***
Z Bastillion Park miała jechać prosto do domu Charlesa, ale już będąc w trasie zmieniła zdanie i postanowiła zajrzeć jeszcze do LCC, zrobić zakupy. Tam odwiedziła konkretne sklepy gdzie była prawie, że stałym bywalcem, a na pewno wydawała w nich pokaźne sumy, ku uciesze sprzedawców.
***
Charles siedział na kanapie w pozycji półleżącej. Przerzucał kanały informacyjne, a telefon leżał w zasięgu jego ręki. Na widok Iryi odłożył pilota.
- Jutro wracam do pracy, bo oszaleję - zakomunikował.
Jego oświadczenie nie wywołało u Iryi zdziwienia. Rozebrała się z płaszcza i butów i wraz z torbami zakupowymi podeszła do niego.
- I jak zamierzasz tłumaczyć z nieobecności? Grypą żołądkową? - zapytała żywo zainteresowana. - Albo jak ktoś Cię na korytarzu szturchnie przypadkiem w bok? - postawiła torby przy stoliku kawowym i zajęła miejsce obok niego, zakładając nogę na nogę.
- Zacisnę zęby i postaram się jak najmniej krwawić - uśmiechnął się do niej krzywo. - A w przypadku nieobecności to nie mam przełożonych tylko zobowiązania. To akurat mam pod kontrolą.
- Niezły plan - podsumowała go z sarkazmem w głosie. - Powiedz mi czemu nie nauczyłeś się jakiegoś czaru leczącego? Ja jakbym miała być Heretykiem to to byłoby pierwsze co bym brała - stwierdziła z rozbawieniem.
- Chyba pomerdało ci się coś z Bractwem. Zresztą oni chyba nie byliby chętni mnie tego nauczyć. Pewnie ze względu na brak dyscypliny - zaśmiał się. - A tak poważnie, to nigdy mi to nie było potrzebne. Zresztą nie kojarzę aby w domenie Ilian był taki dar.
Corday zrobiła zaskoczoną minę.
- No, a co zrobiła wtedy Pandorina, że cię zaleczyła?
- Powiem szczerze, że to dla mnie zagadka. Jednak ona ma układy o dalekim zasięgu i nie zdziwiłbym się jakby znała Dary innych Apostołów. Nawet ja mam pewne tajemnice - uśmiechnął się lekko.
- No to lipa. Przereklamowane jest to bycie Heretykiem - pokręciła głową. - Lepiej jakbyś tydzień nie ruszał się z domu - zasugerowała mu. - Rany cięte są szczególnie upierdliwe - stwierdziła wymownie kładąc dłoń na swoim boku, który miała naznaczony świeżą blizną.
- Wiem, że lepiej. Jednak nie mogę pozwolić sobie na tyle dni bezczynności - starał się znaleźć argumenty na swoja niechęć do pozostania w izolacji.
- Mogę ci ze dwa dni potowarzyszyć, akurat nic ciekawego mi w pracy się nie dzieje, a moja główna sprawa musi się pomarynować jakiś czas - zaproponowała.
- U mnie wręcz przeciwnie. Każdy dzień to pewnego rodzaju kumulacja - powiedział zbolałym tonem. - I mówię tutaj o oficjalnym zakresie obowiązków.
- Tak się kończy jak chodzisz na pewniaka po ulicy. Ani broni nie nosisz ani innej ochrony - Irya powiedziała to tonem pouczenia. - Ale od dziś to zmienimy - ręką wskazała na pakunki które przyniosła, z logami firm które raczej na pewno nic nie mówiły Charlesowi.
- Kupiłeś mi ochroniarza? Takiego do składania? - zapytał rozbawiony jej sugestią.
- W sumie... Na urodziny kupię ci Steva 2.0, co ty na to? - uśmiechnęła się szeroko.
- Cybertonik chyba nie poszedłby w wersję DIY - odparł z udawanym smutkiem. - A ja chyba nie zniósłbym stałej obecności takiego podglądacza. Twój kot wystarczająco mnie irytuje.
- No nie musi stać w domu - nagle pomysł zakupu mechanicznego ochroniarza strasznie spodobał się Iryi. - Stałby sobie na podjeździe i groźnie wyglądał.
- Może to paranoja, ale chyba nie zasnąłbym wiedząc, że taka puszka kręci się w pobliżu.
Nie rozumiała jego niechęci do mechanicznych ochroniarzy.
- Twoja strata, ja tam sypiam lepiej odkąd wiem że przed wejściem jest Steve - wzruszyła ramionami. - No to musi wystarczyć to co mam - sięgnęła po pierwszy pakunek. Wyciągnęła z papierowej torby zakupowej pudełko, a po jego otworzeniu ukazał się pistolet. - Jak tylko zrośnie ci się rana to zaczynamy jeździć na strzelnicę - powiedziała to takim tonem, że nie było możliwości odwołania od tego.
Morgan popatrzył na broń jak na nielubianego klienta i najwyraźniej skapitulował.
- Niech będzie, ale to ty wpasujesz się w mój grafik - zakomunikował.
- Nie ma problemu - wyraźnie ucieszyła się z jego zgody. Sięgnęła po kolejną papierową torbę, znacznie większą niż poprzednia. Wyciągnęła z niej zawartość, którą znów było pudełko ale duże i spłaszczone. Otworzyła je i wyciągnęła coś co wyglądało jak podkoszulek z grubego materiału. Podała mu. - To koszulka kuloodporna - wyjaśniła mu na co patrzy. - Zatrzyma mały kaliber i pchnięcie nożem. Noszę podobną - na potwierdzenie tego podwinęła swoją koszulę pod którą miała podkoszulek z tego samego materiału.
- Boję się myśleć co mi jeszcze zaraz zaprezentujesz - Charles rozsiadł się w oczekiwaniu na pokaz.
Irya powoli podciągnęła koszulę jeszcze bardziej, ale zaraz puściła materiał i ten opadł zakrywając na powrót jej podkoszulek.
- Ty jeszcze nie jesteś w formie na seksy - przypomniała mu i westchnęła z ubolewaniem w przerysowany sposób. - W tamtych torbach masz jeszcze trzy takie podkoszulki w dwóch kolorach, czarnym i białym, żeby ci do wszystkich koszul pasowały. A tu - wzięła do ręki jedną z mniejszych toreb. - Eleganckie rękawiczki do skórowania - wyciągnęła je i rzuciła mu na uda. - To z te same co ja miałam i dzięki, którym mi Billy nie poderżnął gardła. Są jak rękawice rzeźnika, ale w wytwornym stylu. Nie do przecięcia, więc możesz spokojnie złapać za ostrze napastnika.
- W pewien sposób jesteś przerażająca - stwierdził patrząc na prezent, a potem podnosząc wzrok na blondynkę. - Może minęłaś się z powołaniem.
- To wiele znaczy być nazwanym przerażającym z ust Heretyka - zaśmiała się. - Nie ulega wątpliwości, że moje przeznaczenie zostało mocno zmienione, ale zdecydowanie nie mam na co narzekać - mrugnęła do niego.
- Myślę, że masz - zaprzeczył. - Wyraźnie widać, że chciałabyś móc robić z tego użytek - wskazał na zakupy.
Corday popatrzyła na torby i rozpakowane już paczki, jakby to miało przybliżyć jej punkt widzenia Charlesa.
- Na razie widzę tyle, że mam faceta, który doszukuje się u mnie sadystycznych zapędów zamiast zauważyć, że okazuję troskę o jego osobę na swój własny, praktyczny sposób - podsumowała to z rozbawionym uśmiechem. Bez ostrzeżenia przysunęła się do niego i pocałowała go w policzek. - Rozumiem, że te rękawiczki cię zaniepokoiły - zachichotała. - W oryginale służą zblazowanym panom z wyższych sfer, takim bogatych z pochodzenia a nie z dorobienia się, żeby po polowaniu własnoręcznie oprawić zwierzynę, a trofea powiesić nad kominkiem, lub położyć na podłodze jako dywanik - wyjaśniła krótko rys historyczny przedmiotu. - I nie, mnie polowania nie interesują, oprawianie zwierzyny tym bardziej. Za to ojciec Davida był zapalonym myśliwym. Wspominał, że lubił robić sobie długie wypady na Wenus, gdzie polował na tamtejszą faunę i ogólnie jarał się wszystkim z tym związanym. Ale mniejsza o to, w każdym razie to mój ojczym dał mi takie rękawiczki, żebym mogła je wykorzystywać w samoobronie, bo i sam używał jak pracował w terenie.