Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2020, 16:40   #67
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Wiadomość ogólna:
Słowniczek. ([Podróż za jeden uśmiech] Gdybyś tylko wiedział)

Bartosz, Daniel:
- Miałeś wizję? - zapytał kapłan zdziwiony i natychmiast przeszedł w kierunku drzwi. Otworzył je i wyjrzał na zewnątrz. Wciąż nawałnica przechodziła przez okolicę. Niewiele zobaczył, ale z pewnością nikt nie dobijał się do drzwi.
- Jak daleko był? Co dokładnie było w tej wizji? - po zamknięciu drzwi powrócił do Daniela, który teraz stał w połowie drogi między modlącymi się, a drzwiami.

Ajrczal - prawdopodobnie czytając w myślach - już znał treść wizji Daniela. Niestety rozłożył tylko ręce w niemej odpowiedzi na zadane mu pytanie.

Tym czasem Bartosz przypatrzył się ranom Filipka. Na dłoni miał wyryte jakieś znaki, których nie rozpoznał. Podobny znak - choć inny - znajdował się na dłoni Daniela. Niestety Filipek niczego nie odpowiedział, bo był odjechany jakby był naćpany. Nie trudno było się domyśleć, że to mogła być reakcja jego organizmu na chemiczne opary. Dorosłej osobie było ciężko, a co dopiero powiedzieć dziecku - i to w samym centrum tego toksycznego miejsca. Nic jednak nie tłumaczyło wyrytych znaków. Nikt z modlących takowych nie miał, a gdy zobaczył je Fydlon i reszta niemodlących się to bardzo ostro zdziwili się, a Fydlon uniósł dłonie do góry tak jak uniesione mieli modlący się.
- Zaprawdę - jesteście wybrańcami!

W tym czasie nawałnica jakby straciła na sile. Niedługo będzie można wyjść nie obawiając się zderzenia z latającymi gałęziami i częściami lichych domków.

Miras, Alex:
Miras First Aid 12(mod -3): 9; rzut: 8 Sukces
Alex Siła: 10; rzut: 13 Porażka

W czasie, gdy Miras opatrywał rany biedaka wcześniej przywalonego drzwiami te ostatnie były przytrzymywane na swoim miejscu przez Aleksandra. Cud jaki niedawno wydarzył się, a który pozwolił mu chodzić nie miał w swoim zakresie umięśnienia jego nóg (choć - samo to, że Aleksander mógł ustać i samodzielnie chodzić już było niezwykłe). Z pewną trudnością przytrzymywał drzwi, w które raz po raz uderzały kolejne fale nawałnicy.

Tym czasem mirasowe zabiegi dały rezultat. To już drugi raz tego dnia (bo północ chyba jeszcze nie minęła?) jego umiejętności pierwszej pomocy sprawiała wrażenie jakby ostatnie dziesięć lat spędził na białostockim SORze. Ustabilizował stan pacjenta, przemył mu rany i zabandażował. Ogólnie facet powinien niedługo obudzić się. W momencie, gdy Miras skończył to za swoimi plecami usłyszał krzyk Aleksandra. Wraz z rannym nie znajdowali się w polu rażenia opadających drzwi, więc tylko mentalnie przygotował się do uderzenia drzwi o podłogę. Owszem - to nastąpiło. Aleksander odskoczył na bok i przewrócił się na tyłek. Oprócz niewielkiego uszczerbku na godności nic mu się nie stało.

Dzieci - spokojnie siedzące na łóżku i obserwujące ruchy Mirasa w czasie, gdy ten opatrywał jego ojca - teraz znów zaczęły krzyczeć w panice. Miras i Aleksander ujrzeli za progiem postać w przemoczonym szarym płaszczu z kapturem. W rękach ściskał miecz podobny do rzymskiego gladiusa. Nie było widać jego twarzy, a po chwili odszedł w kierunku placu targowego zupełnie nic do was nie mówiąc.

Zapamiętaliście, że jego dłonie miały na sobie rękawice z metalowymi elementami. Oprócz gladiusa nie widać było, żeby miał ze sobą cokolwiek innego.


Gwybed:
Natychmiast ruszyłeś do drzwi sprawdzić jak blisko - o ile w ogóle - jest zagrożenie. Niestety przez deszcz nic nie widziałeś. Już miałeś odwrócić się, gdy za twoimi plecami nastąpił przerażający błysk i huk. Pamiętasz, że straszliwa siła odepchnęła cię na zewnątrz, a gdy spadłeś w błoto to jeszcze przekoziołkowałeś i zatrzymałeś się po kilkunastu metrach. Leżąc w błocie straciłeś przytomność. Nie wiesz na jak długo, ale gdy ocknąłeś się to nawałnica powoli przechodziła. Tam, gdzie wcześniej stała ufortyfikowana karczma teraz były gruzy. Ktoś tam przechadzał się z pochodniami. Zobaczyłeś, że to są postacie odziane w czarne ubranie z ciężkimi kapturami (tacy jak na ilustracji wyżej). Niektórzy z nich w drugiej ręce trzymali krótkie miecze, których nigdy wcześniej nie widziałeś. Było ich kilkunastu i raczej nie miałeś z nimi szans w bezpośrednim starciu. Na szczęście nie widzieli cię. Od czasu do czasu coś krzyczeli do siebie w obcym języku - czasem rozpoznawałeś pojedyncze słowa z języka rojlige, ale do tego zniekształcone, że ciężko zrozumieć cokolwiek.
 
Anonim jest offline