| Na kilka bić serca zapanowała nerwowa cisza. Słychać było tylko zawodzenie wiatru i szum rzeki Isenduin. Wtem, wykrzywione w nienawistnym grymasie usta wybuchnęły szyderczym śmiechem. [media] [/media]
- GŁUPCY… - Zza czerwonej jak ogień brody zazgrzytał pogardliwy głos Rogahna Nieustraszonego. Takim samym witał na polu bitwy wrogów. Zwykle nie doceniających krasnoluda, którego goły tors chroniły jedynie runiczne tatuaże, w ręcznym boju okazujące się być twardsze od jakiejkolwiek zbroi.
- GŁUPCY, KTÓRYCH WKRÓTCE SPOTKA ŚMIERĆ!
Upiorne wizerunki Rogahna i Zelligara zniknęły, jakby wtapiając się we ściany warowni, ale okrutny śmiech nawiedzał was jeszcze przez długą chwilę. Dlaczego was nie rozpoznali? Nie wiedzieliście. Mogarin spojrzał raz jeszcze na ostatnie słowa Rogahna, które niósł Anghar, jako ten o najwyższym statusie.
Spisane były nie na kamieniu runicznym, jak to czyniono z ważnymi dokumentami, które miały przetrwać wieki, a w pośpiechu, jego własną krwią, na przypadkowym pergaminie zawierającym już nieaktualne elfie rozkazy z Wojny Trójwiecznej, wydarte ostatniemu długouchemu, jakiego dosięgnął jego topór. Ten dokument nie mógł być przecież fałszywy!
Odruchowo ścisnęliście mocniej za oręż… ale nic się nie stało. Jedynie podwójne drewniane drzwi przed wami zaskrzypiały. Uchyliły się nieznacznie. Może to magia, może duchy legendarnych pobratymców, a może… podmuch wiatru? Nie byliście pewni.
Drzwi prowadziły prosto do okrągłej komnaty. Do serca wieży wzniesionej na podobieństwo oblicza Lorda Wojen. Ci z was, którzy byli wcześniej w twierdzy, tak jak chociażby Galvar, często i długo stali w tej wieży na warcie, pilnując albo bramy na tym poziomie, albo lustrując z wyższego poziomu niekończące się lasy za Rzeką Strzał - tym baczniej, im bliżej było do lata, kiedy rzeka bywała tak płytka, że Krwawy Bród można było pokonać bez promu. Swoją drogą w tym roku i tak krótkie, bo trwające w tych stronach zaledwie osiem tygodni lato, miało skończyć się po zaledwie sześciu, co niepokoiło nie tylko tych żyjących z darów ziemi i hodowli zwierząt, ale także kapłanów tudzież wróżbitów...
Teraz nie odważyliście się postawić chociażby kroku dalej. Poczuliście zapach śmierci. Przez uchylone drzwi, w świetle pochodni, dostrzegliście fragment krwawej łaźni. W okrągłej komnacie wieży zalegało kilka ciał zbrojnych… na pierwszy rzut oka może pięć? Z czego trzy posturą to na pewno krasnoludowie, choć tylko dwóch wyglądało jak warownicy Azen Krazketor, a dwaj pozostali byli znacznie wyżsi. Może elfowie, może barbarzyńcy? Może ktoś został tylko oszołomiony albo jeszcze nie wyzionął ducha? Gdyby tak było, moglibyście się dowiedzieć, do czego tu tak właściwie doszło, kiedy przez prawie rok walczyli na obcej ziemi, pośród wysokich drzew Alfheimu. Bez bliższego przyjrzenia się ciałom, ciężko było odpowiedzieć na mnożące się pytania…
Zanim ruszyliście dalej, Dolgan sprawdził dokładnie obszar dziesięciu stóp korytarza tuż przy drzwiach. Nic nie wskazywało na obecność pułapek. A przez otwór strzelniczy znajdujący się po prawej stronie, najbliżej drzwi, w świetle pochodni Grzmotożura dostrzegł jedynie fragment niestrzeżonej komnaty wieży. Całe szczęście, że tak było, bo gdyby wszystkie te otwory były obsadzone zbrojnymi z włóczniami i kuszami, przedarcie się do środka twierdzy graniczyłoby z cudem. Rogahn i Zelligar wiedzieli, co robią, projektując to wejście.
Jeden z prawdopodobnie martwych krasnoludów - ten wyglądający na pierwszy rzut oka najmniej znajomo - próbował doczołgać się w stronę kolejnych podwójnych drzwi, znajdujących się po waszej prawej stronie, o czym świadczył krwawy ślad, jaki zostawił na kamiennej posadzce.
Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 29-04-2024 o 20:40.
|