Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-03-2020, 08:18   #6
Lord Cluttermonkey
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
- Skoro był w kominie, więcej może być piętro wyżej. - Zauważył młodzieńczy głos.

George uśmiechnął się, a w tym uśmiechu było więcej zębów niż zazwyczaj pokazywał w kontaktach z ludźmi. Skoro nie uciekły od razu, mógł jeszcze kilka dopaść. Najpierw ostrożnie zajrzał, czy w kominie nie było więcej zielonego ścierwa. - Zaraz się sprawdzi, ale potrzebujemy czegoś żeby zatkać ten komin, inaczej wszystkie nam tędy uciekną… - Powiedział George cicho, po czym dodał po chwili zastanowienia: - ...skarby ze sobą wyniosą.

W kominie było już pusto, a w domu dalej cicho.

- Można by chyba zatkać go tym goblinem. - Zauważył Tyfos po czym zaczął nasłuchiwać skradających się gdzieś goblinów które jak wiadomo, skradać się uwielbiały… - W tym celu wyjrzał na korytarz i spojrzał w stronę klatki schodowej.

George rozejrzał się za czymś, czym mógłby zatkać palenisko, ale z braku mebli prawdopodobnie musiał ruszyć dalej. W drodze do drugiego salonu zwrócił się do Hagana: - Bierz Andre i pilnujcie schodów, które były wcześniej w kuchni, ja się tu z Tyfosem jeszcze rozejrzę. - Rzucił Haganowi zgarnięty po drodze worek.

Kuchnia była brudna i wilgotna, pokryta szarą pleśnią i pajęczynami. Znajdowały się tu kuchenne sprzęty razem z kominem. Pod oknem stał pęknięty i odbarwiony, kamienny zlew. Obok niego zawieszono małą, drewnianą szafkę. Schody zepsute upływem czasu prowadziły w górę. Brakowało kilku stopni. Drzwi po prawej prawdopodobnie prowadziły do komórki kuchennej. Andre zauważył ślady butów. Większych niż stopy goblina. Prowadziły do komórki kuchennej. Ale to nie wszystko. Słyszał, jak coś ruszało się (pełzało?) pod deskami podłogi.

- Hagan, jeden jest za tymi drzwiami - powiedział szeptem wskazując na komórkę - a pod podłogą coś pełza.

Tyfos rzucił okiem na korytarz prowadzący do zachodniego skrzydła. Kończył się trojgiem drzwi.

- Chwytając torbę bard zawiesił na chwilę spojrzenie na martwym goblinie i westchnął po raz drugi - Czemu go zabiłeś? Mógł nam coś powiedzieć o tym miejscu! Mógł... wiedzieć coś o Ludwanie. Rany! Ale nam się trafił duet w Cumie. Jeden sadysta, drugi imbecyl. Weź kilka wdechów i dotleń mózg zanim znów wpadniesz w jakiś berserkerski szał.

Tyfos pierwsze słyszał o jakimś sadyście, chociaż nie musiało go to specjalnie interesować z kim się w przeszłości zadawaliście. Młodzieniec zauważył, że ślady butów większych niż goblinie stopy prowadziły od frontowych drzwi wejściowych do drzwi kończących korytarz zachodniego skrzydła. Podobny ślad wydedukował wcześniej Andre - prowadził do komórki kuchennej. George nie znalazł nic szczególnego tam, gdzie szukał. Po goblinach słuch zaginął. A Hagan jak na barda przystało póki co robił tylko hałas.

Pół-elf uspokoił się szybko, przypominając sobie gdzie jest. Obrócił się na pięcie i ruszył za Andre do kuchni. Zobaczył jak kapłan przygląda się uważnie deskom podłogi, co również zwróciło jego uwagę ku dołowi. - Andre - szepnął bard, wyciągając ostrożnie butlę z oliwą i pokazując gestami co zamierza zrobić. - Może z tym spróbujemy?

George nie odpowiedział nic Haganowi. Słyszał że mu zmarła matka, więc wziął na wstrzymanie. Nie słyszał żeby ktoś wchodził po schodach, więc wyjrzał na korytarz, a nie zobaczywszy nikogo w drodze do holu ruszył do kuchni, gdzie spodziewał się spotkać przynajmniej Andre. Gobliny rozpłynęły się jak sen ten krwawy, ale pozostawał ostrożny i szedł cicho, rozglądając się czujnie.

George nic podejrzanego nie zauważył, nic nie usłyszał, ale gobliny mogły się wciąż gdzieś czaić. Zresztą nie tylko one.
Kilka bić serca po tym, jak Tyfos rozpalił rozlaną oliwę, spod zlewu i przez dziury w podłodze zaczęły wypełzać wielkie stonogi o lśniących, czerwonych jak krew pancerzykach!


Andre wymówił błyskawicznie modlitwę. Parzona świętym ogniem stonoga wywróciła się do góry nogami i po kilku sekundach znieruchomiała.

George podskoczył bliżej i zamachnął się mieczem na stonogę zagrażającą Tyfosowi. W ostatniej chwili jednak zmienił zdanie i uderzył płazem, zamiast ostrzem.

Bełt wystrzelony przez wycofującego się Hagana nie miał szans trafić niewielkiego, ruchliwego stworzenia, ale uderzenie George'a wyłączyło z walki kolejnego robala.

Przerażone ogniem stonogi kierowane instynktem walczyły o życie. Para szczęk zacisnęła się na udzie Andre. Poczułeś truciznę krążącą w żyłach, ale się nie poddałeś jej działaniu. Cięciwa Tyfosa brzęknęła i wielka stonoga skończyła przyszpilona strzałą do drewnianej podłogi. Modlitwy Andre nie potrafiły w tej sytuacji wskórać tyle, co miecz George'a.

George spróbował przydzwonić w kolejną stonogę, bo dwie były lepsze niż jedna, a właśnie wymyślił dla nich zastosowanie, więc tą też próbował brać żywcem. - Coś tu jakby spalenizną wali. - Mruknął George zbierając swoje stonogi do garnka, chyba że w kuchni znalazł lepszy tymczasowy pojemnik. Całość zabezpieczył liną, żeby pokrywka nie odpadła. - Ty, Andre, cały jesteś? Możesz chodzić? Skubane gobosy gdzieś spierdoliły, teraz mogą na nas zasadzkę urządzić na zewnątrz, lepiej by było jakbyś mógł się ruszać. - George spojrzał w górę schodów, wykonał szybkie sortowanie pomieszczenia na gobliny po czym spróbował zajrzeć przez jakąś szparę za drzwi na zachód, tak jak to robił wcześniej.

- Jest w porządku, ale musimy zająć się jeszcze jednym pomieszczeniem - Kapłan wskazał na drzwi od komórki.

Hagan przybiegł z deskami, strzępami tkanin i kawałkami gruzu w rękach, kiedy było już po fakcie. Stanąwszy przy kuchennych schodach George zauważył kilka otworów w dachu przepuszczających słabe światło słoneczne tego pochmurnego dnia. Na ścianach i suficie znajdowały się brudne pajęczyny. W komórce kuchennej bardziej niż w innych pomieszczeniach było widać skutki wilgoci. Ogromne łaty pleśni wyrastały na podłodze, ścianach i suficie. Duży, popękany kocioł z miedzi stał pod oknem, a obok niego zebrał się stos odłamków różnych naczyń. Schody prowadziły w ciemność, która kryła piwnicę posiadłości.

- Dobra, może starczy tego dobrego, piwnice to najgorsze gówno, dawajcie zostawimy to na razie, bo jeszcze coś stamtąd wylezie. Ze w komórce jest zejście. - George korzystając z tego, że kuchnia była względnie dobrze zachowana, rozejrzał się za czymś odpowiednio gabarytowym i ciężkim żeby zastawić drzwi do komórki.

George zrobił co mógł, żeby drzwi od komórki albo nie dało się otworzyć, albo przynajmniej zajmowało to trochę czasu i żeby narobiły przy tym hałasu. Niezależnie od tego czy mu się udało, George zamierza ruszyć dalej - nie był jeszcze w bocznych pokojach odchodzących od kuchennego korytarza, więc teraz zakradnie się tam, gdzie wcześniej tylko zaglądał, żeby sprawdzić czy nie natrafi na więcej goblinów.

Hagan ruszył za pół-orkiem, aby w razie niebezpieczeństwa wesprzeć go z dystansu. - Wybacz George, że tak wtedy na ciebie naskoczyłem. To było głupie - zagadał po drodze. - Nie zrobiłeś nic złego. Ludwan... Ludwan to Pogromca, który niedawno kręcił się po tym domu z moją matką. Liczę, że gdzieś tutaj go znajdę, albo przynajmniej ślady po nim. Powinienem był powiedzieć Ci o nim wcześniej, ale... to dla mnie dość trudny temat.

Na hałas czyniony przez George'a odpowiedziało... bzyczenie. Dochodziło z piętra. Przypominające skrzyżowanie mrówkojadów z nietoperzami potwory zleciały ze strychu w poszukiwaniu świeżej krwi. Bzyczący koszmar spadł na Hagana i Andre. Wysysani z krwi przez długie kłujki, które wbiły się głęboko w wasze ciała, powoli zaczęliście tracić przytomność, aż w końcu utrata witalnych płynów była na tyle duża, że padliście nieprzytomni na kuchenną podłogę. George odbił tarczą nadlatującego stwora, a Tyfos zręcznymi unikami ominął dwa kolejne. Jeśli chcieli stąd wyjść żywo, musieli stawić czoła tym żądnym ciepłej krwi kreaturom. Zamroczony Hagan oprzytomniał na tyle, by wykrzyczeć inkantację. Wszystkie żądlaki padły uśpione na kuchenną podłogę.
 
Lord Cluttermonkey jest offline