Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2020, 19:37   #78
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
- Jedynie stwierdzam, że pośród lekarzy i medyków czy kapłanów leczących jest znacznie więcej mężczyzn, więc jest też i większa szansa, że wybitny będzie pośród nich - odpowiedziałam bez urazy.

– Co do wpuszczania mężczyzn na teren posiadłości to jedno, ale z tego co wiem, odkąd przyjęła nazwisko Arachnea byłem jedynym mężczyzną, który mógł jej dotknąć… i uwierz mi, gdy zrobiłem to po raz pierwszy omal nie straciłem ręki. – Uśmiechnął się. – Wielu uważa mnie za szaleńca, skoro zakochałem się w oszpeconej, okaleczonej drowce, która agresją reaguje na dotyk każdego mężczyzny… i może mają rację. Moja generał nazwała mnie idiotą, jak sama słyszałaś… ale wiesz co. Nauczyłem się, że sięgając tylko po to co jest w zasięgu ręki, nie ruszę się z miejsca. Gdy obejmowałem tron nad Ballen, uważano, że Państwo jest zbyt słabe by móc prowadzić wojnę… a podbiłem niemal cały kontynent. Gdy chciałem zawrzeć sojusze ze wszystkimi ościennymi państwami, uważano, że Mrocznych elfów i Chanatu nie da się przekonać do rozmów o pokoju… a teraz zarówno Chan jak i Wielka pajęcza matka, są mi przychylni. Ja sięgam po to, po co nikt wcześniej nie miał odwagi sięgnąć i to zdobywam. Prawa regulujące niewolnictwo, równość dla płci i ras, obłożenie podatkami najbogatszych i ulżenie w podatkach najbiedniejszym… te reformy uważano za niemożliwe do wprowadzenia… a teraz są powszechnie obowiązującymi prawami. – Westchnął. – Jeśli Aithane mi odmówi, trudno, ale ja nie zamierzam ze strachu przed tym, powstrzymać się od wyciągnięcia do niej ręki.

Uśmiechnęłam się wesoło, chyba po raz pierwszy odkąd weszłam do komnaty Cesarza, bo to co mówił przypomniało mi jak Falris mnie pocałował, a ja byłam bliska by skręcić mu kark.

- Będę ci życzyć powodzenia w twoich staraniach - odparłam na to.

– Czy wciąż czujesz się jakbyś rozmawiała z “Wielkim władcą”? – Zaśmiał się.

- Oczywiście - odpowiedziała, ale byłam już nieco mniej spięta przy nim.

– Czyli muszę się jeszcze postarać. Gdy ktoś ze mną rozmawia jak z wielkim władcą mam małe szanse na dowiedzenie się tego co naprawdę myśli. A tylko szczere spostrzeżenia są coś warte. A zatem wiesz już coś o lekarzu, alchemiczce, mistrzyni miecza, barbarzyńcy, kapłance i zwiadowczyni… bo już chyba rozumiesz, że Aithane była zwiadowcą w mojej drużynie. Ktoś kto umiał przedostać się przez step jako dziecko naprawdę musiał mieć talenty w zwiadzie i rozpoznaniu… czyli został jeszcze bard. Czy o nim już coś wiesz? – Zapytał.

Pokręciłam głową na znak, że nic.

– To, że wyszkolił twoją znajomą, że nie żyje, i że był krasnoludem chyba wiesz. A czy wiesz, że był jednym z pierwszych nie ludzi jacy otrzymali tytuł profesora w Ballen? – Zapytał.

- Niestety w zakonie na peryferiach cesarstwa nie uczą o tym - odparłam.

– Muzyk o doskonałym słuchu, to były jeszcze czasy królestwa. Królewskie konserwatorium przyjmowało tylko najwybitniejszych muzyków. Jak być może wiesz, krasnoludy nie słyną z wielkich osiągnięć muzycznych, bo jak sami twierdzą, najlepszą muzyką są odgłosy ciężkiej pracy – Uśmiechnął się. – Dlatego tak wybitny talent muzyczny nie znalazł u siebie miejsca na rozwój. Kraj krasnoludów nigdy nie miał z nikim konfliktu, więc stosunkowo łatwo było przekroczyć mu granicę i znaleźć pracę karczemnego grajka w Ballen. Pieniądze były słabe, jednak wielka ambicja i typowa dla krasnoluda pracowitość sprawiły, że znosił rasistowskie odzywki i walczył o swoje miejsce w świecie. Z czasem nawet jeden z lordów zaproponował mu miejsce swojego osobistego grajka i błazna. Uwierz mi… gdyby to był ktokolwiek inny poszedł by na to i żył w dostatku… jednak nie on. Jego cel był daleko wyżej. On chciał wstąpić do królewskiego konserwatorium, i zapewne nigdy nie miałby na to szans gdyby nie zorganizowany przez mojego dziadka, konkurs muzyczny dla bardów z całego królestwa. Tylko najlepszy z nich mógł otrzymać prawo do bezpłatnych studiów w tej akademii, a tylko dziesięciu najlepszych miało otrzymać prawo wstąpienia do konserwatorium za opłatą, ale bez względu na stan… bo w tamtych czasach do tej akademii przyjmowano tylko ludzi o szlacheckim pochodzeniu. By jednak wziąć udział w konkursie trzeba było dotrzeć do stolicy… a mieszkający na peryferiach kraju lokalnego grajka nie było na to stać. Jak mówiłem pracowitość i ambicja. Ponoć bardzo wtedy schudł gromadząc każdy miedziak i odejmując sobie nawet strawy od ust, ale dotarł do miasta na czas. Oczywiście nikt nie chciał wpuścić krasnoluda na królewski konkurs muzyczny. To również go nie powstrzymało. Jak opowiadał mi dziadek, po którymś z kolei występie, krasnolud dosłownie włamał się na arenę, gdzie trwał konkurs i zagrał swój utwór, oczywiście po kilku chwilach przerwała mu straż i do końca przesiedział w zimnej, mokrej celi, ale mój dziadek usłyszał jego nutę i nie dawała mu ona spokoju. Oczywiście konkursu nie wygrał. Ale król zdecydował się, go ułaskawić i zapłacić za jego studia, pod warunkiem, że będzie występował przed królem… Jako dziecko nieraz słuchałem tego wirtuoza… a gdy zasiadłem na tronie, on już nie był studentem, lecz sam uczył innych jako profesor muzyki. Bardzo liczyłem się z jego radami i determinacją, którą umiał wlewać w innych. Jego muzyka potrafiła postawić na nogi niemal zmarłego, a inspirowała do najodważniejszych działań. Wyruszył z nami z własnej woli i nieraz służył naszej drużynie radą i zachętą… Umarł ze swoją lutnią w dłoni. A dokładniej… poświęcił się za naszą drużynę odwracając uwagę pościgu i wciągając ich w pułapkę. Był odważny… szlachetny i utalentowany, a jego mądrość nie miała sobie równych. Profesor Arlen na zawsze pozostanie w sercach nas wszystkich… i wszystkich jego studentów.

- Przykro mi - zastanowiło mnie czy uczennica tego krasnoluda przypominała go w swoim sposobie bycia.

– Wielka strata dla całego cesarstwa – westchnął.

Nic nie odpowiedziałam, bo nie znałam się na tym, choć na pewno Cesarza bolała ta strata osobiście, bo życie stracił ktoś mu bliski.

– Czy chciałabyś wiedzieć coś jeszcze? – Zapytał.

- O Morrisanie i Garrenie nie musisz mi opowiadać bo sami już to zrobili, więc nie, nie mam więcej pytań.

– A czy ja mogę zadać pytanie?

Pokiwałam głową.

– Ten elf… bo kiedy wspomniałem o dotknięciu Aithane, ty zareagowałaś inaczej. Tak pomyślałem… opuściłaś mury klasztoru zaledwie kilka dni temu, potem pojmali cię tutejsi i wróciłaś z jednym z nich. Już dotarła do mnie wieść, że cię szukał… Czy między tobą a nim jest coś podobnego, jak między mną i Aithane? – Zapytał z zaciekawieniem.

Zaczerwieniłam się, gdy użył tego porównania.
- Zaprzyjaźniliśmy się po tym jak mi pomógł u dzikich... Chciał odejść z klanu to zgodziłam się by wyruszył ze mną - odparłam wymijająco.

– Jak myślisz, dlaczego wybrałem akurat te osoby do swojej drużyny? – Zapytał jakby zmieniając temat. – Było wielu innych równie dobrych lekarzy, wielu wojowników, którzy walczyli nie gorzej niż Garren, i wielu zwiadowców o większym doświadczeniu… dlaczego do tej grupy wybrałem właśnie taki skład, nawet jeśli większość z nich musiałem przekonywać?

Pokręciłam głową.

– Każde z nich miało odwagę aby się nie poddać, ale sięgać poza to co blisko. Każde z nich było zdeterminowane aby nie pozwolić aby to z góry narzucone warunki, czy los decydowały o ich życiu. Nie godzili się na narzucone im role ale decydowali sami o tym kim będą i jacy będą. Tylko z takimi osobami mogłem dokonać rzeczy niemożliwych… rzeczy, które teraz opisują historycy. Twój przyjaciel i ty chyba również należycie do takiego rodzaju osób, czyż nie?

- Falris na pewno ... - mruknęłam, jednak co do siebie to nie byłam pewna czy aby na pewno zaliczałam się do tej grupy.

– Marion, jak widzę, brak ci pewności siebie. Mów śmiało o tym co ci leży na sercu.

- W zakonie posiadanie własnego zdania nie było czymś pożądanym - odparłam na to. - Czego ty ode mnie oczekujesz? - zapytałam go.

– Nie jesteś już w zakonie i jak mówiłaś nie zamierzasz być. A zatem ja oczekuję twojego własnego zdania. Czy naprawdę chcesz, żeby to inni dyktowali ci jak ma wyglądać twoje życie?

Bądź co bądź, ale porwanie nauczyło mnie jednego...
- Sama o siebie zadbam i będę decydować o swoim losie - powiedziałam z determinacją.

– Słusznie. – Uśmiechnął się. – A wracając do Falrisa. Jeśli ten młody mężczyzna jest wybrankiem twojego serca, a nie zamierzasz pozostawać w zakonie… mogę udzielić wam ślubu. Jako cesarz mam takie prawo. Ale to tylko propozycja, znacie się dość krótko.

- Nie przyjmę teraz jego zaręczyn - odparłam stanowczym tonem. - Nie kiedy jest ode mnie zależny, bo to by było wykorzystaniem jego słabości. Nie chcę, żeby się ze mną żenił z wdzięczności.

– Mądre słowa. Byłem ciekaw jak zareagujesz na moją propozycję, a ty okazałaś opanowanie i rozsądek. – Uśmiechnął się. – Kieruj się tym, nigdy nie rezygnując ze swoich marzeń a zajdziesz daleko.Mamy jeszcze chwilkę, więc jeśli chcesz o czymś jeszcze porozmawiać, mów śmiało.

- Ty chyba lubisz prowadzać rozmówcę w zakłopotanie... - burknęłam.

– Wybacz… Nie miałem tego na celu. Po prostu chciałbym cię dobrze poznać. – Westchnął. – Tak naprawdę nie chcę kończyć tej rozmowy, bo wiem, że jeśli każde z nas pójdzie dalej, być może nie spotkamy się przez całe lata. Twój ojciec jest moim przyjacielem, a ja czuję się winny, że przeze mnie twoja rodzina została rozdzielona, naprawdę, naprawdę chciałbym ci to jakoś wynagrodzić – Wyraźnie było mu głupio.

Przez dobrą chwilę przyglądałam mu się w milczeniu.
- Nie czuj się winny. To nie była twoja decyzja - stwierdziłam z naciskiem. - Ale jeśli mimo to nadal chcesz mi wynagrodzić wybory mojego ojca to nadaj mi tytuł szlachecki, który powinien był mi on dać i przydziel zadanie jakie miałabym dla ciebie i cesarstwa wykonać. Bo obawiam się, że nie dołączę do ciebie u lady Aithane, bo nie zostawię Falrisa samego. Chyba, że przebierze się on za kobietę i nie będzie wtedy zwracał na siebie uwagi - to ostatnie powiedziałam w żarcie.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline