Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-04-2020, 17:19   #72
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Ucieszyłam się słysząc ją. Zdecydowałam natychmiast zakończyć ten krótki czas relaksu.
- Morrisano, poczekaj chwilę, tylko się ubiorę - rzuciłam w kierunku drzwi, bo nie mogłam jej przyjąć będąc w kąpieli i pospieszyłam niewolnice by prędko opłukały mnie z mydlin, podały ręcznik i wyciągnęły moje szaty.

Wyszłam z wanny, choć nie było to łatwe gdy obudziłam w sobie lenistwo. Osuszyłam ciało ręcznikiem i z pomocą niewolnicy ubrałam na siebie pachnąca świeżością szatę, a wciąż mokre włosy owinęła suchym ręcznikiem.
- Zaproście mojego gościa i wyjdźcie - powiedziałam na koniec do niewolnic.

Znów mogłaś ubrać swój biały habit. Był wyprany i wręcz błyszczał bielą. Niewolnice uwinęły się szybko, wpuściły Morrisanę i wyszły zamykając za sobą drzwi.

– Cieszysz się na mój widok Marion? – Powiedziała przyjemnie zaskoczona. – To ja się cieszę, że jesteś cała i zdrowa. Garren też pragnął się z tobą zobaczyć, ale wódz i cesarz nalegali, aby wziął udział w naradzie.

Usiadłam na brzegu wielkiego łóżka i wskazałam Morrisanie by spoczęła na fotelu przy kominku.
- Czemu miałabym się nie cieszyć? - zapytałam ją zdziwiona jej słowami. - Wyobrażam sobie, że musieliście się wszyscy bardzo zamartwiać.

– Wiesz… nie minął nawet tydzień odkąd zawiodłam twoje oczekiwania wobec mnie. – Westchnęła.

- Jeśli winisz się za to co się stało to niepotrzebnie - pokręciłam głową. - Świadomie i samodzielnie podjęłam decyzję by odłączyć się od reszty i udać do Druidki.

– Miałam na myśli mnie i Garenna. – Odparła. – Sporo o tym myślałam, zwłaszcza gdy ciebie nie było.

To było dziwnie zabawne, że kiedy ja byłam w niewoli to ona myślała o tym, że przyłapałam ją z orczym wojownikiem. Ale było to i tak lepsze niż pytania o to co działo się u dzikich.
- I doszłaś do jakiś wniosków? - wstałam i podeszłam do szafki, z której wcześniej niewolnica wyciągnęła wino. Oczywiście stało tam wraz z kielichami. Nalałam do jednego i podałam Morrisanie.

– Pomyślałam… że gdybyś nie wróciła. Nikt inny nie wiedział o mojej tajemnicy. Garren milczał by jak zawsze. – Westchnęła. – A potem pomyślałam, że chcę całym sercem abyś wróciła, że chodź czeka mnie trudne spotkanie z kapłanami z mojej świątyni, pragę być pewna, że jesteś bezpieczna. I choć wiedziałam, że będę musiała porzucić swoją drogę kapłanki, modliłam się o twój bezpieczny powrót, choć wiedziałam, że jesteś na mnie oburzona, i że masz prawo mi nie wybaczyć tego, że cię zawiodłam, choć miałam być twoją mentorką… właśnie to mnie uderzyło, świadomość jak bardzo musiałaś tamtej nocy poczuć się oszukana.

Uderzyła mnie jej szczerość. Usiadłam obejmując w dłoniach główkę kieliszka. Cokolwiek nie powiem, to skończy się rozmową o moim porwaniu... Ale może tak lepiej, może Dariel ma rację i powinnam o tym porozmawiać z kimś nim stanę przed obliczem Cesarza.

- Kochasz Garrena? - zapytałam ją.

– Wśród śmiertelników nie ma mężczyzny, któremu zawdzięczam więcej i dla którego, zrobiłabym więcej. Gdy jest daleko, w nocy śni mi się jego dotyk… gdy jest blisko czuję jak moje serce bije szybciej… Pragnę widzieć uśmiech na jego twarzy. To chyba jest miłość. – Powiedziała. – A jeśli nie… to nie wiem co innego nią jest.

Nie miałam pojęcia jak to jest ale chyba do bycia spowiednikiem tego nie potrzebowałam, bo właśnie tak się czułam pod wpływem jej zwierzeń.
- To zrób tak żeby go uszczęśliwić... Bo wtedy chyba a ty będziesz najbardziej zadowolona - zasugerowałam. - Bo co ci po posłudze jeśli oboje przez to będziecie nieszczęśliwi.

– A powinność? Wobec bogów? – Zapytała patrząc ci w oczy. – Mówisz bym poszła za głosem serca… a co z powinnością? Wiem, że w mojej świątyni dadzą mi wybór. Gdy stanę przed trybunałem będę mogła albo zrzec się kapłaństwa… albo oddać pokucie i wrócić do posługi… – Powiedziała. – Nie powiedziałam ci tego wcześniej, aby cię nie rozpraszać przed spotkaniem z Cesarzem, ale to prawda…

Wiedziałam już, że kapłani którzy złamali przysięgi mogli zostać poddani pokucie więc słyszeć to z ust Morrisany nie było już dla mnie żadnym zaskoczeniem.
- A może zrobiłaś już dość dla swojej posługi? Może należy ci się odpoczynek? - zapytałam ją.

– Bardzo zmieniłaś się przez te dwa dni… – Uśmiechnęła się.

Wbiłam spojrzenie w zawartość swojego kielicha.
- Odchodzę z zakonu Toriela - oznajmiłam jej wprost.

– Jesteś pewna? – Spojrzała ci w oczy. – Dlaczego się na to zdecydowałaś?

- Bo straciłam wiarę w bogów - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem i napiłam się. - Wiem, niewdzięczne to jest, bo zakon dał mi dom i wykształcenie, ale nie mogę teraz inaczej postąpić.

– Czy… możesz mi o tym więcej opowiedzieć… co się stało? – Zapytała lekko zaniepokojona.

- To już bez znaczenia - odparłam na to ze wzruszeniem ramion, ale nie było we mnie zrezygnowania, które powinno być u kogoś czującego się ofiarą, po prostu stwierdziłam fakt.

– Marion… wiem, że mogę nie być do tego najlepszą osobą, ale jeśli potrzebujesz coś z siebie zrzucić, chętnie cię posłucham i postaram się pomóc najlepiej jak będę mogła.

- Nie, jest w porządku - pokręciłam głową. - Po tym wszystkim i podejmując tą decyzję, czuję się lepiej niż kiedykolwiek wcześniej - wyznałam. Chyba to była kwestia zrelaksowania się i wina, że tak łatwo przychodziło mi o tym mówić.

– Nie będę naciskać. – Powiedziała. – A jak poradziłaś sobie u elfów? Było ciężko?

- Było ciężko, bardzo - pokiwałam głową. - Myślałam że przez swój upór zginę, co na tamtą chwilę mi nie przeszkadzało, ale okazało się, że walecznością tylko zaskarbiłam sobie szacunek u wodza. Nie wszystkim się to spodobało, ale udało mi się wybronić przed tymi, którzy chcieli mojej śmierci.

– A jak opanowałaś w sobie ten ogień, który pozwolił ci przetrwać? – Zapytała z troską. – Bo wiem, że potrafi on być bardzo niszczycielski.

- Chyba to jak z karmieniem dzikiego zwierzęcia. Jak zaspokoi głód to pójdzie spać w kąt - uniosłam spojrzenie na jej twarz i uśmiechnęłam się lekko.

– Ten rodzaj dzikiej bestii jeśli nie zostanie oswojony, będzie chciał coraz więcej, a nawet zacznie kąsać rękę, która go karmi. – Powiedziała.

- Będę się tym martwić jak będzie ku temu powód - odstawiłam pusty kielich na stolik.

– Masz jeszcze godzinę do spotkania z cesarzem. Chcesz jeszcze trochę odpocząć? – Zapytała.

- Nie, muszę się zobaczyć z Falrisem, Amelia i Druidką, sprawdzić czy mają gdzie się podziać... - opowiedziałam o swoich najbliższych planach. - Głupio mi, że ja jestem tu - rozłożyłam ręce wskazując na wygodną komnatę. - A resztą pewnie będzie nocować w namiotach.

– Wódz zdecydował, że twoim towarzyszom też mają zostać przydzielone komnaty. Kobieta zwana druidką odmówiła, zaś niziołka powiedziała, że jesteś jej Panią, więc zapewne teraz czeka przed twoją komnatą. Elf z którym przyszłaś też chciał cię odwiedzić. Jak tylko Dariel poinformował z kim przyszłaś, a nowina została dostarczona do wodza, ten przerwał spotkanie z cesarzem i kazał ugościć również twoich towarzyszy. Tak naprawdę wódz okazał gościnność nam wszystkim, bo każdemu kapłanowi i mnichowi kazał przydzielić komnatę, goblinom też. Tylko Garen i bardki nie chcieli skorzystać. Dziewczyny jednak wkręciły się na dzisiejszą ucztę i chcą wystąpić. Tak naprawdę wszyscy się o ciebie martwili, a jak dotarło do nas, że jesteś bezpieczna, odetchnęliśmy z ulgą.

- Od razu mi lepiej - Ucieszyłam się. I tak zamierzałam zaraz wyjść, żeby przynajmniej zobaczyć się z Falrisem... Nagle przypomniałam sobie, że obiecałam mu powiedzieć o co chodziło z jego matką i zwątpiłam, że teraz chce ten temat poruszyć. On na pewno o tym wspomni.

– To chcesz odpocząć czy dać znać, żeby elf cię odwiedził? – Zapytała.

- Niech przyjdzie - odparłam bez zawahania. - Morrisano, ja też niezmiernie się cieszę, że w końcu jestem już z wami - uśmiechnęłam się promiennie.

– Jasne – Powiedziała kapłanka i wstała. – Czas na mnie, dam znać zarządczyni, żeby zaprosiła do ciebie elfa. – Powiedziała.

Wstałam z łóżka i odprowadziłam Morrisanę do drzwi.
- Jeśli będę potrzebna przy rannych to proszę pamiętajcie, że zawsze jestem chętna pomóc - powiedziałam do niej nim otworzyła drzwi.

– Dobrze. Przekażę Darielowi – Powiedziała i wyszła, a potem do komnaty “wsypały” się niewolnice prześcigając się w pytaniach jak mogą ci służyć, wraz z nimi weszła Amelia, odziana tak jak one. Ona jednak zachowywała ciszę, czekając na to, aż sama wydasz jej polecenie.

Nie byłam przyzwyczajona do posiadania niewolników i wysługiwania się nimi, więc usłużność dziewcząt bardziej mnie irytowała, niż mi się do czegoś przydawała.
- Możesz zagrać coś - powiedziałam do tej co wcześniej grała mi na flecie. - Możecie opróżnić już wannę - skierowałam do pozostałych.

Znów rozległa się piękna muzyka, natomiast dziewczęta wyjęły korek w boku wanny, który pozwolił spuścić wodę do wiader, które następnie zostały wyniesione przez niewolnice.

Mając jeszcze chwilę nim znów będę miała gościa, rozejrzałam się po komnacie, a dokładniej przeszukać szafy, żeby sprawdzić gdzie są moje rzeczy.

Już w pierwszej otwartej natrafiłaś na cały rynsztunek i twoje ubrania na zmianę. Były również buty.

Od razu sięgnęłam po te ostatnie i ubrałam.
Naszła mnie refleksja na temat tego jak bardzo moja sytuacja zmieniła się w ostatnich dniach. Mogłam już mieć tylko nadzieję że najgorsze było za mną. Choć byłam bardzo świadoma tego, że mogło się to dla mnie znacznie gorzej skończyć i to gorzej niż śmierć... Zbroja za to przypominała mi jak z Garadielem szliśmy na ostatnie namaszczenie umierającego. Buzdygan o dziwo nie przywodził mi pierwszej osoby, którą zabiłam, to było moja drugą myślą, tylko sparing z Morrisaną w jej chacie.
Wiedziałam że odchodząc z zakonu będę musiała je oddać, ale nie było innego wyjścia. Jakoś będę musiała sobie poradzić sama. Tak po prawdzie to za sprawą istot ze snu już tak bardzo się tego nie bałam. Miałam w końcu wyuczony zawód, z którego powinnam dać radę się utrzymać. Może nawet najmę się do cesarskiej armii...

Szybko… a dokładnie po pierwszym kroku poczułaś, jak buty są strasznie niewygodne i jak cię uwierają. Czułaś się jakbyś, miała je na sobie pierwszy raz i były do tego źle wykonane.

Ściągnęłam jeden but i sprawdziłam czy nie ma w nim nic co mogłoby mnie uwierać, ale wiedziałam że to ma związek z darem od Dedala. Nie znajdując nic w bucie musiałam przyjąć że potrzebuje na nowo przyzwyczai się do nich. Bo na pewno nie zamierzałam chodzić boso jak jakiś dzikus.

Tym razem nie rozległo się pukanie, a zwyczajnie drzwi się otwarły.

– Witaj Marion – Powiedział Falris wchodząc do pomieszczenia.

Z początku się zdziwiłam tym, ale zaraz mi się przypomniało, że elf nie zna zasad które dla mnie były oczywiste.
- Będziemy musieli popracować nad twoimi manierami - uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie i wskazałam mu fotel, na którym wcześniej siedziała Morrisana. - Jak się masz? - zapytałam.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline