Agresor był martwy, ale Alice mimo stanu samozadowolenia, pozostawała czujna. Niby nic o zdrowym rozumie - ani zwierze ani człowiek - nie będzie szło w kierunku wystrzałów, ale wariatów też nosiło po tym świecie, więc lepiej było się rozglądać. - Możliwe, że to ten sam śmierdziel co naszedł mnie i Morrisona w opuszczonym domu - Halsey wskazała palcem na zaschnięte rany zwierzęcia. - A Morrison chciał obładowany gratami wymykać się przed tym... - pokręciła głową, bo teraz jak tak patrzyła z bliska na rozmiar zwierzęcia tym bardziej cieszyła się, że uparła się, żeby wtedy zrobili tak jak ona uważała. - Szkoda, że nie postawiłam się Ellen, bo wtedy miałybyśmy tu Dave'a i byłoby komu opatrzeć tą twoją gadzinkę - westchnęła patrząc na Hawk. - Pewnie panowie opierdalają się w najlepsze - zaśmiała się. - Dobra, bierzemy sobie po łapce niedźwiedzia na pamiątkę i zbieramy się - wyciągnęła radio. - Alice do Ellen. Mamy Hawke, żywą i zdrową. I futerko z niedźwiedzia. Gankor trochę podrapany. Mamy wracać czy kontynuować zwiad?
__________________ "Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"
Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn |