lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/)
-   -   WARSZTATY Mag Wstąpienie - Zapłata dla przewoźnika (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/5394-warsztaty-mag-wstapienie-zaplata-dla-przewoznika.html)

Yarot 19-07-2008 21:27

Andreas uśmiechnął się. Choć może inni nie widzieli tego za często, to sam lubił czuć zwyczajną radość. Tak jak teraz. Bo było warto.
- Jasne, że tak. Przecież nie będziesz siedzieć przez całą podróż sama. Jesteś jedną z nas. Poza tym, może faktycznie lepiej chodźmy, bo nie wiem, co sobie inni pomyślą o tym naszym spotkaniu - puścił oczko do dziewczyny i gdy wstała nachylił się nad jej uchem i szepnął:
- Nie zmieniaj się Julio.
Pociąg spokojnie przemykał między żółto-brązowymi plamami pól oraz lasów. Za oknem kolejny krótki dzień nabierał rumieńców, choć pogoda zapowiadała się taka jak wczoraj.
- Chodźmy do reszty. Czas może zacząć już poważniejsze rozmowy.
Wyszli na korytarz i zaczęli sprawdzać kolejne przedziały. Udało się znaleźć Kurta oraz Juliana, jak raczyli się herbatką. Otworzył szarmancko drzwi i przepuścił dziewczynę. Kiwnął głową w kierunku Eteryty, jakby upewniając go, że wszystko jest w porządku. Potem powiedział:
- To ja jeszcze tylko znajdę konduktora, zanim on znajdzie kogoś, na kogo zwali winę za szybę. Zaraz wracam i mam nadzieję, że będziecie jeszcze cali.
Poprawił plecak zarzucony na jedno ramię i ruszył do przodu pociągu, gdzie, jak pamiętał, był przedział z obsługą pociągu.

Kerm 20-07-2008 19:27

Kurt przetarł okulary, a potem spojrzał przez okno.
Pociąg jechał z prędkością 52,3 kilometra na godzinę.(*) Po prostu to wiedział. Nie musiał obserwować rozmieszczonych na poboczu znaków i patrzeć, ile czasu potrzeba na przebycie kolejnych stu metrów. Chociaż z drugiej strony - od czasu do czasu bawiło go sprawdzanie w praktyce tego, co się wiedziało bez obliczeń.

Cichy pisk zawiasów sprawił, że Kurt odwrócił głowę od rozciągającego się za oknem krajobrazu i spojrzał na wchodzącą do przedziału osobę. Na widok Juliana przywołał uśmiech. Może nie do końca szczery. Przeciwko temu akurat Chórzyście nic nie miał, ale był pewien, że za chwilę do przedziału wkroczy Faustin. Nabzdyczony, a w dodatku z bandażem na głowie przypominającym niedopracowaną mumię...

Kurt uśmiechnął się ponownie. Wizja zawiniętego w płótna Faustina, nie mogącego ruszyć ręką ni nogą i tylko przewracającego oczami była bardzo zabawna. Ale nie bardzo wypadało dzielić się nią z Julianem.

Widząc wyciągnięty w swoją stronę kubek z herbatą Kurt poprawił nieco okulary. Ciekaw był, czym naprawdę częstuje go Julian. Herbata malinowa... Cóż - są herbaty i "herbaty"... (**)
Malin w sam raz... Lekko kwaskowata... Zdałoby się pół łyżeczki cukru... I trochę za ciepła...
Widać było, że termos, chociaż nie pierwszej młodości, bo liczący prawie dziesięć lat(***), trzymał ciepło jak należy.

- Chętnie się napiję - powiedział.
Sięgnął po kubek. Lewą ręką. Na samą myśl o zrobieniu czegokolwiek poszkodowaną ręką bolał go cały bark.
Podniósł kubek do ust i lekko dmuchnął by ostudzić napój.
"Cholera jasna..." - z trudem powstrzymał się przed głośnym wyrażeniem zaskoczenia.
Oczywiście zdawało mu się, że herbatę można by odrobinę ostudzić, ale krzepnąca na powierzchni płynu tafla lodu to była przesada...
"Każdy ma jakąś wadę" - jak echo zabrzmiały mu w uszach słowa Ernsta.
Odruchowo spojrzał na umieszczone na suficie lampy.
"Dobrze, że nie żarówki" - pomyślał.

Miał wrażenie, że wlewa sobie do gardła płynny lód, a temperatura ciała obniża mu się o parę stopni. Co było ewidentną bzdurą. Herbata była nadal cieczą i chociaż po jej powierzchni pływały kawałki lodu przypominające miniaturowe kry, to jej temperatura spadła do trzech stopni Celsjusza (*), a nie poniżej zera... Zaś temperatura ciała obniżyła się średnio zaledwie o jedną kreskę... Niecałą.
Ale wrażenie pozostało...

Niemal czując zgrzytanie lodu między zębami dopił herbatę do końca, a potem trzymał przez moment kubek w dłoniach. Nie chciał oddawać Julianowi tak zimnego naczynia...
- Świetna herbata - powiedział gdy poczuł, że znów może swobodnie władać przemarzniętym językiem. - "W sam raz na upalny dzień" - dodał w myślach..

Po chwili nawiązał do poruszonego przez Chórzystę tematu...
- Wampiry? - pokręcił głową, a w jego głosie brzmiało wyraźne powątpiewanie.
- Nie znam się na wampirach - kontynuował. - Nie spotkałem jeszcze ani jednego.
- Te stworzenia nocy kojarzą mi się jedynie z piciem krwi, a nie wycinaniem ofiarom wzorów na placach... Nie wiem, czy boją się srebra, wody święconej, czosnku, krzyża, światła słonecznego, ognia... Nie mam pojęcia, czy należy przebić je kołkiem, koniecznie osikowym, uciąć głowę, spalić, by nie ożyły. Ludzie gadają i piszą o nich różne głupoty.
- Istnieje taka choroba... Porfiria... - strona w encyklopedii stanęła mu przed oczami. - Do jej objawów należy unikanie światła, bezsenność, skryty, nocny tryb życia lub zniekształcenia twarzy. Może ci, którzy piszą o wampirach, mieli do czynienia właśnie z takimi chorymi...
- "Ale" - pomyślał, nawiązując do ostatnich słów Juliana - "wolałbym nie mieć do czynienia z chorym psychicznie wampirem..."

Oddał Julianowi kubek.

- Wbrew temu, co mówił profesor Knopff, nie uważam, by to była jakaś zemsta rodzinna. Raczej sądziłbym, że to jakaś sekta. Może ktoś zdobył jakąś starą księgę i usiłuje, stosując zapisane tam pradawne rytuały, przywołać jakąś obcą naszemu światu istotę - jakieś stworzenie z Zaświatów czy z krain leżących poza Horyzontem, a może któregoś z dawnych bogów lub demonów.
- Nie mam zamiaru prowadzić dysput teologicznych - dodał, uprzedzając ewentualny protest Juliana - na temat tego, czy owi bogowie istnieli naprawdę, czy też trwali jedynie w umysłach swych wyznawców i odeszli wraz z ostatnim z nich...

- Powiedz mi jeszcze - spytał na zakończenie - czemu przyszły ci do głowy akurat wampiry? Profesor nie wspominał nic na ten temat...
"Na przykład nic nie mówił o jakichś śladach po kłach..." - dodał w myślach.

W tym momencie drzwi otworzyły się i do przedziału weszli Julia i Andreas.


---------------
(*) użycie siły
(**) użycie siły i materii
(***) użycie materii

Szarlej 20-07-2008 21:06

Julian słuchał uważnie Kurta. Gdy skończył wszedł Jerg z Julią. Andres poinformował, że idzie szukać konduktora. Julian nalał herbaty do kupka i podał dla Verbeny.
-Jeszcze wrócę na chwilę do tematów teologicznych. Nie jestem fanatykiem. Wszystkie religie są różnymi aspektami Jedynego, mniej lub bardziej wiernymi. Uważam po prostu, że chrześcijaństwo jest najbardziej mu wierne.
-Czemu akurat wampiry?
Chwilę myślał.
-Po prostu zastanawiałem się czego nie chciałbym najbardziej spotkać a co mogło za tym stać. Pierwsza myśl nephandi, druga wampir. Owszem może to być jakaś seksta i nawet to jest najbardziej prawdopodobne. Jednak zakładając, że rzeczywiście wszystkie wampiry czy ludzie uważający się za takowych są szaleni, sprawca mógł zamordować kogoś rytualnie, niekoniecznie wypijając.
Młody chórzysta na chwilę się zaciął przy słowach "zamordować" i "rytualnie".
-Jednak za dużo niewiadomych. Pewnie okaże się, że jedziemy tam nie potrzebnie.
Słychać było, że Julian bardzo tego pragnie.
-Przynajmniej mamy okazje do oderwania się od miasta i samopoznania.
Chłopak zamilkł na chwilę i zapatrzył się w okno. Mijali właśnie las.
-Czeka nas jeszcze mały spacerek na miejsce, jednak najpierw trzeba poszukać jakiegoś lekarza. Wątpię aby w naszej mieścinie mieli takowego.
Jego wzrok padł na kobietę, przypatrywał jej się chwile.
"Czy jej nie uraziłem, propozycja znalezienia lekarza? Może to tak odebrać."
Szybko zreflektował się, że na nią patrzy i się lekko zarumienił. Zawsze się peszył w obecności Verbeny. Szybko znów się odezwał.
-Mimo nastawienia Juli, trzeba to jakoś usztywnić.

Hellian 29-07-2008 21:28

- Lekarz by się przydał, ale raczej niewiele więcej pomoże –zażenowany Julian chyba nigdy nie przestanie jej bawić, znowu zastanawiała się czy jest prawiczkiem, czy chociaż całował się z dziewczyną.
No, chyba że opakujemy Cię, Kurt w gips.
- Zaś, co do naszego zadania, to ja tam myślę, że nic nie wymyślimy teraz i tutaj – roześmiała się ze swojego niezgrabnego sformułowania – To znaczy, nie gniewaj się Julianie, ale Ty chyba chciałbyś żeby to były wampiry, bo wampiry są złe i sprawa byłaby moralnie prosta. Ja stawiam na jakiegoś szaleńca, tylko pytanie, czy to zwykły człowiek, czy ktoś, kto naprawdę wie coś o okultyzmie, mag renegat, czy ktoś taki. Wolałabym, żeby to była zwykła sprawa, bez obdarzonych mocą przeciwników, duchów, demonów, czy takich rzeczy. Nasza pomoc i przy chwytaniu „normalnego” mordercy, może się przydać, przecież, co nieco umiemy. Na pewno obejrzę miejscową rękawicę, czy jest cienka, czy duchy przenikają przez umbrę, bo przecież są miejsca, które wyzwalają w ludziach zło, czy szaleństwo poprzez wpływ zaświatów, a co jeszcze mogę zrobić to pomyślę jak porozmawiamy z tym komisarzem Lindem.
-No i jeszcze jak zdobędę trochę konkretnych danych, na pewno spróbuję dostrzec czy nie rysują się jakieś wzorce, ale by zmysł entropii zadziała muszę być na miejscu i mieć chociaż wyobrażenie wydarzeń i moja wiedza okultystyczna, zakładając, że to sprawa takiego rodzaju, może okazać się niewystarczająca. Ale przynajmniej kłamstwa od prawdy powinnam odróżnić. Więcej pomysłów nie mam. Przynajmniej dotyczących sprawy –znowu się roześmiała – bo tak w ogóle to kilka mam, jak pożytecznie spędzić czas. Ze specjalnym uwzględnieniem zapasów na sianie, jeśli tylko będzie z kim w to się bawić.
- Wiecie, co, zróbmy sobie wieczorek zapoznawczy, z piwem i świńskimi dowcipami, Ty Julianie byś się przynajmniej na mnie uodpornił, a Kurt wydałby trochę ciążących mu pieniędzy.
- Ech, zapomniałam – posmutniała – nie da się tak, bo znowu wkurzę Faustina. Poprosisz go, żeby z nami usiadł? – zwróciła się do chórzysty – Tobie nie odmówi, a ja przysięgam go nie prowokować. Wiecie coś o nim konkretnego? Dlaczego jest taki? Może to okropne, co powiem, ale łatwo sobie wyobrazić naszego Faustina jako mordercę.

Szarlej 29-07-2008 22:34

Julian słuchał Juli z uwagą.
-Owszem w wypadku wampira nie byłoby problemu moralnego ale czy taki byłby w wypadku "zwykłego" mordercy? Czy ten drugi jest lepszy? Nawet jest gorszy ponieważ nie jest z natury zły.
Popatrzył na Kurta i dziewczynę.
"Raczej nie chce im się roztrząsać takich spraw, lepiej zmienić temat."
Widocznie go zmieszał pomysł Juli na spędzenie wolnego czasu, jednak wbrew pozorom pomysł wieczorka przyjął z ulgą.
-Jak dla mnie świetny pomysł.
Wbrew powszechnym opiniom Juliana nie gorszyło wszystko. Dajmy na to taki świński kawał musiałby być naprawdę ostry aby wywołać na jego twarzy rumieńce. Co innego Julia, sam nie wiedział czemu kobieta tak na niego działa. Może to przez to jak się ubiera, może przez jej bezpośredniość w niektórych sprawach.
Gdy verbena wypowiedziała się o Faustinie Julian chciał jej przyznać racje. Sam jakby miał wybierać wybrałby Julie, kobietę szło polubić. Co innego Faustin, który swoim fanatyzmem odstraszał innych. Przypominał inkwizytorów i faktycznie wyglądał na kogoś zdolnego do zabójstwa. Chórzysta szybko skarcił się w myślach za osądzanie bliźniego.
-Już go wołam i dziękuje, że chociaż Ty...
Młodzieniec przez chwilę szukał słowa, po chwili dokończył kulawo
-wykazujesz rozsądek.
Wyszedł z przedziału na poszukiwanie kolegi. Gdy tylko go zobaczył odezwał się uśmiechnięty.
-Chodź do nas, jesteśmy tam prawie wszyscy.

MigdaelETher 07-08-2008 22:28

All ( Y )
 
Pociąg powoli zbliżał się do celu. Na błękitnym, bezchmurnym niebie królowało złociste słońce. Zapowiadał się piękny, upalny, letni dzień. Tymczasem wewnątrz wagonu młodzi adepci magyi powoli dochodzili do siebie po ostatnich dość burzliwych wydarzeniach. Teraz przyszedł czas na opatrzenie ran, refleksje i przemyślenia.

Kurt siedział z prawą ręką przytroczoną do tułowia kwiecistą, damską chustą. Pąsowe róże zdecydowanie nie były twarzowym wzorem dla biednego, pokiereszowanego Eteryty. Młody mężczyzna poprawił się w fotelu, ze zdziwieniem, a zarazem zadowoleniem odkrył, że bark nie dokucza mu już tak bardzo. Co prawda nadal pulsował tępym bólem ale zaszła jakaś subtelna zmiana. Kurt spojrzał na pozostawiony przez Juliana termos a potem na siedzącą pod oknem Verbenę. Zastanawiał się czy ta chwilowa poprawa była spowodowana bardzo dobrą, choć nieco zimną herbatką z dzikiej róży czy też zabiegami Julii.

Dziewczyna rozluźniła się nieco, deprymowanie biednego Juliana było naprawdę zabawne. Chórzyści byli zdecydowanie najciekawszymi kompanami. Święta dziewica i furiat jej obrońca, Verbena podsumowała chłopców złośliwie w duchu. Ciekawe czy udałoby jej się uwieść któregoś z nich, zastanawiała się taksując szczupłą postać Juliana. Chłopak czerwienił się jak burak pod jej spojrzeniem. Pewnie kochanek byłby z niego marny, co innego Faustin, ze swoim temperamentem. Po nocy z takim mężczyzną można wyjść na miękkich klanach z kilkoma sińcami i śladami po ugryzieniach. Julia zachichotała cichutko. Eteryta spojrzał na nią pytająco. On i Jagr wydawali się Dianie tak koszmarnie nudni. Przykładny ojciec rodziny i mól książkowy, Verbena zastanawiała się jak ten drugi poradzi sobie na łonie natury. Pewnie przy pierwszym podejściu pod górkę dostanie zadyszki. Wampiryczna teoria Juliana trochę ją zaniepokoiła, dziewczyna pamiętała co Eliza opowiadała jej o dzieciach nocy. Podobno ich krew była niezwykłą ingrediencją, która dzięki odpowiedniemu rytuałowi mogła czynić cuda, a ich mroczny pocałunek niósł ze sobą oprócz śmierci niewyobrażalna rozkosz. Z drugiej jednak strony starucha ostrzegała dziewczynę, że osoby obdarzone takimi witalnymi siłami jak ona stanowiły dla wampirów łakomy kąsek.

Faustin przetarł czoło kawałkiem materiału oderwanego od koszuli. Skaleczenie nie krwawiło już tak bardzo, w odbitych od lustra promieniach słońca coś zamigotało w ranie. Chłopak skrzywił się, na samą myśl o odłamku, pokiereszowane czoło zakuło go nieprzyjemnie. Chórzysta zacisnął zęby i delikatnie, z pietyzmem ujął odłamek opuszkami palców. Kiedy tylko mały, szklany kolec został usunięty, z rany pociekła świeża strużka krwi. Faustin syknął i przeklął pod nosem przebrzydłą wiedźmę i swoich kompanów, którzy najwidoczniej już znaleźli się pod jej wpływem. Senari wiedział dobrze, że TAKIE kobiety potrafią usidlić nawet uczciwego i cnotliwego mężczyznę, tymi swoimi plugawymi sztuczkami. Będzie musiał uważać na Juliana, wiedźma gotowa jeszcze zbrukać tego niewinnego młodzieńca o czystym sercu. Mężczyzna otarł krew, która spłynęła mu do oka, lekko zamroczony dostrzegł coś na granicy wzroku. Szary cień, jakby wielkich skrzydeł... rozległ się przeciągły gwizd pociągu.

Julian wyszedł na korytarz, w poszukiwaniu Faustina. Powietrze wpadające przez otwarte okno, przyjemnie chłodziło rozgrzane ciało i umysł chłopaka. Cała ta sytuacja... Z jednej strony było w niej coś fascynującego. Podróż w nieznaną okolicę, jak przypuszczał dość malowniczą i sielską z nowymi...hmm... dość dziwnymi znajomymi. Jednak z drugiej strony to okrutne, osnute mrokiem i tajemnicą morderstwo. Chłopak popatrzył na siedzących w przedziale towarzyszy. Wydawali się sympatyczni, młody Eteryta był niezwykle oczytany i błyskotliwy. Verbana była taka, Julian nie wiedział jak to ująć... taka kobieca, piękna... Młody mężczyzna zarumieniła się na samo wspomnienie dziewczyny. Andreas - Gdzie on właściwie się podział? - zastanawiał się przez chwilkę Chórzysta. A tak, poszedł poszukać konduktora. Jakie to z jego strony uczciwe. Eutanatos na pierwszy rzut oka niby taki posępny i ponury, przy bliższym poznaniu wiele zyskiwał. Julian współczuł Andreasowi, słyszał jak inni dyskutowali o tym co biedak przeżył na froncie. Takie rzeczy zostawiają w człowieku ślad do końca życia, chłopaka ogarnęła fala melancholii. Przypomniał sobie sierociniec, bombardowania, strach dzieci i swój własny... Nagle na końcu korytarza zamajaczyła drobna, znajoma sylwetka.

Andreas ochłonął już po tym niefortunnym zajściu. Eutanatos szedł wąskim korytarzem, zaglądając do kolejnych przedziałów w poszukiwaniu konduktora. Z jednej strony cieszyła go reakcja Julii, to była dobra dziewczyna, narwana ale dobra. Za to zachowanie Faustina nie napawało optymizmem. Było w nim tyle złości, zaciętości i ślepego fanatyzmu. Andreas przyłapał się na porównywaniu Chórzysty do jednego z wodzów właśnie zakończonej, krwawej wojny. Zrobiło mu się jakoś głupio. Wyciągnął chusteczkę z kieszeni i otarł krople potu z czoła. Konduktora nigdzie nie było widać, za to pociąg zaczął zwalniać. Andreas wyjrzał przez okno, na horyzoncie majaczyły zabudowania. Dojechali do Elizbethen.





Andreas wrócił do przedziału.

- Dojechaliśmy! - zawołał w drzwiach.

Nagle zapanowało ogólne poruszenie, Eutanatos pomógł poturbowanemu Kurtowi z plecakiem. Faustin nadal nadąsany ze szmacianą przepaską na głowie jako pierwszy wysiadł z pociągu. Stacja Elzbethen stała w środku lasu, Julia pełną piersią wciągnęła rześkie, górskie powietrze. Od niedużego, murowanego budynku dworca prowadziła droga do niewielkiego miasteczka, a raczej dużej wsi. Na ławeczce pod ścianą siedział mężczyzna, kapelusz opadł mu na oczy a klatka piersiowa unosiła się miarowo, sugerując, że jegomość drzemie sobie smacznie. Koło obutej w wysoki, skórzany but nogi stała kartka z napisem:

" Andreas Jegr "

MigdaelETher 10-08-2008 23:15

Dialog Yarota - Andreasa Jegra z Mg vel Hansem ;) przeprowadzony na gg
 
Andreas podszedł do śpiącego na ławeczce mężczyzny, już kiedy się zbliżał do jego uszy dobiegło przeciągłe pochrapywanie.

- CHrr hrrr rrr ...rrrr - usłyszał Eutanatos podchodząc.

Ręka Andreasa powędrowała do kieszeni w poszukiwaniu starych, dość niezwykłych figurek szachowych. Palce natrafiły na gładką powierzchnię wypolerowanego drewna. Koń...nie, mężczyzna szukał dalej... Wieża, jest! Zaraz poczuł się pewniej.

- Ehmm... - odchrząknął głośno.

Nagle obudzony mężczyzna poderwał głowę, aż spoczywający wcześniej na jego twarzy kapelusz spał na ziemię. Przetarł oczy i wbił w Jegra zamglone spojrzenie.

- Pan chyba czeka na mnie - Andreas wskazał na tabliczkę u jego nogi.

- Na ...- jegomość zająknął się, w odruchu desperacji porwał tabliczkę, chwile trwało, aż odwrócił ją prawidłowo i przeczytał sylabizując - An... dre... as ...Ja..Je..ger..

- ....Andreasa Jegra - pomógł mu.

- Pan Jegr..? - zapytał, już przytomniej, zbierając z podłogi kapelusz.

- Tak jest - Andreas wyciągnął rękę na przywitanie.

Mężczyzna podniósł się z ławki, Eutanatos nagle poczuł się malutki, nie sięgał mu nawet do ramienia. Patrząc na niego Andreasowi przyszło na myśl stare porzekadło " Wielki jak brzoza głupi jak koza...", twarz nieznajomego zdradzała lekkie upośledzenie. Chłop podrapał się po głowie. Młody podopieczny profesora Knopffa nie spuszczał oczu ze swojego rozmówcy.




- Zastępca komisarza, pan Olsen, kazał mi po pana wyjechać...sam miał, ale wie pan, on jest bardzo ważny i bardzo zajęty, zwłaszcza teraz... - zaczął tłumaczyć wielkolud mnąc w dłoniach filcowy kapelusz.

- Dobrze. Jestem tu z moimi towarzyszami. Profesor, dobry znajomy komisarza, mówił, że stąd łatwo dostaniemy się do Oberwink. To daleko? - Andreas zapytał spokojnie.

- Panie to was jest tak dużo...? - poskrobał się po głowie i wlepił ślipia w zbliżającą się Julie.

- Raptem pięć osób. Mówi pan, wyjechał...To pan jest tu autem?- Eutanatos drążył temat.

- Panie jakim autem...?! Bertą jestem, znaczy z Bertą i wozem - chłop znowu poskrobał się po głowie, najwidoczniej robił tak, gdy był czymś zdenerwowany.

- Tak...to chyba wejdziemy wszyscy? Czy Berta nie da rady? - młody adept magyi nadal nie tracił rezonu.

- Toż to staruszka! Nie uciągnie tego całego majdanu! - biedak załamał ręce.

- To może weźmie pan tego, kto będzie chciał a reszta pójdzie piechotą. To niedaleko i nie powinniśmy się zgubić? - Andreas próbował poddać jakieś sensowne rozwiązanie, tej dziwnej sytuacji, biednemu chłopu.

- Dziewczynę mogę wziąść! - rozpromieniła się jak dziecko na widok cukierka - duża jest ale Berta da radę!

Andreas zacisnął mocniej palce na schowanej w kieszeni białej wieży... * po chwili rozluźnił uścisk i kontynuował rozmowę z wyrozumiałym uśmiechem.

- Wspominał pan, że zastępca komisarza jest zapracowany. Czy wiadomo, co go tak zajmuje?

- A pan przyjezdny to pan nie wie...- uśmiechnął się z dumą i wyższością, że zna jakąś tajemnice, której nie zna miastowy - Topielca znaleźli, powiadają, że go co z krwi całkiem osuszyło! Stary Ulv to ponoć do tej por po nocach jego zielonkawą, ogryzioną przez ryby twarz widzi!

- Topielca? To może pijawki? We wodzie żyją to i krew mogły wyssać. U nas w mieście, to słyszało się o takich sprawach - podpytywał dalej, z lekkim uśmiechem Andreas.

- Kiedyś mnie taka użarła ale mała była... - poskrobał się po głowie - ta to musiała by być ogromna, panie, wielka jak moja Berta...albo i większa!

- No, z człowieka, to tak...chyba że dużo ich było. A ten topielec, to ktoś znany w miasteczku? - Eutanatos kontynuował z ciekawością - Tak się pytam, bo my w odwiedziny, a tu takie rzeczy się dzieją.

- Nie jakiś obcy chyba, bo od nas nikt ostatnio nie zginął, ale teraz to pełno tych przyjezdnych po górach się włóczy - z niesmakiem stwierdził olbrzym - pewnie który wpadł do jeziora i się utopił, ale co z tą krwią się stało to ja nie wiem...?!

- O...to my nie jedyni? - mężczyzna uniósł lekko brwi.

- Panie toć to lato. Ludziska z miasta po górach i lasach przyjeżdżają połazić - wielkolud popatrzył na przyjezdnego jak na idiotę.

- To może i który wpadł. Prawda. Tu jedna droga do Oberwink, tak? - niezrażony Andreas brnął dalej.

- Ano jedna Panie - uśmiechnął się od ucha do ucha uradowany, że ktoś chce z nim prowadzić dłuższą pogawędkę, widać nie często mu się to zdarzało, a do tego nieznajomy nie wywyższał się i pytał go o zadnie jak by był kimś ważnym.

- To się nie pogubimy. I wspomnę komisarzowi, że pomógł nam pan. A właśnie....jak pan się nazywa? Bo nie zapamiętałem imienia - Eutanatos spróbował zakończyć rozmowę w dyplomatyczny sposób.

- Hans, panie! - wyciągnął wielką jak bochen chleba rękę i klepnął biednego chłopaka, aż ten się zatoczył.

- Miło cię poznać Hans - uśmiechnął się Jegr próbując zachować równowagę.

- To chodźta, pokażę Ci moją Bertę - nachylił się i konspiracyjnie szepnął - a ta dziewczyna to z wani...?... A jakiegoś chłopa ma...?

Mężczyźni ruszyli w kierunku wyjścia. Idąc Andreas zadarł głowę i odpowiedział olbrzymowi równie konspiracyjnym tonem.

- Dziewczyna jest z nami. Co do chłopaka to nie wiem, ale jak zapytasz ją sam, to może odpowie?

Hans wyraźnie się speszył, oblał rumieńcem i tylko co jakiś czas zerka w kierunku Juli i pozostałych.

* użycie pierwszej kropki umysłu ( efekt znany graczowi )

Szarlej 12-08-2008 09:57

Julian wrócił z nadąsanym Faustinem do przedziału akurat kiedy pociąg się zatrzymał. Spakował szybko termos do plecaka i sprawdził czy wszystko ma.
Gdy wysiadali chłopak przepuścił wszystkich swoich towarzyszy i rozejrzał się po niezbyt imponującym dworcu. W tym czasie Andreas zaczął rozmawiać z kimś kto miał ich zawieść. Ten ktoś okazał się dwumetrowym, przygłupim olbrzymem, młodzieniec nie miał nic przeciwko osobom upośledzonym, Pan tworzy różnych ludzi. Chociażby on sam nie był z natury silny ale był inteligentny. Ktoś by nazwał takie stwierdzenie pychą, jednak Julian nie widział w tym nic złego. W końcu był osobą bystrą i inteligentną, Pan nie nakazał być fałszywie skromnym. Gdy były żołnierz skończył rozmawiać z Hansem, Julian podszedł do nich i wyciągnął rękę do olbrzyma.
-Julian.
Wiedział, że osoby upośledzone nie lubią gdy ktoś ich unika, szczególnie gdy zdają sobie sprawę ze swojej inteligencji. Chórzysta przyjrzał się towarzyszom szczególnie długo Faustinowi. Przyczyna tego spojrzenia była naturalna, drugi chórzysta stał nie daleko Hansa co było widokiem dość zabawnym. Szybko porzucił chęć roześmiania się i podszedł do Jerga.
-Może niech Julia i Faustin podjadą wozem a my pieszo. Faustin ma najcięższy plecak, więc powinien jechać. My we trójkę poszukamy lekarza dla Kurta i pójdziemy ich śladem.
Po sekundzie dodał ciszej, tak aby tylko żołnierz słyszał.
-Może w końcu zaczną się normalnie zachowywać a nie warczeć na siebie nawzajem.
Julianowi nie uśmiechała się podróż pieszo z Sanari a nie miał ochoty na jechanie wozem, lubił chodzić i miał ochotę zobaczyć pobliskie widoki.

Kerm 13-08-2008 16:50

Kwiecista chustka wykorzystana w charakterze temblaka zdecydowanie lepiej wyglądałaby na głowie wiejskiej babiny, ale Kurt nie miał zamiaru narzekać. Ramię jakby bolało go mniej... Przeniósł wzrok z termosu na Julię...

Ponieważ polepszenie stanu zdrowia (bo tak chyba mógł określić fakt, że ramię mniej mu dokuczało) nie mógł zawdzięczać ani swemu organizmowi, ani zjedzonej wcześniej landrynce, zatem powód musiał tkwić gdzie indziej. Albo sprawiła to herbata Juliana, do czego nie był w najmniejszym stopniu przekonany, albo nieco prawdy kryło się w plotkach, że chorzy, którymi opiekowali się Verbena szybciej wracali do zdrowia. W takim razie Julia, sprawczyni zamieszania, mniej czy bardziej świadomie w pewnym stopniu naprawiłaby szkody.

Julia roześmiała się nagle co spowodowało, że Kurt ponownie na nią spojrzał.
"Grosz za Twoje myśli" - stare powiedzenie rodem chyba z innego kontynentu, przemknęło mu przez głowę.
Ciekaw był, o czym też dziewczyna myśli sobie w tej chwili. O nich? O wyprawie? A może o miejscu, w którym by się znalazła, gdyby nie zlecona im misja. Albo o towarzyszach, jakie by sobie sama wybrała zamiast grupki magów z różnych, obcych dla niej, Tradycji.

Hamowanie pociągu oderwało Kurta od tych rozmyślań.
Zerknął na zegarek. Sadząc z tego, którą godzinę wskazywał, powinni już zbliżać się do Elsbethen.

- Chyba zaraz będziemy na miejscu - powiedział.

Wejście Andreasa i przekazana przez niego informacja potwierdziły te przypuszczenia.
Kurt zabrał leżący koło niego plecak. Przy niewielkiej pomocy Andreasa zarzucił go na ramię. Przepuścił Julię, a potem ruszył za nią.

Stacja, a raczej stacyjka, położona w pewnej odległości od miasteczka, była niemal przyklejona do pięknego lasu. Powietrze... Cóż, było zdecydowanie inne niż to w mieście. Prawie nie zawierało zanieczyszczeń, co potrafił dostrzec nawet taki początkujący Mag jak on. **) W pełni zasługiwało na określenie "świeże". I trudno było się dziwić radości, która wprost promieniowała z Julii.

Komitet powitalny nie przedstawiał się imponująco, jako że ograniczał się do drzemiącego na ławeczce mężczyzny. I gdyby nie stojąca przy jego nogach kartka pewnie nikt nie zwróciłby na niego uwagi.

"Niczym powitanie wujka z Ameryki, wracającego po latach w rodzinne strony" - uśmiechnął się Kurt. - "W zasadzie to powinni nas wywołać przez megafon..."

Ciekawą rzeczą było to, że zarówno głośne hamowanie pociągu, jak i jego jeszcze głośniejszy, urozmaicony kilkoma gwizdkami, odjazd nie zrobiły na śpiącym żadnego wrażenia, natomiast na dużo w gruncie rzeczy cichsze "Ehmm" Eutanatosa zareagował natychmiast.
Gdy wstał okazało się, że jest znacznie wyższy nawet od Julii, ale twarz... Oblicze czekającego na ich wspaniałą drużynę mężczyzny wskazywało na to, że zbyt wiele energii organizm poświęcił na rozwój fizyczny, a zbyt mało - na rozwój umysłowy.
Co potwierdziło się już po pierwszych słowach mężczyzny.

Kurt o mało nie parsknął śmiechem słysząc pytanie Andreasa o samochód. Chociaż osoby wykazujące braki umysłowe w jednej dziedzinie zwykle rekompensowały to w innej, ale miał świadomość, że ich rozmówcy nikt nigdy nie powierzyłby samochodu. O wydaniu prawa jazdy nawet nie warto było wspominać.

Gdy padły słowa o tym, że wóz nie zdoła wszystkich zabrać, Kurt poprawił okulary i spojrzał na mówiącego. *) A chwilę później uśmiechnął się. Na miejscu owego mężczyzny również wolałby jechać z ładną dziewuchą, niż z kimkolwiek z pozostałej czwórki. Jak widać, chociaż umysł wielkoluda nieco szwankował, to jednak nie na tyle, by mężczyzna nie widział, co najlepiej wybrać.

Dalsze wieści były mniej pomyślne, Ciało topielca pozbawione było krwi. Słowa o pijawkach były raczej pozbawione sensu. Co prawda nie przechylało to szali prawdopodobieństwa zdecydowanie na stronę julianowych wampirów, ale czyniło ową teorię nieco bardziej prawdopodobną.

Gdy rozmowa Andreasa z Hansem skończyła się, Kurt, idąc w ślady Juliana, przedstawił się. Wyciągnął do niego rękę. Lewą. Wolał nawet nie myśleć, co zrobiłoby z jego barkiem solidne potrząśnięcie w wykonaniu Hansa.

- Kurt Zeller - powiedział. - Miałem mały wypadek - dodał widząc skierowany na chustę wzrok Hansa.

A potem obrócił się w stronę Juliana mówiąc na tyle cicho, by tylko Chórzysta usłyszał te słowa:

- Nie sądzę, by posyłanie tej dwójki razem było najlepszym pomysłem. Może faktycznie wysłalibyśmy Julię. Wraz z naszym bagażem. A lekarz nie jest mi potrzebny, Magiczne dłonie - zażartował - Julii sprawiły się wyśmienicie.

(...)


Stojący przed budynkiem stacji wóz był nie pierwszej młodości. Była to typowa, nieco zdezelowana wiejska fura, której stan techniczny na pierwszy rzut oka pozostawiał trochę do życzenia.
Kurt lekko dotknął okularów. **) Pozory, jak się okazało, były nieco mylące. Ale w drugą stronę...
Drewno w wielu miejscach było porozsychane i popękane, a metalowe elementy były poważnie skorodowane.

"Mógłby trochę zadbać o tę karocę" - pomyślał. - "Ciekawe, kiedy tez zabytek był ostatnio w użyciu."

"Przyczepiony" do wozu koń również wyglądał na dość wiekowego, ale Kurt nie zamierzał zaglądać mu w zęby by to sprawdzić. Berta była czyściutka i zadbana.

"Pewnie kocha tę klacz, a wozu - nie" - przemknęło przez głowę Kurtowi.

Klacz nie sprawiała wrażenia takiej, która miałaby paść po paru krokach i według Kurta ze spokojem mogłaby nawet ruszyć kłusem, ale ocenianie stanu zdrowia Berty to zdecydowanie nie była jego dziedzina... W dodatku Hans zdawał się mówić prawdę. Poza tym - pewnie nawet rumak w pełni sił miałby pewien kłopot z uciągnięciem tego wozu.
Nie mówiąc już o tym, że była wymarzona pogoda na spacer...

- Rzućmy plecaki na wóz - zaproponował - a my pójdziemy pieszo, dzięki czemu Berta się nie przemęczy.

Gdyby Hans zechciał pogonić trochę swoją Bertę, to z pewnością wszyscy poruszaliby się w takim samym tempie.

- Gdyby tak trochę naoliwić osie, to Bercie byłoby znacznie łatwiej - dodał.

----------------

* użycie 1 kropki entropii
** użycie 1 kropki materii

Judeau 21-08-2008 10:47

Faustin z mimowolną odrazą patrzył na człowieka z którym rozmawiał Eutantos. Nauki kościoła jasno precyzowały jak należy odnosić się do ludzi upośledzonych, ale Chórzysta nie był taki pewny ich słuszności. To jasne, że ten człowiek nie został stworzony na podobieństwo Boga. Może Daibeł maczał w tym palce, może nie. Póki co, należy zachować do kreatury zdrowy dystans. Musi pamiętać, żeby w swoim czasie pomodlić się o rozjaśnienie tej sprawy
Podszedł do konia, uśmiechnął się i pogłaskał szkapę po pysku. Lubił zwierzęta. Nawet jeśli były tylko bezdusznymi maszynkami, to dobrze wywiązywały się z roli, jaka była im wyznaczona. Nigdy nie występowały przeciw swojej naturze, kalając tym cześć stwórcy, tak jak ludzie mieli w zwyczaju.

-Może niech Julia i Faustin podjadą wozem a my pieszo. Faustin ma najcięższy plecak, więc powinien jechać. My we trójkę poszukamy lekarza dla Kurta i pójdziemy ich śladem.

Na same wspomnienie o podróżowaniu z wiedźmą zbierała się w nim złość. Przymknął oczy, by nie dać znów ponieść się emocją i już miał przemówić, gdy Eteryta ubiegł go.

- Nie sądzę, by posyłanie tej dwójki razem było najlepszym pomysłem. Może faktycznie wysłalibyśmy Julię. Wraz z naszym bagażem.

"Czegoś się nauczył” pomyślał z cieniem satysfakcji Faustin. Bez słowa wrzucił plecak na wóz i rozprostował kości. Może jednak da się z nimi żyć w pokoju. Dopóki taka bedzie wola Pana, oczywiscie


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:44.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172