Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-07-2021, 08:40   #90
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
- Może słodkie ciasto? - dodałam od siebie pomysł, po chwili zamyślenia. - Raz do roku, w moje urodziny, mój mentor nakazywał upieczenie dla mnie słodkiego ciasta, takie jakie chciałam.

– To byłoby bardziej zaskakujące. Doskonały pomysł, z tym, że jej gatunek nie odczuwa smaku słodkiego… więc nadam ciastu smak gnijącego mięsa i świeżej krwi, będzie zachwycona. – Stwierdził z zadowoleniem. – Bo wiesz… to nasza pierwsza rocznica razem… chcę zrobić dla niej coś wyjątkowego.

Skrzywiłam się na wymienione składniki, ale nie mi było oceniać czyjegoś gustu.
- Gratulacje - powiedziałam nie wiedząc czy to dla nich długo czy nie.

– To chyba czas… – Stwierdził. – ...trzymaj się Marion i nie daj się.

– Do zobaczenia. – Powiedziała MG przytulając cię. – Będziemy na ciebie czekać.

Nie przywykłam do takiej wylewności w okazywaniu uczuć, dlatego zaskoczyło mnie to w wykonaniu dziewczyny.
- Do zobaczenia MG - powiedziałam i na koniec zdecydowałam się ją objąć.

***

Obudziłaś się czując na sobie ciepło, które pozostało tam po przyjaznym uścisku MG i twardą fiolkę w dłoni.

Zacisnęłam dłoń na przedmiocie i uniosłam rękę na linię wzroku. Chwilę przyglądałam się chwilę fiolce.
"To na pewno nie był tylko sen" pomyślałam. Byłam w posiadaniu najwspanialszego lekarstwa jakie widział ten świat. Musiałam gdzieś je schować. Na razie zaciągnęłam długi rękaw, by zasłaniał to co trzymałam w lewej ręce i uniosłam się na łokciach, żeby rozejrzeć za swoim plecakiem, próbując sobie Miprzypomnieć gdzie go zostawiłam.

– Pani już wstała. – Powiedziała Amelia do innych niewolnic w pomieszczeniu. – Pani, jak możemy ci służyć? – Zapytała stając na baczność obok twojego łóżka.

Popatrzyłam bezradnie na to, że chyba nigdy nie oduczę tej niziołki zachowania niewolnika.
Mi- Podaj mi proszę moją torbę... O albo rzemień, długi - przyszło mi do głowy jak zabezpieczyć fiolkę.

– Oczywiście moja Pani, czy przynieść Pani również śniadanie do łóżka.

- A jest przewidziane jakieś wspólne śniadanie dla gości? - zapytałam.

– Owszem, Pani… odbyło się dwie godziny temu. Była również Pani szewc z parą butów dla ciebie. – Powiedziała.

- Już było? - zmartwiłam się, że zaspałam, ale nie wyraziłam tego bezpośrednio, żeby niewolnice nie wystraszyły się, że je za to skarcę. - Tak, proszę o śniadanie.

– Oczywiście Pani. – Jedna z dziewcząt skinęła i opuściła pokój.

– Jeszcze jedno, Pan Falris nie przyszedł na śniadanie, bo jak twierdził "umiera", ale Pani Baraia powiedziała, że cierpi na "chorobę dnia następnego" i nic mu nie będzie, musi tylko pić dużo wody. – Amelia wyjaśniała co się działo gdy spałaś.

- To było do przewidzenia - mruknęłam sama do siebie i pokręciłam głową. - Wyjdźcie - powiedziałam i poczekałam aż niewolnice to zrobią. Kiedy wyszły wykorzystałam rzemień do owinięcia ściśle fiolki od sennych istot, tak by nie było widać czym ona jest. Na koniec przymocowałam to do łańcuszka z moim rodowym medalionem.

- Możecie wejść - rzuciłam w stronę drzwi, gdy wisiory były już schowane pod moją koszulą.

Dziewczęta weszły, jedna z nich miała już drewnianą tacę z jedzeniem, druga niosła parę dziwacznych butów… bardzo podobnych do tych, które widziałaś we śnie na nogach u dziewczyny, która cię ostatnio odwiedziła.

Skinieniem głowy wskazałam by tace położyć na łóżku obok mnie. Buty natomiast wzięłam do rąk, by je sobie dokładnie obejrzeć. Wydawały się być wygodne i solidnie zrobione. Po skończonych oględzinach położyłam je obok łóżka i zabrałam się za jedzenie, bo zgłodniałam przez te swoje sny.

Gdy dotknęłaś butów, uświadomiłaś sobie z czego je wykonano… owszem styl miały dosłownie “ze snów” ale wykonano je z tutejszego materiału… z pajęczego jedwabiu drowów… materiału, tak drogiego, że mogli sobie na niego pozwolić jedynie arystokraci i sam cesarz.

Miałam mieszane uczucia co do tego co dostałam. Przyjemnie było mieć coś tak starannie wykonanego, z niezwykłego materiału. Jednak czy miałam to potraktować jako podarunek na polecenie cesarza czy oczekiwano ode mnie, że za nie mam zapłacić. Z tym drugim miałabym spory problem. Z tymi myślami, w milczeniu jadłam swoje śniadanie.

Nim zdążyłaś dokończyć drzwi twojej komnaty otwarły się i przeszła przez nie Baraia.

– Widzę, że wypoczywasz siostro… – Rzuciła krzyżując ręce na piersi. – Ten twój elf ma kaca jakby w życiu nie pił. A tak poza tym wspominałaś, że mieliście pomóc z rannymi… zamiast tego grzejecie łoża… – Pokręciła głową.

Byłam tak bardzo pochłonięta swoimi myślami, że zupełnie nie wiedziałam czego ode mnie chciała kapłanka i chwilę mi zajęło zanim zrozumiałam.
- Ach tak... - wszystko zaczęło do mnie wracać. Przez ostatnie senne spotkanie czas zdawał mi się rozciągać i wydawało mi się że wydarzenia z poprzednich dni miały miejsce tygodnie temu. - Tak, już tylko kilka chwil i będziemy gotowi - powiedziałam za naszą dwójkę, czyli też i w imieniu Falrisa.

– Nie. Imperator nam Miłościwie Panujący ma inne plany. Cała grupa jaka z tobą przyjechała zostanie tu na miejscu i będzie pomagać rannym. Cesarz, Ty, twój chłopak, ja i mały oddział ruszymy dalej w eskorcie wojowników tutejszego wodza. Najbardziej chorzy zostaną pod opieką medyczną na miejscu, ci w lepszym stanie z eskortą wyruszą powoli do twojego klasztoru. Z nimi wyruszy Garren i Morrisana. Kobieta zwana Druidką pomoże w opiece nad chorymi na miejscu… potem też zamierza udać się do klasztoru, jak twierdzi zamierza tam kogoś odwiedzić. Z nami wyruszą też te kuglarki. Nie wiem po co nam one. Po drodze orkowie zgarną z klasztoru jeszcze grupę medyków i wrócą tutaj z nimi jako eskorta. Wódz planuje zrobić tu tymczasowy szpital i doprowadzić rannych do stanu używalności, bez narażania ich w czasie podróży.

- Dzisiaj już ruszamy dalej? - wypaliłam zanim się zastanowiłam, bo przecież w żaden sposób nie robiło mi to różnicy. - To nie jest mój chłopak - dodałam mrukliwie po chwili, gdy doszedł do mnie kontekst.

– Dzisiaj… a co do twojego elfa… jest twój, bo go ze sobą przyprowadziłaś… – Zaśmiała się. – Ale skoro tak reagujesz na moje słowo, to chyba znaczy, że trafiam w czuły punkt. – Usiadła na twoim łóżku. – Dzięki za to, że wczoraj zachowałaś się w porządku wobec mnie. Bywam trudna w obyciu, a jak zaczynam rozmyślać o niektórych swoich decyzjach, zaczynam się zastanawiać nad tym czy nadaję się na kapłankę. Zanim zostałam kapłanką byłam zakochana w kobiecie… wyobrażasz to sobie? I nawet robiłyśmy różne rzeczy, które w twojej czystej, dziewiczej główce by się nie pomieściły, lubiłam zabijać… w końcu wychowałam się w plemieniu dzikusów. Ze mnie był żałosny materiał na duchowną… ale los pokierował moją ścieżką w tą stronę. Tak… czasem zastanawiam się czy nadaję się na kapłankę… ale gdy już otrzeźwieję, rozumiem, że właśnie to jest moja droga, że nie zamieniłabym swojej służby na nic innego, nawet gdy zawodzę… gdy popełniam błędy. Właśnie wtedy rozumiem, że Toriel jest bogiem miłosierdzia a nie tylko sprawiedliwości. Jednak… każdy wybiera swoją drogę… i nie każdy musi być zakonnikiem, żeby czynić dobro, a ty radzisz sobie świetnie w tym kim jesteś. Gadałam trochę z tym skacowanym chłopakiem… całkowicie się w tobie zauroczył, przypomina mi to mnie samą… jak byłam młoda. Ale on jest ode mnie znacznie mądrzejszy. Tak naprawdę sama nie mogłabym zakochać się w człowieku… – Uśmiechnęła się. – Szczerze… obrzydza mnie myśl o pożyciu z kimś kto tak bardzo się ode mnie różni… ale cóż… co mnie oceniać… po Imperatorze widzę, że ostatnio robi się to modne. Powiem zatem prosto i jasno co mam na myśli… Jeśli porzucisz zakon i zwiążesz się z tym chłopakiem, to masz moje błogosławieństwo. Jeśli porzucisz zakon, ale się z nim nie zwiążesz… również ci błogosławię… nie rób tylko jednego, nie działaj wbrew sobie… nie rób czegoś o czym nie jesteś w pełni przekonana, bo skrzywdzisz i siebie i innych. – Wstała. – Zaczynam gadać jak stara baba… – Uśmiechnęła się. – Imperator chce wyruszać wieczorem, żeby się nie rzucać w oczy, zwłaszcza, że rodzinka twojego przyjaciela, może się szwędać po stepie, a z orkami w nocy będziemy równie mobilni jak za dnia… ale mniej widoczni.

- Eee... - byłam przytłoczona wywodem i zrobiłam się czerwona na twarzy. Nie wiedziałam tylko czy tak zareagowałam, bo trafiła w sedno czy wręcz przeciwnie, czułam się zażenowana poruszaniem tematu. Może wszystko na raz. No i jeszcze nie wiedziałam co tak naprawdę czuję względem Falrisa. Czy jeśli coś do niego czułam to nie było jakieś zwariowane zawirowania związane z tym, że Dedal dał mi umiejętności ojca Falrisa...
- To jest za bardzo skomplikowane... - Mruknęłam na podsumowanie własnych przemyśleń, których oczywiście Baraia nie słyszała i teraz sobie musiała coś dziwnego wyobrażać. - Znaczy... - gorączkowo próbowałam znaleźć wytłumaczenie dla swoich słów, ale tylko westchnęłam. - Z resztą nie ważne. Będę gotowa kiedy trzeba, i tak mam niewiele bagażu.

– Nie przejmuj się, młoda jesteś. Ja już pierwszą miłość mam daleko za sobą… ty nawet jeszcze nie wiesz co to jest. – Uśmiechnęła się. – I nie przejmuj się gadaniem. To twoje życie i zrobisz z nim co chcesz. – Bądź gotowa na wieczór. I zbierz tego chłopaka… ma kaca, jakby pił pół nocy… Co jest dziwne, moje plemię pędziło własne trunki, więc jego pewnie też, a on zachowuje się jakby w życiu nie pił. – Wstała w każdym razie. – Wieczorem wyruszamy. Ja obejrzę pacjentów ostatni raz.

- Może to plemię było inne - odparłam krótko na jej domysły czemu Falris miał słabą głowę. - Dołączyć do ciebie i pacjentów? - zapytałam jeszcze.

– Nie. Poradzę sobie… to i tak tylko proforma. A co to za dziwactwo. – Powiedziała biorąc twoje nowe buty. – Pierwszy raz widzę takie… no i jaki materiał.

Spojrzałam na wspomniane.
- Poprosiłam o wygodne buty, więc oto i one - odpowiedziałam, ale na pewno nie zamierzałam wspominać, że już taki krój widziałam.

– Ta Cesarska szewc to ma wyobraźnię… kto by chodził w czymś takim… i te wcięcia poniżej kostki… i ta podeszwa… Jak to w ogóle jest zszyte… I ta dziwna runa… trzy pochyłe paski układające się w trójkąt… – Mruknęła przeciągając palcami po znaku, dokładnie taki sam symbol był na butach MG. – Mniejsza o to… zajmij się Falrisem i szykujcie się do wyprawy – Powiedziała i upuściła buty na podłogę.

- Idę więc od razu do niego - sięgnęłam po buty i przyjrzałam się owej "runie". Miałam dziwne przeczucie, że osoby z mojego sennego spotkania miały wpływ na to jak szewc uszyła mi moje buty. Niestety nie będę mogła już się dowiedzieć czy tak było, bo do śmierci i tak zdążę o takiej błahostce zapomnieć. Założyłam je.
- Amelio, spakuj nas do drogi - powiedziałam do niziołki wstając z łóżka i kierując się do wyjścia z komnaty.

Kapłanka uśmiechnęła się i wyszła. Buty okazały się tak wygodne, że czułaś jakby niemal pieściły twe stopy. Niziołka na twoje słowa od razu weszła do środka.

– Tak właściwie to chyba nawet nie zdążyłam cię rozpakować, Pani. – Powiedziała.

- To tym lepiej - ucieszyłam się. - Odpocznij dobrze przed drogą - poleciłam Amelii i wyszłam. Skierowałam się pewnym krokiem prosto do pokoju zajmowanego przez "mojego" elfa.

W środku niewolnice siedziały na łóżku Falrisa.

– Jeszcze wody, Panie?

– A może okład?

– Pomasować cię, Panie?

- Widzę że masz dość osób dbających o twoje samopoczucie - odezwałam się od progu, poważnym tonem, krzyżując ręce na piersi, gdy podeszłam do łoża.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline