***
Cooper widocznie nie czuł się komfortowo w roli pasażera. Bardziej jednak chodziło tutaj o przytłaczająco go osobowość przełożonej niż samo bycie pasażerem. Jego umiejętność trzymania języka za zębami spowodowała, że niezręczna cisza trwała tylko kilka minut.
- To jaki mamy plan psze-pani? - zapytał w końcu.
- Jedziemy przesłuchać Thibaulta Bertranda i Patricka Wolfa, żeby skonfrontować ich z zeznaniami panny Fox - wyjaśniła Corday. - Nie mam wielkich nadziei, ale zwykle jak się takich ponachodzi to chwilę robią się powściągliwi w dotychczasowych działaniach.
- Jasne - stwierdził Dennis w sposób jakby zastanawiał się nad swoją rolą. Irya kątem oka zauważyła jego kwaśny wyraz twarzy.
- O co chodzi? - zapytała Irya wprost.
- Nie lubię przesłuchań - powiedział po chwili wahania. - Czuję się nieprzydatny. To raczej domena Sinclaira i Ramseya.
- Ja je uwielbiam. Zawsze fascynuje mnie ta zmiana na twarzy przesłuchiwanego, gdy przyłapie się go na kłamstwie - odparła na to Irya. - Powiedz mi, czy myślisz o tym, żeby kiedyś awansować ponad sierżanta?
- Tak - potwierdził skinieniem głową. - Ale zarządzanie ludźmi i odpowiedzialność za to trochę mnie przeraża - dodał wpatrzony przed siebie.
- To co lubisz w tej pracy? - z zainteresowaniem ciągnęła dalej temat.
Wyraz twarzy Dennisa mówił, że zaskoczyło go to pytanie i nie miał gotowej odpowiedzi.
- Jest ciekawsza niż jakakolwiek inna, jaka mi przychodzi mi do głowy - powiedział po chwili namysłu z obezwładniająco szczerym uśmiechem. - Nie jestem typem biznesmena czy prawnika, nie mam predyspozycji technicznych, a mam wyższe aspiracje niż pracownik fizyczny.
- No i to już jest coś, szczególnie, że radzisz sobie w tej robocie - stwierdziła Irya. - Co robisz dla odstresowania się? Bo bez tego nie wyobrażam sobie życia w tym zawodzie. Ja chodzę na strzelnicę - podobała przykład.
- Pomagam w schronisku dla zwierząt - powiedział z zawstydzeniem.
Corday mimo że prowadziła to spojrzała na podwładnego z miną jakby sądziła, że żartuje on sobie. Ale po jego twarzy widziała, że tak nie było.
- Interesujące... - mruknęła w zamyśleniu i znów zaczęła patrzeć na drogę. - I to się sprawdza? - zapytała z zaciekawieniem.
- Jeśli dziewczyna, która je prowadzi, ci się podoba to tak - uśmiechnął się z zażenowaniem.
Inspektor ledwo powstrzymała się, żeby nie parsknąć śmiechem.
- Umiesz kombinować. Bardzo dobrze - powiedziała rozbawionym tonem. - To ci się na pewno przyda do awansu.
- Tak, psze-pani - powiedział raczej w formie podziękowania, niż potwierdzenia.
- Tylko nie daj jej się wrobić w adopcję zwierzaka - dodała Irya żartobliwym tonem. - Ja od niedawna mam jedną znajdę i łajza rozpanoszyła się mi po całym mieszkaniu.
- Nawet by chyba tego nie zaproponowała - pokiwał głową. - Będąc w pracy nie mogę się nim zajmować, a po pracy głównie jestem w schronisku. Myślę, że tak jest jej też bardziej na rękę. - Uśmiechnął się.
- Taa, czego to faceci nie zrobią, żeby zaimponować kobiecie, która wpadła im w oko - zaśmiała się Irya, w przyjaznym tonie. - Gdzie jest to schronisko?
- Na Southside. Nie na tyle daleko żebym wyglądał na jakiegoś desperata, ale nie na tyle blisko żeby pokazać, że nie mam po drodze - wyszczerzył się.
- Dobrze, wpadnę tam z karmą, która nie podeszła mojej wybrednej znajdzie - powiedziała na to Irya.
- Potem podam pani dokładny adres - pokiwał głową na zgodę. - Teraz nie pamiętam numeru.
- Jasne - skinęła głową inspektor.
Po jakimś kwadransie dotarli na miejsce. Corday zaparkowała możliwie najbliżej głównego wejścia do Velvet Room. Nie spieszyła się żeby wysiadać
- Czytałeś może akta sprawy? - zapytała Coopera, rozglądając się.
- Tak - potwierdził. - Ma pani coś konkretnego na myśli?
- Najważniejsze żebyś kojarzył rozbieżności między tym co mówił Wolf gdy z nim ostatnio rozmawialiśmy, a tym co zeznała Fox, ta prawdziwa - odparła.
- Tak psze-pani - potwierdził.
- No to idziemy - powiedziała i wysiadła z auta.
***
Ruch w Velvet Room był standardowy, jak na ta porę dnia. Z głośników brzmiała cicha, wolna muzyka. Niedobitki klienteli mieściły się w lożach i przy barze, za którym stał barman, którego Irya spotkała na samym początku.
Na jego widok uśmiechnęła się i ruszyła prosto ku niemu.
- Pani … inspektor - powiedział na powitanie z lekkim zawahaniem. Musiał najwyraźniej poszukać w pamięci jakim stopniem zatytułowała się podczas ostatniego spotkania.
Irya przysiadła się naprzeciw niego i oparła łokciem na ladzie.
- Wezwij proszę Thibaulta Bertranda i Patricka Wolfa. Nie muszą być obaj na raz - powiedziała.
Twarz barmana zastygła po czym przywołał koleżankę i nachylając się do jej ucha szepnął jej coś do ucha. Odłożył ścierkę na blat i skierował się do wejścia na zaplecze. Po kilku minutach, garstka gości weszła stamtąd na salę główną, a barman wrócił za ladę.
- Czekają na panią - zakomunikował kierując wzrok w kierunku z jakiego wrócił. Corday skinęła głową na Coopera, żeby za nią szedł.
Sala dla vipów była o wiele mniejsza, ale ekskluzywnej urządzona. Przyciemnione światło, obicia w kolorze ciemnoczerwonym, skóra i podwyższenie na środku z chromowanymi rurami ewidentnie przeznaczone do występów. W jednej z loży siedział Wolf w towarzystwie drugiego mężczyzny, który zapewne był Bertrandem.
- Jak miło, że mają panowie czas - powiedziała gdy zatrzymała się naprzeciw dwójki mężczyzn. - Inspektor Corday i Sierżant Cooper - przedstawiła ich temu, którego nie znała, okazując swoją odznakę, która na chwilę wyciągnęła z wewnętrznej kieszeni płaszcza.