Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2020, 20:48   #58
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Zrobiłam obojętną minę, ale byłam zła, że wcale nie jest mi obojętnie. Stałam więc jak kołek, w bezruchu, gdy Falris opowiadał o sobie. Rozumiałam, że może nie cierpieć matki i nienawidzić Arkhama. Chyba powinnam się mu w rewanżu podzielić własną historią... Zamknęłam na chwilę oczy i zrobiłam kilka głębokich oddechów.

- A antidotum? - zapytałam go otwierając oczy. Mój ton nie był już taki wyniosły. - Przeciw toksyna - dodałam bo nie wiedziałam czy rozumie to określenie. Podeszłam do paleniska i usiadłam naprzeciw elfa. - Gdybym taką wzięła tuż przed walką to mogłoby to opóźnić zadziałanie trucizny. Jeśli mnie zdoła sięgnąć ostrzem.

– Nie ma antidotum – Stwierdził. – Arkhan jednak nigdy nie zatruwał nikogo w trakcie walki, ale zawsze przed. Gdybym wiedział co tak naprawdę łączy moją matkę z Arkhanem… dlaczego pomogła mu wygrać pojedynek, wiedząc, że w ten sposób skazuje na śmierć męża… Gdybym to wiedział, może dałoby się ukrócić panoszenie sią tego tyrana, bez rozlewu krwi… - Westchnął -… Nie pragnę krwi… nawet Arkhana, pragnę tylko tego, żeby oczyścić imię mego ojca z hańby i żeby moja matka przestała być głosem bogini… W tym plemieniu są bardziej szlachetne i godne tego kobiety. – Westchnął.

- Teraz już za późno na pokojowe rozwiązania - ucięłam jego gdybanie. - Dziś wszystko się rozstrzygnie - stwierdziłam z przekonaniem. - Arkham pojmał mnie na swoją i twojej matki zgubę. Nie okażę żadnemu litości - dodałam nie kryjąc swoich zamiarów. - Ale jeśli nadal chcesz mi pomóc, to możesz mi dostarczyć mikstury wzmacniające wytrzymałość i siłę lub chociażby zioła, z których będę mogła je sporządzić.

– Rozumiem, że chcesz zabić Arkhana, ale jak zamierzasz cokolwiek zrobić mojej matce? Sam wódz słucha każdego jej słowa i chyba nawet nie dociera do niego, że ona może pomagać Arkhanowi w przejęciu władzy… – Spojrzał ci w oczy.

- Wódz zadecydował o przyjęciu mnie do klanu - powiedziałam niby bez związku. - Co na to twoja matka? - zapytałam.

– Jakby to ująć… wódź mocno liczy się ze zdaniem szamanki, nie zrobiłby nic czego ona by zakazała… a zatem aby utrzeć nos Akhanowi zrobił coś, czego ona nie przewidziała. Matka jest wściekła, ale gdyby teraz zaczęła dementować decyzję wodza, pokazałaby, że głos Seres nie przewidział pojawienia się ludzkiego współplemieńca. To bardzo źle wpłynęłoby na jej pozycję… tak samo jak wpływa na to obecność druidki. Matka nie jest najlepszą osobą na świecie… – Westchnął – Po wszystkim dochodzę czasem do wniosku, że ślub z ojcem wzięła tylko dlatego, że był wielkim wojownikiem, a to pomogło jej w zostaniu szamanką… A ja jestem dla niej tylko porażką, złem koniecznym, które musi znosić.

- Twoja matka, jeśli miała kiedyś więź z Seres, to teraz całkowicie ją zatraciła. Ja natomiast już tu, w moim namiocie miałam wizję, że mam was, elfy, zawrócić z drogi, na którą zwiodła was twoja matka. Otrzymałam boski dar, dzięki któremu będę walczyć z Arkhamem tak jak wasi wojownicy - powiedziałam z pełną powagą wtajemniczenia.

– Nie wiem jaki masz plan, ale nie wierzę w to twoje boskie posłannictwo… zwyczajnie brzmisz, jakbyś kłamała. – Uśmiechnął się. – Ale nie będę wścibski, postaram się pomóc jak to tylko będzie możliwe.

- Jak na syna szamanki, głosu Seres, jesteś istotą o małej wierze - uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie. - Kolejny powód by bogini była niezadowolona ze swej służki...

– Szamani, kapłani… w nich nie wierzę. – Odparł z uśmiechem. – Czy będzie to głos Seres, czy kapłan bogów ludzi… bez znaczenia. To śmiertelne, grzeszne istoty obarczone brzemieniem egoizmu i niedoskonałości. Uważam, że wiele innych kobiet lepiej nadaje się na głos Seres… ale tylko dlatego, że nie są tak zakłamane. Czy wierzę w bogów? Wierzę, choć nie wiem, czy tym bogiem jest wielka matka, czy jakiś z bogów innych ludów. Nie wiem, wiem tylko, że istnieje jakiś bóg, który dał nam życie i początek. – Spojrzał ci w oczy. – Ale ten bóg, nie stworzył nas jako wolnych i niewolników, nie postanowił, że orkowie i elfy będą się zabijać, a ludzie będą żerować na jednych i drugich… nie. Bóg stworzył nas wszystkich równymi, różnymi ale równymi… to my wyparliśmy się go i stworzyliśmy sobie taki świat. Świat bólu, kłamstwa i przemocy. W to wierzę… wierzę, że stworzyliśmy sobie fałszywych bogów w miejsce tego prawdziwego.

- Masz wyjątkowe spojrzenie na świat jak na barbarzyńcę - podsumowałam jego wypowiedź. Nie wiedzieć czemu moja sympatia względem tego elfa rosła.

– Barbarzyńcę? – Uśmiechnął się. – To tylko punkt widzenia. Dla nas to wy jesteście barbarzyńcami. A jakie jest twoje spojrzenie… bo jakoś nie przekonuje mnie to o boskim powołaniu.

Westchnęłam i nawet chciałam go zbyć. Ale uległam pokusie podzielenia się tym o czym naprawdę myślałam.
- Coś kieruje mnie w miejsca, gdzie konieczna jest... interwencja - powiedziałam.

– Coś? – Zaciekawił się. – Dlaczego tutaj, dlaczego w dzikim stepie pełnym barbarzyńców… jak sama to określiłaś?

- Tak. Coś. Ale to - machnęłam ręką wskazując na to co mnie otacza. - Jest tylko kolejna rzecz, w ciągu innych dziwnych rzeczy. Choć tu zrobiło się najbardziej dziwnie - zmarszczyłam brwi.

– Czy mogę zapytać co masz na myśli? – Zapytał z zaciekawieniem.

- Nie sądzisz, że dziwnym może być uzyskanie w ciągu krótkiej drzemki wiedzy o sztuce walki, której się nigdy nawet nie widziało? - zapytałam w odpowiedzi.

– Och… – Zdziwił się. – Na to nie mam wyjaśnienia.

- No właśnie - pokiwałam głową na jego reakcję. - Czuję się tak, jakby to Coś siłą mnie wyciągnęło z mojego dotychczasowego spokojnego życia, żeby w końcu użyć mnie do tego co sobie umyśliło - nie wiedzieć czemu, zaczęłam mu się zwierzać.

– I jak się z tym czujesz? – Spojrzał na ciebie z zaciekawieniem i bystrością w oku.

- Było mi lepiej za murami zakonu - odparłam bez zastanowienia.

– Wiesz… ja wierzę, że czasem to co jest dla nas najlepsze nie jest tym co za najlepsze uważamy… Podam ci przykład. Pisklęciu jest dobrze w gnieździe, wysiadywanym przez swoją matkę. Jednak dopiero, gdy zostanie wyrzucone z bezpiecznego gniazda i rozpostrze własne skrzydła może poznać prawdziwy smak wolności i stać się potężnym orłem. – Uśmiechnął się. – Może właśnie dlatego… bóg, a może ktoś inny... dał ci tą możliwość. Może teraz uczysz się latać, a gdy spełnisz swoje zadanie będziesz orłem, którego nikt już nie zatrzyma.

- Jak z nauką pływania przez wrzucenie do jeziora - sarknęłam. - Albo się utopię albo dopłynę do brzegu - westchnęłam ciężko. - Na razie widzę tylko tyle, że zasady, które mi wpajano na niewiele zdają się w tym co mnie spotyka.

– Mówiłaś o zakonie… – uśmiechnął się. – To raczej trudne, żeby zasady sprawdzające się w zamkniętym, odosobnionym miejscu w którym mieszkańcy żyją wedle ściśle ustalonych norm sprawdzały się w szerokim świecie pełnym różnorodności ale również chaosu. Jeśli zastanawia cię skąd wiem o takich rzeczach jak zakony i inne takie to powiem ci tylko tyle, że moja matka gromadzi księgi z “plugawą wiedzą nieelfów” i nie wie, że nauczyłem się czytać. Kolejny dowód jej obłudy… przeklina druidkę za posługiwanie się obcą magią, a sama gromadzi księgi zrabowane obcym kupcom i je czyta.

Zaskoczył mnie tym wyznaniem, aż otworzyłam szerzej oczy.
- Zaradny z ciebie gość - skomentowałam.

– Jakoś muszę sobie radzić, skoro jestem w tym plemieniu nikim. Kiedy dotarło do mnie, że będę nikim… najwyżej darmozjadem przyczepionym do szamanki, zrozumiałem, że albo poradzę sobie sam, albo nie poradzę sobie wcale. Zrozumiałem również, że skoro siła fizyczna i umiejętności walki nigdy nie staną się moją mocną stroną, zostaje mi to co daje siłę mojej matce. Wiedza i rozum… Oczywiście dostęp do wiedzy miałem ograniczony… jednak z pomocą rozumu, którego mi nigdy nie brakowało dobrałem się również do wiedzy. Potem wystarczyło zachowując czujność i rozsądek zacząć zdobywać sobie przyjaciół, a co za tym idzie… również dłużników i osoby winne mi przysługi, a to pozwalało mi jakoś funkcjonować i choć trochę uniezależnić się od rodzicielki. Wiem, że nigdy nie stanę się tak sławny jak Arkhan, ale nie zależy mi. Chciałbym jednak kiedyś móc opuścić to plemię… ten step i zobaczyć co świat ma do zaoferowania.

- Ja tu na pewno nie zostanę. Wkrótce przyjdą po mnie. Odejdę wraz z moją niewolnicą - spojrzałam na niziołkę. - Możesz do nas dołączyć - zaproponowałam, bo chyba najlepiej go rozumiałam jeśli chodziło o chęć wyrwania się stąd. - Ale do tego czasu zrobię wszystko, żeby to plemię przestało nękać Druidkę. Samo zabicie Arkhama nie rozwiąże problemu, bo to twoja matka jest źródłem sporu. Znasz najlepiej to miejsce, poradź mi co mam zrobić, żeby pogodzić ten klan z Druidką.

– Hymmm… Najlepiej jakby w jakiś sposób podważyć władzę mojej matki… ale to i tak może nic nie zmienić, bo wódz podjął już decyzję, najlepiej byłoby chyba, żeby Druidka się stąd wyniosła… i tak nikomu już nie pomoże a i nasze plemię nie pozwoli dotrzeć do niej przybyszom. Przykro mi… jeśli natomiast chodzi o wspólną podróż z tobą… z radością, jednak niepokoi mnie to, że ktoś ma tu po ciebie przyjść… chyba, że masz na myśli armię cesarza.

- Druidka nie odejdzie stąd - pokręciłam głową pewna swoich słów. - Jeśli zabraknie twojej matki to klan będzie zmuszony ją tolerować, żeby przetrwać. Wódz dowiódł, że nie jest zaślepiony i może zmienić zdanie. Arkham by tego nie zrobił, poprowadziłby klan na zgubę. A kto po mnie przyjdzie? Mowa była o jednej osobie, ale może źle zrozumiałam…
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline