswazji Axim łypnął krzywo, ale nawet nie zawarczał ani mruknął.

Sybill z dezaprobatą pokręciła głową na słowa Drauga.
- Men Ollermem ma rację. Musimy zapłacić, bo my przynajmniej na wyprawach możemy znaleźć jakieś dobra materialne, a świątynia nie utrzyma siebie jeśli będzie leczyć tylko za wdzięczność, bo prędko nie będzie miała z czego karmić kapłanów. To na dłuższą metę zagrozi całemu miastu - pouczyła łotrzyka, który zapewne żyjąc z kradzieży nie przejmował się jak działa normalne życie. Walkiria wróciła spojrzeniem na elfa. - Mi równie miło ciebie poznać - dopełniła uprzejmości. - Powiedz zatem jakiej zapłaty od nas oczekujesz lub jakie dary dobroci masz na myśli.
Uśmiechnięty elf zaczął tłumaczyć sytuację w świątyni. - Nasi kapłani są rozproszeni na liniach frontu, a nasza garstka w świątyni musi bardzo uważać jak dysponuje ograniczoną ilością dziennych łask. Tym samym musimy odmawiać wielu proszącym, a jak widzieliście przybywa ich przed wrotami. Chciałbym z Pani pomocą pokrzepić tłum na zewnątrz, wierni powinni mieć w nas oparcie, potrzebują w tych trudnych chwilach czempiona Wszechstwórcy. Parę słów z ust Walkirii i wspólna krótka modlitwa odgoni zmartwienia i ponure miny. Pewnie także ucieszy Wszechstwórcę.
- Hm, trochę gadki nie zaboli - mruknął pod nosem Draug, wzruszając ramionami. Wyglądał nawet na lekko zawiedzionego. Być może liczył na to, że będzie się targował ze starym elfem o każdy grosz, a tymczasem ten wystosował do Walkirii prośbę.
- Oczywiście - skinęła głową Walkiria ignorując marudzenie łotrzyka. - Mam wyjść tak, czy uważasz, że powinnam się przebrać w kapłańskie szaty? - zapytała i rozłożyła ręce ukazując w pełni swój uszkodzony pancerz, który wciąż był usmarowany zaschniętymi resztkami jakie pozostały po tych, którzy stanęli przeciw niej do walki.
- Coś na to zaraz poradzimy - Elf zaczął mamrotać modlitwę, a dwoma złączonymi palcami zaczął wirować okręgi w powietrzu. Sybill poczuła orzeźwiającą bryzę powietrza wijącą się po jej ciele. Wszelki brud, pot i zaschła krew odstąpiły od jej ciała i ubrań, a jej skóra zapachniała polnymi kwiatami. Po chwili pojawiła się też akolitka z czerwono białą togą z symbolami wszechstwórcy, którą zakryła uszkodzoną zbroję. Na szybko uczesała też włosy Sybill doprowadzając je do ładu. Poprawiła medalion Wszechstwórcy by się ładnie prezentował i z ukłonem oddaliła się od Walkirii o kilka kroków.
Kapłan uśmiechnął się i wskazał drogę do wyjścia. Arunsun przyjrzała się sobie ostatni raz i wzięła głęboki oddech. Choć czuła się wykończona to przynajmniej nie było tego po niej widać. Ruszyła na spotkanie z wiernymi.

-Zbierzcie się wierni bowiem przybyła Walkiria Wszechstwórcy, która nieustannie walczy o odzyskanie naszego cudownego miasta. Tylko dzięki niej i jej drużynie zdołaliśmy wkroczyć do miasta i odzyskać dzielnicę Bram. Wkrótce odzyskamy pozostałe części miasta, ale nim to nastąpi zbierzmy się wszyscy przy wspólnej modlitwie. Oddajmy dzięki Wszechstwórcy, niech poczuje naszą miłość i wdzięczność. Skierujcie swe myśli ku Walkirii, która wzmocni je i wzniesie do naszego ojca w niebie. - Kapłan skłonił się Walkirii - Zmówmy modlitwę dziękczynną, poczuj wdzięczność i troski ludu oraz wznieś je na koniec dłońmi ku ojcu w niebie

Sybill rozłożyła ramiona, a następnie powoli uniosła ręce ku górze.
- Módlmy się! - powiedziała wiodąc ognistym spojrzeniem po wiernych, a na koniec skierowała wzrok ku niebu. - Dziękujmy Wszechstwórcy, że odpowiedział na nasze wołanie i jest przy nas w tych najtrudniejszych dla nas wszystkich chwilach. Ojcze Wszystkiego, dziękujemy ci za to, że żyjemy. Zapewniamy cię o wielkiej miłość jaką do ciebie pałamy, a my kapłani twojej woli oddajemy nasze losy i życia.
Stojący w progu świątyni lew przyglądał się przemowie Walkirii. Przez chwilę wydawało się, że do niej dołączy, ale ostatecznie coś go powstrzymało. Może uznał za niestosowne pojawienie się okaleczonego zwierzęcia u boku osoby tak ważnej dla religijnej społeczności. Czekał więc, aż Sybill skończy przemowę.
Sybill czuła zgromadzony wokół niej modlący się tłum. Wyczuwała dobroć i wiarę płynące od ludzi, a jej oczy wkrótce dojrzały drobne płatki energii oddzielające się od ciał i kołyszące się wokół jej wyciągniętych rąk. Niektóre płatki dotykały jej ciała rozgrzewając lekko skórę, czuła myśli dziewczynki modlącej się o powrót ojca żołnierza, kogoś innego modlącego się o nakarmienie głodującej rodziny, jeszcze inne o uzdrowienie ropiejących ran.
Walkiria wzniosła ręce do góry, a płatki energii zawirowały i podążyły za jej myślami w górę do królestwa Wszechstwórcy.
- Dobrze Walkirio, a teraz skup się na wyciągniętych dłoniach w górze. Poczuj jak energia wraca od Wszechstwórcy. Jak jego łaski napełniają twoje dłonie. – Kapłan wyciągnął również dłonie w górę podtrzymując ręce Sybill, która poczuła jak ich dłonie zmieniają się w światło i nakładają się na siebie. Poczuła uspokajającą jedność i dobroć.
Dłonie zmieniły się w rosnącą kulę ciepłej świetlistej energii widocznej gołym okiem dla zgromadzonego tłumu.
- Rozdajemy światło Wszechstwórcy wszystkim zgromadzonym, niech napełni wasze serca – Kapłan złączył wasze wspólne ręce i poprowadził do środka kuli, a po chwili wspólnie ją rozciągnęliście na cztery strony świata, rozdzielając wasze dłonie. Kula pękła jak bańka i wypełniła plac niebiańską energią.

Tłum westchnął z zachwytu i zaczął wysławiać jeszcze donośniej Wszechstwórcę. Ranni i chorzy zostali uleczeni, a głodni nasyceni.
Światło również dotarło do Axima i otoczyło go kokonem energii, a gdy zgasło mężczyzna stał na czworaka w ludzkiej formie z kompletem członków.
Sybill czuła jak kolejne płatki światła wirowały od ludzi, krążyły wokół niej i we własnym tempie wznosiły się powoli ku niebu i słońcu. Kilka ponownie otarło się o nią niosąc podziękowania dla niej i Wszechstwórcy.
- Dzięki ci Walkirio i Wszechstwórco za wasz cud. Dzięki wam Axim pocierpi jeszcze mocniej nim umrze. Już nie mogę się doczekać! – czarny płatek odkleił się od szyi Sybill i wzniósł się wraz z tłumem jasnych ku niebu.
Walkiria ze zdziwieniem patrzyła na ciemny okruch. Bez większego zastanowienie sięgnęła po niego, by złapać go w dłoń, nie pozwolić mu podążyć ze świetlistymi.
Płatek prześlizgnął się przez dłonie Sybill i poszybował w górę.
Kobieta jeszcze chwilę przyglądała się okruchowi, by w końcu odwrócić swoje spojrzenie. Powoli podeszła do Axima i wyciągnęła do niego rękę, by pomóc mu wstać.

Axim mało rzec, wyglądał na skonfundowanego. Będąc na kolanach, potrząsnął głową i zamrugał kilkakrotnie. Jakby z niedowierzaniem przyglądał się swoim dłoniom, dotykał twarzy i kończyn. Dopiero po chwili zauważył stojącą nad nim Walkirię, która promieniowała magią Wszechstwórcy. Sybill mogła wyczuć w sercu najemnika ogrom wzruszenia na jej widok.
- Najdroższa - westchnął, łapiąc jej dłoń i wstając z ziemi. Jego pancerz był uszkodzony, a sam mężczyzna wyglądał, jakby dopiero co wrócił z pola bitwy. - Już myślałem, że nigdy… - zaczął Jarnar, jednak nie mogąc wytrzymać emocji, rzucił się na kobietę, obejmując ją mocno, niczym rozbitek dryfującej kłody.

W końcu na twarzy Walkirii pojawiła się prawdziwa ulga i ciepły uśmiech, który przeznaczony był tylko dla tego jedynego mężczyzny. Wtuliła się w jego ramiona i w jednej chwili odsunęła od siebie wszystkie troski jakie zaprzątały jej głowę.
- Raduje mnie, że jesteś cały - mruknęła.

Wspólne modlitwy dobiegły końca i wierni zaczęli się rozchodzić. Na odchodne Sybill zapewniła elfa, że gdy tylko będzie mogła to będzie pojawiać się w świątyni by leczyć i karmić wiernych w imieniu Wszechstwócy.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline