Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-10-2019, 13:52   #321
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Alice, Rób i Andrew

Rob rozglądał się uważnie po okolicy, na ziemi udało mu się wypatrzyć kilka łusek 9mm oraz ze dwie zapałki, po chwili zauważył też ślady krwi wyglądało na to że dałoby się za nimi pójść w stronę wraków po drugiej stronie drogi.

- I co? - Morrison trzymał się z tyłu dając zwiadowcy miejsce do pracy. Ale gdy ten się wyprostował i podniósł z ziemi coś podłużnego a drobnego to wyglądało jakby skończył. Więc szturman był ciekaw jego wniosków.

Rob bez słowa wziął łuskę i zapałkę, po czym pokazał je zgromadzonym w pobliżu.
-Warto zapamiętać - po czym po dłuższej chwili schował oba przedmioty do jednej z licznych kieszeni jego rybackiej kamizelki.
Widoczna była przemiana Burtona. Nie przypominał teraz lekko zagubionego i onieśmielonego milczka. Jego oczy błyszczały, a ruchy stały się prężne i szybkie. Lekko się uśmiechał.
-Tam są ślady krwi - wskazał ręką. - Pozwólcie, że najpierw sam nimi pójdę.

Ellen skineła głową,
- Ok będziemy cię osłaniać.

Burton podjął trop, Zwracał uwagę na kierunki rozbryzgów krwi, które mogły wskazywać kierunki podążania przeciwników i pozwalały oszacować powagę ich ran. Być może ocalały jeszcze zwykłe ślady na ziemi?

- To było parę dni temu? Tak jak tamten koleś mówił? - Andrew ruszył za Ellen. Na razie zostawało im mieć się na baczności i zdać się na tropiciela. Chociaż wątpił by ktoś siedział i czaił się w krzakach przez parę dni i nocy jeśli ten atak był wtedy co mówił ten tubylec. Ale może doprowadzi ich do jakiejś kryjówki sprawców napadu.

Uśmiechnięta od ucha do ucha Halsey zamykała pochód i tym samym zabezpieczała tyły. Uwielbiała polowania z tropicielami. Tego dreszczyku emocji przy tropieniu celu nie dało się niczym zastąpić i to nie ważne czy była to tylko dziecinna zabawa w strzelanie do mutków czy raczej poważne sprawy jak poszukiwanie zbiega. Tak, Teksas to było przyjemne miejsce. Czas jaki minął od napadu oraz pora dnia sprawiły, że Alice nie spodziewała się, że kogoś prędko znajdą, dlatego była wyluzowana. Jednak karabin trzymała w obu rękach, gotowy do strzału. Gdyby wybiegł taki śmierdziel jak w porzuconym domu.

- Przypominam, że z Morrisonem nieopodal tego lasu natrafiliśmy na jakiegoś sporego agresywnego drapieżnika, więc miejcie się na baczności - przestrzegła grupę.

- Nie sądzę aby koczowali w krzakach przez kilka dni. Tropy pewnie prowadząca albo do ich kryjówki, względnie blisko aby dojść na piechotę albo do miejsca gdzie zostawili a potem odjechali samochodem czy czego tam używają. - Morrison podzielił się swoimi przemyśleniami na temat tej sytuacji. No ale czekał co Rob powie na te pytanie o termin powstania śladów.

Tropy prowadziły przez złomowisko, co jakiś czas na ziemi widać było krople, potem na samochodach było widać odciśnięte ślady krwawych palców. Kawałek dalej między samochodami zauważyliście but, wygląda na to że ktoś siedzi tam oparty plecami do was o samochód (wygląda na pickupa forda silnika i skrzyni, co można ustalić dzięki brakowi maski i atrapy).

- Ciekawe czy to nasz kopciuszek - zaśmiała się Alice. - Obejdźmy go z dwóch stron, ja pójdę przodem, osłaniajcie mnie - jeśli tylko Ellen da zgodę to zamierzałą, z karabinem gotowym do użycia, obejść łukiem wrak by stanąć naprzeciw nieznajomego.

- Wezmę drugą stronę - szepnął Burton i przygotował broń. Czekał na znak Alice, by jednocześnie rozpocząć obchodzenie.

No to gdzieś doszli. Z dwóch rozważanych przez Morrisona opcji wydawało się, że trafił w jedną z nich. Któryś z tamtych napastników oberwał sądząc po tych śladach starej krwi. A teraz ledwo weszli między wraki a już natknęli się na jakiegoś tubylca. Morrison popatrzył pytająco na szefową sprawdzając jak ona na to wszystko zareaguje.

Blondynka zajęła dogodna pozycję i stojąc nisko na nogach skinęła głową Burtonowi, że jest gotowa do dzialania, po czym ruszyła.

Ellen skinęła głową Alice i przyjęła pozycję z peemem opartym o jeden z wraków.
Alice i Rob obchodzili wrak dookoła podczas gdy Morrison rozglądał się uważnie po okolicy.

Pod wrakiem oparty o niego plecami leżał młody mężczyzna, sądząc po przebarwieniach był martwy od jakiegoś czasu, wg oceny Roba ze 48h. Obok zwłok na ziemi leżał woreczek z rozpadającymi się od wilgoci różowo-czerwonymi tabletkami.

Rob zaczął lustrować okolicę, szczególnie te odcinki na perymetrze, których nie mógł dostrzec Morrison
- Alice, osłaniam. To już trup. Sprawdzisz go?

Halsey pokiwała głową, odwiesiła karabin na ramię i przykucnęła przy pechowcu, żeby przepatrzeć co miał przy sobie. - Co to za prochy? - rzuciła pytanie w przestrzeń, bo może ktoś się orientował.

- Weźmy ze sobą, może Cukiereczek będzie wiedzieć. - odpowiedział Morrison gdy na przemian przyglądał się scenie z trupem a resztą okolicy. - Rob, możesz sprawdzić czy był sam? - zapytał tropiciela. Dziwiło go, że trupa nie zabrali jego koledzy. A jeszcze bardziej jakby ten martwy obecnie typek sam zaatakował warsztat.

Przy trupie Alice znalazła w kieszeniach kurtki pistolet kieszonkowy i paczkę amunicji, ewidentnie amunicja nie pasowała do pistoletu więc najpewniej miał jeszcze jakąś broń. Ubranie było cywilne w burych kolorach trochę podniszczone. Wyglądało na to że denat dostał w brzuch i doszedł tutaj.

Rob nawet rozglądając się po trawie zauważył tropy, szły w kierunku rzeki

Za wami Ellen machała w stronę warsztatu, jak się okazało do idącej w stronę wraków Sam

- Ok, widzę że tam skręciła, może ktoś z was ją dogoni i przyprowadzi do nas?

- Trupek miał niezłych kumpli - skomentowała widząc jak ich tropiciel zainteresował się śladami, których raczej nie zrobił nieboszczyk. - Zabrali broń i zostawili na śmierć - dla niej takie zachowanie nie mieściło się w głowie. Podniosła znalezione przedmioty i wzięła tabletki. - Zajmę się tym - powiedziała do Ellen i udała się w kierunku monterki.

- Może są obcy. Dla siebie i albo w okolicy. Nie mieli medyka i wiedzieli, że mu nie pomogą to go zostawili. Może to jacyś najemnicy, tacy przypadkowi co zebrano ich po raz pierwszy właśnie na ten atak. To i nie czuli więzi między sobą. Albo zniknięcie tego tutaj łatwiej im było wyjaśnić niż przywiezionego trupa. - Morrison jak to miał w zwyczaju, zaczął snuć domysły na temat zastanej rzeczywistości. Próbował znaleźć rozwiązanie, wyjaśnienie tego elementu który tutaj skipiał parę dni temu. Sam? Może i nie sam. Może i miał wtedy towarzyszy ale…

- Spieszyli się. Nawet go nie obszukali dokładnie, zabrali tylko karabinek na te Hornady. Sądząc z tego co mówił tamten z warsztatu, tych mołotowów i tego tutaj ammo no to raczej nie byli jacyś elitarni komandosi pod względem wyposażenia. Jak wszyscy mieli podobne zabawki jak ten tutaj to wygląda jakby zabrali co mieli we wsi w domu aby zrobić ten nocny napad. Po co to też nie wiem. Wygląda mi na jakąś zemstę czy inną wendetę. Chcieli podpalić co? Wraki? Bez sensu. Chyba, że właściciel ich spłoszył i nie dali rady podejść bliżej. Ale może chcieli go nastraszyć albo podpalić cokolwiek. - Andy dalej zastanawiał się nad motywami napastników. Jak wszyscy mieli podobne zabawki jak ten tutaj to już w Generale mieli raczej lepszy sprzęt. .17 Hornady? Toż to takie magnum w kalibrze .22 LR. Ale nadal dość lekkie. Karabinek musiał być na jakąś drobną zwierzynę. Mały pistolet też zbyt dużego wrażenia nie robił. Jakaś lokalna banda? Może nie z tej wioski to sąsiedniej. I chyba mieli z właścicielem warsztatu jakąś zadrę albo ten co ich wynajął.

- Chodźmy zobaczyć dokąd trop prowadzi - Poszliście z Robem w stronę rzeki na samym brzegu, widać było wyraźne ślady gdzie ktoś wyciągnął dwie wąskie łódki na brzeg.

Halsey dołączyła do nich po jakimś czasie. Podeszła do Ellen.
- Nie wiadomo co to - przekazała opinię techniczki. - Pewnie dopiero Zee będzie mogła powiedzieć cokolwiek. Na tabletkach tylko widać jakiś słabo widoczny symbol - wskazała na najlepiej zachowaną tabletkę. - A wy coś macie?

Ślady zostawione na brzegu wskazywały na jakieś kajaki czy inne canoe. Morrison zastanawiał się ilu ludzi mogło wejść do takiej wąskiej łodzi. Ale nadal wydawało mu się, że to wszystko sprzed paru dni. Widocznie pomylił się nieco w swoich przypuszczeniach. Czyli tropy zaprowadziły ich do środka transportu jakim przybyli nocą napastnicy ale nie chodziło o samochód. Widać jakiś lokalny folklor. Wtedy wróciła Alice z wieściami o prochach. Nimi akurat nie był zdziwiony. Przypuszczał, że gdyby pokazać taką rozmokniętą paćkę Zee to o ile nie ma specjalistycznego laboratorium w ręku i oku to dałaby podobną odpowiedź jak Cukiereczek. No ale skoro blondyna pytała o coś to wskazał jej gestem na dostrzeżone ślady łódek. Czekał aż Rob je obejrzy i przedstawi swoją perspektywę.

- To jacyś tutejsi. Przynajmniej musieli mieć tutejszego przewodnika. Dokładnie wiedzieli gdzie jest cel ataku, jak się do niego dostać, gdzie trzeba zostawić łódź. I to wszystko w środku nocy. Więc myślę, że mniej lub bardziej jakiś miejscowy jest w to zamieszany. Trzeba by tego Tyrusa zapytać czy ma jakąś zadrę z sąsiadami czy coś w ten deseń. - póki czekali aż Rob zrobi swoje pozwolił sobie na wysnucie kolejnych spostrzeżeń. Na razie coraz bardziej mu to wyglądało na jakąś lokalną wróżdę.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline