Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-04-2020, 00:33   #17
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Warszawa, 21 marca 2019, czwartek, popołudnie

W rozkojarzeniu Wiktoria zapomniała pojechać wpierw do swojego mieszkania. Zamiast tego znalazła się na parkingu przed biurem. Dojechała tu w zupełnym odruchu. Trochę było to straszne i zaskakujące, że w tym swoim rozkojarzeniu w nikogo po drodze nie wjechała. Sięgnęła po torebkę i na szybko zrobiła sobie makijaż, żeby nie wyglądać tak marnie jak się czuła. Była prawie jedenasta kiedy weszła do biura. Całe szczęście nie było szczególnie czym się przejmować. Klaudia z księgowości minęła ją w korytarzu. Wyraźnie była dziś nie w humorze. Co było dziwne zważywszy na to, że jej ojciec, do którego wcale nie tak dyskretnie startowała, wrócił z delegacji.
Prezes siedział w biurze i przywitał się ze swoją córką krótko, gdy ta przyszła, jednak widząc, że jest spóźniona i ma nietęgą minę nie naciskał na nic. Skupił się na ekranie swojego komputera.
Wiktoria po krótkim "cześć" skierowanym do ojca, rozłożyła się ze swoim laptopem na biurku i zaczęła do podpinać do dodatkowego monitora. Esteban zmył się na swój codzienny obchód po biurze, może nawet by znaleźć swojego ulubionego kolegę do zabawy w tym miejscu, Piotra. Blondynka usilnie starała się skupić na pracy, bo to było jedyne co pomagało jej nie myśleć o problemach. Tak jak kiedyś miała to z nauką, w czasach szkolnych.

Dopiero po jakimś czasie Jan uniósł na nią spojrzenie. Cicho chrząknął by zwrócić na siebie uwagę.
- Idę po kawę. Zrobić też dla ciebie? - zapytał.
Wiktoria uniosła spojrzenie sponad ekranów, z miną jakby nie rozumiała pytania. Dopiero jakby po chwili dotarły do niej słowa.
- Yyy tak... - miała odmówić, ale szybko oceniła, że w swoim stanie lepiej jak się wesprze dodatkową kofeiną. - I dużo cukru - dodała mrużąc oczy.
Ojciec wstał od biurka i wyszedł bez słowa z pokoju. Wrócił po kilkunastu minutach. Postawił obok Wiktorii jej kawę, a ze swoją poszedł do swojego biurka.
- Jak ci minął wczorajszy dzień? - zapytał Jan siadając.
Wiktoria wbiła spojrzenie w przyniesiony kubek kawy.


Uśmiechnęła się lekko. Mieli w biurowej kuchni dużo różnych utrzymanych w podobnej konwencji. To tak wyszło po którejś wigilii firmowej, gdzie jak co roku pracownicy dawali sobie drobne prezenty i oczywiście dziwne kubki były drugim najczęściej dawanym upominkiem zaraz po koszulkach. Na co dzień Wiktoria piła z innego kubka, zwykłego o stonowanych szarych odcieniach, ale wygodnego. Skoro ojciec chciał, żeby się rozchmurzyła to znaczyło, że było to bardzo po niej widać, bo on to do domyślnych nie należał. Blondynka uniosła spojrzenie na prezesa.

- To nic firmowego - zaczęła by go od razu uspokoić przynajmniej w tej kwestii. - Wczoraj było dobrze... Dopiero wieczorem zadzwoniła do mnie przyjaciółka, Ewelina, jej mąż miał poważny wypadek. Pojechałam zająć się na noc jej dzieciakami... Biedna dziewczyna - pokręciła bezradnie głową.
- Rozumiem - powiedział ostrożnym tonem Jan - to okropne, powiesz mi więcej, jak się teraz czuje jej mąż? - zapytał. Ojciec nie wyglądał na bardzo przejętego, ani mocno zainteresowanego sprawą. Raczej pytał dlatego, że wypadało. A może chciał być uprzejmy czy też podtrzymać rozmowę. W międzyczasie upił małego łyk kawy. Otworzył pierwszą szufladę swojego biurka i wyjął z niej małą paczkę sezamków.
- Jest w śpiączce - odparła Wiktoria i napiła się. - W drodze tu rozmawiałam z babcią, obiecała że zorientuje się w sytuacji - dodała, bo zakładała, że zaraz o to zapyta. - Chyba wcześniej dzisiaj wyjdę, załatwię tylko najpilniejsze rzeczy.
- Ahaaa… - odpowiedział ojciec - jasne, to oczywiste. A jak z jutrem? - uniósł lekko brwi w zapytaniu. Coś było na rzeczy, Jan jakby badał sytuację.
- Jutro już będę normalnie, o czasie... - odparła, ale posłała mu podejrzliwe spojrzenie. - A co? - zapytała biorąc ojca pod włos.
- Planuje wyjazd - przyznał się - nie służbowy - dodał, po czym schował się za kubkiem od kawy.

- Ok… I w związku z tym…? - szczerze ją zaciekawiło co dalej powie.
- Myślałem, że mogłabyś mnie w tym czasie zastąpić - oznajmił, chociaż było to coś między pytaniem a oznajmieniem swojego postanowienia.
- Nie ma problemu - odparła na to Wiktoria. Sama nie miała planów które wymagałyby anulowania z tego powodu. - A dokąd jedziesz? - zapytała.
- Wenecja. Na pięć dni - odpowiedział krótko ojciec, nie zdradzając więcej szczegółów. Miejsce wskazywało, że faktycznie nie jest to wyjazd służbowy.
- Romantycznie - stwierdziła na to jego córka z lekkim uśmieszkiem. Choć był jej ojcem to jednak praca i wspólne prowadzenie firmy sprawiło, że bardziej ich relacja przypominała to między wspólnikami. Wciąż jednak pozostawał dla niej mentorem. - Z kim? - oczywistym było, że o to zapyta.
Mężczyzna najpierw głośno odchrząknął. Później napił się łyka kawy.
- Z panią Romaną - odpowiedział nieco zbyt cicho. Wiktoria znała tylko jedną osobę o tak niepospolitym imieniu. Ich byłą klientkę, samotną wdowę, dla której projektowali bardzo nowoczesny, choć niewielkich rozmiarów dom na przedmieściach Warszawy. Była to osoba z klasą, konkretna i wiedząca czego chce w życiu. Choć nie należała do tych sympatycznych ludzi, którym miło patrzy z oczu, ciężko było też oceniać ją w szczególnie negatywnym świetle.

- Ahaaa... - pokiwała głową Wiktoria. Informacja, że jej ojciec randkuje była bardzo pozytywna i ucieszyła ją. Roma wydawała się jej być odpowiednią kobietą dla niego. Była zupełnym przeciwieństwem matki Wiktorii. I bardzo dobrze. - To kiedy wyjeżdżacie? Będziecie potrzebowali podwiezienia na lotnisko? - dopiła do końca kawę i odstawiła kubek obok monitora.
- Nie. Nic z tych rzeczy. Wszystko jest załatwione - zapewnił ją Jan - wyjazd w niedzielę, powrót w piątek. Takie loty nam najbardziej pasowały. Masz pojęcie co się dzieje z Klaudią z księgowości? - zapytał.
- Pochwaliłeś się w firmie tym wyjazdem ? - rozbawiona odbiła pytanie, bo teraz dla niej wszystko stało się jasne.
- Cóż… musiałem powiedzieć, że mnie nie będzie w przyszłym tygodniu - odpowiedział.
- Skoro sam nie zauważyłeś to ci wyjaśnię - zaśmiała się lekko. - Otóż pani Klaudia z księgowości chętnie by się zamieniła z panią Romą na miejsca - powiedziała konspiracyjnie ściszając głos.
- Hmm mhmm… - ojciec wydawał się nieco zakłopotany tą informacją. Nic więcej nie powiedział. Z wyrazem zamyślenia na twarzy schował się za kubkiem z kawą.

Zakłopotanie jej ojca było w pewien sposób urocze. Dowiedziała się tego co chciała i nie ciągnęła go więcej za język, bo widziała, że czuje się on z tą wiedzą nieswojo. Cały tata.

Ta krótka rozmowa pozwoliła Wiktorii wyluzować się po ostatnich wydarzeniach. Nareszcie czuła się zdolna do skupieniu na pracy. Otworzyła pliki i zaczęła przeglądać drobne poprawki jakie nanieśli z Piotrem poprzedniego dnia.
Po dłuższym czasie zrobiła sobie krótką przerwę, dla rozproszenia myśli i włączyła FB. Przejrzała kilka pierwszych postów z tematów które lubiła i naszła ją głupia ochota by sprawdzić czy osoby ze snu istnieją. Intensywnie myśląc, starała sobie przypomnieć ich imiona. Niestety tylko jedna osoba podała nazwisko.

Była to Marta Jakubowska, bardzo charakterystyczna zielonowłosa dziewczyna.
Po wpisaniu jej danych w wyszukiwarkę Facebooka pojawiło się wiele Mart, jednak zielone neonowe włosy były nie do pomylenia. Marta Jakubowska istniała naprawdę i miała swój profil na najpopularniejszym serwisie społecznościowym.



Na profilu Marty, prócz zdjęcia profilowego przedstawiającego zielonowłosą dziewczynę, było też zdjęcie w tle. Rysowany ręcznie obrazek dwóch całujących się kobiet.
Profil był zabezpieczony, prywatny, więc większość informacji była ukryta. Nie było widać więcej zdjęć.
Wiadomo było, że dziewczyna mieszka aktualnie w Szczecinie.
Widoczne były osoby, które ma w znajomych.
A następnie kilka publicznie udostępnionych postów: premiera nowego teledysku Brokatowych Dam, do tego kilka artykułów z queer.pl, Lambda Szczecin, wyborczej i wysokich obcasów dotyczące LGBT+, weganie i wegetarianie polska o cierpieniu zwierząt, zmiany klimatyczne i ocieplenie klimatu.

Zastanawiając się co z tym znaleziskiem zrobić, Wiktoria stukała rytmicznie paznokciami o blat biurka. Nie mogła przecież od tak napisać przez messenger, że poznała ją ze swojego snu. Mogła za to po prostu wysłać zaproszenie do znajomych, a jeśli ją rozpozna...
- To nie może być możliwe - westchnęła pod nosem i już miała wyłączyć okno przeglądarki, ale zawahała się. Zamiast tego wdusiła wysłanie Marcie zaproszenia do znajomych.

Które bardzo szybko zostało zaakceptowane. Zaś jej messenger chwilę później oznajmił, że nadeszła nowa wiadomość od Marty. a po chwili następna.
Marta: "Cześć"
Marta: "Zastanawiałam się, czy ktoś oprócz Karola mnie odnajdzie"

Ta szybka reakcja ze strony Marty zaskoczyła i speszyła Wiktorię. Zupełnie nie spodziewała się, że dziewczyna ją skojarzy, bo że tak się stało było dla niej jasne po wspomnieniu imienia jednego z facetów z przedziału. Nagle zrobiło jej się gorąco, zupełnie jakby przyłapano ją na robieniu czegoś zabronionego. Nawet miała ochotę zablokować Martę i udać, że nic się nie wydarzyło.

Ale nie zrobiła tego.

Położyła ręce na klawiaturze i zaczęła pisać odpowiedź.
Wiktoria: "To niemożliwe, przecież był to tylko sen"
Skasowała.
Wiktoria: "Czyli to nie był tylko sen?"
Skasowała.
Wiktoria: "Też Ci się śnił przedział?"
Skasowała.

Różewicz westchnęła ciężko.

Wiktoria: "Hej, miło Cię poznać"
I dopiero to wysłała, a po tym zaczęła przeglądać listę znajomych Marty, by sprawdzić po profilowych, czy naprawdę Karol o którym napisała, to ten sam Karol ze snu. Niestety w znajomych dziewczyny nie było ani jednej osoby o imieniu "Karol".
Marta: "Mi ciebie również."
Marta: "Śniłaś mi się dziś. Ty, Karol, Marcel i koleś przebrany za Stańczyka."

Różewicz chwilę się wahała czy ciągnąć to dalej, czy może sobie darować.
Wiktoria: "Tak, dokładnie to samo"
Wiktoria: "Zupełnie dziwaczne"
Marta: "Jak się dziś czujesz?"
Marta: "Po tym śnie?"
Marta: "Coś się zmieniło?"

Chwilę zawahała się, myśląc nad odpowiedzią. Czy powinna wspomnieć, że jeszcze miała wcześniej inne dziwne “sny”? Nie była pewna.
Wiktoria: "Poza tym, że się nie wyspałam?"
Wiktoria: "Nie, nic się nie zmieniło"
Wiktoria: "A u Ciebie?"
Marta: "Też się nie wyspałam. "
Marta: "To dziwne, że mieliśmy ten sam sen. Nawet się nie znamy i nigdy nie widzieliśmy."
Marta: "Chyba, że czegoś nie pamiętam?"
Marta: "U mnie od wczoraj dziwnie."

Wiktoria: "Co masz na myśli?"

Marta: "Nigdy nie wierzyłam w zjawiska paranormalne"
Marta: "I nie chcę wyjść na wariatkę"
Marta: "Zobaczymy czy ten sen się powtórzy"

- Wolałabym mnie... - mruknęła pod nosem Różewicz.
Wiktoria: "A jednak poznałyśmy się przez sen"
Wiktoria: "Ciekawe co będzie następne. Obcy?"
Nie, tego ostatniego nie wysłała, od razu skasowała.

Wiktoria: "Ten Karol też wspominał, że coś dziwnego się u niego dzieje?"
Marta: "Niebardzo"
Marta: "Chciał rozmawiać o tym w śnie jeśli znów się tam spotkamy dziś"
Wiktoria: "Czy przed dzisiejszym snem zauważyłaś coś nietypowego?"
Wiktoria: "Mój pies szczekał na księżyc choć nigdy tego nie robi"
Marta: "Tak"
Marta: "Moje koty dostawały bzika"

Po wspomnieniu o nich Różewicz włączyła galerię zdjęć Marty, by sprawdzić czy ma koty żeby ocenić czy przemawiała przez nią szczerość czy sarkazm. W galerii Marty nie było zbyt wiele zdjęć. Na pierwszy rzut oka, albo dziewczyna nie należała do tych szczególnie wylewnych osób dających do mediów społecznościowych setki zdjęć, albo miała ustawione jeszcze jakieś dodatkowe ustawienia prywatności. Wiktoria jako jej znajoma mogła zobaczyć trzy dodane w tym miesiącu zdjęcia:
Pierwsze przedstawiało Martę z puszką coca-coli i wiankiem na głowie . Drugie szarego kotka wtulonego w poduszkę . Zaś trzecie, ostatnie jakieś miasto nocną porą . Każde z nich miało kilkanaście polubień i kilka komentarzy.

Wiktoria: "Więc pozostaje nam przyglądać się ich zachowaniu"
Marta: "Nie wiem czy ma to z nimi coś wspólnego"
Marta: "Chociaż,... zwierzęta wyczuwają różne rzeczy, podobno"
Wiktoria: "Owszem, są bardziej spostrzegawcze i zwracają uwagę na drobiazgi, których my nie zauważamy"
Wiktoria: "Dlatego ja swojemu Estebanowi w pełni wierzę co do jego przeczuć odnośnie ludzi"
Marta: "Okej, będę obserwować uważniej koty"
Marta: "Chociaż to dziwne, równie dziwne jak cała ta sytuacja"
Marta: "Zastanawiałaś się jak wydostać się z przedziału jeśli to znów nam się przyśni?"*

Wiktoria: "A nad czym się tu zastanawiać?"
Wiktoria: "Ostatnim razem nie trzeba było się wysilać"
Marta: "Chcesz żeby znów zbili szybę?"
Wiktoria: "Może tym razem ktoś weźmie ze sobą łom?"
Wysłała i zaśmiała się z tego.
Marta: "Ciekawe"
Marta: "Może gdyby ktoś poszedł spać z łomem w ręku to miałby go w śnie"
Wiktoria: "Można spróbować"
Wiktoria: "Pojadę dziś do Obi"

Marta: "Okej"
Marta: "Ustaliłam wcześniej z Karolem, że idziemy spać o 22:05"
Marta: "Pewnie ma to taki sam sens, jak spanie z łomem"
Marta: "Czasami lepiej coś sprawdzić, niż nie sprawdzać nic"
Wiktoria: "Nawet nie pamiętam, o której poszłam spać"
Wiktoria: "W takim razie może zgadamy się jutro"
Marta: "Okej, zobaczymy czy nas sen się powtórzy"
Marta: "To w takim razie… do zobaczenia?"*
Wiktoria: "Na razie"

Wysłała odpowiedź i wyłączyła okno przeglądarki z Facebookiem. Rozsiadła się wygodnie na fotelu i spojrzała w sufit. Nie była zadowolona z tej rozmowy, bo jak tak dalej będzie się wkręcać w te szaleństwo to skończy w Tworkach, w pokoju bez klamek. Miała ochotę wyjść z biura się przejść.

Popatrzyła znad ekranu na swojego ojca i podjęła decyzję. Na pewno Esteban będzie chciał się przejść. Wstała, wzięła torebkę i ruszyła do drzwi.
- Idę wyprowadzić małego imigranta - wytłumaczyła się przed Janem i wyszła poszukać gdzie też zaszył się jej chihuahua.
Na korytarzu usłyszała szczeknięcia dobiegające z biura projektowego i tam też znalazła Piotra w obstawie jej psa. Mężczyzna akurat przeglądał coś na ekranie podwładnego. Wiktoria cmoknęła i natychmiast w jej kierunku popatrzył zarówno Piotr jak i Esteban.
- O, cześć - odezwał się na jej widok, a blondynka skinęła mu głową. Natomiast piesek podbiegł do właścicielki i zaczął na nią skakać domagając się wzięcia na ręce. Oczywiście nie musiał się prosić bo Wiktoria od razu go podniosła. Piotr w tym czasie dokończył omawiać temat z pracownikiem i również podszedł do kobiety.
- Wyglądasz strasznie - stwierdził Piotr gdy wyszli z pomieszczenia, ale chyba się zorienował, że to nie na miejscu bo zaraz dodał - Wszystko w porządku?

- Właśnie idę z meksykańcem na spacer, chcesz się z nami przewietrzyć? - zaproponowała Wiktoria, bo w pracy nie lubiła poruszać prywatnych tematów.
- Jasne - pokiwał głową Piotr.
Wzieli swoje płaszcze i wyszli z budynku.

Pierwsze pięć minut szli w milczeniu, a po tym czasie Wiktoria w końcu zaczęła opowiadać co się wydarzyło, że się spóźniła. Oczywiście pominęła te głupoty jak dziwaczny sen czy niemożliwe cofnięcia w czasie. Bo przecież te dwie rzeczy były niedorzeczne, tak samo jak jej rozmowa z Martą przez messenger. Z jednej strony możliwość wygadania się z tego sprawiła jej ulgę, ale również znów wróciło jej przygnębienie

- Potrzebujesz się rozerwać - wyraził na koniec Piotr swoją opinię.
- To na pewno. Tylko wrócę do domu to pierwsze co to wyciągnę butelkę wódkę, bo wino na to jest za słabe - zgodziła się z nim.
- Haha, to też, ale mam inny pomysł.
- Co masz na myśli? - zmrużyła oczy zastanawiając się co też mu przyszło na myśl.
- Hymm - zastanowił się, a na koniec uśmiechnął tajemniczo. - Zaufaj mi, spodoba ci się.
- No nie wiem ... - Wiktoria nie lubiła niespodzianek.
- Przyjadę po ciebie po pracy - ciągnął dalej, nie zważając na jej niechęć. - Ok?
- Czy ja wiem ... - skrzywiła się.
- I zostaw Estebana w domu - zalecił.
- Na długo mnie wyciągasz?
- Dwie do trzech godzin
- No... - wahała się, bo szczerze to miała ochotę wyrwać się z domu. - Ok, niech będzie - stwierdziła w końcu.
- Świetnie - ucieszył się.

Wrócili do biura i już do końca dnia pracy Wiktoria myślała głównie o tym co też wymyślił Piotr. Ale trzeba było przyznać, że to doskonale odciągało ją od zmartwienia, więc mężczyzna był genialny w tym, że pozostawił ją w niedopowiedzeniu i nie chciał nic powiedzieć nawet podczas wypadu na obiad, choć na niego wyszli razem z jej ojcem, więc i tak nie bardzo było okazji do wspominania czegokolwiek na ten temat.

***

Najtrudniejsze w wyjściu z mieszkania było spojrzenie w te smutne oczęta i powiedzenie "zostajesz". Mina na pyszczku puchatej kulki sprawiała, że Wiktorii serce się krajało. Jednak Piotr powiedział wprost, że tam gdzie jaką psu będzie zwyczajnie niekomfortowo.
Ubrana w wygodne dżinsy, ciemno różowej koszuli, skórzaną kurtkę i buty z wysoką holewką i na lekkim obcasie, bo jej znajomy zalecił by ubrała się “normalnie”, opuściła mieszkanie po otrzymaniu wiadomości od Piotra, że jest już na dole. Zjechała windą i wyszła na parking dla gości, gdzie na włączonych światłach i silniku stało znajome BMW. Piotr nie puścił pary nawet, gdy byli już w drodze.
Po powrocie do domu Wiktoria zadzwoniła do Eweliny. Przyjaciółka powiedziała, że z teściową na zmianę siedzą to z dziećmi to w szpitalu. Mąż Eweliny wciąż był utrzymywany w śpiączce, ale jego stan był przynajmniej stabilny.

***

- Nieeee, to nie jest dobry pomysł - Wiktoria pokręciła energicznie głową.
- Obiecuję, że ci się spodoba - zapewniał Piotr
- Ale ja nie lubię takich rzeczy... - nie dawała się przekonać.
- Tego nie wiesz dopóki nie spróbujesz - odparł na to z rozbawieniem Piotr. - Mój zajomy jest tu instruktorem i cię we wszystko wprowadzi.

Zaparkowali autem na parkingu dawnej Fabryki Samochodów Osobowych i kiedy weszli do środka, zatrzymali się patrząc na logo firmy.


- Ale ja nie chcę... - marudziła Wiktoria. Kiedy zajechali na pragę północ to zakładała, że pójdą na kręgle.
- Jak ci się nie spodoba to wzamian będziesz mogła wymyślić coś głupiego, żeby się odegrać - zaproponował, choć widać było po nim, że nie spodziewa się by było to konieczne.
Wiktoria zrobiła kwaśną minę, ale w końcu pokiwała głową na zgodę, czym ucieszyła swojego towarzysza. Piotr przedstawił ją ze wszystkimi i pomimo obaw blondynki byli oni całkiem mili, choć niektórzy bywalcy tego miejsca wyglądali jak rasowe bandziory z filmów akcji.
- To Łukasz Stendhal - przedstawił Piotr rosłego mężczyznę, który dzierżąc pistolety przyszedł do nich, kiedy skończyli oglądać stanowisko strzelnicze.
- Wiktoria Różewicz - przedstawiła się.
- Ha, przyprowadziłeś swoją szefową ? - zapytał się rozbawiony. - Czy to przemyślałeś? Jak będziesz od niej lepszy to jeszcze cię zwolni.
Paweł uśmiechnął się półgębkiem, ale nie skomentował tego.
- No dobrze, to miałaś kiedyś broń w ręku? - zapytał Łukasz.
- Nie... - pokręciła głową Wiktoria.
- Skoro tak to zaczniemy od początku - uśmiechnął się.

Paweł odszedł na bok, a Łukasz zaczął wykładać jej najbardziej podstawowe podstawy strzelectwa. Pół godziny później, Wiktoria starając się wszystko spamiętać, wzięła po raz pierwszy pistolet do ręki. Stresowała się, ale zapewniono ją że to bezpieczne. Tor był przygotowany i już wystarczyło tylko nacisnąć spust. Objęła rękojeść tak jak pokazywał jej to Łukasz i kiedy pokazał jej kciuk w górę, bo przez słuchawki wygłuszające nic nie słyszała, wzięła głęboki oddech i zatrzymała go w płucach. Oddała pierwszy strzał i poczuła odrzut broni.
Chybiła koncertowo, bo trafiła rąbek kartki celu u obok niej, ale wyrzut adrenaliny wywołał w niej dziwaczną euforię. Nie spodziewała się, że to uczucie będzie takie przyjemne. Nacisnęła spust ponownie i jeszcze raz, tym razem trafiając już w swoją tarczę. Każdy kolejny strzał wykonywała z rosnącą fascynacją. Aż skończył się magazynek.

***

Całą drogę Wiktoria w kółko gadała tylko o strzelnicy. Wypytywała Pawła czy można sobie wyrobić pozwolenie na broń, czy organizują jakieś kursy strzeleckie. Jej współpracownik chętnie jej na to wszystko odpowiadał i tylko co jakiś czas powtarzał "a nie mówiłem?".
I miał rację. Jeszcze nigdy nie czuła się tak zrelaksowana, jakby z każdym wystrzałem ubywało jej trosk.
- Teraz za każdym razem jak będziemy dopinać jakiś projekt to masz mnie zabierać na strzelnicę - stwierdziła żartobliwym tonem Wiktoria, gdy stanęli już na gościnnym parkingu przed jej budynkiem.
- Da się zrobić. Cieszę się, że się podobało.
- A tak wogóle… To dzięki za dzisiaj. Miałeś rację, spodobało mi się - uśmiechnęła się.
- W takim razie mogę liczyć na podwyżkę, szefowo? - zaśmiał się.
- Chciałbyś - zawtórowała mu.
- To do jutra.
- Do jutra.

Wysiadła z auta i czekając na chodniku aż wyjedzie, pomachała mu jeszcze na pożegnanie. Ten dzień skończył się zdecydowanie lepiej niż się zaczął. Zupełnie mogła zdystansować się od głupot jakie wcześniej wydawały się jej dziać naprawdę. To wszystko tylko jej się przewidziało. Jadąc windą do swojego mieszkania miała nawet ochotę wykasować znajomość z Martą, ale nie zrobiła tego tylko dlatego, że w kabinie traciła zasięg w komórce.
Od samego progu powitał ją Esteban, swoim tańcem radości. Wiktoria zostawiła na komodzie torebkę, wzięła smycz i wyszła jeszcze z psem na spacer.

Po powrocie Wiktoria nalała sobie lampkę wina i poszła wziąć kąpiel z bąbelkami. Tam prawie zasnęła ze zmęczenia, więc wyszła wcześniej niż planowała i poszła prosto do łóżka.
Nie tylko ona padła na łóżko z tęsknotą jakby go miesiąc nie widziała. Esteban również wyłożył się na swojej połowie, wyciągnięty jak paragraf.
- Cudowne łóżeczko nie opuszczę cię aż do jutra… - mruknęła wtulając głowę w miękką poduszkę i otulając się puchatą kołdrą.

Nawet nie spojrzała na zegarek zanim zasnęła.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline