Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-04-2020, 11:37   #76
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
- To okropne... - byłam przerażona tym co mi opowiedział Cesarz. - Czy ktokolwiek odpowiedział za to co spotkało tego lekarza? Te arystokrata za znęcanie się? Balwierz za kłamstwo? Rada miasta za przywłaszczenie jego mienia?

– Jedynie los, żadnych wyroków. Arystokrata jest teraz samotnym starcem, który własny pałac uczynił swym więzieniem. Balwierz bez dobrej aptekarki szybko zubożał, a teraz pewnie jeździ po kraju za lichym zarobkiem… a rada miasta? – Zaśmiał się ponuro. – Żaden lekarz nie chce rezydować w ich mieście, więc mnóstwo ludzi się wyprowadziło i miasto niemal zniknęło z map, stając się ponurą, rozpadającą wsią. Valior nigdy nikogo nie pozwał.

- Powinien był, bo wątpię by ktokolwiek z tych co zawinili zreflektował się sam z siebie co też uczynili i jakie dało to konsekwencje - powiedziałam wciąż oburzona tym co spotkało lekarza.

– Nie chciałem go do niczego zmuszać… poza tym to były czasy królestwa. Inne czasy. – Powiedział.

Milczałam, bo nie mogłam powiedzieć, że rozumiem. Ta skrajna niesprawiedliwość przypomniała mi o innym okropieństwie. O kapłanie którego spowiadał Galadriel, w dniu kiedy mnie odesłano do Morrisany.
- I nadal nie można uniewinnić żony Valiora? - zapytałam. - Elfy żyją dłużej od ludzi i jeśli jego zabraknie to ona znów trafi ... nie wiadomo gdzie i do kogo.

– Valior nie jest człowiekiem, jest elfem, który przyciął sobie uszy aby udawać człowieka. – Odpowiedział. – I niestety jeśli chodzi o uniewinnienie jej… zmiana praw królestwa to praca na lata, ale zmiana praw “boskich”, starożytnego kodeksu ludzi z czasów nim zjednoczyliśmy się aby stworzyć królestwa, to kwestia na całą epokę. Jeśli ruszyłbym te prawa, zapewne długo nie byłbym już cesarzem, a nawet gdyby armia mnie nie opuściła to wojna domowa dosłownie wykrwawiłaby cesarstwo. Nie wiem co musiałoby się stać aby w ciągu najbliższej dekady zlikwidować niewolnictwo, albo zmienić całe prawo sądowe pozbywając się z niego wszystkich niesprawiedliwych przepisów.

- Nie mówię o zmianie całego ustroju w cesarstwie - pokręciłam głową. - Jedynie o tym konkretnym przypadku żony Valiora, przypadku kiedy do zniewolenia doszło bądź co bądź przez krzywoprzysięstwo.

– Chciałbym, ale jeśli uwolniłbym ją z niewoli, miałaby na sobie karę śmierci. Aby zdjąć wyrok trzebaby powołać sąd i na nowo przeprowadzić śledztwo. Jednak jeśli nie znalazłoby się dość dowodów przemawiających za jej niewinnością, nawet ja nie miałbym władzy jej ocalić. Poza tym, na odwołanie od wyroku był czas, który już dawno został przekroczony. W takim wypadku status niewolnika jest dożywotni. Dawni ludzie zadbali o to, żeby niewolnicy nie mogli z łatwością odzyskać wolności. Sprawa Elverin gdyby nawet udało się to odkręcić, stałaby się prawnym precedensem, który byłby kolejnym argumentem w ustach arystokratów, którzy czekają tylko aby podważyć moją poczytalność i tym samym prawo do sprawowania władzy. Nawet cesarz nie jest wszechwładny. Muszę zatem ciągle balansować na granicy tego co jest właściwe, a tego co dozwalają przyzwyczajenia i tradycje. Każda zmiana jaką wprowadziłem wywołała rewolucję ale nie uderzała w “boskie prawo”, albo robiła to nie bezpośrednio, co gwarantowało mi poparcie społeczeństwa, ale jednocześnie przydawało wrogów wśród możnowładców. Lordowie i arystokraci mimo, że przysięgali mi posłuszeństwo przy koronacji wciąż utrzymują swoje armie i mają olbrzymie wpływy. Nie trzeba wiele, by kilku skrzyknęło się i wypowiedziało mi posłuszeństwo powołując się na moje rzekome szaleństwo. A wtedy wybuchnie wojna domowa i poleje się mnóstwo niewinnej krwi. A teraz zamierzam zrobić coś co znowu wstrząśnie cesarstwem. Zamierzam oświadczyć się mrocznej elfce. Zamierzam uczynić cesarzową kobietę, która nie jest człowiekiem. Po tym może stać się wszystko… ale to jedyna droga by ostatecznie zamknąć usta wszystkim zwolennikom starego porządku i wyższości ludzi. Niestety ale teraz moim priorytetem jest walka o równość wszystkich ras, dla niewolników zrobiłem co mogłem. W ten sposób też umocnię swoją współpracę z elfami… a poza tym… Aithane to moja miłość. Jedyna kobieta na myśl o której moje serce skacze.

Dopiero teraz dobitnie do mnie dotarło, że wybranka Cesarza nie jest człowiekiem. Nawet ja wiedziałam, że to jest problematyczne... Jeszcze gdyby była zwykłą elfką, ale mroczne były chyba nielubiane przez wszystkie rasy po równo.
- Czy w takim razie drowka jako cesarzowa nie będzie większym pretekstem dla tych samych lordów i arystokratów by rozpocząć wojnę domową niż uniewinnienie niewinnej? - zapytałam z rosnącą obawą o to jak to się może skończyć, bo z takim argumentem możni cesarstwa bez problemu mogli podburzyć zwykły lud przeciw cesarzowi.

– Wbrew temu co ci się wydaje – Uśmiechnął się. – I tak i nie. Lordowie nie obalili mnie tylko dlatego, że kosztem reform bardzo wzmocniłem stabilność granic cesarstwa. Mam sojuszników z każdej niemal strony. Jedynie srebrne elfy sprzeciwiają się mi. Otaczają nas państwa należące do innych ras niż ludzie. Jak na razie mam z nimi naprawdę dobre relacje… ale zarówno w cesarstwie zdarzają się akty niechęci wobec innych ras jak i w sąsiednich królestwach obywatele są nieufni wobec zmiany nastawienia ludzi wobec nich. Zwłaszcza elfy są pełne wątpliwości. Orkowie po tym jak zawarłem pakt z chanem są mi wierni jak moja straż przyboczna… ale mroczne elfy i elfy wysokie, nacje tak potężne, że mało kto miał odwagę w dziejach stawić im czoła są na skraju niepewności… Ten ślub będzie dla nich sygnałem, że cesarstwo się zmieniło… że stulecia niechęci ludzi wobec innych ras nareszcie dobiegły końca. Rozmawiałem o tej kwestii ze archontami i królową. Zapewnili mnie o poparciu. Ten ślub rozdrażni lordów… to bardziej niż pewne, ale sprawi, że w moich rękach spocznie siła, której będą się bać. Teraz w wypadku wojny domowej mogę liczyć na swoją armię, która nie koniecznie chciałaby zabijać swoich pobratymców, więc przy najlepszych wiatrach jakaś kwarta armii zdezerteruje albo odmówi walki… Lordowie to wiedzą i dlatego nic ich nie powstrzyma jeśli dam im pretekst. Ale po tym ślubie sytuacja się zmieni. Lordowie będą mieć świadomość, że jeśli zechcą mnie obalić to będą mieć do czynienia z trzema armiami, moją, nawet jeśli pomniejszoną o dezerterów, i dwiema armiami elfów. Tego nawet najbardziej hardy z nich nie odważy się zaryzykować.

- Mam nadzieję, że masz rację co do tego ... - odpowiedziałam tylko odrobinę spokojniejsza, bo jego słowa niewiele mnie przekonały, że to się dobrze skończy. - A co w związku z brakiem dziedzica tronu?

– To już sprawa na inny dzień. Miałem ci powiedzieć o reszcie drużyny. Czyż nie? – Uśmiechnął się.

Nie skomentowałam jego zmiany tematu, bo choć był on bardzo osobisty to jednak potomek władcy był sprawą wagi państwowej.

- Tak - odpowiedziałam. - Wiem już że towarzyszyli ci twoja wybranka, Morrisana, Garren, mistrz bardki Darecco, doktor Valior z żoną - podsumowałam. - ...i Yoriko - wspomnienie o mistrzu miecza skojarzyło mi się z nią, ale niepewnie wypowiedziałam imię tej, która zdradziła.

– Gdybym miał setkę takich jak Yoriko… twoja rodzina nigdy nie zostałaby rozdzielona. Co już o niej wiesz? – Zapytał.

- Garren opowiedział mi o niej, o jej przeszłości. Wytłumaczył mi dlaczego zrobiła to... To co zrobiła - odpowiedziałam Cesarzowi.

– I co o tym myślisz?

- To przykre, że mimo wszystko ostatecznie zadziałała przeciw swoim kompanom… Zapewne gdyby nie jej zdrada to nie byłoby tylu ofiar…

– Zabiła w naszej armii pięć osób i ze stu bandytów. – Powiedział. – Garren pewnie wspomniał, że ona zawsze walczyła z nagą piersią i nigdy nie nosiła miecza w pochwie. Jak myślisz, dlaczego?

- Nie wiem, ja bym tak nie zrobiła - odparłam szczerze.

– Spróbuj sobie to wyobrazić… dlaczego niewidoma kobieta walczy niemal nago… bez osłony, walczy tak, że nawet chwila najmniejszej nieuwagi to śmierć. Co może nią kierować? – Pochylił się do ciebie.

- Nie zależy jej na własnym życiu? Prosiła się o śmierć? - zgadywałam.

– A dlaczego prosiła się o śmierć? – Dopytywał. – Dlaczego dosłownie chciała umrzeć? Dlaczego uważała się za tak pohańbioną, że była cały czas gotowa na przyjęcie śmiertelnego ciosu?

- Nie wiem, nie znałam jej - dla mnie coś takiego było nie do pomyślenia. Sama niedawno wolałam zginąć niż dać się zhańbić prowadzeniem mnie nago przez obozowisko dzikich elfów.

– Ona była uczona, że nie ma większej hańby niż zbrukać tradycje przodków. Dla Motoiów powinność to rzecz najświętsza. Jej brat, dziedzic nazwiska rodu zbrukał tradycję, zhańbił cały swój ród i wzgardził powinnością. Ona zamierzała zgodnie z zasadami swego ludu dochować wierności wszystkim ich obyczajom, pokutując za winy brata. Jako druga, miała chronić pierworodnego, dziedzica nazwiska za cenę własnego życia. Yoriko każdego dnia czekała na śmierć by nie zhańbić przodków a jednocześnie, nigdy nie musieć stanąć w obronie brata, bo tylko śmierć uwalniała ją od powinności. Gdy on był w Motoii ona poszła do Ballen by być daleko od niego, nie chciał jej towarzystwa więc mogła to zrobić… a i tak czekała na śmierć by zachowując honor nie musieć bronić zbrodniarza. Jak jednak widać, los okazał się dla nas okrutny stawiając tego potwora na naszej drodze. Yoriko nie była zdrajczynią, zwyczajnie wypełniła swój przykry obowiązek, okazała się bardziej lojalna wobec przodków i swej powinności, niż mnie i cesarstwu, a przecież jako Motoika nigdy nie była mi jej winna. Jedynymi winnymi był jej brat i ja… bo popełniłem błąd nie zabijając go od razu. Gdybym to zrobił Yoriko musiałaby go pomścić a wtedy tylko jedno z nas zginęłoby w pojedynku, jednak naiwnie pozostawiłem go przy życiu, by mógł zostać stracony w tym mieście… dlatego zginęły moje dowódczynie… Mogłem też wydać rozkaz by nie stawały na drodze Yoriko. – Westchnął. – To ja popełniłem błąd. Biedna kobieta… mimo wszystko.

Milczałam, bo nie wiedziałam co o tym myśleć. Fakt, Cesarz był winny śmierci tych kobiet które zabiła Yoriko, ale ona sama przecież nie była bezmyślnym zwierzęciem. Zrzucanie winy na tradycje było dla mnie obłudą, a skoro chciała śmierci to mogła rzucić się w nurt rzeki.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline