I co też mogła nieszczęsna Arnika począć na trupa? Nie mogła uwierzyć, że dziewczyna, którą chciała za synową, leży bez ducha... I czemu wyglądała jakby zaduszono ją na śmierć?! Co się na diabły wydarzyło po tym jak młynarczykowie wybiegli w las za Bogną? To ona to zrobiła?! Tak czy inaczej dla niej nic już zrobić nie mogła.
Mnóstwo myśli kołatało się w głowie kobiety. Otrzeźwił ją dopiero rozsądek mówiący, że leżenie na skraju lasu, nieopodal gdzie kręciły się wilki, mądre nie było.
- Nie możemy jej tak tu zostawić - zadecydowała, bo trup na pewno ściągnąłby drapieżniki i spojrzała na Luthera. - Wstawaj, zaniesiemy ją do chaty.
Syn był nadal w szoku, ale słychanie poleceń rodziców miał skrupulatnie wbijane do głowy od berbecia. Zrobił co matka kazała i wspólnymi siłami weszli do chaty. Położyli ciało pod piecem, gdzie nieopodal Czeremcha zajadała się gulaszem jaki przyniosła jej przybrana córka.
- Luther, biegnij z Rutą do domu i powiedz o wszystkim ojcu. On niech pójdzie po Racimira i razem tu przyjdą - nakazała i nim zdążyli odpowiedzieć, Arnika wygoniła z chaty by czym prędzej biegli do domu, póki jeszcze resztki słońca z nieba padały.
Zostały w chacie same. Czeremcha odstawiła drewnianą miskę i pochyliła się nad martwą Nawoją. Zaczęła gładzić dłonią ją po policzku, jakby chciała dziewczynę pocieszyć by nie bała się drogi jaką przed sobą miała.
Arnika natomiast nerwowo przygryzała paznokcie i chodziła z kąta w kąt.
- Co tam się wydarzyło... - zachodziła w głowę. - Te zasinienia na szyi... Kto jej mógł to zrobić?! Chyba tylko ludzie Ottona... - ze wszystkich osób które przebywały we wsi tylko przybyszów mogła o tak złe rzeczy podejrzewać.