***
Taksówką jadącą w kierunku kliniki w Gotland ruszyły jak tylko Corday na szybko napisała drugi raport i przekazała go Sinclairowi do przeczytania, żeby był na bieżąco z tym co tam się wydarzyło. Irya oczywiście zgrabnie przemilczała w nim sprawę towarzystwa jakie wtedy miała w klubie.
Inspektor rozsiadła się wygodnie na tylnym siedzeniu i popijała energetyk z automatu, który wcześniej kupiła w automacie stojącym przy wejściu do posterunku. Już myślała nad tym czy nie wziąć przykładu z siedzącej obok dziewczyny i się nie zdrzemnąć, ale przypomniała sobie, że miała zadzwonić. Wyciągnęła telefon i wybrała numer do Jacksona.
- Podporucznik Matthew Jackson. Słucham - zabrzmiało po drugiej stronie.
- Inspector Corday - przedstawiła się. - Jones została znaleziona. Jest teraz w szpitalu.
- To dobrze - powiedział po chwili ciszy. - W jakim jest stanie?
- Jeszcze nie odzyskała przytomności.
- Po czym? - ożywił się.
- Wygląda na przedawkowanie środków odurzających.
- Mhm - mruknął na potwierdzenie, że zrozumiał. Chyba specjalnie nie chciał tego komentować.
- Gdy się obudzi to ją przesłucham w celu wyjaśnienia, czy przebywała w klubie z własnej woli czy była tam przetrzymywana siłą - wyjaśniła Inspektor co będzie dalej.
- W porządku - skomentował tonem jakby nie miało to żadnego znaczenia. - Do urodzin majora powinna odzyskać przytomność?
- To już pytanie do lekarzy - odparła Corday beznamiętnie.
- Ważne, że panna Fox ma się dobrze - zbagatelizował temat.
- Ok, to tyle w temacie.
***
Droga do kliniki, ze względu na wczesną porę, przebiegła bez zakłóceń. Zdążyły dostać się tam w momencie gdy Luna budziła się do pracy.
- Gdzie jesteśmy? - zapytała Catherine, która właśnie obudziła się i była lekko zdezorientowana.
- Gotland, najładniejsza, bo najdroższa dzielnica - wyjaśniła Inspektor. W przeciwieństwie do Fox, Corday nie zmrużyła oka, przeklinając przez ten czas skuteczność energetyka, którego wypiła wcześniej.
- Ona leży tutaj? - dziewczyna dość szybko zaczęła dochodzić do siebie.
- Tak, jesteśmy pod kliniką. To zaufane miejsce, gdzie lekarze rozumieją jak ważna jest dyskrecja - powiedziała Irya i przetarła twarz. Pomimo zmęczenia jej wieczorny makijaż pozostawał nienaruszony.
- Idziemy? - wykonała ruch głowa w kierunku budynku.
Corday zapłaciła taksówkarzowi i wysiadły. Już widząc front budynku było wiadomo, że jest to miejsce oferujące usługi medyczne na wyższym poziomie. Po wejściu do środka, Irya podeszła do recepcji, okazała odznakę i przekazała dokumenty Molly, po czym zostały wpuszczone na oddział, gdzie znajdował się pokój Jones.
- Coś się działo? - zapytała Corday Ramseya, gdy znalazły się na miejscu
Sierżant podniósł wzrok znad gazety.
- Nie - odpowiedział krótko.
- Dobrze, to możesz zawijać się do domu. Masz wolne do końca doby - odpowiedziała na to Inspektor.
Ramsey wstał i rozprostował plecy.
- Obejdzie się. Wolę płatne nadgodziny - złożył gazetę, wsadził pod pachę i ruszył w kierunku wyjścia.
- Jak wolisz - rzuciła do niego przez ramię i weszła do pokoju Molly. Dziewczyna była sama w pomieszczeniu i spała. Miała podpiętką kroplówkę. Zasłonięte okno ograniczało dostęp światła. Poza umywalką w rogu i podstawowymi meblami przeznaczonymi dla odwiedzających były jeszcze szafki na rzeczy pacjenta, ale one świeciły pustkami. Irya zatrzymała się w połowie pokoju i gestem ręki zachęciła Fox by podeszła do swojej koleżanki. Dziewczyna stanęła u nóg łóżka po czym przeniosła spojrzenie z Corday na pacjentkę. Z jej twarzy ciężko było wyczytać o czym myśli. Inspektor milczała, w żaden sposób nie ponaglając dziewczyny w niczym.
Po chwili Catherine przesunęła się na bok łóżka i zajęła miejsce w fotelu.
- Zostanę z nią aż się obudzi - stwierdziła. - Może być zdezorientowana, no i to obce miejsce.
- Gdybyś czegoś potrzebowała to dzwoń do mnie - powiedziała Corday. - Mam w tej dzielnicy mieszkanie, więc daleko nie mam - dodała. - Daj mi też znać jak się obudzi - poprosiła, choć to i tak personel kliniki miał zrobić.
- W porządku - skinęła głową.
Corday niespiesznym krokiem udała się do wyjścia z pokoju.
Na korytarzu, idąc do windy, wyciągnęła telefon i spojrzała na godzinę. Zakładając, że Charles po drodze wstąpił do siebie, miała jeszcze drobną szansę zastać go w domu i odebrać auto, żeby nie musiał się fatygować do niej. Wybrała numer Morgana.
- Zgodnie z obietnicą auto masz pod domem, a ja jestem u siebie - poinformował jakby wiedział po co do niego dzwoni. Irya miała świadomość, że fizycznie nie było to wykonalne w takim czasie. Założyła więc, że miało to związek z ołtarzykiem teleportacyjnym.
- W takim razie nie mam pretekstu i muszę wprost zapytać czy masz ochotę się ze mną widzieć, gdybym tak za kwadrans podjechała pod twoje drzwi - powiedziała wprost. - I szczerze też ostrzegam, że mogę namawiać do złych rzeczy, jak wagary…
- Wiesz dobrze, że do złych rzeczy nie musisz mnie namawiać - odpowiedział śmiejąc się do słuchawki.
- To widzimy się wkrótce - Irya wyraźnie ucieszyła się.