Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-03-2020, 10:00   #64
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Słuchałam jej z żywym zainteresowaniem. Moi rodzice, według słów Morrisany, pozbyli się mnie pod pretekstem strachu o moje życie. Ciekawiło mnie więc jakie wytłumaczenie znalazła sobie ta kobieta, że podjęła decyzję, że jej synowie nie wiedzieli, że są sobie braćmi.
- Nie wiem, ale liczę, że mi rozjaśnisz ten powód - odpowiedziałam.

– Opowiem ci zatem historię – Uśmiechnęła się. – Ponad sto lat temu, żyła sobie młoda, głupia i naiwna dzikuska, która choć szybko zrozumiała, że przybysze spoza stepu chcą tylko tego co posiadali jego mieszkańcy, naiwnie uwierzyła, że pewien szlachcic będący wysokim elfem, który wędrował przez step, a którym zaopiekowała się gdy odniósł rany w walce z bandytami, naprawdę się w niej zakochał… Uwierzyła, że będą razem, że zabierze ją z ginącego stepu do swojej krainy, gdzie zostanie jego żoną… – Zaśmiała się upiornie. – Głupia… głupia… dziewczyna. Po co na szlacheckim dworze brudna dzikuska. Przybysz odszedł jednego dnia, zostawiając dziewczynę z rosnącym brzuchem i hańbą, której nigdy by nie dźwignęła… bo choć przybysz był elfem, to wśród naszego ludu, kobieta zbrukana przez elfa innego rodu i jej niepełnej krwi potomstwo zostaliby skazani na najniższą pozycję w społeczności… albo wygnani z plemienia. Młoda naiwna dzikuska miała jednak przyjaciół w parze, która dała jej schronienie, gdy ta straciła rodziców, parze, która sama nie mogła mieć dzieci… jakim aktem litości było ze strony Seres, że dziecko nie urodziło się ze złotym kolorem skóry… a jedynym co wyróżniało go spośród innych… był jego nadzwyczaj wysoki wzrost. Matka, chcąc chronić swoje dziecko oddała je przyjaciołom, a sama nauczyła się żyć obok, lecz nigdy tak blisko syna jak tego pragnęła…

Pewnego dnia jednak los uśmiechnął się do głupiej dziewczyny i najsilniejszy wojownik w plemieniu zapragnął wziąć ją sobie za żonę, a potem dał jej syna, którego kochała ponad własną duszę, a z czasem nawet i zaszczyt zostania głosem Seres. Czy głupia dzikuska w swej naiwności mogła bardziej uwierzyć we własne szczęście… W to, że jej głupota została przebaczona? – Spojrzała na ciebie, a z jej oczu spłynęła jedna łza, choć twarz pozostała chłodna. – Jakże głupia była… bowiem jej pierwszy syn, wiedziony szaleńczą ambicją odziedziczoną od swego ojca, zapragnął miana największego wojownika w plemieniu… Czy wiesz do czego zdolna jest matka, by chronić swoje dziecko… powiem ci… jest zdolna do wszystkiego… nawet do tego by otruć własnego męża, naiwnie modląc się, by powołując się na problem ze zdrowiem nie wziął udziału w pojedynku… Mógł to zrobić… nasze prawo na to pozwala… ale Farlen taki nie był… przecież, mąż szamanki nie mógłby ściągnąć hańby na naszą rodzinę uciekając przed pojedynkiem…

Tego dnia umarło moje serce… zwłaszcza, gdy Arkhan, mój syn przyszedł i zaczął mnie szantażować, wiedząc, że to ja otrułam ukochanego męża… żądał bym pomagała mu w każdym pojedynku, bym zawsze dawała mu to czego chciał… nie wiedział, że oddałam mu serce jako matka, myślał, że chronię go bo mnie szantażuje… – Zaśmiała się smutno. – Głupia… głupia… dzikuska. Falris uważa, że nim gardzę… że go nienawidzę… uważa też, że dla siebie zgromadziłam te księgi, że nie wiem, że je czyta i że nie wiem kiedy mnie okrada… Nie pragnę dla niego niczego innego, niż tego, by opuścił to opuszczone przez Seres miejsce… nie jestem dla niego matką… bo jak mogłabym spojrzeć mu w oczy po tym jak skazałam na śmierć jego ojca… – Powiedziała znów podnosząc na ciebie wzrok. – Ale to dobrze… nic go tu nie trzyma i gdy będzie gotów odejdzie. – Westchnęła. – Jak mówiłam… nikt kto wciąż żyje nie zna tej historii, oprócz nas dwóch… czy wiesz zatem dlaczego powiedziałam tą historię właśnie tobie?

Słuchałam jej opowieści i wszędzie widziałam nic innego jak wymówki oraz krótkowzroczność. Chwilę milczenia poświęciłam na dłuższe przemyślenia. Brzmiało to jak spowiedź którą przyjmowali Sędziowie Toriela, nim mogli wydać wyrok. Cóż za ironia.
- Seres dała ci drugą szansę - odezwałam się w końcu po tym jej monologu. - A następnie wystawiła na próbę, której na nieszczęście dwóch osób, które kochasz, nie podołałaś i wszystko rozsypało się niczym drwa spalone na popiół. Prawdziwie tragiczne... - powiedziałam ze współczuciem, które nie jednak ku niej, a jej młodszemu synowi skierowane było. - Rozumiem, że teraz, jako kochająca matka, poprosisz mnie, bym zabrała twego syna stąd? I zadbała o jego bezpieczeństwo? - zasugerowałam, choć sama tak szczerze spodziewałam się, że zechce mnie teraz po prostu zabić, by po wylaniu swych żali, znów pozostać jedyną posiadaczką tej prawdy.

– Tak powinnam postąpić, czyż nie? – Zaśmiała się. – Równie dobrze mogłabym cię zabić mszcząc się za śmierć syna. Nienawidzę cię całą duszą… a jednocześnie, jesteś drogą wyjścia dla mojego syna, którego kocham ponad własne życie. Sares nie dała mi drugiej szansy… wielka matka to natura… a natura nie daje drugich szans… ona zawsze oddaje tylko sprawiedliwość i niszczy głupców. Ja dopuściłam się niewybaczalnego grzechu głupoty i słabości… a to kosztowało życie mojego męża i syna. To ja zawiniłam, lecz nic nie mogło zranić mnie bardziej niż to co stało się z tymi, których kocham… Sąd Sares się już odbył… a teraz jaki będzie osąd twojego boga – wskazała na twój medalion ze znakiem Toriela.

Położyłam dłoń na jednym z wisiorów i pogładziłam opuszką palca po symbolu boga zakonu, w którym się wychowałam.
- Pewnie liczysz, że będzie to śmierć? - zapytałam retorycznie. - Świadoma swoich błędów tak byś wolała, mając nadzieję, że to ukróci cierpienie duszy, które zapewne rozrywa cię od środka - patrzyłam jej prosto w oczy.

– Nie wiem na co liczyć… – Uśmiechnęła się. – Mam już ponad sto dwadzieścia lat… i zawsze gdy na coś liczyłam dostawałam dokładne przeciwieństwo, więc nawet ta głupia dzikuska nauczyła się nie liczyć na nic. – Rozłożyła ręce. – Czekam na sąd bogów, jaki by on nie był… żałuję tylko jednego… tego, że nie mogłyśmy porozmawiać wcześniej… może gdybyś ujawniła me grzechy ja i Arkhan zostalibyśmy wygnani i nikt więcej nie musiałby umierać, a ja mogłabym pojednać się z synem…

- Na pewno zdajesz sobie sprawę, że to tylko marzenie, które nie miało szans się ziścić - odparłam na to. - Gdybyś faktycznie wcześniej ze mną pomówiła, Arkham nigdy nie rzuciłby ci się w ramiona, a już na pewno by nie dał się wygnać. Zatem walka i tak by się odbyła. A ja wciąż, wolą bogów, bym ją wygrała - wyłożyłam jej tą brutalną prawdę. - Jedynie możesz mieć nadzieję, że to jak się wydarzenia potoczyły, jest lepsze dla Falrisa. Jeśli więc ty poddasz się wyznaczonej pokucie, ja przysięgnę na Seres i Toriela, że zaopiekuję się nim gdy opuści klan.

– Może i masz rację. – Stwierdziła. – A może stałoby się inaczej… to jednak się skończyło i nic tego nie zmieni… zaś jeśli chodzi o Falrisa, nie przysięgaj mi tego… nie po to dałam mu wszystko co mogłam, żeby potrzebował opieki… – Powiedziała. – On sam zaopiekuje się sobą. Jego mądrość, spryt i honor dadzą mu więcej zwycięstw niż dałaby brutalna siła Arkhanowi. Jedyne czego chcę… to, żeby nigdy nie poznał prawdy… żeby nigdy nie żałował tego, że pójdzie naprzód nie oglądając się wstecz. Nie stanę się dla niego przeszkodą… nie pozwolę by przeze mnie porzucił wielkość jaką może osiągnąć.

Mówiła o sile umysłu młodszego z synów, a jednak sama sobie przeczyła twierdząc, że wiedza o tym sekrecie go przerośnie. Ten brak konsekwencji był bardzo mi na rękę.
- Dobrze więc. Będę milczeć w tym temacie - zapewniłam ją. - Zaś twoją pokutą będzie odejście z plemienia i udanie się do Druidki. Ona jest córką Seres i Toriela. Usługując jej i pomagając w jej misji, będziesz mogła mieć cień nadziei na odkupienie przewin.

– A zatem umrę razem z nią w ataku – Powiedziała.

- Więc spraw by do tego nie doszło - odparłam jej na to. - Gdyż pokuta dotyczy mozolnego odpracowania swych win, a nie szybkiej śmierci, którą tu mogłabym ci zadać.

– Śmierć tej kobiety jest postanowiona… i już ani ja ani nawet wódz nie możemy tego zmienić. Plemię szanuje swego wodza, lecz ma on również wielu rywali… Arkhan nie był jedynym… starcia z krwawym wężem a potem głód nadwątliły jego pozycję… a wraz z tym moją. Wódz zażądał od głosu Seres odpowiedzi. A ja musiałam mu jakiejś udzielić. Musiałam udzielić odpowiedzi, która zadowoli plemię, a byłam świadoma, jak Druidka zagraża mojej pozycji, więc ją wybrałam jako źródło gniewu Seres. Spodobało się to wodzowi i plemieniu. Nie wiem czy jesteś kapłanką, ale znak, który nosisz wskazuje, że jest to możliwe… zapewne sama wiesz, jak często trzeba mówić wiernym to co chcą usłyszeć… wskazać, dlaczego wiernych, lojalnych czcicieli, spotyka udręka, określić źródło niezadowolenia boga, który przecież miał ich chronić… Nie ważne… powiedziałam te słowa publicznie, więc nie mogę ich teraz odwołać, bo Seres nie zmienia zdania i się nie myli.

- Owszem, bogowie się nie mylą - pokiwałam głową. - Co innego głos Seres... - zasugerowałam.

– Wierzysz w bogów? – Zapytała z ironią.

- Jak inaczej wytłumaczysz to, że po przebudzeniu się z drzemki stałam się wojownikiem walczącym waszą sztuką i bez jednego draśnięcia pokonałam Arkhama, a co więcej teraz mówimy w twoim języku, którego nigdy się nie uczyłam? - odbiłam jej pytanie, wypowiadając słowa z pełną powagą.

– I naprawdę, to bogowie ci to dali? – Zapytała z niedowierzaniem. – Czy to jakiś bóg objawił ci się we śnie i dał ci te zdolności?

- Arkham tylko czekał na odpowiedni moment by mnie zabić, a moje błaganie o ratunek zostało wysłuchane i tak otrzymałam te dary - odparłam jej.

– A jaki bóg ci je dał? Kogo błagałaś? Sares, Toriel, czy może inny bóg? – Zapytała patrząc ci w oczy.

- Były tam dwie istoty boskie. Jedna to mężczyzna o ludzkim obliczu, drugim była kobieta o smukłej twarzy i szpiczastych uszach... - odparłam nie mijając się ani trochę z prawdą.

– A jeśli to co otrzymałaś nie za boską, lecz demoniczną sprawą się stało?

- Dla ciebie będę demonem choćbym nawet najgorliwiej, cię zapewniała, że tak nie jest - stwierdziłam na jej przypuszczenie. - Gdybym pragnęła zguby tego klanu to bym zlała tą ziemię krwią nie tylko tych dwóch elfów które bezpośrednio chciały mojej krzywdy.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline