Grimmet popatrzył na pudełko ciasteczek po czym odwiesił broń na ramię, sięgnął opancerzoną rękawicą i otworzył przyłbicę
- Pierdolę takie rozkazy. Wolę ciasteczka i zrobienie tego jak należy! Sporo od nas też tak uważa. To całe ostatnie zamieszanie niepotrzebnie tylko krwi napsuło. Ja tam wolę was mieć w przestrzeni a nie jak kury na grzędzie - Sięgnął po następne ciasteczko…
- Tak się dzieje kiedy debile mają ambicje, które przerastają ich możliwości - stwierdziła tonem mędrca Eyre. - Skitrałam jeszcze z dwie paczki w kokpicie to może wystarczy nam do końca tego cyrku. Zanieś chłopakom, żeby nie myśleli, że o nich zapomnieliśmy - wzięła jeszcze jedno ciastko dla siebie i podała Aaronowi całe pudełko.
- I za to właśnie cię lubimy. - Grimmet uśmiechnął się zgarnął pudełko i ruszył w stronę kompanów.
- A ty co taki milczący? - zapytała Fierce do swojego skrzydłowego, gdy znów zostali sami w kokpicie. Oczekując na jego odpowiedź włączyła muzykę, by przełamać depresyjny nastrój ciszy.
[media]http://www.youtube.com/watch?v=YMRSmQRoI-E[/media]
- Mam złe przeczucia… - westchnął Jokinen. Fierce aż zamrugała, jej skrzydłowy miał przeczucia... To jakby Hurmiańkie nieloty nagle przypomniały sobie jak się lata. - I nie chodzi o Marine.. - dodał pośpiesznie nadinterpretując jej zachowanie. Wskazał palcem w kierunku, w którym lecieli - Tam coś jest nie tak.
- Dobrze - odparła na to Eyre uśmiechając się. - Pesymizm sprawia, że człowiek robi się bardziej czujny - dodała. - I to oczywiste, że uważasz, że jest coś nie tak. Bo zawsze byłeś po stronie tych którzy ścigają takich co robią to co my teraz - zaśmiała się.
- Może masz rację… - odparł Skrzydłowy uśmiechając się nieco sztucznie. Ale wrócił do swojego ekranu. Fierce wygięła się w swoim fotelu i spojrzała mu przez ramię. Odpalił jakieś swoje cudeńko i przeczesywał skany pasywne.
- Jak na razie wszystko od spotkania z Robalami się pierdoli - zauważyła Fierce. - A ja osobiście miałam większą szansę stracić życie pomagając ci dostać się do kajuty Hudson niż teraz - wypomniała mu w sarkastycznym tonie.
Jokinen wzruszył tylko ramionami i przełączył widok konsoli. Jakby dopiero po chwili dotarły do niego jej słowa. Bo odpowiedział.
- Jakoś mam wrażenie, że jesteśmy dopiero na początku tej drogi. I że problemy z Hudson to będzie miłe wspomnienie w stosunku tego co nas czeka tam - wskazał palcem giganta na ekranie konsoli.
- Ty mi powiedz w którym momencie dowództwo na Victorii zrobiło się takie niekompetentne... czy może tylko nie widziałam, że są takimi debilami od zawsze? - ironizowała Fierce. - Ale mniejsza o nich. To co naprawdę mnie ciekawi to to czemu odszedłeś z policji. Mamy trochę czasu do celu, możesz się zwierzyć przed potencjalną szybką śmiercią - nalegała.
- Ja tam nie widzę problemu kompetencyjnego. Kapitan radzi sobie jak może. Ta wojna trwa zbyt długo, ciężko teraz o ludzi pewnych. To jednostki stanowią problem a nie całość. Ciekaw jestem czy ty byłabyś bardziej kompetentna jako kapitan.
Przerwał im głos Huntera…
- A nie mówiłem… - dodał. Przełączając szybko opcje i blokując przejście do kokpitu. To nie Newman wykazał się brakiem kompetencji a Webber. - Zatrzymał się na chwilę słuchając dalszych komunikatów.
- pytałaś dlaczego odszedłem ze służb. - Dodał po chwili - właśnie dlatego… To ludzie pokroju Webbera stworzeni przez tą wojnę… Chorobliwie ambitni, żądni władzy i uważający, że ich rozwiązania są najważniejsze i najlepsze. Postawiłem się i wybrałem moje rozwiązanie. Postawiłem na szali moją karierę i teraz… Lecę na pewną śmierć w wojnie, w której nie miałem ochoty nigdy brać udziału…. - Odwrócił się i popatrzył Fierce w oczy - ale lecimy do końca... bo kto jak nie my? - uśmiechnął się mało szczerze i wrócił do kontrolek. Widać było po nim, że nie bardzo miał ochotę na zwierzenia.
Na wieści o tym co działo się na innych statkach skrzywiła się.
- Ciesz się, że załatwiłam ciastka i przed akcją zagdałam do mojego kumpla Pauwelsa - Eyre rzuciła w komentarzu do komunikatu Huntera. - To on załatwił ekipę, która grzecznie siedzi i się nie wpierdala nam w kompetencje - poparzyła na Jokinena. - Odblokuj przejście do kokpitu, nie chcesz przecież obrazić naszych kolegów lecących w drugiej klasie, prawda? - poleciła mu, a gdy to zrobił kontynuowała temat.
- Oczywiście, że bym była lepszym kapitanem - stwierdziła Fierce z przekonaniem. - Na początek bym nagrodziła tych którzy robią swoją robotę, a następnie tym którzy sprawiają największe problemy urządziłabym publiczne egzekucje - powiedziała to takim tonem, że trudno było stwierdzić czy mówi serio czy tylko żartuje, bo jedno i drugie było w jej przypadku bardzo możliwe.
Po tej wypowiedzi expiratka na ogólnym kanale odpowiedziała Hunterowi twierdząco na jego polecenie o zmianach w rozkazach.
- Wiesz co Simon? Chyba jesteś pierwszym idealistą jakiego w życiu spotkałam - powiedziała na jego narzekanie na zbyt ambitne osobniki, ale o dziwo nie było w jej słowach naśmiewania się z niego. - Lubię to w tobie więc nie zmieniaj się - mrugnęła do niego.
- Problem z dowodzeniem polega na tym by wskazać tych, którzy robią swoją robotę i tych którzy sprawiają największe problemy. Kapitan nie ma szerokiego oglądu sytuacji a prawda jest zazwyczaj szara. Kapitan jest jak ślepiec…. Wystarczy jedna osoba pokroju webbera. Która ewidentnie należała do tych “dobrych” - cudzysłów wskazał przy użyciu palców obu dłoni - ale sporo tych naprawdę dobrych ludzi przez niego trafiłoby na twój szafot. Powiem ci że ja bym się nie podjął dowodzenia i szanuje ludzi, którzy gotowi są podejmować trudne decyzje. Będąc na dole drabiny łatwo wskazać słabości u przełożonych, znacznie trudniej jest powstrzymać się przed niesłuszną oceną podwładnych. Dlatego moim zdaniem akurat ty powinnaś się wstrzymać przed dowodzeniem lepiej zajmij się pilotowaniem, bo na tym się lepiej znasz.
- Mówisz jakby była szansa, że dostanę w obecnej "karierze" wyższy szczebel niż obecny, choć akurat ja w temacie dowodzenia mam lepsze kwalifikacje niż ty - parsknęła Eyre. - Zgodzę się z tym, że kapitan Victorii jest ślepy - z premedytacją przeinaczyła jego słowa. - Bo ślepym trzeba być, żeby nie widzieć, że Webber odpali to co odpalił. To było widać po jego gębie. Ale Viki ma większy problemem. Jest nim zupełny brak dyscypliny w załodze, na który zwyczajnie pozwalają ci wyżej, a później się dziwią, że każdy ciągnie wózek w swoją stronę - skinęła głową na radio, z którego dochodziły ich spory i niesubordynacja na polecenie dowódcy. - Odkąd tu jestem to przestaje mnie dziwić, że przestępczość zorganizowana jest taka skuteczna.
- Wojna zniszczyła tych ludzi. Ci sprawiedliwi już dawno zginęli tylko bandyci, oszuści i mordercy utrzymali się na stołkach. Uwierz mi jeśli Webber służyłby pod tobą w życiu byś go o nic nie podejrzewała. Wszystko zależy od punktu siedzenia. Pamiętaj, że my jesteśmy pilotami a on marines. Twój stosunek do niego ukształtowało środowisko. Narzekasz na status marines, a sama przekonałaś do rezygnacji z rozkazów marines przy pomocy paczki ciastek…. Sam nie wiem czy wolałbym by mojego pokładu strzegli tacy jak Webber czy tacy jak u nas siedzą za ścianą….
- Oj nie, ja w żadnym razie nie narzekam na Marines. Zawsze podkreślam to, że lubię i szanuję ich dużo bardziej niż pilotów, właśnie za dyscyplinę. No i niestety Simon, ale to że ty się nie spodziewałeś po Webberze takiego zachowania to nie znaczy, że jego zachowanie nie było oczywiste dla innych. - odparła na to Fierce tonem mentorskim. - Dla ciebie ten problem pewnie wynika z tego, że masz katalogowanie ludzi zero jedynkowe. Czyli jak jest z floty to dobry, jak wrogi flocie to zły. Dla ciebie flota to obrońca twojej wolności i światów przed Kotami i pewnie zaraz Robalami. A tak naprawdę to nic innego jak walka o wpływy karteli tyle, że w skali makro. Każda ze stron walczy o swoje, każda dorabia do tego własną ideologię, a ty jesteś tylko biedną jednostką, która szuka dla siebie miejsca w tym wszystkim - sięgnęła po kolejne ciastko. - Wojna zawsze była i zawsze będzie, a każdy znajdzie zawsze wymówkę na swoje czyny. To po prostu jak alkohol, wyciąga z ludzi to jacy naprawdę są w środku - powiedziała z pełnymi ustami. - Mówisz, że nie miałeś ochoty brać udziału w tej wojnie. Ale jednak jak sam wspomniałeś, jesteś tu z własnego wyboru i nie żałujesz tego, nie wróciłbyś już do dawnego nudnego życia.
Westchnął przeciągle w odpowiedzi i sam sięgnął po ciastko. Żując powiedział.
- Czasem się zastanawiam jakim cudem przeżyłaś w tej galaktyce nie słuchając tego co do ciebie ludzie mówią… Ale zaczynam się przyzwyczajać. - Mówił niewyraźnie nie patrząc w stronę pilotki i wstukując coś na terminalu.
- To witaj w klubie, też się zastanawiam jak ty ze swoimi przekonaniami przetrwałeś - zaśmiała się Eyre.