Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2020, 21:06   #13
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Warszawa, 21 marca 2019, czwartek, poranek

Wiktoria obudziła się zlana potem. Nie czuła się najlepiej. Zasnęła w dość niewygodnej pozycji wtulona w małą Julkę i przez całą noc nie bardzo miała jak się inaczej ułożyć. Jej wierny psi towarzysz dodatkowo unieruchomił jej stopy.
Dzieci jeszcze spały. Estaban podniósł głowę najwyraźniej wyczuwając, że jego pani już nie śpi.
Kobieta powoli zaczęła się podnosić, starając się nie obudzić dziewczynki. Uwolniwszy rękę, przetarła twarz.
- No i miałam rację ... - mruknęła do siebie, ale wcale nie była z tego powodu zadowolona. Pogłaskała Estebana, pozwalając mu polizać się po policzku. Rozejrzała się za telefonem by sprawdzić która jest godzina.
Była siódma rano, czwartek, dwudziesty pierwszy marca. Pogoda na dziś: 12 st. C, słonecznie, idealna na wiosenny spacer. I zaraz rozdzwonił się budzik.
- Oj... - blondynka wyłączyła go natychmiast, ale i tak zdążył narobić dostatecznego hałasu. Julia zaczęła się budzić, więc Wiktoria już bez skrupułów odsunęła ja od siebie, żeby móc wstać.

- Co robimy na śniadanie? - zapytała dziewczynkę i ruszyła do pokoju gdzie spał Antonii. Esteban pobiegł za nią. Co ciekawe Chihuahua chyba czuł jakiś wrodzony lęk przed małymi i nieporadnym mini-ludźmi, więc trzymał się na dystans przed nimi.
- Siku - odpowiedziała mała Julka - Aaaaaaaaaa! SIKU! Aaaaaaaaa! - między komunikatem jaka jest jej potrzeba drąc się niemiłosiernie, jakby nie potrafiła użyć jakiś normalnych słów.
Krzyki te obudziły Antosia, który wyskoczył z łóżka niczym rakieta. Okrążył pokój w około udając przy tym samolot, który wesoło podskakuje.
- Ciocia! Będziemy się razem bawić? Ciocia! Esteban! Chodź tu piesku! - chłopak zauważywszy Chihuahua rozpoczął natarcie w jego kierunku.
- Siusiu! - wydarła się ponownie dziewczynka. Esteban zaczął głośno szczekać.
Wiktoria westchnęła cierpiętnie. Nie rozumiała jak ktoś może z własnej woli skazywać siebie na katusze posiadania dzieci. Ruszyłą z Julią do łazienki.
- Antek, tylko delikatnie z pieskiem - powiedziała chrześniakowi, przypominając mu zasady interakcji z małym zwierzątkiem. Tak czy inaczej Esteban był chwilowo zdany na siebie i widząc jak chłopiec idzie w jego kierunku, szczekając na mini-człowieka i stosując manewry unikowe, czmychnął pod kanapę.

Wiktoria obudziła się zlana potem. Nie czuła się najlepiej. Estaban podniósł głowę najwyraźniej wyczuwając, że jego pani już nie śpi.
Była szósta pięćdziesiąt dziewięć rano, czwartek, dwudziesty pierwszy marca. Pogoda na dziś: 12 st. C, słonecznie, idealna na wiosenny spacer. I zaraz miał rozdzwonić się budzik.
- Nie znowu... - jęknęła Wiktoria i czym prędzej złapała za telefon. Wyłączyła budzik zanim zdołał się włączyć. Tym razem żwawiej podniosła się i od razu wzięła na ręce Julię. - Idziemy do łazienki - powiedziała do budzącej się dziewczynki i ruszyła z nią do toalety.
Julia nawet nie pisnęła akceptując ten fakt. Wtuliła się tylko niczym mały koala i czekała aż zostanie doniesiona na nocnik.
Siedząc już na nim przyglądała się Wiktorii.
- Czemu mama tak długo pracuje? Idziemy dziś do przedszkola?
- Czasami dorośli tak muszą - wyjaśniła kobieta i wyciągnęła telefon.
Ewelina nie odzywała się. Na szybko napisała, krótką wiadomość do Eweliny "Podaj mi adres przedszkola". Nie zdecydowała się na zadanie pytania co się dzieje w szpitalu. Anglicy mawiali, że brak wiadomości to dobra wiadomość. W tej chwili Wiktoria była wyznawcą tego powiedzenia i wolała uznać, że jakby działo się coś bardzo złego to już by o tym została poinformowana.

- Zrobię naleśniki czy gofry na śniadanie? - zapytała Julię, gdy odłożyła telefon. Teraz musiała obudzić Antka, przygotować dzieciaki do wyjścia, nakarmić i samej się mniej więcej ogarnąć... Oceniając te plany założyła, że niestety na pewno nie wyrobi się na 9 do biura.

- Gofry! - ucieszyła się trzylatka, która ruszyła od razu do zlewu. Stanęła na mały taborecik i odkręciła wodę by samodzielnie umyć ręce. W między czasie Wiktoria otrzymała odpowiedź zwrotną:
"Postaram się być za 15/20 min. Przedszkole na 8:00…"
Na wszelki wypadek przyjaciółka napisała też adres przedszkola. Wiktoria była w stanie ocenić, że jest to odległość około 5 do 10 min przy bardzo ślimaczym tempie piechotą od domu Eweliny, a przy tej okazji Esteban mógł zaliczyć swój poranny spacer.
- Mogę ci pomóc robić gofry? Teraz? - zapytała Julka, zakręcając wodę.
- Teraz pójdziesz obudzić brata, a później wyciągniesz to w co chcesz się ubrać do przedszkola - Wiktoria dała małej zadanie, a jej ton głosu wskazywał, że jest ono bardzo ważne.
Julka czując, że ma misję pobiegła do pokoju w podskokach.

Później kobieta poszła do kuchni i zaczęła szykować śniadanie dla wszystkich. Esteban też.
Odnalezienie się w kuchni Eweliny nie było trudne. Po pierwsze Wiktoria była tu nie raz. Po drugie kuchnia nie odbiegała od standardów. Kosz pod zlewem, sztućce w pierwszej szufladzie itp.
Zdążyła zrobić ciasto na gofry, gdy z dziecinnego przybiegła do niej Julka. W rękach trzymała swoje ciuchy, które zgodnie z misją wybrała by ubrać. Majtki, rajtuzki oraz różowa sukienkę, która stanowiła element stroju - przebrania za księżniczkę.
- Antoś nie wstaje - poskarżyła się.
Wiktoria umyła ręce i wytarła je w ścierkę. Przesunęła miskę z ciastem pod ścianę, by dziecko nie miało okazji sobie tego zwalić na głowę i spojrzała na Julię.
- To chodź, razem go wyciągniemy z łóżka - powiedziała i ruszyła do dziecięcego pokoju. Esteban pozostał na straży kuchni.

- Antek, śniadanie! - powiedziała kobieta od progu pokoju i podeszła do łóżka.
Na co chłopiec przykrył się po uszy kołdrą i udawał, że smacznie śpi.
- Mówiłam przecież - Julka pomachała ręką jakby coś tłumaczyła - no nie chce wstać.
Antek zachichotał spod kołdry.
Wiktoria pochyliła się nad kokonem i złapała za brzeg. Bez problemu ściągnęła kołdrę z chłopca.
- Antek, jak się nie pospieszysz to wyjdziesz z domu bez śniadania. A robię gofry - powiedziała do chrześniaka poważnym tonem.
- Nooo dobra - do Antka dotarło. Wylazł z łóżka. W tym samym momencie Estaban zaczął szczekać, a wszyscy usłyszeli, że ktoś puka do mieszkania.
Wiktoria od razu spojrzała w tamtym kierunki.
- No szybko, ubieraj się - ponagliła jeszcze raz chłopca i poszła prosto do drzwi. Odruchowo spojrzała najpierw przez wizjer.
Stała tam Ewelina, która przecież oddała jej swoje klucze. Już przez wizjer można było ocenić, że wygląda kiepsko, czy może raczej jak ktoś, kto nie spał całą noc z czego z pół przepłakał.

Widząc, że przed drzwiami jest znajoma twarz a nie jakiś domokrążca, Wiktoria otworzyła drzwi.
- Hej! - przywitała się z przyjaciółką i zrobiła jej przejście w drzwiach. - Właśnie robię nam wszystkim śniadanie - powiedziała zamiast zadać pytania, które wisiało w powietrzu niczym sęp.
- Dzięki - odpowiedziała dziewczyna wchodząc do domu. Ledwo przekroczyła próg i zdążyła odpiąć zamek w kurtce, gdy nagle w jej kierunku zaczęły biec dwie petardy: Julka i Antek.
- Mama! MAMA!
- Mama! Kocham ciebie mama!
Krzyczeli jedno przez drugie. Kobieta zaczęła przytulać swoje pociechy, z lekkim wyrazem zadowolenia na ich widok.
Wiktori, która stanęła na uboczu by im nie przeszkadzać, wydawało się, że Ewelina jest bardzo spokojna, ale zauważyła, że wszystkie jej ruchy zdają się być nieco wolniejsze i ociężałe. Blondynka czuła się w tym momencie nie na miejscu. Powoli usunęła się z korytarza. Poszła do kuchni i zaczęła wypiekać gofry. W międzyczasie zaczęła przygotowywać stół na cztery nakrycia, wyciągnęła dżemy, bitą śmietanę i krem czekoladowy.
Ewelina szybko zaczęła działać. Zagoniła dzieci do łazienki. Mycie zębów, ubieranie, czesanie, pakowanie do przedszkola. W końcu cała trójka wylądowała w kuchni.
- Gofry! Gofry goferki! Ciociu jesteś wspaniała! Najwspanialsza! - cieszył się Antoni siadając do stołu w jadalni.
- To moja ciocia - odezwała się Julka.
- Właśnie, że moja! - oburzył się Antoni.
- Wasza wspólna - Ewelina przerwała zawczasu kłótnie dzieci - możecie jeść, no dalej, żebyśmy zdążyli do przedszkola.
- Ciociu odprowadzisz nas do przedszkola? - zapytał Antoni.


Wiktoria podała do stołu świeże i pysznie pachnące gofry, żeby każdy mógł sobie wziąć i spojrzała na Ewelinę w pytającym tonie. Bez jej decyzji na nic nie mogła się zgodzić.
- Zdążysz do pracy? - zapytała przyjaciółka - Jeśli tak, to nie byłby to zły pomysł.
Wiktoria uśmiechnęła się lekko.
- Jestem wiceprezesem, jasne że zdążę - machnęła ręką, na znak, że to żaden problem. - Zaprowadzę ich i jeszcze wrócę po swoje rzeczy - dodała i w końcu wzięła dla siebie gofra. Samego, bez dodatków.
- Super!
- Ale czadowo!
- Hura!
Zawołały dzieci jedno przez drugie wyrażając swój entuzjazm. Nawet Ewelina lekko się uśmiechnęła. Kobieta wzięła dla siebie gofra i położyła na swoim talerzu. Ale zamiast jeść utkwiła w nim na chwilę dłużej wzrok.

Żeby dzieciaki nie zaczęły pytać o rzeczy o których zapewne ich matka nie chciała rozmawiać, blondynka wypytywała je o przeczkole, żeby one opowiedziały jej jak do niego dotrzeć. Było to świetne zagranie, bo chętnie i bez końca opowiadały o swoich rówieśnikach i paniach przedszkolakach. Wiktoria na chwilę odeszła od stołu, żeby otworzyć puszeczkę karmy dla Estebana i dała mu jeść w małej miseczce. Zaraz po tym wróciła na swoje miejsce i wspólnie ze wszystkimi dokończyła śniadanie. Po nim Ewelina przygotowała dzieciaki do wyjścia, a na koniec Wiktoria ubrała Estebanowi szelki.

Nie minęło wiele jak byli gotowi do wyjścia. Antek szurał suwakiem, a Julia była naburmuszona, że nie może iść w spódniczce księżniczki z karnawałowego przebrania.
- Wrócę za chwilę - powiedziała Różewicz do swojej przyjaciółki, kiedy wyszła już z dzieciakami na klatkę. Ewelina pokiwała głową i blado się uśmiechnęła.

Wiktoria z dzieciakami oraz psem wyszli na dwór i po tym jak nakazała podopiecznym iść z nią trzymając za rękę, ruszyli przed siebie. Esteban cieszył się, że w końcu może się wysikać, tak bardzo, że po kilka razy sikał na te same krzaczki.
Budynek przedszkola był pięć minut od mieszkania.
- To na pewno tu? - zapytała Wiktoria, gdy zatrzymali się przed wejściem.
- Tak! - odpowiedziały chórem.
- No dobrze.
Weszli do środka. Tam dzieciaki poprowadziły ją do szatni. Podeszła wtedy do niej jedna z opiekunek, młoda dziewczyna z rudymi, krótko przyciętymi włosami, która była zdziwiona obcą twarzą. Wiktoria, trzymając chihuahuę na ręku, odeszła z nią na bok i w krótkich słowach wyjaśniła czemu tu jest, choć nie wdawała się w zbędne szczegóły. Opiekunka wyraziła zrozumienie, ale przestrzegła, że by odebrać dzieci, Wiktoria będzie potrzebowała pisemną zgodę, ale i tak wykonują telefon do rodziców na potwierdzenie. Różewicz wyraziła zrozumienie, choć miała cichą nadzieję, że już nie będzie jej to pisane. Towarzystwo dzieci to zdecydowanie nie było coś co chciałaby mieć na co dzień. Ale to jeszcze miała do ustalenia z Eweliną…

Blondynka spojrzała na zegarek. Nie było szans, że wyrobi się na zwykłą porę do biura. Napisała więc sms do Piotra, żeby się nie martwił.
Cytat:
Napisał do Piotrek
Będę później. Postaram się być przed 10. Nagła akcja, sorry
Wysłała i prawie natychmiast dostała odpowiedź "Ok." Po wyjściu z przedszkola puściła luzem Estebana. Szybkim marszem wrócili do mieszkania. Wpisała kod do domofonu, który oczywiście znała i weszła do środka. Teraz czekało ją najtrudniejsze: próba dowiedzenia się, co takiego się wydarzyło. Prędko pokonała schody i zapukała do drzwi mieszkania.

Ewelina otworzyła drzwi. Wpuściła do środka swoją przyjaciółkę. Odkąd Wiktoria wyszła z mieszkania zmieniła się tylko jedna rzecz. Ewelina pakowała małą niebieską walizkę. Piżamy Rafała, ręczniki, środki higieniczne leżały na wierzchu gotowe by umieścić je w niej.
- Napijesz się jeszcze jakiejś kawy? - zapytała wskazując dłonią kuchnię - Ja nie mogę, dali mi jakieś tabletki na uspokojenie, ale herbatę chętnie.
Wiktoria zamknęła za sobą drzwi, odruchowo nawet przekręciła górny zamek, tak samo jak to robiła w swoim mieszkaniu zaraz po przyjściu.
- Chętnie - odpowiedziała i po rozebraniu się z płaszcza i butów oraz zdjęciu Estebanowi szelek, udały się do kuchni. Różewicz usiadła przy stole i poczekała aż Ewelina wdusi guziki na ekspresie do kawy.

- Co z Rafałem? - w końcu Wiktoria zadała to niesamowicie trudne pytanie.
- Pojechał wczoraj o dwudziestej po chleb na rano, tu do supermarketu bo wszystko inne zamknięte. Kiedy wysiadał z auta jakiś pijany palant zamiast pojechać do przodu wrzucił wsteczny. Wjechał prosto w Rafała. Gdybym tylko nie poprosiła go by jechał. Gdyby został w aucie o 30 sekund dłużej albo 30 sekund krócej… chciałabym móc cofnąć czas... - Ewelina złapała się za głowę. - Jest w ciężkim stanie. Najpoważniejszy jest uraz głowy. Na razie utrzymują go w śpiączce. Stan stabilny.
W tym czasie ekspres do kawy zmielił ziarna i zaczął wlewać do filiżanki cudownie pachnący płyn.

Przerażające było to jak łatwo mogło dojść do tragedii. Ale póki Rafał żył to była szansa na uratowanie go.
- Nie obwiniaj się. Nawet tak nie myśl! - nakazała Wiktoria i złapała Ewelinę za dłonie. - Zadzwonię to swojej babci, ona ma znajomości, pomoże zapewnić mu najlepszą opiekę. W którym szpitalu jest?
Ewelina ucieszyła się na propozycję przyjaciółki. Chętnie podała jej nazwę szpitala w którym był jej mąż.
- Zawsze to inaczej jak się kogoś zna - dodała. - Nie raz potraktują cię lepiej. Jak dzieci? Nie było problemów?
W między czasie podała Wiktori gotową kawę. Sama wstawiła sobie wodę na herbatę i przyszykowała szklankę i fusy w sitku.
Wiktoria od razu zapisała sobie dla pamięci nazwę szpitala.
- Były grzeczne - zapewniła. - Powiedziałam im, że jesteście w pracy - dodała i napiła się gorzkiej kawy. Taka lepiej ja stawiała na nogi. - Jeśli potrzebujesz opiekunki na już to popytam swoich pracowników, kogo polecają i kogoś załatwię - zaproponowała.
- W południe przyjedzie teściowa, może zostać do końca tygodnia. Później zobaczymy co dalej - wyjaśniła Ewelina. - Dziękuję ci za pomoc. Męczy mnie myśl, że im nie powiedziałam. Tyle że teraz przed pójściem do przedszkola nie mogłam tego zrobić - kobieta ni to stwierdziła ni zapytała, widocznie potrzebując opinii drugiej osoby.
- Są małe, nie musisz się przed nimi tłumaczyć. Jesteś wspaniałą matką i wiesz najlepiej co dla nich dobre - zapewniła ją Wiktoria, obejmując mocniej jej dłonie. - W ich wieku niewiedza będzie lepsza - dodała z przekonaniem.
- Być może będę miała do ciebie jeszcze jedną prośbę, ale jeszcze nie wiem. Może się obędzie. Chodzi o samochód. Nie wiem czy nie będzie ktoś potrzebny przy papierach z ubezpieczenia. Laweta już go odholowała. Muszę dowiedzieć się ile mamy na to czasu bo wolałabym to odłożyć. To ostatnia rzecz jaką chcę się teraz martwić - wyznała Ewelina.

- Rozumiem - Wiktoria pokiwała głową. - Z tego co kojarzę to szkodę pokrywa sprawca wypadku. Teraz tylko będziesz musiała czekać na rzeczoznawcę. Samochód zastępczy organizuje ci ubezpieczyciel - wyjaśniła.
- Czyli nic nie muszę robić, tylko czekać? - upewniła się przyjaciółka. Usiadła teraz na przeciwko Wiktori z już gotową herbatą.
- Trzeba tylko zgłosić szkodę, możesz to zrobić u swojego ubezpieczyciela. Ale jak chcesz to jeszcze skonsultuję to z kimś kto się lepiej na tym zna - odparła Wiktoria.
- Nie trzeba, zadzwonię w drodze do szpitala. W razie problemów dam ci znać - powiedziała Ewelina.
Esteban zaczął drapać Wiktorię w nogę i ta podniosła go, kładąc sobie na kolanach. Najwyraźniej naszła go ochota na czułości, gdyż zaczął lizać ją po brodzie. Przyjaciółka uśmiechnęła się lekko na ten widok. To był jednak chwilowy, przejściowy uśmiech.
- Pójdę pakować - powiedziała w końcu - będę musiała chwilę się przespać zanim tam wrócę.

Wiktoria pokiwała głową. Dokończyła swoją kawę w milczeniu, a w międzyczasie odruchowo głaskała pieska. W końcu zdjęła Estebana na podłogę i wstała, by odstawić kubek do zlewu.
Ewelina przez ten czas nawet nie tknęła herbaty. Wiktoria podeszła do niej i objęła ją za plecy.
- Nie jesteś z tym sama. Pamiętaj o tym - powiedziała mocniej zaciskając na niej ramiona. Ewelina wstała i odwróciła się do niej przodem. Nic nie powiedziała, tylko łzy popłynęły jej po policzkach. Pokiwała głową i dała upust tym wszystkim emocjom jakie w sobie do tej pory dusiła. Wtuliła się w przyjaciółkę.

Szloch co chwilę szarpał jej ciałem, a Wiktoria tuliła ją do siebie, głaszcząc ją po plecach. Minęło sporo czasu zanim zaprowadziła wykończoną przyjaciółkę do sypialni i ułożyła do snu.

Potem Wiktoria znalazła zapasowe klucze i grubo po godzinie dziesiątej wyszła z mieszkania Eweliny. Próba poprawienia nastroju przyjaciółce, nie pozostało bez echa na samopoczuciu Wiktorii. A była dodatkowo zmęczona po nocy, choć przecież spała. Winiła za to ten durny sen jaki wtedy miała.
W końcu wsiadła do samochodu, Esteban zajął swoje miejsce w swoim psim foteliku i czekał aż jego pani skończy pisać SMS.

Cytat:
Napisał do Piotrek
Już jadę do biura
Nie musiała długo czekać na odpowiedź.

Cytat:
Napisał od Piotrek
Nareszcie. Jan już jest
Brzmiało to trochę jak ostrzeżenie, jakby miała szykować się na burę od ojca za to, że jej jeszcze nie ma.

Cytat:
Napisał od Piotrek
Ale wszystko jest dobrze
- Jakby nie mógł tego napisać w jednej wiadomości - westchnęła Wiktoria i odłożyła telefon. Pogłaskała pieska. - Gdybym mogła cofnąć czas, żeby Ewelina nie musiała tego przechodzić... - mruknęła smutno. Jej umysł uważał wczorajsze zwidy za... zwidy. A nawet gdyby nie były nimi... To było tylko zaledwie kilka chwil... Za mało by coś zmienić.

- Oszalałam jeśli myślę o tym na poważnie - jęknęła na swoje przemyślenia i pokręciła głową. Miała już dość tego dnia, a on dopiero co się zaczął. Odpaliła silnik Lexusa i wyjechała z parkingu. Już będąc w trasie zadzwoniła do babci Lucyny i poprosiła ją o pomoc w związku ze stanem Rafała. Obiecała, że skontaktuje się ze znajomymi lekarzami i nawet popyta czy nie trzeba go przenieść do innej, lepiej dostosowanej placówki.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline