Tak, to ja. Zapewne zastanawiacie się, jak to się stało, że skończyłam w ziemi i ponownie wącham kwiatki od spodu. ???: Nikt tego nie wie, Rzepa. Jesteś pieprzonym warzywem, zasiano cię i wyrosłaś, chwaście jeden! Shahaha![
Brassica Repa as Rzepa
Byłam tylko zwykłą rzepą, rosnącą na polu pośród innych rzep, w sąsiedztwie pełnym buraków i innych cebuli. Do czasu… gdy pan Stary Dziad zadecydował, że mam zagrać w grze o losy wszechświatów.
Na razie nie mam zielonego pojęcia, jak ja stąd wyjdę. Ciężki jest los warzywa, który czuje, myśli, ale nijak może o sobie decydować. Teraz rosnę sobie ponownie w ogródku, tym razem u pana Zbrojnego. Pan Zbrojny jest fajny, ale chyba powinnam mu zmienić miano na pana Ogrodnika, bo częściej widzę go popylającego w ogrodniczkach, uwalonego ziemią i nawozem zamiast krwią.
O, idzie, idzie, będzie chyba podlewał. To dobrze, w końcu napiję się tyle, ile potrzebuję. I przynajmniej nie będzie to paskudne pićku od pana Pijaka. Ble.
Dobra, zdaje się, że to pićku nie dla mnie, tylko dla zwierzątek pana Kościotrupa. W sumie dobrze, mam ich dość. Ciągle mi tylko dogryzają. Pan Trupek mógłby wziąć nogi za pas i łaskawie odebrać swoje robaki, ale chyba stwierdził tym razem, że uda się na wieczny spoczynek.
Panie Ogrodnik, dajesz, dajesz…
???: Dajesz, Gilgamesh. Ubij tego chwasta! Dajesz, dajesz, DAJEEEEESZ…
Aaaa! Za dużo, nie po oczaaaach~
- Apfuuuu! - ku zaskoczeniu Gilgamesza prychnięcie wyraźnie dochodziło spośród listowia rzepy. Następnie jedna z nich się zatrzęsła. - AAAPSIK!!! - i zaraz warzywo wystrzeliło z ziemi i otrzepało się z jej grudów pomieszanych z Roundupem. - Panie, co pan walisz po oczach! - odezwała się rzepa. O dziwo, nie cybernetycznym głosem, tylko piskliwym, niczym jakiś owad z jakiejś kreskówki.
Gilgamesz błyskawicznym chwytem złapał warzywo za “kudły”.
- Cześć, Rzepo. Dobrze, że jesteś z powrotem w jednym kawałku!
- Nie za liście! - krzyknęła momentalnie Rzepka, kiedy była trzymana za liście. Wówczas Gilgamesz przeniósł ją na dłoń. - Teraz lepiej, dziękuję.
Rzepa zaraz znalazła wygodniejsze siedzisko w postaci dłoni Gilgamesza.
- Ola Ola, panie Zbrojny - Rzepie dość szybko przeszła złość i przeszła do powitań. - Dziękuję za… rekonwa… - Rzepa starała się wymówił trudne słowo. - no, za zasadzenie.
Rzepa zawirowała niczym bąk, wzniecając chmurę kurzu. Przez chwilę zrobiło się na tyle ciemno, że przez chwilę nie było wiadomo, co się działo.
- Kurwa, znów z tym pasztetemł - ??? mruknął niedosłyszalnie (tak, że jedyne, jak się można było o tym dowiedzieć, to przeczytanie zaznaczonego tutaj tekstu) i zamachnął się w kierunku dwójki bohaterów czymś ostrym.
-
Mogłam przynajmniej się - nieoczekiwanie Rzepa złapała liśćmi coś lecącego z szybkością pocisku. Niemniej nawet gdyby Rzepa nie zdołała tego dokonać, to Gilgamesz nie miałby trudności ze złapaniem… szarego sztyletu, co zresztą też przy okazji dokonał; tak, że ostrze nawet Rzepy nie zadrapało. Zaskoczone warzywo pisnęło przenikliwie ze strachu.
-
W porządku, Rzepko?
-
Y… Yhym - warzywko, lekko zdezorientowane, co się właśnie odwaliło w tym momencie, tylko przytaknęło. Po czym potrząsnęło bulwą. -
Tak, wszystko chyba gra…
Rzepa i Gilgamesz zerknęli w kierunku, z którego została rzucona broń, niemniej nikogo tam nie dostrzegli. Mężczyzna nawet błyskawicznie znalazł się w punkcie wystrzelenia broni i… nikogo tu nie znaleźli. Dla pewności przeczesał jeszcze otoczenie telekinezą…
-
Co to do cholery było? - mruknął niezadowolony Gilgamesz do samego siebie.
Czyli jednak ta gra nie została jeszcze zakończona… mimo werdyktu pana Łysego Dziada, że miasto wygrało!
-
Nie wiem… - westchnęła smutno Rzepka.
-
Panie Zbrojny, dziękuję za pomoc i wspólną grę...
-
Jeszcze może być za wcześnie na dziękowanie, Rzepka. Coś tu się dziwnego odwala… i to mi się nie podoba. Komuś jeszcze jest za mało gierek - stwierdził Gilgamesz. Zerknął na Księżyc, zmrużył oczy i… uniósł znacząco brew. -
Nie lubiłem tego łysola od gier, ale jeśli on zginął, to znaczy, że coś grubego będzie się kroiło. Ale póki co… cieszmy się życiem - Gilgamesz uśmiechnął się do Rzepy i poklepał ją po główce.
-
Oj tak, zdecydowanie tak będzie, droga Rzepko! Ho ho ho! - wykrzyczał radośnie Jack Kirby w Tesli latającej wokół Ziemi.
-
To nie tak, że umarłem. Ja po prostu zmieniłem miejsce pobytu - pan Jack puścił oczko do czytających ten tekst i wystawił kciuk w kierunku publiczności.
To wszystko prawda, moi milusińscy. Bowiem będzie w naszych serduszkach. Wspomnijmy o tym panu, bo warto.
-
Chłopaki! - krzyknął Kirby do statku Milano, przelatującego obok Ziemi. -
Ścigamy się do Plutona! Kto ostatni, ten stawia wszystkim co kto będzie chciał!
Tymczasem w Milano:
-
Jestem… Grooot!
-
Groot!! Ty stary chwaście! Żyjesz! HAHAHAAAA! - Rocket wyraźnie się ucieszył, widząc przyjaciela w jednym kawałku. Można było tak rzec również o samym szopie, ale w tym momencie nikt sobie jakoś specjalnie nie zaprzątał tym głowy. Uścisnął przyjaciela, zrobił z nim piruet, a następnie rzucił do reszty załogi. -
Panowie, to co, z Kirbym lecimy na piwo! Tylko… przedłużmy trasę, tak do XXXXXXXX.
-
Jak najbardziej! - odkrzyknął Stan Lee, siedzący za sterami Milano. -
Kirby, no to dajesz gazu, stary druhu!
-
Quill! Co tutaj robi Stan Lee!?
-
Ja? Otóż, jestem reżyserem kina akcji, moi drodzy! A pan Quill był na tyle uprzejmy, że zgodził się, abym to ja tym razem poprowadził akcje. A będą się niebawem działy same ciekawe rzeczy. No to: KAMERA! AKCJA!
I Milano sterowane przez Stana Lee i strażników Galaktyki oraz Tesla prowadzona przez Jacka Kirby'ego wystartowały w tym samym momencie i mknęły z wariacją prędkością przez otchłanie kosmosu. Fantastyczna Czwórka siedziała w pobliskim statku kosmicznym i wcinała popcorn, obserwując z zaciekawieniem pojedynek dwóch
PrzedWiecznych.
A tymczasem w przestrzeni kosmicznej latały zwłoki Wielkiego Utatu.
???: Cóż, kalendarz czasem daje kopa w dupę też tym wielkim. Raz, ale za to porządnie… Prawda, Utatu?
Dziękuję za pamięć. Mimo że nie pogadaliśmy zbyt wiele w grze, to jednak jestem Ci wdzięczna za uratowanie światów przed zagładą. Z nieznanego mi powodu wiem też, że przyczyniłeś się do wyeliminowania Seryjnego Mordercy za swoje występki, za co liście z głowy z mojej strony.
Dokucza mi pewien niedosyt spowodowany tym, że nie zdołałam się w grze niczym wykazać i że pan Morderca nie został sowicie ukarany.
Jeszcze powrócę!
Jeśli będzie taka możliwość, połączmy ponownie siły w walce z Mafią! Jestem pewna, że jeszcze się spotkamy!
I dziękuję też za grę.
Dziękuję za wspólną grę. Nie pogadaliśmy sobie za wiele za życia, za to narobiliśmy to mojej śmierci w grze. Cieszę się też, że pomogłeś Miastu w walce ze złymi i dałeś z siebie wszystko, bo doprowadzić nas do zwycięstwa.
Jeśli będzie taka możliwość, połączmy ponownie siły w walce z Mafią! Jestem pewna, że jeszcze się spotkamy!
PS. Prośba ode mnie. Zabierz ode mnie te robaki, bo mnie jedzą, a nie są moimi zwierzakami.
▣▣▣▣▣▣▣▣▣▣▣▣▣▣▣▣
Rozebrzmiał głos z on/offu, który wydawał ci się dziwnie znajomy, ale… za
Rosję Putina (Mafia - Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia), nie mogłaś rozpoznać, do kogo mógł należeć.
-
Myślę, że Doktorek byłby zachwycony wiadomością od Ciebie… tylko trochę się spóźniłaś. Bo on już nie żyje - rozebrzmiała kakofonia bezcielesnych damskich i męskich [oraz bliżej miliarda nieokreślonej płci] głosów. -
Strażnik Krypty również nie żyje, ale o dziwo, jest w stanie dalej gadać. Niemniej… nic nie szkodzi, bo i tak będzie zbyt zajęty, by odebrać od Ciebie wiadomości. Wkrótce będzie miał dużo do roboty… oj tak. Może powtórzy się Drugie Pstryknięcie… a może to będzie coś większego? Trzymam za to kciuki, macki i wiele innych… kończyn.
-
Loki wspominał w mafii, że powstałaś przypadkiem przez spadnięcie z talerza niejakiemu Majtkowi Ameryka, ale to nieprawda. Nie ma jednak w tym nic zdrożnego, bo jak wiadomo, Loki to bóg kłamstwa. Kiepskim byłby bogiem kłamstwa, gdyby ciągle oznajmiał tylko prawdę.
-
To że trafiłaś do tej gry… było mojąnaszą sprawą - nieoczekiwanie (ale jednak spodziewanie) oznajmiła orkiestra głosów. -
Moimnaszym celem było strollować grę Utatu i przechylić wygraną na rzecz mafii. Nic jednak nie szkodziło temu, żeby ten stary głupiec zginął z mojejnaszej ręki. Ale widzę, że ktoś mnienas w tym ubiegł ([MAFIA] - Kamienie Nieskończoności MCU).
–
Ważne, że nie będzie się na razie plątał w pobliżu. A jeśli powróci, to liczęmy na dalszy ciąg dobrej zabawy.
Przemowa, która tak po prawdzie nikogo nie interesowała…
… zakończyła się symfonią
upiornych śmiechów.
Do zobaczenia w następnej mafii!
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.
Na emeryturze od grania.
Ostatnio edytowane przez Ryo : 13-12-2021 o 11:21.