Za każdym razem gdy Charles okazywał troskę o nią, było to dla Iryi nawet rozczulające, szczególnie że przychodziło mu to naturalnie.
- Możesz być spokojny, że spaczenia będę unikać jak ognia, a z szemranym towarzystwem to ograniczam się wyłącznie do takiego jednego podrzędnego heretyka - zaśmiała się. - Dla mnie poszerzanie wiedzy o mrocznej harmonii to po prostu poznawaniem zagrożenia - wzruszyła ramionami. - Wolę wiedzieć co za czary-mary potrafi taka Pandorina, żeby spróbować znaleźć skuteczniejsze rozwiązanie na obronę przed tym, czy poznać jej sługusów, żeby wiedzieć z kim nie zostawać w jednym pokoju.
- To i tak według Bractwa zakazana wiedza. Wyciągną od ciebie wszystko co wiesz, a potem nie będziesz im do niczego potrzebna. Jako kupka prochu do niczego mi się nie przydasz - powiedział z teatralnie przerysowaną żałością. - A jedyną obroną przed jej czary-mary jest nie prowokowanie jej do jego użycia - poradził przybierając znowu poważny ton.
- Z tym to już za późno - odparła na to Irya z szerokim uśmiechem i miną mówiącą, że wymienione zagrożenia jej nie odstręczają.
- Pewnie tak - przytaknął bezradnie. - Nie zmienia to faktu, że poza unikaniem takich sytuacji raczej nic nie mogę ci poradzić.
- Możesz za to mi powiedzieć jakie mroczne dary ma do dyspozycji, bo jak będę wiedzieć co potrafi to przynajmniej można unikać okoliczności w jakich może je wykorzystać - zasugerowała.
Morgan przez chwilę wpatrywał się w Corday, a po chwili na jego twarzy pojawił się pobłażliwy uśmiech.
- Nie mam pojęcia - wzruszył ramionami. - Pandorina nie jest i nigdy nie była moim mentorem. Jestem pewny, że jest potężniejsza ode mnie i potrafi dużo więcej niż ja. Nie chwali się swoimi mocami, a jej ostatni pokaz, jakiego byłaś zresztą świadkiem, nie miałby miejsca gdyby nie był wymuszony niecodzienną sytuacją. Widziałaś pewnie więcej niż dziewczyny z jej otoczenia. - Przerwał na chwilę upewniając się czy zrozumiała. - Czy ty przypadkiem mnie nie przeceniasz? Nie oceniaj mojego poziomu wtajemniczenia przez pryzmat mojej osoby. W końcu jestem tylko podrzędnym heretykiem - parsknął śmiechem, a Irya nie wyczuła żadnej urazy z jego strony.
- Nie - pokręciła głową. - Po prostu założyłam, że skoro poszedłeś do niej po niekonwencjonalny sposób zabicia mnie to wiesz o niej dość - wyjaśniła po czym wstała i naga podeszła do swoich spodni leżących nieopodal na podłodze. Wyciągnęła z tylnej kieszeni telefon i wróciła do Charlesa. Położyła się wygodnie na kanapie za nim i trzymając urządzenie w dłoni, przesunęła rękę tak, żeby Morgan mógł zobaczyć co się wyświetla na ekranie. - Widziałeś kiedyś tego typa? - zapytała, pokazująć mu zdjęcie heretyka który podszywał się pod agenta wewnętrznych.
- Wygląda znajomo. Kto to? - zapytał z zaciekawieniem, ale nie sprawiał wrażenia, że zna mężczyznę.
- To ktoś związany z kimś kto zrobił tobie niedźwiedzią przysługę w temacie Andersona - wyjaśniła. - Dobrze żebyś skojarzył skąd go znasz i wymyślił jak wykręcić się z tej znajomości kiedy ten typek wpadnie.
- Spokojnie. Nie wygląda na mojego klienta. Jeśli jest powiązany z którymś z nich to ich problem, a nie mój.
- I to właśnie chciałam usłyszeć - powiedziała z zadowoleniem w głosie i odłożyła telefon. - Idę wziąć prysznic - dodała i wstała z kanapy. Kątem oka wyłapała, że Morgan nie odrywa wzroku od jej nóg i pośladków.
[media]http://www.youtube.com/watch?v=zpJyjAKDMW4[/media]
***
- Mimo twoich starań załatwię to jednak dzisiaj - powiedział Morgan, wycierając włosy ręcznikiem, po wyjściu spod prysznica jaki wziął zaraz po Corday. - Spotkanie z Pandoriną nie należy do najprzyjemniejszych, a nie lubię odwlekać takich rzeczy.
- Jeśli czujesz się na siłach to jedź - usłyszał w odpowiedzi od Iryi, która owinięta ręcznikiem wycierała jakiś specyfik w mokre włosy.
Morgan skinął głową i poszedł po swoją torbę z rzeczami. Chwilę później wyłonił się w pełnym rynsztunku i torbą na ramieniu. Stał chwilę wpatrując się w swoją kochankę jakby nie wiedział do końca jak się zachować, ale po chwili ruszył w jej kierunku aby się pożegnać.
- Ale ty chyba zamierzasz wrócić na noc? - zapytała wymownie patrząc na to co trzymał w ręku i dopiero po tych słowach objęła go i pocałowała.
- To zależy ile mi to zajmie. Poza tym potrzebuję nowych ubrań. No i sprawdzić czy mój dom nadal stoi - powiedział dopiero gdy Irya pozwoliła mu złapać oddech. Mówił bez większego przekonania. Widać było wyraźnie, że targają nim sprzeczne uczucia. Cokolwiek Corday z nim robiła, bardzo niekorzystnie wpływało na jego dotychczasowe poukładane życie i priorytety.
- Klucze masz, więc po prostu obudź mnie gdy wrócisz w środku nocy - mrugnęła do niego i go puściła.
Stał jeszcze przez moment odciągając nieuniknione, po czym w końcu odwrócił się w kierunku drzwi by chwilę potem za nimi zniknąć.
Nie mogła się nie uśmiechać widząc go takiego wewnętrznie rozdartego. Nagle żachnęła się, że lepiej upewnić się, że niczego nie zapomniał.
- Pamiętaj o przepustce! - rzuciła za nim.
Lepiej byłoby nie musieć płacić za sprzątanie tego co z niego zostanie, gdy Steve go dorwie bez karty wstępu. Zwyczajnie tęskniłaby za tym heretykiem. Ubrała się w wygodny dres i resztę dnia spędziła na wylegiwaniu się na kanapie przed telewizorem.
Nie czekając na powrót Charlesa poszła do łóżka wcześnie, żeby wyspać się i być w stanie wstać na poranną zmianę.