| To co powiedział było całkiem słodkie, na ten swój pokręcony sposób. Zastanawiała się tylko czy Charles faktycznie wierzył w to, że jego szefowa mu uwierzyła na słowo czy tylko się łudził, że tak jest. Tak czy inaczej sytuacja w jakiej się znaleźli była napięta.
Irya uśmiechnęła się uroczo i niewinnie.
- Oj tak, mam taki zły wpływ na ciebie i przymuszam cię do złych uczynków - skomentowała z wyraźnie wyczuwalną ironią i wypiła spory łyk alkoholu. - W każdym razie jej decyzja świadczy o tym za jaką osobę się ma... - pewna siebie i patrząca z góry na przeciwnika, co dawało im spore pole do działania, bo wspólnie z Charlesem na pewno znajdą na nią rozwiązanie. Pod warunkiem, że on się nie poddał. - Ale mniejsza o to teraz, bardziej interesuje mnie którą ty wybrałeś opcję, bo to zimne przywitanie i brak auta na parkingu wprawia mnie w pewną dozę niepewności - patrzyła na niego wyczekująco.
- W stosunku do ciebie żadnej, ale w stosunku do innych spraw nie mogę stać bezczynnie.
Corday choć miała ochotę się z nim podroczyć, to odpuściła bo widziała, że dziś bardzo nie jest on w humorze do tego i tylko pokiwała ze zrozumieniem głową. Wstała od stołu, z kieliszkiem w ręce i podeszła do okna, z którego miała widok na główne wejście, ulicę oraz parking. Wypatrzyła samochód, który ją śledził pod dom.
- Mam pomysł jak się pozbyć Collinsa i Andersona, wykorzystując głupotę tego pierwszego - powiedziała. - Ale teraz będzie to musiało poczekać, bo w świetle nowych okoliczności będę go potrzebowała wykorzystać do jednej rzeczy.
Morgan wstał i oparł się o brzeg blatu stołu z założonymi rękami.
- Co konkretnie masz na myśli? - w jego głosie można było wyczuć ożywienie i zainteresowanie.
- Chce się dowiedzieć kto regularnie odwiedza Magdalenes - wyjaśniła.
- Wiele osób, które na pewno będą miały coś przeciwko temu, żebyś się o tym dowiedziała - ostrzegł. - Co w stosunku do nich planujesz?
- Jakby to miało mnie od czegoś powstrzymać - zaśmiała się patrząc na niego przez ramię. - Jeszcze nie wiem dokładnie, ale mam przeczucie, że mi się to przyda. Może przy okazji odkryję, dlaczego zabili Evansa, chociaż płacił jej regularnie.
- A względem Collinsa i Andersona? - drążył dalej. - Ostrzegam. W stosunku do nich ja też nie grzeszę cierpliwością.
- Długo jeszcze zamierzasz się na mnie boczyć - zapytała.
Morgan przez chwilę utrzymywał powagę, ale w końcu parsknął śmiechem.
- Na pewno dopóki nie odpowiesz mi na pytanie. - Usłyszała w odpowiedzi.
Odwróciła się przodem do niego i oparła o szybę. Ucieszyło ją, że wraca mu dobry nastrój.
- Skoro tak stawiasz sprawę - mruknęła z uśmiechem. - Z początku byłam wkurzona na Collinsa, ale na dobrą sprawę mi nie wadzi tym swoim stalkowaniem, bo i tak nic na mnie nie znajdzie. W sumie to jest mi na rękę tworząc naturalną przeciwwagę na Crimeshield. Dlatego pytanie raczej brzmi na ile tobie on przeszkadza?
- Bardzo - odpowiedział jakby to było oczywiste. - I automatycznie tobie też powinno to tak samo przeszkadzać. Jeśli któreś z nas wpadnie to wpadamy oboje, a wtedy jesteśmy na celowniku wszystkich. Ciężko byłoby nam znaleźć miejsce w układzie słonecznym, żeby się ukryć. Wiemy jakie byłyby tego konsekwencje - dodał ogarniając wzrokiem apartament Iryi i dając do zrozumienia co ma na myśli.
- Kurczę, aż tak łatwo cię nakryć na mrocznych sztuczkach? Jak w takim razie uchowałeś się przez dekadę na Lunie? - zapytała żartobliwie.
- Uchowałem się, bo nikt za mną nie łaził i nie rzucałem się w oczy. Z racji profesji mogłem budzić niechęć lub nienawiść, ale nie próbowano za wszelką cenę znaleźć na mnie haka. Teraz ryzyko jest znacznie większe - wyjaśnił.
- Więc zrozumiesz, że twoje metody mogą tylko pogorszyć sytuację? - dodała dla pewności.
- Jesteś pewna, że znasz moje metody? - zapytał przekrzywiając lekko głowę. - Chcę wiedzieć konkretnie co planujesz. Im bardziej spodoba mi się pomysł tym mniej ci się będę mieszał.
- Jako twój niedawny obiekt chęci mordu zauważyłam, że twoje metody uwzględniają trupy śmierdzące ciemnością, a na nie policja ma już przewrażliwienie - mrugnęła do niego. - Ale chętnie posłucham co ty byś zrobił, wybierzemy wspólnie ten ciekawszy pomysł... A propos tego - przypomniała sobie. - dowiedziałeś się może kto chciał wyręczyć cię w sprawie Andersona?
- Mój pomysł właśnie uwzględnia trupy, ale tym razem nie śmierdzące ciemnością. Konkretnie to jednego trupa, ale z dużym prawdopodobieństwem drugiego. Jeśli jednak drugi trup nie wypali to na pewno twoi ludzie mocno uprzykrzą mu życie - wyjaśnił Morgan. - Nie wiem kto próbował załatwić świadków Andersona. Pandorina raczej nie sięga tak daleko, ale już ci mówiłem, że ma szerokie kontakty, które chyba sięgają twojego departamentu.
- Mojego departamentu? - zainteresowała się. - Skąd takie przypuszczenie?
- A skąd niby mieliby dostęp do informacji? - odpowiedział pytaniem.
- My nie wiedzieliśmy, że wewnętrzni chcą zgarnąć Andersona do siebie i wzięli nas z zaskoczenia jak przyszli po niego - wzruszyła ramionami. - Stąd moje założenie, że zainteresowanie wyszło z drugiej strony. Więc albo Pandorina ma lepsze wtyki niż się spodziewasz, albo mamy kolejny krąg heretycki zainteresowany dobrobytem Crimeshield.
- Pandorina czuje się zbyt pewnie. Albo ma na usługach kogoś ważnego w Capitolu albo podlega pod jeszcze kogoś potężniejszego, kto pociąga za sznurki - zamyślił się Morgan. - Nie no! Znowu to robię. To wszystko twoja wina. - powiedział z mało wiarygodną pretensją.
- Dlatego warto ją trochę popodglądać i dowiedzieć się kto się u niej pojawia - wyszczerzyła ząbki w szerokim uśmiechu. - Bo na zobaczenie jej bilingów czy wgląd w księgi rachunkowe to nawet nie mam co marzyć - mimo to popatrzyła na prawnika z odrobiną nadziei w oczach. - Nie jestem jej księgowym - rozczarował ją Charles. - Firmy Freelancerskie praktycznie nie odprowadzają podatków. Niby komu? - zadał retoryczne pytanie. - Masz zasoby i dobre powody, żeby ją obserwować?
- Jeśli nie każesz mi od razu likwidować Collinsa to zasoby bym miała - stwierdziła z rozbawieniem.
- Czyli twoja propozycja to wstrzymanie się względem Collinsa i Andersona, żeby obserwować Pandorinę z nadzieją, że coś na nią znajdziesz? - zapytał z sarkazmem w głosie. - Chciałem ci przypomnieć, że ona się może spotykać z kimś nie wychodząc poza swój gabinet. A co do jej klientów to w jej skład wchodzą członkowie śmietanki z praktycznie każdej korporacji.
- Idealne pole dla działań heretyckich - stwierdziła Irya z uznaniem. - Oczywiście mam możliwość wykorzystania drogi formalnej, żeby prześwietlić Pandorinę, ale to się skończy przyłapaniem jej na heretyckich praktykach - powoli podeszła do Charlesa. - A nie o to mi w tym wszystkim chodzi. Bo to co ja chce osiągnąć to tylko i zarazem aż zapewnienie, że jak coś nam się stanie to z automatu jej się dobiorą do dupy.
- Obawiam się, że droga formalna spowoduje, że narazisz wiele znanych ci osób. Niektóre z nich mogą nawet nie być bezpośrednio zamieszane w sprawę - w głosie Charlesa zabrzmiało ostrzeżenie. - Poza tym nie ma gwarancji, że do czegokolwiek dotrzesz.
- Ostatni raz taki tekst słyszałam od swojego przełożonego, kiedy znaleźli ciało Evansa i twierdził że nic nie znajdziemy. No i nie miał racji, bo znalazłam wręcz za dużo. Jestem za dobra w tym co robię - zaśmiała się gorzko. - A jak wspomniałam, to wszystko będzie mi potrzebne tylko na wypadek naszej śmierci.
__________________ "Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"
Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn |