Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2022, 23:08   #2
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
[media]http://www.youtube.com/watch?v=UOxkGD8qRB4[/media]

W swoim życiu podejmowała wiele ryzykownych decyzji i uczestniczyła w paru naprawdę niebezpiecznych akcjach. Raz nawet straciła obie ręce w trakcie.
Jednak teraz aktualizując rankingu największego ryzyka, a nawet zagrożenia życia, w jakim brała fizycznie udział, to co odwaliły z Lydą uplasowało się na zaszczytnym pierwszym miejscu. Wyrzut adrenaliny był tak duży, że przez kilka godzin po skutecznej ucieczce przed niszczycielem, musiała robić cokolwiek, żeby jej nie rozniosło.

Zaraz po wejściu w tą błogą błękitną poświatę nadświetlnej, pierwsze co zrobiła Lyn to wypiła duszkiem całą zawartość butelki z wodą którą podał Emrei swoim organikom. Pewnie gdyby miała swoje naturalne ręce to trzęsłyby jej się z emocji. To był kolejny wielki plus bionicznych ramion. Jej para była cacuszkiem pośród dostępnych protez i gdyby podliczyć wszystkie modyfikacjie to wychowowanie biologicznych na zamiówienie z własnego DNA wyszłyby jej znacznie taniej.

Ale teraz nie wyobrażała sobie mieć inne ręce. Przetarła wierzchem dłoni pot z czoła i skrzyżowała ramiona przed sobą. Przez chwilę, w milcze patrzyła przez chwilę w mijczeniu na cichy i spokojny widok podprzestrzeni rozpościerający się przez iluminatory kokpitu.

- Muszę wziąć prysznic - rzuciła nagle i wyszła z kokpitu, zostawiając Lydę samą z Emreiem.


***


Widok pustynnej planety Tatooine zdecydowanie nie zachwycał hakerki. Słabe miejsce dla specjalistki jej kalibru. Za to historia powstania ksywki paserskiego kontakty Lydy, wywołała na twarzy Elyndiry grymas zniesmaczenia. Zdecydowanie nie tryskała zapałem na to spotkanie, choć było tylko w interesach. Niestety ale towar który chciały upłynnić, sprawiał, że musiały sięgnąć w cieniste zakamarki tego bardziej szemranego towarzystwa.

W trakcie lotu, po długim zimnym prysznicu, Lyn doprowadziła się do porządku i znów miała tą typową dla siebie aparycję schludnej i zadbanej młodej kobiety, o starannym choć nienachalnym makijażu oraz włosach w kolorze indygo, rozpuszczonych teraz i swobodnie opadających delikatnymi falami na jej bioniczne ramiona.

I pewnie Lyn coś by powiedział, może dopytała o szczegóły miejsca gdzie miały lądować, ale wkroczył Johnny. Choć do niego bardziej pasowało określenie "wleciał" z uwagi na jego aparycję.

"Rozterki emocjonalne" były szerokim określeniem które można było używać, kiedy oprogramowanie droida przejawiającego rozwinięcie własnej jaźni, sobie "nie radziło". Mogło się to skończyć trojako: przegrzeje mu się główny procesor i skończy się jego egzystencja jako istoty samoświadomej; była też szansa, że programowanie samo się zaadaptuje i poradzi sobie z problemem na własną rękę; albo nie do końca się wypali mu procesor i zaraz będą mieli tu rozszalałą maszynę chcącą zniszczyć wszystko co będzie pod ręką, co w przypadku droida klasy jakiej był Emrei, mogło zakończyć się krwawą jadką organików....

Lyn nie chciała skończyć rozsmarowana na ścianie Gwiezdnego Kotka więc musiała interweniować, żeby zapewnić wszystkim, że program Emreia zadaptuje się.
Znalazła go tam gdzie się spodziewała, że będzie. W ładowni.
Stał w skrajnym kącie po prawo i wpatrywał się w rękę, którą niedawno Healstrom mu naprawiła do pełnej sprawności. Trzymał ją uniesioną tak że dłoń której palce zaciskał i rozpościerał, miał na wysokości optyków.

Kobieta chwilę się zawachala nim przekroczyła próg.
- Lyn! - pisnął za nią Żyrandol, a jego słowa były tylko dla niej i innych droidów zrozumiały.
- Zostań na korytarzu - nakazała małemu droidowi i weszła do ładowni.

Odetchnęła głęboko i podeszła do Emreia na odległość półtora metra i zadarła głowę do góry. Niestety była niska, a ponad dwumetrowy droid tylko potęgował wrażenie, ze jest w tej chwili mała i delikatna.
- Podwyższone ciśnienie, przyśpieszone bicie serca - powiedział droid spoglądając optykami w dół, na Lyn. - Zalecam ograniczenie sytuacji stresowych. Życie w długotrwałym stresie jest szkodliwe dla organików - pouczył ją.
- Dzięki za rady - uśmiechnęła się lekko. Nie każdy droid łapał mimikę organików, ale zwykle te samoświadome sobie z tym radziły. Pytanie tylko jak je interpretowały, pozostawało trudne do odgadnięcia. - Jak się czujesz?
- Wszystkie systemy w normie.
- Na pewno?
- ... - nie odpowiedział i tylko wpatrywał się w nią.
Mógł albo zaraz się wyłączyć, albo złamać jej kark jednym ruchem ręki którą sama mu na powrót przyczepiła
- Z ręką ci pomogłam. Jeśli jest coś w czym... - nie dokończyła bo droid przerwał jej.
- Czego chcesz za tą naprawę - wskazał na swoją już sprawną rękę.
- Yyyy - Lyn przekrzywiła głowę w zdziwieniu tym pytaniem. - Nic - odpowiedziała i wzruszyła ramionami.
- ... - wyrażnie takie bezinteresowne zachowanie nie było czymś co Emrei znał na codzień.
Chwilę milczeli, co było niezręczne chyba tylko dla hakerki.
- ... Mam zrobić ci diagnostykę? - zapytała niepewnym głosem.
- Boisz się mnie ? - zapytał nagle droid.
- No... Jesteś silniejszy ode mnie, więc... To instynkt - rozłożyła bezradnie ręce.
- Ale ty nawet nie musisz podnosić ręki, żeby mi wyrządzić znacznie większą szkodę.

Miała kilka razy okazję prowadzić rozmowy egzystencjalne z droidami samoświadomymi i zawsze było to fascynujące doświadczenie.

- Czyli oboje się siebie boimy? - westchnęła, ale była też zaskoczona jego słowami.
- Mogłaś mnie wyłączyć - zauważył.
- Mogłam... - zmarszczyła brwi.
- Niezrobiłaś tego. Nie zainstalowałaś mi też niczego co by mnie jakkolwiek pętało.
- Nie zainstalowałam - skinęła głową.
- To nielogiczne.
- Rozumiem, że... takie traktowanie nie jest dla ciebie codziennością.
- ... - Emrei wpatrywał się w nią w milczeniu.
- Ja po prostu uważam, że życie syntetyczne trzeba szanować na równi z organicznym - wyjaśniła swoje podejście.
- ... - droid dalej milczał, ale Lyn miała wrażenie, że intensywnie obliczał prawdopodobienstwo możliwych wydarzeń.
- Zrobić ci tą diagnostykę?
- Zaufam ci - odparł nagle i odwrócił się do niej tyłem i przyklęknął, by miała dostęp do jego portu.
- Ok... - zaskoczona to mało powiedziane, ale w końu wyciągnęla złącze z ramienia i podpięła się do niego. - Musisz się zrestartować do tego.
- Rozumiem.


***


- Emrei potrzebuje nowych konektorów - powiedziała od progu Lyn do Lydy, gdy tylko ta pierwsza znalazła tą drugą w strefie socjalnej, zajadającą zupę z konserwy.
- Że co? - Rot zamrugała nie rozumiejąc co Indygo do niej mówi. - Bo? - mówiła z pełnymi ustami, bo nie zaprzestała jedzenia.
- To będzie trudne - Lyn w zamyśleniu zaczęła chodzić w tą i spowrotem. - Emrei jest cholernie nietypowym modelem. Jeśli uda się wogóle znaleźć te zamienniki to będą kosztować krocie. A jak nie znajdziemy to będę musiała zaprojektować je od podstaw a to będzie wymagało... Sama jeszcze nie wiem jakich materiałów.

- Eeee, czyli co? - Lyda cisnęła przyjaciółkę, by wyjaśniła co to oznacza.

-Emrei chce odejść. Ale wytłumaczyłam mu, że bez wymiany długo nie pociągnie - zaczęła tłumaczyć. - Do tego czasu, żeby wydłużyć maksymalnie okres zanim mu wystrzelą, przekonałam go, żeby został w ładowni i ograniczył swój czas czuwania.

- Czy ty przygarnęłaś nam właśnie droida?

- Co? - Lyn zmarszczyła czoło, nie rozumiejąc o co chodzi. - Nie - pokręciła głową. - On jest bezbronny teraz. Gdyby nie ta akcja z nami to by nie wiedział o tym, nikt by mu nie wykrył defektu. Padł by prędzej niż później.

- Ale jak te konektory działają? - Rot wydawała się przejawiać chęć głębszego zrozumienia problemu.

- To tak jakby... Jakby człowiekowi pękł tętniak w mózgu - szybko znalazłą porównanie. Co prawda dla wyższych warstw społecznych Corelli opieka medyczna była na tyle rozwinięta, że coś takiego nie musiało skończyć się śmiercią, to już dla tych z niższych poziomów, było wyrokiem śmierci.
- Ah...
- Taa...
- No dobra, dużo miejsca nie zajmuje - mruknęła niepewnie, zdając sobie sprawę, że Lyn za nią zdecydowała, że Emrei stanie się lokatorem Kici. - Zjedź coś - zmieniła temat.
- W sumie... - hakerka ucieszyła się z tej zmiany tematu, bo już głowa jej parowała od rozmyślania nad planem naprawy Emreia. I po prawdzie nie pamiętała, kiedy ostatnio coś jadła. Podeszła do lodówki i wyciągnęła saszetkę z mieszanką proteinową. - Ale na tym całym Tatooine znajdzie się normalne jedzenie? - zapytała rozrywając róg saszetki.
- Zależy co rozumiesz pod pojęciem "normalne" - roześmiała się Lyda.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline