Corday wbiła zamyślone spojrzenie w swój kubeczek z herbatą, zastanawiając się nad tym jak wykorzystać radę Kobayashiego, tak by mogła ograniczyć brudzenie sobie rąk.
- Więc przygotuję sobie magazynek podrasowanej amunicji specjalnie dla nich - stwierdziła bardziej do siebie. Uniosła wzrok na rozmówcę. - Brzmi pan jakby likwidacją heretyków zajmował się zawodowo - uśmiechnęła się uprzejmie.
- Moja wiedza w tym zakresie jest teoretyczna - uśmiechnął się tajemniczo.
- Chyba nie tak do końca taka czysto teoretyczna skoro miał pan okazję spotkać heretyków osobiście - wytknęła mu Irya, w przyjaznym tonie. - Czy może wtedy nie osobiście się pan z nimi rozprawiał?
- Nie zajmuję się rozprawianiem z heretykami - pogodny wyraz twarzy nie znikał nawet na moment.
- Niech będzie - w jej tonie można było się doszukać niedowierzania, ale również tego, że odpuszcza dociekanie. - Dziękuję w każdym razie, że dzieli się pan ze mną posiadaną przez siebie wiedzą. Na pewno zrobię z niej nie raz dobry użytek.
- Mam co do tego pewność - posłał jej sympatyczny uśmiech.
Blondynka miała rozbawioną minę po jego komentarzu. Reszta "herbatki" minęła im na zdecydowanie lżejszych tematach.
***
Pożegnała się ze swoimi mishimskimi znajomymi i ruszyła w drogę. Początkowo miała zamiar jechać do pracy, ale po spojrzeniu na telefon, gdzie nie było żadnych śladów próby kontaktowania się z nią przez kogokolwiek z biura, zdecydowała pojechać do domu, bo wypadało sprawdzić jak Moonshine radzi sobie pod jej nieobecność.
Gdy weszła do mieszkania, kot leżący na kanapie wstał i wychylił głowę zza oparcia aby sprawdzić kto właśnie się pojawił. Bliższe oględziny nie wykazywały aktywności zwierzaka. Jakby przespał chwile samotności i dopiero teraz się ożywił.
- Jaki grzeczny z ciebie kotek, Moonshine - pochwaliła sierściucha, podchodząc do niego. Usiadła obok i pogłaskała go.
Kot przymknął oczy i pozwalał się głaskać. Irya miała podejrzenie, że mógłby tak trwać bez końca.
Zaskakująco kojące dla Iryi było przebywanie z kotem. Podniosła go i położyła sobie na kolana i zaczęła głaskać po całym jego czarnym sztucznym ciałku.
- Cybertronik mógłby zbić krocie gdyby zaczął masowo produkować takie zwierzątka jak ty - powiedziała rozbawionym tonem.
Kot przekrzywił lekko głowę i popatrzył na nią inteligentnymi oczami. Wbrew wszelkim nadziejom Iryi nie odezwał się do niej ludzkim głosem.
- Gdybyś tak jeszcze miał funkcję mówienia to przynajmniej nie musiałabym gadać do siebie - poklepała Moonshine'a po łebku w sposób, który spodobałby mu się gdyby był psem, bo w kocim wcieleniu już nie koniecznie.
Moonshine najwidoczniej nie miał z tym najmniejszego problemu i nie zareagował w sposób, który można było określić jako negatywny.
Kobieta nie miała żadnych większych planów na ten dzień, więc postanowiła spędzić trochę czasu z kotem. Sięgnęła po pilot od telewizora i włączyła kanał wiadomości. Rozsiadła się wygodnie, miziała sierściucha i słuchała prezentera mówiącego o wzrostach i spadkach na giełdzie. Aż się chciało zasnąć. Program telewizyjny był odwrotnością terminu “pasjonujący” i Irya sama nie wiedziała kiedy odpłynęła. Gdy gwałtownie się poderwała zerknęła na zegarek stwierdziła, że minęły dwie godziny. Kot “przygnieciony jej dłonią” nadal leżał w tym samym miejscu.
Gdy wyczuł, że blondynka się obudziła, przewrócił się na plecy i popatrzył w jej twarz. Było późno.
Irya przeciągnęła się i ziewnęła. Widząc kota, pomiziała go po brzuchu i powoli wstała z kanapy. Spojrzała na telefon, ale na jego ekranie nie było nowych powiadomień. Leniwym krokiem skierowała się do sypialni. Wzięła prysznic w swojej łazience, a gdy wyszła i ubrała się, zabrała się za pakowanie torby, żeby wymienić noszoną garderobę na świeżą, zanim pojedzie co Charlesa.
Zajrzała jeszcze do swojego schowka z broną i przejrzała najnowsze katalogi i magazyny o broni, które prenumerowała, a gdy znalazła to co chciała to zabrała ze sobą.
Zajęło jej to wszystko w sumie godzinę, a gdy w końcu skierowała swoje kroki do drzwi wejściowych, wysłała wiadomość do Morgana.
Cytat:
Napisał do Charles Jadę do Ciebie. Coś brać na kolację? |
Odpowiedź była krótka, ale wiele mówiąca.
Cytat:
Napisał od Charles Byle nie Ragout |
Corday parsknęła śmiechem po przeczytaniu tego.
Cytat:
Napisał do Charles Postaram się wymyślić coś co spełnia kryteria lekarza i zarazem nie będzie Ciebie odrzucać. Pamiętaj o lekach |
Nie omieszkała na koniec wiadomości wbić mu szpilę. Schowała telefon, zarzuciła sobie torbę na ramię i pogłaskała kota na pożegnanie, zostawiając mu włączony telewizor, żeby się tak całkiem nie nudził kiedy jej nie będzie.
Wrzuciła do bagażnika torbę i wsiadła do samochodu Charlesa. Odpaliła silnik i chwilę zastanawiała się dokąd jechać po jedzenie. Przy okazji przypomniało jej się o czym rozmawiała z Kobayashim i tym samym swojej konkluzji, czyli specjalnej amunicji na Heretyków. Było jedno miejsce gdzie mogła załatwić dwa tematy na raz. Pojechała więc do LCC, gdzie były dobre restauracje i jej ulubiony sklep strzelecki.
Zaczęła od świetnej mishimskiej restauracji gdzie zamówiła jedzenie na wynos. Czas oczekiwania na zamówienie był na tyle długi, że mogła się przejść w międzyczasie do sklepu strzeleckiego.
- Panna Corday - od samego progu przywitał ją sprzedawca. Mark był karkiem o prawie dwóch metra wzrostu, ex wojskowy ale był wciśnięty w garniak by pasować do swojego klienta docelowego, któremu poza jakością sprzedaje się przede wszystkim prestiż. Mężczyzna zaraz uśmiechnął się jak to osoba, która wie, że zaraz klient zostawi u niego sporo pieniędzy. - W czym mogę pomóc?
Blondynka odpowiedziała uprzejmym uśmiechem i bez pośpiechu podeszła do lady. Rozejrzała się po wystawce z bronią za plecami mężczyzny, aż zatrzymała spojrzenie na jego osobie.
- Zainteresowało mnie to - powiedziała i zza pazuchy wyciągnęła ulotkę o specjalistycznej amunicji.
- RIPy - odparł ten w zamyśleniu, biorąc do ręki kartkę.
- Dokładnie - pokiwała głową.
- Zaraz sprawdzę - odparł po chwili i wyszedł na zaplecze.
Oczekując na jego powrót, Irya zaczęła oglądać nowe modele pistoletów wystawione w witrynie. Jeden przykuł uwagę na tyle, by zdecydowała się go kupić dla Charlesa. Był poręcznego rozmiaru dla męskiej dłoni, ale na tyle mały, że pod płaszczem by się nie odznaczał.
- Mamy szczęście. Jedną paczkę próbną dostaliśmy od producenta - sprzedawca był nawet bardziej tym faktem zadowolony niż policjantka. Położył opakowanie amunicji na lądzie a Irya niezwłocznie je podniosła i otworzyła.
- Na żywo wydają się być bardziej... delikatne - skomentowała i zamknęła pudełko. - Wezmę je i tamten pistolet. I paczkę amunicji do niego.
- Ciekawy wybór. Na co polujemy? - zapytał chyba bardziej z ciekawości niż uprzejmości.
- Skusiła mnie opinia o znacznym zminimalizowaniu ryzyka rykoszetu - skłamała Corday, która zdecydowanie bardziej w amunicji typu RIP interesowała skala obrażeń jakie zadawały.
- Faktycznie. Słyszałem dobre opinie o nich od znajomych, którzy zajmują się pacyfikowaniem agresorów na pokładach statków kosmicznych - zgodził się z nią.
Doświadczenie nauczyło Iryę, że o ile Mark potrafił ostro zdzierać na marży, to jednak nigdy nie oferowałby w swoim sklepie czegoś co nie działało. I to już samo w sobie wiele znaczyło. Zapłaciła za wszystko i zadowolona wyszła trzymając w ręku zakupy zapakowane w gustowną torbę z logiem sklepu.