Gilgamesh dryfował przez bezmiar kosmosu porzucony przez mafię. Och... jak przyjemnie było przemierzać bezkresy okalającej Ziemię pustki. W swym skafandrze nacisnął kilka guzików. Fale radiowe pomknęły przez przestrzeń z prędkością światła.
Jakiś czas później Gilgamesh miał wylądować na komecie, która niby przypadkiem akurat pojawiła się na jego trajektorii lotu. Opadł na nią, zderzając się ze skałą w pozycji super bohatera, jakim podobno… na pewno był.
Gilgamesh podszedł do włazu w komecie i uniósł go. Zamknąwszy szczelnie klapę,
zdjął kosmiczny hełm, okalający jego głowę. Podszedł do gramofonu i wybrał winyl. Igła opadła powoli, płyta zawirowała.
Nastawił wodę na herbatkę. Wyciągnął ciasteczka maślane. Z ciasteczkami rozsiadł się wygodnie wsłuchując w muzykę i wpatrując w oprawione w ramkę zdjęcie. Ciasteczka były smaczne.
Woda zagotowała się, herbatka zabarwiła wodę. Nie mocno, nie lubił mocno, posłodził dużo, lubił dużo i rozsiadł się ponownie z herbatką. Smaczna była.
Wspomnienia uderzyły Gilgamesha, wywołując uśmiech na jego mongolskiej twarzy.
Cytat:
Napisał Rewik - Zamieniono mnie rolami z Theną. Jest po stronie miasta. To dość ładne zagranie ze strony głupca, zważywszy na to jak dobrze się znamy. - Gilgamesh spojrzał na Thenę z troską, ale i pewną bojaźnią. |
Cytat:
Napisał Nami |