lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/)
-   -   Londyn 2005 (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/2015-londyn-2005-a.html)

Lorn 02-11-2006 17:13

Monique
Nagle świat zwolnił kiedy ruszyła w kierunku napastnika i wszystko potem działo się tak szybko, że niemalże stało się snem.
Rzuciła się na oprawcę! Była pewna tego, iż tkwił tam w jakimś konkretnym celu, ale czy faktycznie na pewno na nią dzisiaj planował polowanie? Tego nie wiedziała.
Przygotowany był na niesienie śmierci, ale jednocześnie zaskoczony... tak zaskoczony jej desperackim atakiem. Tuż przed zwarciem, w ciało Monique zagłębił się kolejny kołek wystrzelony z wycelowanej kuszy i przeszył jej prawą pierś.
Schwyciła przeciwnika swoim stalowym uściskiem i przywarła do niego wbijając kołek tkwiący w brzuchu jeszcze głębiej w swoje ciało. Pragnęła tej palącej mściwej krwi, lecz jego skóra była nie do przebicia. Wtem zrozumiała, że jego przeciwnikiem była kobieta, bezwzględna i twarda... Nie poddawała się jednak, wiedziała, że może to wszystko przypłacić życiem i podjęła to złudne ryzyko. Zaatakowała jeszcze raz lecz i tym razem jej ostre zęby prześlizgnęły się po jej kamiennej skórze. Wiedziała już, że nastąpi jej koniec, zrozumiała, że trzeba było uciekać jednak na jej ciele zacisnął się śmiertelny ucisk. Jednocześnie czuła, że życie wraz z krwią opuszcza jej ciało. Znowu poczuła to samo nieprzyjemne uczucie, co wcześniej. Krew zaczęła wysączać się z jej ciała, nie tylko ranami bo bełtach, ale i z twarzy, oczu i ust. Szerokimi strumieniami oblewała uchwyconą przez siebie postać.
Coś w piersi szarpnęło się mocno, resztki wyciekającej krwi paliły ją jak kwas, Bestia rozdzierała jej myśli na kawałki i fala opętańczego szału przelała się po nich jak tsunami. Już nic nie mogło jej powstrzymać. Jej ciało było suche jak pieprz.
Świat zawirował przed oczami, czuła ogromny ból, jakieś obce twarze migały szybko przed oczami i malujące się na nich przerażenie, kiedy dopadała je pędząc gdzieś ulicami w mrok.

Ocknęła się dopiero na jakiejś świeżo pomalowanej ławce w parku, bezwolnie oblizując swoją czerwoną od krwi dłoń. Dopiero po chwili zastanowiła się : Co ja do cholery robię?? Była ciemna noc a wokół wiał przyjemnie wiatr. Jej ubranie lepiło się całe od krwi, częściowo była to jej własna krew. Monique poczuła ból przeszywający nie tylko jej całe ciało wraz z zakrwawionymi lodowatymi stopami, które wciąż byłe nagie. Zdawały się jej teraz przejrzystymi kryształkami lodu. Bolało ją wszystko. Gdy próbowała się poruszyć poczuła dreszcz bólu w piersi, to drewniany kołek, który wciąż tkwił w jej piersi. Przeszedł ją na wylot i przebił się z tyłu tuż pod łopatką przedzierając się przez skórzaną kurtkę. Drugi złamał się tak, że sterczały z brzucha tylko fragmenty. Rany wokół bełtów były zasklepione.
Gdy mimo bólu w piersi poruszyła się nieznacznie poczuła też wbite w nogi i ręce kawałki szkła. Jeden z nich siedział dość głęboko w prawym udzie. Szczątkowe wspomnienia przetoczyły się niosąc ból jej zranionej duszy. Pamiętała jeszcze podłogę i swoją suchą jak orzech rękę.
A teraz? Czemu żyje? Była pewna że zabiła kogoś zabiła niewinne istnienie. Czuła śmiertelną krew w swoich ustach. Przywołała do swych myśli najgorsze wyobrażenia swoich czynów.
Przeklinała w duchu swoją dumę i siebie, klnąc niemiłosiernie, żałowała, że zaryzykowała tak wiele. Nie mogła tego znieść. Zapłakała krwawymi łzami nad swoimi niegodziwymi czynami bezsilnie tłukąc pięściami w ławkę, zadając sobie ból i raniąc się jeszcze bardziej.
Nie mogła naprawić tego co im zrobiła, ale obiecała sobie, że następnym razem odpuści, kiedy będzie jeszcze czas, przysięgła sobie że już więcej nie popełni takiego błędu,
że nie narazi więcej niewinnego życia.
Jej głód musiał być wielki nie jedno istnienie, lecz wiele musiało dziś zginąć. Czemu, czemu to zrobiła - zadawała sobie to pytanie z powrotem kładąc się na śmierdzącej świeżo zaschniętą farbą ławce. Pomiędzy deskami ławki widziała małą kałużę krwi wsiąkającą w ziemię i czyjeś drogie, wypastowane buty.
Śmiertelnik stał tuż obok i wpatrywał się w nią niczym w ducha. Zdjął swój szary kapelusz, chciał pomóc.
Śmiertelna krew, która mogłaby zaspokoić jej głód wciąż i wciąż na nowo odradzający się w jej ciele... Wyjął komórkę...
Podniosła się z ledwością wydając z siebie stłumiony dźwięk bólu. Splunęła krwią wprost na jego buty.
- Idź, wracaj do swej żony - wycharczała prawie wstając.
Podał jej bezwiednie rękę, chwyciła ją wysysając z niej tyle ciepła ile tylko mogła wchłonąć. Prawie jednocześnie poczuła głód. Spazm głodu przeszedł przez nią, aż jej oczy wyraźnie się zeszkliły i zaszły mgłą. Kły mimowolnie wysunęły się nieznacznie a jej wzrok powędrował na jego szyję, usłyszała bicie jego serce, które niemalże ogarnęło jej umysł.
Opamiętała się w ostatniej chwili widząc strach w jego oczach. Mężczyzna wycofał się przerażony i zaczął uciekać w ciszy alejką, nerwowo odwracając się w jej kierunku.

Lorn 02-11-2006 17:22

„Nienasycony”

Czas płynie powoli
Kropla jest jednostką czasu
Czas smakuje jak wino z najstarszych snów
I także ma kolor purpury
Związałem go w swoich trzewiach
Pętlą splecioną z żądz
By znać zawsze godzinę
Która przeze mnie przecieka
Jak przez sito - w bezdenną próżnię
A próżnia jest wolna od krzyku tych serc
Które gasnąc tłoczą swój czas we mnie
Więc kiedy pora się żegnać
Nigdy mi czasu nie szkoda
Na pocałunki mimo szelestu
Ciał gładko na bruk składanych


Sir Kevin Belford

Lorn 02-11-2006 20:18

Gabrielle zamknęła cicho drzwi domu i szybko podeszła do furtki. Ostrożnie rozejrzała się po ulicy i oknach sąsiednich domów. Chyba nikogo nie było, ale ten żywopłot… Ostrożnie przeszła przez furtkę i ruszyła w stronę samochodu, po czym cofnęła się natychmiast. Za jej autem kucała się jakaś postać, zobaczyła ją przez szybę, zdaje się zaglądała do środka od strony kierowcy. – Won z łapami szczurze od mojego wozu! – zaklęła w duchu Gabrielle. Z za samochodu wyszedł jednak duży pies, a nie człowiek którego się spodziewała. Nie, jednak pierwsze wrażenie było mylące, to był wilk. Gdy wszedł w światło lampy już nie mogła się mylić. Wilk podszedł tym razem do bagażnika i obwąchał go dokładnie. Wspiął się nawet przednimi łapami na bagażnik, żeby obwąchać go wyżej. – Czego chcesz kolego, zgubiłeś tam coś? Nie wydaje mi się. – Wilk tymczasem przeszedł do przednich drzwi pasażera obwąchując dokładnie klamkę i naproże. Nagle cofnął głowę i rozglądając się nerwowo wydał z siebie niski przeciągły warkot. – Złapał zapach. Wyczuł mnie? - pomyślała Gabrielle cofając natychmiast głowę za furtkę. – a jeśli tak?

Nick - Wtem jak błogosławieństwo uderzył trzeci gong i przytłumione światło w sali zgasło zupełnie. Widzowie zamilkli i poprawili się w fotelach. Muzyka pieściła lirycznie serca otwierając drogę dla pierwszego aktu.
Nick patrzył na scenę wciągając się z zachwytem w kolejne sceny dramatu i obawiając się ponownie spojrzeć na Nicole. Czuł jednak jak co chwila, zgodnie z narastającym dramatyzmem zaciskała swoja dłoń na jego dłoni, jak na hamulcu bezpieczeństwa. Podobało mu się to i gdzieś w środku bawiło go. Tak doczekali pierwszego antraktu.

Nightcrawler 02-11-2006 23:13

Erick Mead

I stała się chwila jasnym refleksem - jego chwila. Wyszedł na scenę w pełni skupiony dusząc w sobie resztki przybojów pijanej krwi. Spojrzał na publiczność skąpaną w cieniu wymawiając pierwsze słowa Otella - rozpoczynając dialog z Jago. Jak zwykle cieszyły go snopy jaskrawego światłą zalewające swym blaskiem scenę, a kryjące publiczność w cieniu - pozwalały łagodzić tremę i zabić czasem nie przychylny wzrok. Bał się też ujrzeć pewną twarz wśród tłumu...

Szczęściem sztuka napisana setki lat temu a ćwiczona na tych deska do znudzenia żyła pełnią ducha swego stwórcy wspomaganego pasja aktorów. Opłaciły się godziny prób, ludzki pot, a czasem i kłótnie - wszystko szło perfekcyjnie aż do momentu wejścia Desdemony...

Wraz z Jagonem na scenę wpełzł duch - słowa rozmyły się w ciszy - I moją córkę zdobyłby, tak mówiąc. - Dobry Barabantio Tę trudną sprawę przyjmij w dobrej wierze; Złamany oręż lepiej służy ludziom, Niż gołe ręce...

Jej dłonie - kaskada czarnych pukli i zielone oczy wwiercający się w dusze - wzbudzający kaskady ciepłych i strasznych retrospekcji. Erick zachwiał się, resztką siły woli starał się stłumić dziwną mare - wszak nie mogła to być ona.
Zamknął na chwile oczy. Gdy po chwili je otworzył Desdemona, którą znał już mówiła ku niemu - a duch - twarz, której bał sie dojrzeć - zniknęła.
~ przeklęte moje lenistwo, przeklęta krwi pijana ...~ - przeklął się w myślach kontynuując granie.

Reszta pozostaje już krytykom lecz Erick wiedział, że dał z siebie wszystko - godziny prób przed lustrem i niemego powtarzania dialogów - ostatnie dni które pędził życiem Otella zapominając jakoby o własnej marnej egzystencji zaprocentowały. Każdy czy to śmiertelny czy nie umarły, z którymi pracował dzielił jego pasje i namiętność grania. Zjednoczeni wspólnym celem pod duchową egidą ojca tego miejsca dali z siebie mistyczny wyraz podziwu dla mentora i przedwiecznego mistrza. Dla nich gra zmieniła się w życie dając pełnie radości...

- Pocałowałem Cię, śmierć Ci zadając; Znów pocałuję - teraz umierając - i jak napisał mistrz William tak Otello padł na łoże i skonał...

Solfelin 03-11-2006 16:10

Nick

Światło pogrążyło się w mrokach jak wielokrotnie wcześniej w dziejach, w innych, większych terenach. Starał się całkowicie skupiać tylko na grze, na postaciach, niemalże oszukując sam siebie, że są one jedynie maskami przybranymi przez prawdziwe, współczesne osoby. Tak zamarzył, wyobrażając sobie dramat jako realnie istniejący, wydarzający się właśnie w tej chwili.
Lecz nagle zaczął uświadamiać sobie coraz bardziej ciepło skąpane w mroku pomieszczenia. Było ono bardzo blisko. Na moment stracił doskonałą koncentrację i spojrzał na Nicole.

A ty niebieski księżycu
czemu wychylasz się za chmur
A wy ciemnobłyszczące gwiazdy
czemu uśmiechacie się do śmiertelników

Lorn 03-11-2006 17:03

Nick
Nicole odpowiedziała mu spojrzeniem i ciepłym uśmiechem. Kokietowała go, ale może też po prostu jej się podobał.
W powietrzu rozszedł się zapach świeżej krwi, odwracając jednocześnie ich uwagę od siebie. Spojrzała na niego ponowne.
- Piłeś już coś dzisiaj? - spytała odsłaniając nadgarstek i obejmując go ręką za szyję. - Nie krępuj się. - dodała z pewnością w głosie. Przymknęła oczy oczekując nadpływającej z pocałunkiem ekstazy i oparła głowę o jego ramię.

Solfelin 03-11-2006 23:17

Nick

Przez dłuższą chwilę jeszcze na nią patrzył, głęboko, ale bez myśli, milcząco, jakby w stanie medytacji, zastanawiając się nad korzyściami. Było to dla niego niewątpliwie kuszące, lecz z drugiej strony wywoływało niemal bardzo wyraźne zaniepokojenie.
Schylił głowę do wysokości nadgarstka, ale nagle zatrzymał się. Zastygł na długi moment.

Wystawiasz mnie na próbę
każdego dnia który nabiera znaczenia
Wymagasz więcej niż myślę, że mogę
czasami nie podołam bo nie wiem że uda się jeśli spróbuje


Jednak ocknął się, zatrzymał i oderwał się, podnosząc lekko głowę, otrząsając się ze snu. Patrzył dalej na sztukę, jakby przed chwilą nic się nie wydarzyło. Stłumiony ból głowy mu niemalże doskwierał. Przerwa wprowadziła go w chwilę ciszy w umyśle. Po dłuższej chwili odezwał się: - Nie potrzebuję dzisiaj krwi. - zabrzmiało trochę szorstko, ale bardzo mało pretensjonalnie i w pewien sposób neutralnie. Jakby zmęczony chciał widzieć tylko grę aktorów, zatopić się w scenerii, zniszczyć w sobie jakikolwiek przejaw pożądania.

Lorn 06-11-2006 16:46

Nick
Jego słowa skierowane go Nicole utonęły w głębokim milczeniu. Nie skomentowała tego ani gestem ani słowem. Otworzyła tylko oczy i nie odrywając głowy od ramienia swojego towarzysza oglądała z namiętnością dalszą część sztuki. Nie poruszyła się nawet gdy zapadła kurtyna na antrakt.
- O! podły Jagonie… - wycedziła szeptem – jak mogłeś pokalać istotę tak niewinną… -
Szepty słyszalne z sali powoli przechodziły w gwar dobiegający z foyer. Nick spojrzał z ukosa na znieruchomiałą na jego ramieniu Nicole. Po jej policzku spływała powoli jedna, czerwona, gorzka łza.

Solfelin 06-11-2006 20:22

Nick

Przez moment przysłuchiwał się jej, próbując wyczytać w niej ukryte nastawienie do otaczającego ją świata i istot żyjących lub nie-żyjących w nim. Uważnie zanotował, to, co powiedziała szeptem. Chwilę jej słowa obijały mu się w umyśle, wywołując dziwny efekt podświadomego, uczuciowego zrozumienia wynikającego z empatii.
Widząc łzę, skupiony wyciągnął maksymalnie zręcznie chusteczkę, delikatnie ocierając jej policzek i ślad. Teraz dużo czasu włożył w przyjacielskie zainteresowanie się nią.

Lorn 07-11-2006 09:53

Nick otarł troskliwie jej policzek wytrącając ją z głębokiego zamyślenia. Nicole z początku nie odrywając głowy od jego ramienia, ani nie wypuszczając go z objęcia podniosła ku niemu wzrok. Jej smutne oczy wołały milcząco o pomoc. Nie znał jej dłużej niż godzinę, a w jakiś niewyjaśniony sposób czuł jakby znali się od dawna, nie rozumiał tego jednak. Być może to jej zachowanie sprawiło to, że tak właśnie się czuł, a może coś więcej. Nie pamiętał skąd, ale wiedział, że jej twarz jest mu znajoma.
Nicole tymczasem patrzyła mu głęboko w oczy, tak głęboko jak patrzyła w nie dotąd tylko jedna osoba. Jej twarz była tak doskonale piękna, że niemal go onieśmielała. Pod maską wyrafinowania goszczącą wczesnej na jej obliczu dostrzegał teraz naiwność i ufność dziecka, patrzyła na niego oczami zakochanej dziewczyny, z uczuciem którego w tej sytuacji zupełnie nie rozumiał. Gubił się coraz bardziej, ale nie czuł w tym żadnych sztuczek.
- Gdyby to miała być gra, byłaby aktorką doskonałą. – pomyślał.
Jej twarz zbliżała się do jego twarzy powoli i delikatnie przywierając piersią do jego piersi. Nie wiedząc nawet kiedy, dotknął jej policzka, był rozpalony jak w gorączce. Wtedy poprzez smutek uśmiechnęła się do niego strącając z oczu kolejną łzę. Otarł ją delikatnie.
- Czekałam na tą chwilę – wyznała w reszcie, szepcząc prosto do jego półrozwartych ust. – bardzo długo. Czekałam na Ciebie Nick. Zostań ze mną.
Jego obrona topniała jak świeca wrzucona do ogniska. Nawet nie zauważył kiedy rozpoczął się kolejny akt sztuki. Jej usta dotykały niemalże jego ust, dłonie obejmowały go czule w akcie niepojętej tęsknoty. Pocałunek zawisł w powietrzu, w oczekiwaniu na jego odpowiedź.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:48.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172