27-03-2010, 16:01 | #1 |
Reputacja: 1 | proszę o POmoc w rozwiązaniu problemu z Ludowa Spółdzielnia Chciałbym opowiedzieć moja historię która przydarzyła mi się z Wydawnictwem Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza z siedzibą w Warszawie na ulicy Erazma Ciołka 15 /8 Która bezprawnie i wbrew moim protestom wydała moją książę .Jestem autorem debiutantem spróbowałem swoich sił i napisałem książkę .Szukałem wydawnictwa , które pomogłoby mi ją wydać i wypromować. Zaufałem właśnie temu wydawnictwu i zostałem bezlitośnie oszukany .Po podpisaniu kontraktu wpłaciłem zażądaną kwotę 4400 zł potrzebną do realizacji przedsięwzięcia . Po korekcie tekstu sprzeciwiłem się przeciwko wycięciu bardzo ważnych i nieodłącznych elementów książki i kategorycznie nie wyraziłem zgody na wydanie książki . Jednak wbrew wszystkiemu Oni te książkę wydali i widnieje do dziś na ich stronce . Kiedy napisałem meila z prośbą o wyjaśnienia dlaczego tak postąpili do tej pory nie otrzymałem odpowiedzi . Próbowałem jeszcze dzwonić ale kiedy wyjawiłem że chodzi mi o moją książkę i dlaczego została wydana wbrew mojej woli ktoś zwyczajnie odłożył słuchawkę .Przez 2 lata nie odezwali się ani słowem .Cały ten długi okres oczekiwałem w nadziei ,że jednak ktoś się ze mną skontaktuje i spróbuje mi wyjaśnić dlaczego został zmarnowany mój projekt i pogwałcone moje prawa autorskie . Straciłem wszelkie nadzieje .Nie wiem jak tę sprawę rozwiązać do kogo zwrócić się o pomoc . Napisałem po dwóch latach jeszcze jednego meila do redakcji w odpowiedzi otrzymałem , że nikt się moja książką nie interesował była napisana nieporadnie , pozbawiona interpunkcji i nie miała nawet tytułu co tez nie jest zgodne z prawdą . Potem znowu cisza .Jednak przed wpłaceniem moich pieniędzy na konto redakcji zupełnie inaczej spostrzegano moja książkę .Widniejące w kontrakcie zapewnienia również daleko odbiegają od rzeczywistości . Napisane jest tam , że redakcja dołoży starań aby książkę wypromować i będzie mnie informować na bieżąco o losach książki i współpracować ze mną . Jednak żadnej współpracy nie było pomijając już fakt , że książka została wydana wbrew mojej woli i po wydaniu książki zignorowali mnie całkowicie i przestali się odzywać . Wydałem na tę książkę 4400 z własnej kieszeni . Zapewniano mnie na początku , że książka spodobała się redakcji i chcą ją wydać z mojej strony musze tylko wpłacić wcześniej wspomniane pieniądze . Nie wiem do kogo mam się z tym zwrócić jak z tym walczyć. Ci ludzie dosłownie potraktowali mnie jak zwykłego śmiecia bez szacunku . Jaką mam szansę na odzyskanie moich pieniędzy 4400 bo już mojej zmarnowanej książki , zranionej psychiki i zmarnowanej szansy na pewno nie odzyskam . Pisałem tę książkę przez kilka lat i na koniec spotkałem się z takim potraktowaniem . Sam już nie wiem gdzie z tym iść do sądu wydać kolejne pieniądze i liczyć na sprawiedliwość . Czy szukać innych sposobów lub ludzi którzy zrozumieją mój problem i pomogą mi dojść do prawdy . Jeśli ktoś chciałby mi jakoś pomóc lub poradzić co mam zrobić gdzie szukać pomocy to proszę o napisanie na miela mmisiek007@wp.pl |
27-03-2010, 19:20 | #2 | |
Reputacja: 1 | Ojojoj. Napiszę otwarcie, w razie gdyby jakiemuś innemu młodemu, debiutującemu autorowi przyszło do głowy wydawać książki za własne pieniądze - ku przestrodze. Główne przykazanie debiutującego autora, który traktuje swoją "karierę" na poważnie - nie wydawać książek za własne pieniądze! Drugie główne przykazanie - przed podpisaniem czytać kilkanaście razy umowę z wydawnictwem i analizować ją pod wszelkimi możliwymi kątami. Tak się składa, że od jakiegoś czasu interesuję się tematyką wydawania książek i trochę o tym czytałam, i choć ekspertem nie jestem, to zdążyłam już się parę rzeczy dowiedzieć. Dziwi mnie przede wszystkim fakt, że przez dwa lata nic z tym nie zrobiłeś, drogi autorze. Zacznijmy od początku. Cytat:
Jeśli okaże się, że wydawnictwo faktycznie odstąpiło od warunków umowy, masz wszystko na papierze czarno na białym i możesz domagać się sprawiedliwości. Ale nie telefonicznie - to też błąd. Trzeba było od razu iść do wydawnictwa, a nie dzwonić (Ty wiesz ile oni mają przeróżnych maili i telefonów w ciągu jednego dnia?!), wyjaśnić wszystko osobiście i to nie z sekretarką, ale uderzać jak najwyżej, do redaktorów albo do zarządu, jeśli trzeba. Być może gdybyś od razu tam poszedł, zamiast dzwonić, to ktoś wytłumaczyłby Ci o co chodzi. A Ty obudziłeś się po dwóch latach i dziwisz się, że świat jest zły. To trochę niepoważne. Świat wydawnictw jest twardy i nieprzejednany. To nie jest tak, że jak się pomarzy o byciu pisarzem, to wystarczy coś fajnego napisać i już, wydawnictwa stoją otworem. Tam rządzi pieniądz, jak wszędzie. Trzeba się przebijać łokciami, trzeba być sprytnym i znać się na wszystkim, mieć oczy otwarte. Można się mocno przejechać na sprytnie ułożonych umowach, które pozbawiają autora tantiem, albo nakładają na niego horrendalne obowiązki (np. jeżdżenie na spotkania autorskie zorganizowane przez wydawcę we wszystkie zakątki kraju na koszt własny - tego nie zwróci nawet cały sprzedany nakład książki!). A nawet jeśli umowa jest w porządku, to tak naprawdę zarabia się na tym grosze. Takie są niestety realia - trzeba naprawdę harować, żeby być pisarzem. Na debiut też trzeba sobie zapracować - w większości przypadków nie bierze się tekstów osoby, która nic nie osiągnęła. Opowiadania w czasopismach, udziały w konkursach - to taka podstawa, żeby przebić się i zostać wydanym "na poważnie". Najgorsze, co można zrobić w tej sytuacji, to iść na łatwiznę i wydać książkę własnym sumptem. Pomijając już fakt, że 4 tysiące to dość mała suma jak na wydanie książki (dlatego myślę, że tantiemy ze sprzedaży idą do kieszeni wydawcy), to w tzw. "środowisku" autor wydający za własne pieniądze nie jest poważnie traktowany. No chyba, że komuś zależy po prostu, żeby wydać sobie jedną książkę i mieć z tego satysfakcję i chwalić się przed przyjaciółmi - ale wtedy też trzeba uważać. Czytanie ze zrozumieniem to podstawa! Ostatnio też pojawiają się takie "organizacje", które obiecują wydanie książki całkiem za darmo, ale pod warunkiem odstąpienia praw autorskich i zgarniania tantiem. Na kilku forach niedawno rozgorzała dyskusja na ten temat, gdy pojawiła się taka inicjatywa. Przy tym też trzeba uważać i dokładnie orientować się w sytuacji, bo można się naciąć. Autorzy tamtej akcji zapewniali stuprocentową uczciwość, ale tak naprawdę nie wiem jak skończyła się ta sytuacja, bo przestałam śledzić temat. W każdym razie lepiej zastanowić się, czy warto utopić debiut w wydawnictwie, z którego nic się nie dostanie (w razie sukcesu książki całą kasę przejmie wydawnictwo), czy pomęczyć się jeszcze trochę i dobić się do szanowanego wydawnictwa, które zaproponuje realną stawkę i dużo większy nakład. Jednym słowem - nieźle wtopiłeś, drogi autorze. Nie życzę Ci źle, ale całe Twoje postępowanie, na czele z dwuletnim zwlekaniem z jakąkolwiek reakcją, wskazuje na to, że nie masz się co łudzić na zwrot pieniędzy, zwłaszcza że książka została wydana - a więc wydawnictwo wywiązało się z zadania. Piszesz, że nie zgodziłeś się na wydanie książki, że zrobili to wbrew Twojej woli. Niestety mylisz się. Podpisałeś umowę, tym samym wyrażając zgodę na wszystko, co jest w niej zawarte. Ten świat jest tak skonstruowany, że jeśli podpiszesz papierek z własnym wyrokiem śmierci, to nikogo nie będzie później obchodziło, czy tego naprawdę chcesz, czy nie. Niestety, często trzeba się najpierw przewrócić, żeby się nauczyć chodzić prosto. Jeśli na poważnie chcesz zająć się pisaniem, skorzystaj najpierw z pomocy profesjonalistów - począwszy od kursów pisania (gdzie również można dowiedzieć się jak później wydawać teksty) a skończywszy na dobrych forach internetowych dotyczących stricte pisarstwa. Tam możesz się sprawdzić i poczytać o różnych doświadczeniach związanych z debiutami innych młodych ludzi. A przede wszystkim - pisać, pisać, pisać! I dobijać się najpierw do czasopism literackich, tudzież brać udział w konkursach. A w międzyczasie wysyłać maszynopisy do DOBRYCH wydawnictw, najlepiej profilowanych i co jakiś czas przypominać redaktorom, że taki tekścik czeka na sprawdzenie. I tak to się robi na całym świecie, niestety No chyba, że się nazywasz Paolini i Twój tatuś ma własną drukarnię Pozdrawiam serdecznie i życzę sukcesów! | |