| Policjantce nie spieszyło się z jedzeniem. Akurat kaczka smakowała równie dobrze na ciepło jak i na zimno. Oglądała za to zmagania swojego towarzysza z soczewicą w roli dania głównego. Prawie było jej go żal.
- Zaczynam podejrzewać, że nie miałeś za ciekawych wyników badań krwi - skomentowała jego próby wmówienia sobie, że to co je jest smaczne.
- A, może sprawdzam siłę twojego uczucia? Czy byś mnie rzuciła jakbym przeszedł na weganizm - zażartował.
- Tak - pokiwała głową. - Zdecydowanie to mógłby być ten najważniejszy powód do rzucenia ciebie - roześmiała się.
- Widzisz. Znaczy, że nasz związek ewoluuje. Właśnie zidentyfikowaliśmy jedno z krytycznych ryzyk - humor nadal mu dopisywał.
- To już będzie drugie - poprawiła go. - Pierwsze to abstynencja - przypomniała.
- Przyjąłem do wiadomości - uśmiechnął się.
Po tych ustaleniach Irya w końcu zabrała się za swój posiłek. Z lubością brała do ust każdy kęs i delektowała się smakiem.
- Największym plusem bycia bogatym, jest właśnie to - skomentowała. Oczywiście chodziło jej o możliwość stołowania się w takich miejscach jak to.
- Zawdzięczamy to wszystko ludziom, którzy nie są bogaci, ale zrobiliby wszystko, żeby mieć trochę więcej niż mają w tej chwili.
- Nie - pokręciła głową. - Ja miałam po prostu najzwyklejszy fart. Ludzie mnie za to nie cierpią.
- Nie o to mi chodziło - pokręcił głową. - Nie ma znaczenia w jaki sposób doszłaś do bogactwa, ale ci wszyscy ludzie co skaczą koło ciebie, poniżają się i płaszczą, robią to tylko po to aby dostać jakiś ochłap. Sami to sobie robią. I właśnie to daje to poczucie bogactwa, a nie świadomość, że stać cię na wszystko.
Corday zamyśliła się nad tym co powiedział. Wspomnieniami sięgnęła do czasów kiedy jej się tak bardzo w życiu przyfarciło. Skrzywiła się na twarzy, jakby ugryzła coś gorzkiego.
- Nie powiem, że nie masz racji, bo coś w tym jest. Ale ja raczej, po czasie, bo przecież nie od razu, zobaczyłam jak wiele osób chciało mnie wykorzystać, gdy dowiedziało się o mojej fortunie. Doić ze mnie kasę byle by tylko napchać własne kieszenie, przy okazji wpędzać w poczucie winy. Zabolało jak cholera, gdy zdałam sobie z tego sprawę. Ale gdy się pozbyłam tych wszystkich fałszywych przyjaciół zrobiło mi się lepiej. Z resztą nie byli dobrym towarzystwem, o czym może świadczyć choćby to, że większość później zamknęłam za różne przestępstwa. Miałam, więc swoją chwilę satysfakcji.
- Całkowicie zgadzam się co do fałszywych przyjaciół, ale popatrz chociaż na obsługę tutaj. Myślisz, że ich służalczość i uprzejmość wynika z ich natury? Czy zachowywaliby się tak w stosunku do kogoś kto nie dałby im horrendalnego napiwku? To samo odnosi się wszelkich relacji biznesowych gdzie mamy przepaść finansową między stronami. Umiałabyś na obecnym punkcie swojego życia wierzyć w szczere uczucie kogoś żyjącego na innym poziomie?
- Ja nawet nie wierzę w szczere uczucia kogoś na moim poziomie - parsknęła. - Jako nastolatka miałam do czynienia z rówieśnikami "na poziomie" fortuny Cordayów i w sumie to ciężko mi stwierdzić co gorsze. I pewnie zauważyłeś, że poza współpracownikami to ja nie mam znajomości.
- Współpracownikami czy podwładnymi? - doprecyzował.
- Jestem tylko inspektorem, mam też przełożonych - zaznaczyła.
- Ciekawe co robią ci wyżsi stopniem skoro tylko inspektor zajmuje się takimi rzeczami jak ty - powiedział lekko kpiącym tonem.
- Uuu, masz duże mniemanie o mnie skoro myślisz, że robię aż tak dużo - zaśmiała się. - Zasmucę cię, ale niestety, choć mój szef obiecał mi, że będzie mnie angażował w większą ilość spraw, to chyba jednak musiał obiecać mojemu ojcu, że będzie miał na uwadze moje bezpieczeństwo. Więc jak sama sobie zajęcia nie znajdę, to siedzę i grzeję stołek.
- Czego konsekwencją było podjęcie się indywidualnej obserwacji osoby mojego pokroju - cmoknął z udawaną naganą.
W pierwszej chwili Corday była zdziwiona, że Charles poruszył ten temat w miejscu publicznym, jakim restauracja jednak była. Ale szybko zorientowała się, że było gwarno, a on powiedział to dość cicho, na tyle, że potrzebny by był podsłuch na stole, żeby ktoś postronny to usłyszał.
- A może to jest odpowiedź czemu nasz związek działa - zrobiła zamyśloną minę. - Bo wyżywam się na innych, a sam nie rozrabiasz - uśmiechnęła się uroczo na koniec wypowiedzi.
- Wyżywasz się? - zaciekawił się. - A kogo to wzięłaś sobie na cel?
- Aktualnie zdaję się na podwykonawców - zaśmiała się, mając na myśli robotę dla Collinsa. - Ale jak już dostanę adres i osoba będzie odpowiednia to kto wie co może się wydarzyć. Nie martw się, załatwiłam już sobie kolegów do osłaniania mi pleców przy zbliżającej się okazji.
- Wtajemniczyłaś kogoś w swoje mroczne śledztwa? Gdzie ich znalazłaś? - Morgan dalej dociekał.
- Mówiłam ci, że się dogadam z kolegami od specjalnych.
- Ach. Myślałem, że udało ci się zrekrutować jeszcze kogoś.
- Chcesz żebym stworzyła drużynę? - pomiędzy słowami dokończyła swoją kaczkę j teraz odsunęła od siebie talerz. - Chcesz do niej dołączyć? - zachichotała.
- Zastanawiam się jakiego byłaby ona pokroju. Ty oczywiście byłabyś przywódczynią? - Morgan podjął zabawę.
- No raczej - udała, że mówi na poważnie. - Ty mógłbyś być moim zastępcą. W końcu sypiasz z przywódczynią - mrugnęła do niego.
- Kariera przez łóżko - pokiwał głową zachowując powagę. - Coś w moim stylu.
- No widzisz wiedziałam, że się odnajdziesz - roześmiała się. - I co, smakowało? - zmieniła temat patrząc na jego talerz.
- Pyszne - zakomunikował, a jego wyraz twarzy był nieodgadniony.
- Czyli koniec z burgerami? - uniosła brew.
- Daj spokój - nie wytrzymał i parsknął. - Dla samych burgerów wróciłbym na Marsa.
Popatrzyła na niego rozbawiona.
- I steków - dodała. - Sama bym chętnie się dowiedziała czy faktycznie na Marsie smakują lepiej.
- Oczywiście - powiedział z przekonaniem. - Świeże mięso nie ma porównania do takiego przygotowanego do transportu kosmicznego.
- Dobra, namówiłeś mnie - przyklasnęła. - To kiedy lecimy?
__________________ "Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"
Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn |