„Za Drzwiami...” Słowa odzierane są z brzmienia By zetrzeć ostatecznie Wymowność naszych ust Wśród ryków najdalszych sfer Prowadzi nasze myśli Bezdźwięczna mowa eteru Każdy szept umysłu Przekuwa pojęcia w obrazy Uczymy się mówić kształtem Płodząc ponure formy Czarny jest smutek W wyschłych ogrodach twych oczu A kiedy odbierasz mi Miękkość skrzydeł Trzepoczący woal Omiata mrokiem przestrzeń Z szelestu wytacza Marmurowe cienie Nawet gdy smuga milczenia Rozmywa się na wietrze Wciąż echo cichnących kroków Powtarza za Tobą mantrę śmierci Sir Kevin Belford |
Nick - Ten to ma wejście… - skomentowała z uśmiechem wtargnięcie Ericka Sylwia, kiedy ten już pobiegł za Nicole – aż żarówki trzaskają. Na scenę powinieneś tak wejść! - krzyknęła za nim po chwili – to by było dopiero… - spojrzała na wyraz twarzy Nicka i nie dokończyła. - Co Ci jest Nick? Powiedziałam coś nie tak? – nagle wydało jej się, że Nick nie do końca patrzy na nią. Odwróciła lekko głowę zerkając na parawan i bez zmrużenia oka znowu popatrzyła na niego. – O co chodzi? - dodała zdziwiona jego podejrzanym zachowaniem. |
Nick Ponieważ był pochłonięty widzianym stworem, Sylwia nie usłyszała odpowiedzi, a tylko cichą pustkę i widziała wciąż złowieszcze spojrzenie. Wpatrywał się cały czas w postać, by wyczaić w każdym momencie jej ruch, nadal całkowicie skoncentrowany na tym czymś. |
Erick Spojrzał na Nicole i przycupnął koło niej. Ze smutną miną spojrzał w jej zapłakaną twarz. Powiedział łagodnie - Żywot człowieka to niekończące się pasmo bólu, niepewności i cierpień. Jeśli ktoś nas odtrąca, lub nas krzywdzi musimy go odrzucić - wkoło często jest wiele osób nam przychylnych, których twarzy możemy nie dostrzec w tłumie. Nie łam się. Jak wielki ból sączy się z Twego serca aż pojąć nie mogę. Pragnę Cie wspomóc. Oto wyciągam dłoń - Wyciągnął powoli rękę łagodnie przekrzywiając głowę i patrząc w jej szklące się oczy - lecz to Ty musisz chcieć się na niej wesprzeć ...- Świat zamilkł, światła rozmyły się w szarość smutku. Wrodzona Empatia uderzyła go falą jej bólu. Pragnął jej pomóc całym swym martwym sercem. Pragnął płakać wraz z nią... |
Monique podała woreczki Tomasowi a potem stała oparta o dach samochodu patrząc w okno Gabi. Nie chciała patrzeć na krew Gangrela, bała się, że ojciec wyczuje w niej pożądanie. Z resztą i tak poczuła nagłą falę głodu, więc lekko się skuliła, krzywiąc usta. Gdy Tomas skończył napełniać woreczki, osobiście zaniosła je do lodówki. Wsiadła do samochodu i odwróciła się w stronę Gangrela. Oparła się o oparcie siedzenia i spojrzała na niego tak aby czuł jej wzrok na sobie. - No dobrze, więc jedźmy - mówiąc oceniała jego ubiór, fryzurę i drobne szczegóły jego budowy. Nie trwało to długo, potem szybko obróciła się i jak gdyby nic uśmiechnęła się do Michaella. - Mamy 15 min, zdążymy? - zapytała ojca. Cieszyła się, że Gabi nie pojedzie, ale zaczęła zastanawiać się nad sensem istnienia takich wampirów jak ona. Gangrele kojarzyli jej się z twardymi osobnikami, takimi, których życie nawet jak zaskoczy to zawsze sobie poradzą, a Gabi zdawała się być taka słaba... Nie rozumiała czemu Marius ofiarował takiej osobie Dar... Spojrzała na Michaella... Zrozumiała. - To tu! Michaell widzisz go? |
Nick Sylwia spojrzała jeszcze raz, już tym razem z obawą, w kierunku parawanu. - Widzisz tam coś? – wyszeptała naiwnie jakby sądząc, że tylko Nick mógłby ją usłyszeć. – Powiedz… przestań mnie straszyć. – i odwrócona ciągle twarzą w tamtym kierunku wycofała się za jego prawe ramię, stając w ten sposób bliżej drzwi. Nickowi zdało się wtedy, że postać skryta za parawanem poruszyła się nieco jakby przybliżając w jego stronę. Jego mięśnie prawie drżące z napięcia, wzdrygnęły nim i napięły się jeszcze bardziej. - Chyba potrafisz jeszcze mówić… Nick - położyła lekko lewą rękę na jego prawym ramieniu, starając się dotrzeć do niego także za pomocą innych zmysłów. |
Erick Wtedy właśnie usłyszał słowa Sylwii, które zasiały w nim ziarno niepokoju, nie potrafił jednak zostawić Nicole samej w takim stanie. Kobieta milczała jeszcze chwilę zanim zdecydowała się chwycić jego rękę - Dziękuję - wyjęczała wykrzywiając twarz pełną łez. Wsparła się na nim wpierw tylko lekko obejmując go, a za chwile już przytulając się do jego piersi lewym policzkiem i płacząc w koszulę, jakby był jej ostatnią deską ratunku. Powstała razem z nim nie chcąc jednak pozbawiać się jego wsparcia. Powoli przestawała zawodzić i łkać. - Dlaczego Nick mi to robi? Przecież mnie kocha... Nie rozumiem go... - powiedziała cicho, beznadziejnie szukając jakiejkolwiek odpowiedzi. Erick spojrzał na nią z góry, ale zobaczył zaledwie czubek jej głowy przywierającej do jego piersi - Jesteś pewna jego uczuć ? - Nigdy się na nim nie zawiodłam – odpowiedziała z pewnością w głosie - ale ostatnio nie rozumiem go i powoli zdaje mi się, że tracę wiarę. - Uważam, że po prostu musicie porozmawiać, to najważniejsze w kontaktach między ludzkich. Zrozumienie przychodzi wraz ze słowami, wierz mi, a Nick to inteligentny facet. – starał się dotrzeć do niej racjonalnie Erick. - Obawiam się – kontynuowała Nicole - że jeżeli to potrwa dłużej.... - znowu jej głos zaczął się łamać, a słowa ledwo przeszły jej przez gardło - to nie wytrzymam tego. - Więc urwij to - nie zadręczaj się – zripostował szybko Erick. - Próbowałam, ale on mi nie pozwala, nie che mnie uwolnić, nie wiem co robić…- wyszeptała wręcz przebijając się przez ból jaki łamał jej serce. - Nie wygląda na takiego, może porozmawiamy z nim razem na spokojnie. Proszę zaufaj mi, chce Wam pomóc. – przekonywał ją. - Ne wiem czy to się uda...- powiedziała z powątpiewaniem - on nie otworzy się przed Tobą. Nie znał Cię, aż tak dobrze. Ericka coś tknęło – Dlaczego mówi o nim w czasie przeszłym? Przecież dopiero co go poznałem…- Pomyślał, lecz zwerbalizował swoją drugą myśl. - A przed Andrew? - Przecież słyszałeś Andrew przed chwilą, on nie ma dla mnie serca. – odpowiedziała bez nadziei. - Więc musisz sama podjąć decyzje, czy trwać w tym marazmie bólu. Mogę Ci pomóc, mogę oddać Ci jeden z moich pokoi i być jeśli tego potrzebujesz, ale w takim razie z samym Nickiem musisz walczyć sama, przykro mi. - Wiem, to sprawa między nim a mną. – przyznała biorąc się trochę w garść. - Niestety. Wracajmy więc. Ja wezmę resztę na bankiet, a Wy może porozmawiajcie. Jeśli chcesz mogę jednak czuwać przy Tobie. Pokiwała twierdząco głową choć nie był pewny na którą z jego propozycji i otarła dłonią łzy. Obejmując ją ramieniem prowadził ją powoli w stronę garderoby. Szła z nim jakiś czas wlepiając wzrok w czubki swoich butów i układając coś sobie w głowie. Nagle zatrzymała się przed samymi drzwiami spowitego mrokiem pokoju. - Nie!, nie teraz… boję się go… nie tutaj… – zaprotestowała uwalniając się z objęcia i robiąc dwa kroki do tyłu. Erick szedł skupiony wyłapując ostatnie słowa Sylwii wypowiedziane szeptem do Nicka, gdy stali w mdławym świetle, padającym zza drzwi, obok strzaskanego lustra wpatrując się podejrzanie w mrok pokoju naprzeciwko. Ich przyczajone sylwetki wróżyły jakieś niebezpieczeństwo. |
Nick Skupił się całkowicie w sobie, wędrując do swojego wnętrza, do swojej wewnętrznej siły, ja. Jakby biorąc oddech napełnił się, uruchamiając żyły i tętnice, wlewając w nich życiodajny pił, który szalenie zaczął krążyć po kluczowych kończynach, odpowiadających za ruch i siłę. Siła krwi niebywale wzrosła, wykształcając w nim niezwykłą szybkość, zwinność oraz krzepkość. Sama aktywacja nie trwała więcej niż sekundę, a w moment po tym, jak Sylwia stanęła za nim, on rzucił się do przodu w kierunku postaci, przewracając parawan, próbując przygnieść postać. Z Głodu miał obnażone kły. Również w czasie skoku napełnił się jeszcze raz mocą, sprawiając, że vitae zaczęła krążyć w nim z szaloną mocą, wywołująca w nim przyrost siły i zwinności. |
Monique Okno Gabrielle było puste, nie zobaczyła jej ani teraz, ani przedtem. Wiedziała, że starsi tacy jak jej ojciec, widzą i słyszą znacznie więcej z tego, co się dokoła nich dzieje. Zdarzenie sprzed chwili tylko to potwierdziło. Po wypiciu mocnej krwi swojego ojca, spożywanie rzadkiej ludzkiej krwi, zdawało się nie mieć smaku. Odczuwała głód tego mocnego trunku jakim raczyła się przed godziną, zwykłą krwią byłaby w stanie nawet pogardzić, w końcu była zupełnie syta. Tomas był mężczyzną słusznej budowy, był barczysty, wysoki, miał mocne ręce, a jego niebieskie jeansy mocno opinały się na solidnych mięśniach ud. Ścięte na jeża włosy i szeroki kark podpowiadały jej, że lubił kiedyś zabawę w wojsko, albo mieszkał w polu rażenia siłowni. O dziwo nie był jednak głąbem, a z rozmowy z nim nie ziało kosmiczną pustką. Długopis lub pióro wsunięte do kieszeni na piersi marynarki, schowanej pod elegancką, skórzana kurtką, którego złotą zaczepkę zobaczyła przez ułamek sekundy, gdy podawał jej krew, mówiły jej, że musi posługiwać się nim na co dzień. W reszcie buty, czarne, wyjściowe, jak u ludzi bussinesu, ale jednocześnie mocne, zrobione z grubej skóry, jak jej Marten’sy. Zaciekawił ją. Nie był za bardzo przystojny, emanowała z niego głównie siła, ale pod tą przykrywką ukrywał się inteligentny, dowcipny umysł. - Zdążymy – odpowiedział Michalel przerywając jej rozmyślania i patrząc na jej twarz z nowoodkrytą radością swojego martwego serca. Położył dłoń na jej udzie chcąc poczuć ją bliżej. – Tylko zapnij pasy kochanie i już nas tu nie ma. Wyjechał powoli na ulicę, a gdy samochód Tomasa stojący za nim zapalił światła, warknął głośno silnikiem i paląc gumy opon wystrzelił przed siebie pustą ulicą. Tomas jednak nie dał się zaskoczyć i zostawiwszy ciemny ślad opon na asfalcie pomknął za nim. Monique aż krzyknęła z wrażenia, gdy mając ponad setkę na liczniku weszli w dość ostry zakręt. Michael czasami odpuszczał gaz, nie pozwalając zgubić się Tomasowi w obcym mieście. Jak tornado przelecieli obok domu Monique i po siedmiu minutach szaleńczej jazdy zatrzymali się przy Lincoln’s Inn Fields. - Tak, znam to miejsce. – powiedział spokojnie. Przechodzący mężczyzna obejrzał się słysząc pisk hamujących opon za swoimi plecami i ruszył dalej chodnikiem ciągnącym się wzdłuż jego krawędzi. Gdyby nie zapięte pasy Monique z pewnością wylądowałaby na przedniej szybie. - Podobała Ci się przejażdżka? – zapytał z nutą wesołości w głosie Michael. – Wejdźmy do środka. Tu wszyscy spotykają się przy pomniku. – powiedział otwierając drzwi. Park wydawał się być oazą spokoju, nie był miejscem gdzie można by było się zgubić. Cztery główne aleje dzielące go na ćwiartki pełne niskich żywopłotów, obumarłych kląbów kwiatowych i drzew odartych z większości liści, prowadziły na niewielki placyk, gdzie dumnie górował nad wszystkimi przechodniami, pomnik Lincolna odlany z brązu i osadzony na granitowym cokole. Kiedy już Tomas zaparkował swój wóz Michael stał z lodówką przy bagażniku. Razem z Monique we trójkę weszli do parku. Oprócz samotnej pary zakochanych całujących się na ławce park zdawał się być pusty. Poczęli iść długą aleją w kierunku pomnika, gdy zauważyli migoczący płomień w oddali przebijający się chwilami daleko przez ograniczające pole widzenia pnie drzew. Nie było to sztuczne światło, lecz żywy ogień, w dodatku wydawał się większy niż pochodnia. |
Monique Blanch Monique uwielbiała silne jednostki. Zawsze wzbudzały w niej zainteresowanie i szacunek. Przez chwile wyobraziła sobie jak Tomas z wyciągniętymi szponami walczy... z kimkolwiek i co chwila bryzga na niego krew. Jego mięśnie pracują a na twarzy widać znamię zwierzęcego szału... Nie chciałaby być wtedy po drugiej stronie. Michaell musiał wyczuć jej zafascynowanie ciałem Tomasa, bo wyścigowa się specjalnie. To było takie urocze. Oczywiście zapięła pasy jak kazał, kilkanaście lat temu, kiedy przewiózł ją pierwszy raz nie zrobiła tego... ale wtedy były zupełnie inne samochody i inne czasy. Gdy zatrzymali się z piskiem opon na Placu, Monique zaśmiała się z wrażenia po przejażdżce a potem nagle pocałowała Michaella. - Jak za dawnych czasów co? Oczywiście, że mi się podoba. Co ten wóz ma pod maską Michaellu? - przymrużyła oczka pytając a potem się roześmiała. Z każdym krokiem stawianym głębiej w park, Monique rzedła mina. Ogień raczej źle jej się kojarzył, im większy tym gorszy, a ten zdawał się być ogniskiem. - Ognisko w środku miasta? - zdziwiła się, ale nie przestawała iść przed siebie. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:01. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0