Monique Blanch Stojąc tak pod drzwiami i nasłuchują chwilkę dźwięków dobiegających z korytarza Monique poczuła mrowienie w nogach. Zbyt mocno nie cierpiała zimna, które właśnie przeszywało jej głodne ciało. Poza tym miała zbyt niecierpliwą naturę. Gdy ponownie usłyszała odgłosy pewnych kroków na korytarzu, nacisnęła klamkę i wyszła na zewnątrz. Z uśmiechem na twarzy ignorowała ból zmarzniętych stóp. - Hej! - odezwała się uprzednio już łapiąc jej wzrok, czujna bestia - Na próżno szukasz sejfu, koleś w stylu pana... tego Domu - zawahała się chwile - to stary dziad. Sejf jest pewnie w salonie... pod nami. Zakładam, że grubą kasę trzyma jednak na koncie a tu znajdziesz marnych parę groszy, ale... w sam raz na gangrelickie potrzeby - nie czekała aż Gabriell odpowie - Och, jak już późno - udała, że patrzy na zegarek - spóźnię się na spektakl. Przyjemnych łowów madamme... - mrugnęła oczkiem i odwróciwszy się na pięcie zaczęła schodzić ze schodów. |
Garielle -Kwestie okradania kogokolwiek zostawiam osobom takim jak ty. Mnie tego typu działalnośc mierzi... Odpowiedziała z wyraźną nutą pogardy do mijającej ją dziewczyny. Kolejne drzwi.... Może za nimi będzie Bertram? |
Monique Blanch Zatrzymała się i stanęła sztywna jak kołek. - Cóż za piękny dom - pomyślała sobie odwracając się w kierunku Gabrielle. - Och, kochana. To komplement! Praktycznie się nie znamy a ty taka miła jesteś dla mnie - weszła kilka schodków do góry - Musisz mi wybaczyć, nie znam się na etykiecie - mówiła tonem swego ojca wciąż zbliżając się do Gangrelki. - Nazywam się Monique Blanch - wyciągnęła do niej dłoń i kątem oka zajrzała przez otwarte drzwi do jakiegoś pomieszczenia. - Podobno czegoś szukasz... w tym też jestem niezła - spojrzała na swoją wyciągniętą dłoń. |
Gabrielle -Jestem Gabrielle. I wybacz, lecz wole by to czego szukam zostało moją sprawą, chodź nie powiem, sporym zaskoczeniem jest dla mnie fakt, iż fakt, iż moich...hymm, poszukiwań trwających od kilku godzin jest już na ustach członków Klanu Róży...A zawsze sądziłam, że to Klan Cienia należy do nejlepiej poinformowanych... Dziewczyna badawczo oceniła stojącą przed nią Torreadorkę. Cóż, noc pełna niespodzianek, ciekawe, że ona szuka Bertrama od kilku godzin, a już najbardziej plotkarski klan w miescie o tym wie. Onaczało to tylko jedno. Pułapka. Puściła dłoń dziewczyny i prawie zbiegła po schodach. |
Monique Blanch Wampirzyca jeszcze chwile po tym jak Gabrielle zbiegła po schodach, stała jak wryta i zastanawiała się czy Gabi to nie skrót od Gabrielle. W sumie ten Gangrel nie wyglądał jak Gangrel, już prędzej jak jakiś Świr... Musiała się stąd zmywać, nie wiadomo co tamtej jeszcze strzeli do łba, ale nie omieszkała rozejrzeć się po pokoju, którego drzwi były przecież wciąż otwarte. Obiecała sobie, że jak tylko obejrzy pokoik zniknie stąd na dobre i uda się na spektakl. Ale czy był już w tym jakiś sens? - Otello już niedługo udusi swoją Desdemonę - zastanawiała się beznamiętnie Monique - Kolejny głupiec, poddał się - bezwiednie spuściła swe myśli z łańcucha zastanawiając się o czym naprawdę jest ta tragedia... ... spojrzała na swój plecak. - To zdjęcie! Jagon! - wycedziła przez wysunięte kły i popędziła do Elizjum. |
Monique rzuciła okiem na spowitą w cieniach sypialnię. Przy zaciągniętych żaluzjach, w tym świetle nie dało się tu zbyt wiele zobaczyć, zaledwie kontury mebli i przedmiotów. Rozejrzała się w tą i z powrotem próbując uchwycić okiem jakiś ciekawy szczegół. Snując rozważania o sztuce, słyszała jeszcze z dołu zmierzającą do wyjścia Gabrielle, gdy za jej plecami parkiet skrzypnął cicho. Odwróciła się błyskawicznie bezskutecznie przenikając wzrokiem cienie w rogu pokoju. - Co jest grane? - Zastanawiała się nie odrywając wzroku od tamtej części pokoju i przemieszczając się w kierunku drzwi. Już wycofywała się przez próg, gdy w ciemności zamajaczył jakiś niewyraźny kształt i natychmiast rozległ się dźwięk przecinającego powietrze pocisku. Monique instynktownie uskoczyła w bok, lecz było o ułamek sekundy za późno. Poczuła mocny ból w piersi, nogi na chwilę odmówiły posłuszeństwa i upadła prawym bokiem na podłogę z krótkim drzewcem strzałki wystającej z rany poniżej splotu słonecznego. Ledwie widoczna postać odziana w czerń wychyliła się z cienia i ruszyła w jej stronę. Nick - Kiedy postawił stopy na pierwszych stopniach zabrzmiał pierwszy gong. Wykrzywione twarze Toreadorów i Ventrów zawirowały w umyśle. Widział je już podczas wcześniejszych wizyt w elizjach. Zwłaszcza jedna zapadła mu mocno w pamięć, nieco odmieniona Przeistoczeniem i przemijaniem stuleci nadającym jej oczom niezwykłą głębię; oświetlona aurą wewnętrznego blasku i autorytetu, ale jakże podobna do znanego z portretów twórcy Don Juana. Figury postaci z najsławniejszych sztuk, ustawione na postumentach wzdłuż schodów i korytarza; wykonane z białego alabastru spoglądały na nich ze smutkiem niewidzących oczu. Inne ubrane w patos, ekstazę lub gniew przelewały swoje uczucia na przechodzących poniżej widzów, którzy chwilę później znikali w swych lożach. Nick także dotarł na miejsce wprowadzając swoją towarzyszkę do przeznaczonej im loży. Gdy zasiadali w miękkich, purpurowych fotelach rozległ się drugi gong. Przez chwile oddychali specyficzną wonią starego, konserwowanego drewna, perfum i kurzu zmieszanego z zakrzepłą dawno temu w obiciach foteli krwią. - Widać katharsis – pokarm dla duszy nie rzadko szło w parze z pokarmem dla ciała. Umysł Nicka tonął w barokowym przepychu doskonałych dla oka form sklepienia nad widownią. Mieniące się w oczach setki kryształów, pięknych, mosiężnych żyrandoli odbijały się we wrażliwym umyśle niezliczonymi wspomnieniami wiecznego słońca. Balansował tak rozmarzony na krawędzi świadomości, gdy ponownie poczuł na swojej dłoni ciepły dotyk Nicole. Powoli obrócił się ku niej dostrzegając, jak ukryta wcześniej pełnia jej piękna, właśnie rozkwita na jego oczach. Gwałtowna fala uczuć rozlała się po jego ciele. Cały zewnętrzny świat ucichł nagle. Nicole była w zasięgu jego ręki. Milczenie było nie do zniesienia, pragnął jej coraz mocniej. |
Monique Blanch Wampirzyca świadomie upadła tak aby niemalże bezwładnie zakryć ręką wystający kołek z brzucha. Nie ruszała się, leżała na miękkim dywanie z oczami szeroko otwartymi w zdziwieniu. - No choć tu skurwielu... choć - czekała przygotowana na wszystko. Czuła wzrastającą w niej siłę, kosztem wzbierającego głodu - oby twoja krew, była tego warta! |
Monique - Postać okryta czarnym, długim płaszczem przeszła przez pokój spokojnie napinając trzymaną w ręku małą kuszę. Nałożyła też bełt i zbliżając się wymierzyła w Monique. Ta leżała dalej na podłodze przypatrując się nieruchomymi oczami zamaskowanej postaci. Głowę owiniętą miała czarną, chustą spod której widać było tylko oczy i jasną cerę twarzy. Postać zatrzymała się przed progiem 3 metry od Monique. Pokręciła lekko głową na znak niezadowolenia. Monique czekała jeszcze chwilę myśląc, że przeciwnik się zbliży, lecz ku jej całkowitemu zaskoczeniu i zdziwieniu poczuła nagle jak coś łamiąc jej wolę zmusza jej krew do wysączenia się przez ranę prosto na podłogę. Poczuła ja wzmaga się w niej gniew pomieszany z lękiem o własne życie. Bestia zaczęła szamotać się w swojej klatce, ale udało się ją jeszcze opanować. Monique poczuła, że nie może dłużej udawać unieruchomionej. Trochę spanikowała – Co to za piekielne sztuczki?! – pomyślała. Potrzebna była szybka, trafna decyzja. Gabrielle widząc, że ta sypialnia także jest pusta zrezygnowała z otwierania kolejnych drzwi i zbiegła szybko po schodach dostając się na hol, a następnie do salonu. Ominęła uważnie wszystkie przeszkody stojące jej na drodze do drzwi i delikatnie otworzyła je. Ciągle nie mogła zrozumieć jakim prawem jakaś Toreadorka wie cokolwiek o jej poszukiwaniach, ale nie było tu nikogo kto by mógł jej na to odpowiedzieć. Ostatni raz spojrzała na salon, stojąc w otwartych drzwiach i zastanawiając się co dalej robić. Z góry dobiegło ją pojedyncze stłumione stuknięcie. - Szukaj, szukaj, może coś znajdziesz. – pomyślała drwiąco. |
... |
Nick Po gwałtownym i szybkim skoncetrowaniu woli udało mu się na chwilę oderwać wzrok, by rozglądnąć się wokół. Jednak jej siła przyciągania była większa i po chwili wpatrywał się w toń Nicole. Jakby cofnął się w swoim siedzeniu, zawirował wokół niego świat, kołysząc się z boku na bok. Wytężył się i zrobił wielki wysiłek woli, pierwszy, by wrócić do normalnego stanu, gdy wszystko stoi nieruchomo, drugi, by patrzyć zwyczajnie na Nicole oraz trzeci, by w końcu popatrzyć na scenę. Cały czas mu było trochę za gorąco, ona mogła to wyczuć po niekontrolowanym wzroście temperatury w jego dłoni. Modlił się w duchu, by powiedziała chociażby kilka słów, by mógł się opanować i uwolnić od jej czaru albo żeby ktokolwiek ich zaczepił. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:04. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0