Monique - Masz rację, nie ma co martwić się na zapas. Andrew grał w niebezpieczną grę, zagrał i przegrał. Mam nadzieję, że kiedyś to się wyjaśni. – powiedział biorąc kolejny ostry zakręt – a co do Bertrama, wciąż mamy zbyt wiele niewiadomych. - Nic z tego, ten Erick z Ventrue jest za młody, by znać Milstone’a, a ten drugi, to Malkavian, wątpię by znał Ventrów z tamtych czasów. Oni nam raczej w tym nie pomogą. Trzeba popytać trochę starszych Ventrów. Myślę jednak, że mogliby nam pomóc znaleźć drogę do schronienia Andrew lub w dostaniu się do jego garderoby. Tak chcę znaleźć to pióro, ale obawiam się, że bez wyjawienia im przynajmniej części prawdy się nie obędzie. Zanim jednak im cokolwiek powiemy, musimy ich wypytać o wszystko. Andrew dzwonił dziś do Nicka wieczorem, może i on jest z tym powiązany. Co zaś się tyczy tej miłości, na którą natrafiliśmy kilkakrotnie badając jego rzeczy, to o ile nie jest to więź z Andrew z ojcem, może być nią uczucie skierowane do Sylwii z Tremerów. Od kilku miesięcy oba klany krzywią się na ich zażyłe kontakty. Srebrne Volvo skręciło gwałtownie na Leicester Square i zaparkowało przed głównym wejściem do The Venue. W chwilę później na plac wjechał samochód Tomasa, który zaparkował 10 metrów dalej. |
Gdy dojechali na miejsce, Monique nagle posmutniała. Odwróciła twarz pod pozorem oglądania wejścia do teatru aby ukryć swoje zmartwienie. Zastanawiało ją, co stało się dziś z Dominikiem na spotkaniu z Księżną. Czy poradził sobie i przeforsował swoje racje? Czy też legł skompromitowany kompletnie przed swoim klanem? Dominik - zakazany owoc, który przez całe jej życie, kusił wciąż i kusi. Teraz wszystko miało się zmienić. To miał być renesans jej życia. Chciała tej zmiany, chciała wrócić do domu, ale czuła, że nie może zrobić tego ot tak, bez pożegnania. Czuła, że musi jeszcze raz spotkać się z Dominikiem i ten ostatni raz uścisnąć jego dłoń. Miała nadzieję, że Michaell to zrozumie. - Poczekaj, muszę sobie przykręcić uśmiech - rzekła do niego w końcu odwracając głowę z powrotem, wykrzywiła śmiesznie usta i po chwili wyszczerzyła ślicznie ząbki - Tak może być? - zaprezentowała uśmiech ojcu - No, to możemy iść! Elegancko wyszła z samochodu, wciąż sztucznie uśmiechnięta i ruszyła w stronę wejścia do The Venue. Kolejny już raz. |
- wszystko ok?- spytał z zatroskaną miną aktor - problem ze zwierzakiem może być bo nie mam takowego, ale jak lubisz to możemy poszukać coś- rozglądnął się wkoło szukająć śladu czegokolwiek niepokojącego pisarza |
Odpowiedział szczerze: - Nie. Cały czas widzę napisy, cytuję, "zabij ją" - powiedział to z posmutniałą miną. Zaraz dodał jeszcze, - co to może być? |
Aktor zamyślił się pocierając ręką podbródek - mówiąc szczerze nie wiem, masz jakiś wrogów, którzy chcieli by Ci namieszać - spytał - Nie, nie - odpowiedział bez wahania. - Dlatego się dziwię. Ktoś tu jest. [/i]- po czym obrócił się wkoło, jakby szukając kogoś lub czegoś. Przemyślał jeszcze raz, czy czasem znak mu się nie udał. Popatrzył jeszcze raz na zwidy. - ja tu nic szczególnego nie widzę- rozglądnął się zdenerwowany - proponuje wyjść z tego przeklętego jak widać budynku - A ja widzę - tuziny napisów "zabij ją" - po głosie słychać było, że tym samym sobie zażartował. - Hmm... ale mnie to męczy. - tylko spokojnie, nie ma co się denerwować - wyciągnął ręce w pojednawczym geście - jeśli chcesz umówię Cie z moim mentorem może on Ci pomoże -ewentualnie jak chcesz poplotkować z harpiamia... mrugnął okiem i uśmiechnął się żartobliwie - Hm, poradzę sobie. - zużył sporo woli, jednak zdobył się, by przezwyciężyć się jeszcze raz. Po chwili wytężenia, powiedział - Wszystko w porządku. Gdzie idziemy? - pfff ot jest i pytanie- mruknął parafrazując Hamleta - serio chciałbym zobaczyć Twoje rękopisy -dzieła - Zaśmiał się. - Wiesz, mamy chyba 21 wiek - tu rękopisami są dokumenty w źle lub dobrze osławionej Krainie Worda. - i dodał: - tzn. na komputerze. - ah tak ta technologia- parsknął -może być dobry łyrd nie jest zły - uśmiechnął się głupawo i dodał - byle dalej od tych zmurszałych pederastów delektujących się swą wieczną niby egzystencją bez celu - rozłożył ręce i ruszył szybszym krokiem do wyjścia Nick również ruszył w stronę wyjścia, oczekując rychłego wyjaśnienia całego tego zamieszania w otoczeniu przez jego głowę. |
Erick i Nick Nick zignorował napastliwe, mordercze sugestie malujące się przed jego oczami i pewniejszym krokiem zaczął schodzić po schodach do prowadzącego ku drzwiom wyjściowym holu. Światło na schodach, padające z pozłacanych kinkietów i kryształowych żyrandoli, zamrugało złowróżbnie i w jednej chwili kilkanaście żarówek roztrzaskało się z hukiem nad ich głowami obsypując obu Kainitów odłamkami szkła. Przyspieszyli kroku, kiedy poderwana na nogi służba stojąca w holu rzuciła się w ich stronę, by sprawdzić, co się stało, gdyż pękające żarówki przypominały trochę odgłosem dźwięk karabinu maszynowego. Służący stanęli jednak tylko jak wryci widząc jak dwóch mężczyzn schodzi po schodach chroniąc swoje głowy przed spadającym szkłem. Napięcie, jakie odczuł Nick jeszcze na górze schodów zwiększyło się, instynktownie wyczuł niebezpieczeństwo na swojej drodze i zatrzymał się 10 kroków przed holem. Od drzwi wyjściowych dzieliło go już tylko 20 metrów, były w zasięgu wzroku. Erick zszedł na dół i odwrócił się patrząc na niego porozumiewawczo. Z oświetlonego holu obejrzał obraz zniszczenia skrywany w półmroku zalegającym na schodach. |
Zdecydował się patrzeć wprost przed siebie, w kierunku wyjścia. Rozejrzał sie wokoło, ciągle mając na oku wyjście, używając percepcji, by cokolwiek zaobserwować. Powziął decyzję o pójściu do przodu - cokolwiek się stanie. - Idziemy... - powiedział, zaciskając zęby. Było widać po nim zdenerwowanie. Zaczął biec. |
Erick i Nick Nick ruszył z miejsca, by zejść jak najszybciej po schodach i puścić się biegiem do drzwi. Mijał właśnie duże lustro w pozłacanej ramie, wiszące na ścianie u podnóża schodów. Jego odbicie wygięło się nagle, jak w krzywym zwierciadle na wesołym miasteczku, jakby karykaturalnie przedstawiona postać jego osoby zadrwiła z niego samego. Nie było czasu na dłuższą refleksję, bo właśnie w tym momencie lustro pękło z brzękiem, jak gdyby wysadzone od środka. Szklane sztylety ciśnięte w niego z dużą siłą przeszyły w wielu miejscach jego ciało sprawiając, że upadł u podnóża schodów, nie będąc w stanie pokonać bólu i postawić kolejnego kroku. Prawa ręka, bok i nogi zostały mocno poranione. Ostre kawałki szkła sterczały makabrycznie z jego ciała. Zwykły człowiek, by tego nie przeżył, po kilku minutach wykrwawiłby się na śmierć, on jednak odczuwał tylko ból. Ten, kto to zrobił wyraźnie zdawał sobie z tego sprawę, nie chciał go zabić skoro oszczędził jego szyję i głowę. - Chyba bardzo Ci zależy żebym tu został, co… - pomyślał Nick odczołgując się trochę na bok w kierunku drzwi. Żarówki w wielkim, ciężkim, kryształowym żyrandolu zawieszonym wysoko w holu zamrugały jakby w odpowiedzi na jego wątpliwość. |
Nick nagle odzyskał świadomość, bo powiedział: - Znajdź sobie kogoś innego. I w sekundę potem dodał: - Ja nawet nie wiem, o kogo Ci może chodzić. - zmarszczył brwi jakby na potwierdzenie tego, że naprawdę nic nie wie. Bo kto to mógłby być? Sylwia? Nicole? Kto? Powstawał, szybko zasklepiając sobie rany, próbował znowu biec. |
~a to niby ja jestem świrem~ parsknał do siebie Erick i używająć swych nadnaturalnych zdolności wyostrzająćych zmysły rzucił się w ślad za pisarzem. Rozglądając się śpiesznie warknał - definitywnie przestaje mi sie tu podobać ! a blondynki zawsze uciekają na dach ! |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:02. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0