Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-11-2019, 21:47   #50
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Jakoś nie chciałam wierzyć, że dotrzyma słowa, ale nie miałam wyjścia. Tylko czy powinnam mówić prawdę czy zmyślić historię, która będzie mu najlepiej w uchu dźwięczeć? Nie miałam pewności, że jakiś zwiadowca jednak uciekł, bo siedział dalej w krzakach i w ten sposób stracę przewagę bycia okrzykniętą wojownikiem. Wzięłam głęboki oddech. Zdenerwowanie dawało mi się we znaki.

- Dobrze więc - skinęłam lekko głową. Przełknęłam ślinę, czując przy tym jak sucho mam w gardle. - Wasz zwiad natrafił na wóz jadący do chaty uzdrowicielki. Niestety dla nich jechało nim kilkoro osób potrafiących się bronić. Gdy walka się zaczęła, usłyszała to druidka i dołączyła do nas. Wspólnie pokonaliśmy wszystkich, a po wszystkim dobiliśmy rannych. Twoja córka zginęła szybko. Mogę to zapewnić, bo zginęła z mojej ręki, próbując mnie zaatakować.

– Czyli umarła jako wojowniczka, z ręki wojowniczki… – Skinął. – Brakowało jej rozsądku, lecz na szczęście nie odwagi. A resztę pozostawiam Seres. – Uśmiechnął się. – Dziękuję ci za szczerość. Jak mówiłem. Nie zniewolę cię, i nie zabiję. A zgodnie z prawem mego ludu, otrzymasz zaszczyt stania się jedną z nas – Powiedział i odcisnął ci krwawy odcisk dłoni na wysokości mostka. – Jeśli zechcesz… możesz odejść, nikt z plemienia krwawego znamienia cię nie ruszy, tak długo jak będziesz nosić ten znak… jednak, odejść pozwolę ci dopiero jutro o poranku. Dziś w nocy moi wojownicy muszą skończyć to czego nie zrobili, a nie chcę byś ostrzegła wiedźmę.

Nie cofnęłam się przed naznaczeniem mnie krwistym znakiem tylko dlatego, że za plecami miałam już tylko materiał namiotu. Zmrużyłam oczy doszukując się podstępu. Ale chyba tak jak honor był dla niego najważniejszy, tak samo dane przez niego słowo było wiarygodne.

- Jaki macie sens z zabijaniu jej? - zapytałam go.

– Jest półkrwista… i zwodzi innych… – Rzucił. – To ona ściąga na te tereny przybyszów, ona sprawiła, że tutejsi stali się słabi… my tacy nie jesteśmy i nie pozwolimy by jej czary odebrały nam ducha… nie daliśmy się wybić ludziom z motoii i krwawemu wężowi, więc nie pozwolimy, by przez zaklęcia czarownicy nasz duch wojownika upadł. – Cofnął się.

Wciąż piekło mnie wspomnienie o tym jak druidka pozwoliła im mnie pojmać, choć byłam tak blisko, prawie na wyciągnięcie ręki... Ale jeśli ją zaatakują tak jak planują to życie może stracić nie tylko ona ale też Gali, Evi oraz para goblinów.

- Więc dla was atak doświadczonych wojowników z zaskoczenia na samotną kobietę i rannych których ma pod opieką jest honorowy? - ciągnęłam dalej, powołując się na jego dumę.

– Samotną kobietą nazywasz wiedźmę, która nasyła bestie na moich wojowników? Ona nie staje do walki, lecz magią przewodzi dzikiemu zwierzęciu… jej praktyki są hańbą dla tej ziemi i bluźnierstwem dla bogini. – Powiedział wódz. – A ranni… twoi towarzysze, jeśli się poddadzą zostaną niewolnikami, jeśli będą walczyć, zginą jak wojownicy. – Powiedział i odwrócił się do wyjścia z namiotu.

- Boisz się, że jak do niej wrócę i ją ostrzegę to nie poradzicie sobie z nią? - rzuciłam do jego pleców.

– Nie… – Odwrócił się i uśmiechnął. – Zwyczajnie nie chcę by uciekła, albo przygotowała kolejne czary. – Na jego plecach zauważyłaś plątaninę blizn po bacie.

I co ja niby mogłam zrobić? Sama to nawet nie wiedziałabym w którym kierunku się udać, żeby dotrzeć do chaty druidki. A czy one wogóle mnie szukały?
- Ilu już twoich zginęło? - Spojrzałam na zwłoki pod sobą. - Jak do niej wrócę to owszem namówię ją by odeszła wraz ze swoimi czarami, które was drażnią.

– Seres chce jej krwi… i my ją jej damy. A my nie boimy się umrzeć i oddać naszą krew tej ziemi. – Powiedział i wyszedł.

Zmarszczyłam brwi. Czy mogłam cokolwiek zrobić, żeby pomóc swoim? Na razie nie miałam pomysłu.
- Moje rzeczy! - rzuciłam jeszcze za wodzem i ruszyłam za nim. - Chcę by moje rzeczy zostały mi zwrócone - powiedziałam wychodząc na zewnątrz.

– Twoją tunikę spalono… a wisiorki? Możesz znaleźć wojownika, który je wziął i walczyć z nim o nie – Krzyknął już spoza namiotu. Gdy wyszłaś za nim ujrzałaś obozowisko, w którym musiało mieszkać może i ponad setkę dzikich elfów. Wszędzie panował ruch. Między namiotami biegały dzieciaki, a wokoło wybudowany był ostrokół. Kobiety przygotowywały posiłki w glinianych kociołkach, a wojownicy i wojowniczki przechadzali się między namiotami. Wódz stał na zewnątrz i czekał, chyba tylko po to aby zobaczyć jak zareagujesz.

Faktycznie tak jak mówiła niewolnica, namiot w którym mnie więziono znajdował się w samym centrum. Nie miałabym szans wydostać się przy próbie ucieczki. To samo tyczyło się sytuacji w której ktoś chciałby mnie ratować. Nawet Garren nie miałby jak mnie stąd wyciągnąć. A teraz... Przypadkiem stałam się członkiem tego plemienia dzikusów. Przynajmniej mogłam swobodnie się poruszać. Skrzywiłam się na wieść, że moje ubranie zostało zniszczone. Natomiast przywłaszczenie moich medalionów złościło mnie. W całym moim życiu te dwa wisiory były jedynym co kiedykolwiek posiadałam na własność i darzyłam sentymentem.

- Więc zgodnie z waszymi zasadami rzeczy tamtej należą teraz do mnie? - próbowałam połapać się w nowej sytuacji.

– Zaczynasz łapać… – Powiedział mężczyzna. – No cóż… gdyby miała męża albo dzieci, mielibyśmy problem… ale tak nie było. – Uśmiechnął się szeroko. – Rzeczy mojej córki ci nie oddam, przez sentyment i dlatego, że zgodnie z naszym prawem, do czasu osiągnięcia dorosłości, wszystko należało do głowy rodziny… czy wskazać ci twój namiot? – Zapytał niemal usłużnie. Inni tutejsi patrzyli na ciebie z wrogością, ale wódz wydawał się dosłownie cieszyć z twojej obecności… w jego zachowaniu zauważałaś jednak jakby… znamiona szaleństwa.

Teraz stało się dla mnie wszystko zrozumiałe. Tylko szaleniec mógł ustanowić takie chore zasady. Jednak w tej konkretnej chwili nie mogłam być na nie utyskiwać, bo uratowały mi życie.

- Wskaż mi jej... Mój namiot - odparłam do niego.

Mężczyzna ukłonił się i ruszył przed siebie. Zasady być może były chore… jednak widziałaś, z jak wielkim szacunkiem tubylcy patrzą na swego wodza. Z drugiej strony skoro byli oni w stanie oprzeć się bandzie krwawego węża, która nie bała się zaatakować cesarskiej armii, coś musiało być na rzeczy.

Idąc za nim miałam spojrzenie wbite w jego plecy. Blizny jakie tam miał przywodziły mi na myśl jedne z najcięższych kar dla nieposłusznych niewolników. Nie każdemu przychodziło łatwo zaakceptowanie bycia nikim. Byli tacy co się bronili. Jak ja.

Zagryzłam zęby, aż rozbolała mnie szczęka. Na mijane elfy spoglądałam przelotnie i tylko kątem oka. Zastanawiałam się czy nie rzucają się mi do gardła tylko dlatego, że szłam za ich wodzem. A ja mogłabym teraz rzucić się na niego i uciąć głowę klanu. Zabiliby mnie, ale nie byłoby już ataku na moich kompanów. Nie, czułam, że to się by nie udało. Może dlatego tak się zachowywał? Może prowokował mnie? Może liczył, że to zrobię i będzie miał powód by mnie zabić. Serce mi waliło, a ciało miałam spięte, bo nie wierzyłam, że jestem bezpieczna. Nie póki nie opuszczę tego miejsca.

Mężczyzna wskazał ci namiot. Był w takim samym stylu jak pozostałe.

– Broń, łupy, żywność, narzędzia, skóry i niewolnica są twoje. – Powiedział. – Jeśli będziesz jutro chciała nas opuścić, możesz zabrać wszystko, albo wymienić z kimś… może uda ci się odzyskać twoje amulety bez walki – Stwierdził. – Dziś, to jest twój dom, więc rozgość się. Ah… zapomniałbym, ktoś z przyjaciół twojej ofiary, może chcieć się z tobą pojedynkować na śmierć i życie. Możesz oczywiście odmówić, ale to byłby dyshonor, zrobisz jednak jak uznasz. Jeśli chodzi o nasz język, niewolnica, powinna znać język ludzi, więc może służyć ci za tłumacza. – Wyjaśnił. – Wieczorem, przed tym jak wyruszą wojownicy, będziemy mieli ucztę… czuj się zaproszona. Jeśli czegoś byś nie wiedziała, pytaj… zawsze to lepsze niż kogoś urazić… czyż nie? – Uśmiechnął się szeroko.

Skinęłam głową. W przeciwieństwie do niego, na mojej twarzy próżno było dostrzec jakikolwiek grymas. Nie uśmiechałam się, a gniew kryłam głęboko w sobie. Lata spędzone na doskonaleniu ukrywania swoich emocji teraz się do czegoś przydawały.

- Będę na uczcie - powiedziałam i weszłam do namiotu.

W środku klęczała blondwłosa niziołka, która natychmiast wstała i się ukłoniła. Gdy jednak zauważyła, że nie jesteś jej Panią zamarła. W namiocie było mnóstwo świeżo wyprawionych skór, kilka włóczni opartych o bok namiotu oraz miejsce na rozpalenie ognia na środku. Na kołkach przymocowanych do palików wisiały bukłaki oraz suszyło się mięso.

Zauważyłaś, również, mnóstwo niewielkich rzeźb wykonanych z kości. W namiocie było jedno posłanie.

Po zakończeniu rozglądania się po namiocie, moje spojrzenie spoczęło na niziołce. To wszystko było dla mnie niczym szalony sen osoby konającej w gorączce.
- Teraz należysz do mnie - powiedziałam do niej i weszłam do środka. - Jak ci na imię? - zapytałam, podchodząc do posłania, na którym usiadłam w klęczki.

– Ja… Tak, Pani… Możesz nadać mi imię jakie chcesz Pani – Powiedziała kłaniając się z szacunkiem.

Już otworzyłam usta, żeby jej wyjaśnić, że nie o to mi chodziło, ale darowałam sobie. Teraz musiałam się skupić... A raczej ochłonąć, żeby móc trzeźwo myśleć o tym co dalej.

- Przynieś mi wodę i jedzenie - nakazałam niziołce i po raz pierwszy odłożyłam nóż, kładąc go obok siebie na posłaniu.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline