- Na tym słońcu nie za długo będzie zimny. - pociągnęła solidny łyk, pozbywając się części problemu z zachowaniem zimności alkoholu.
Ariel ściągnęła gumkę splatającą włosy w niedbały kok, a te rozlały się rudą falą na ramionach. Potrząsnęła głową by wystawić się promienie słońca.
- Nie narzekaj Shania! - Murknęła AD - Lepiej smakuje piwo na plaży o tej porze roku niż w zimie jak będzie zimno, ciemno, a do morza będzie wiać takim chłodem że nawet mutanci będą szczękać zębami. Mam nadzieję, że do tego czasu nas przeniosą z tej zapomnianej wysepki.
- Taa, na Marsa - mruknęła Shania.
- Na marsa raczej nie… Choć stolicę bym kiedyś chętnie odwiedziła. Byliście tam kiedyś?
- Nie było okazji, ale jakoś mnie tam nie ciągnie. Wolę otwartą przestrzeń. Tak jak tu, szkoda tylko, że sąsiedzi się tu czasem awanturują.
- Na Marsie też nie brakuje pustkowi - odezwał się Chris. - Tylko noc z dniem wymienia się tak szybko, że można epilepsji dostać - zaśmiał się. Dopił swoje piwo i wstał, zostawiając butelkę na piasku. - Być na plaży i się nie wykąpać to świętokradztwo - stwierdził i ruszył w kierunku wody.
- Tak obgadujemy swoją przeszłość, a ciebie Shania skąd tutaj przywiało? - zapytała patrząc bezceremonialnie za kompanem. Ariel nie ciągnęło do wody. Wolała zdecydowanie dotyk słońca.
- Stąd, jestem z Wenus. Kiedyś byłam w Lwach, powinęła mi się noga, złe towarzystwo, używki… historia jakich wiele. Wojskowa rodzina z tradycjami. Zjazdy rodzinne nie są już tak zabawne jak kiedyś.
- Uuu czarna owca w rodzinie. Nie kazali ci nazwiska zmieniać? - skomentował Christopher. - Chociaż, co zrobiłaś, że tu jesteś? Bo ja za pobicie a ona - skinął głową na Ariel. - Za prochy.
- Wendetta, moja rodzina od zawsze jest w wojsku - odparła Shania - Generałowie, w stanie spoczynku itp. Narobili sobie wrogów… brałam, ktoś zobaczył, doniósł komu trzeba. Wielka wojna za kulisami, a ja ląduje tutaj.
- Czyli witaj w klubie "sami się o to postaraliśmy" - zaśmiał się blondyn. Beztrosko. - Który to już rok w tej formacji ?
- Dla mnie będzie 6 rok i 8 przydział. - odparła Ariel - Choć najlepiej wspominam pierwsze dwa lata intensywnego szkolenia. Trafiłam na świetną sierżant. Ciekawe czy jeszcze ostrzy świeży narybek…
- Tutaj dopiero zaczynam. - odparła Shania. - Wcześniej byłam w Lwach. Pokazała na ramieniu tatuaż czarnej dziury, musiałam sobie to cholerstwo zrobić, żeby zakryć logo lwów.
- Nigdy nie rozumiałem idei dziergania sobie obrazków na skórze - skomentował Chris wnikliwie ogladając tatuaż Shiani. - U mnie też już z 6 lat będzie... Bardzo pamiętny prezent na trzydziestkę sobie w ten sposób zrobiłem.
- Swoją drogą pasuje chyba emblematy na naramiennikach zmienić. Zwrócił ktoś uwagę co miał sierżant. Ciekawe czy kwatermistrz ma wzorniki czy trzeba będzie się z Morrisem ugadać? - zapytała medyczka.
- Tatuujesz ważne rzeczy - odparła Shania - raz na całe życie. No chyba że coś się spierdoli. Wiązałam przyszłość z Lwami…
- Gdyby faktycznie tak było to zamiast się dziergać to byś nie brała - rozłożył ręce Christopher. - Ale teraz przynajmniej masz więcej luzu niż w Lwach - zauważył pozytywne aspekty przeniesienia.
- Brałam bo zapierdalałam na trzy zmiany - odparła spokojnie Shani - Normalna służba, kursy, a sen wymieniałam na naukę. Ze wspomaganiem to się sprawdzało. Gdyby mnie jeden chuj nie wypatrzył, to by nikt się nie połapał.
- Trochę zbyt ambitnie do tego podeszłaś - stwierdził z lekkim rozbawieniem Chris. - Ale zabawnie by było gdybyś kupowała prochy które dostarczała Ariel.
Ariel podniosła się i popatrzyła z jawnym oburzeniem. Już miała się odgryźć ale opadła jednak bez słowa. W sumie miał rację. Trzeba sobie dopisać do rejestru win jeszcze tych, którym kariera się posypała przez prochy. Przyjdzie jej jeszcze długo siedzieć tutaj, zanim odkupi swoje winy i poczuje, że zmyła krwią wrogów własne błędy przeszłości.
- Wszystko albo nic, nie bawię się w półśrodki - odparła Shania Chrisowi.
- I tak trzymaj - wyszczerzył się blondyn.