lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/)
-   -   WARSZTATY Mag Wstąpienie - Zapłata dla przewoźnika (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/5394-warsztaty-mag-wstapienie-zaplata-dla-przewoznika.html)

MigdaelETher 07-12-2008 21:14

Kurt rozdzielił między towarzyszy świeże, pachnące pieczywo. Cynamonowe bułeczki same rozpływały się w ustach, pozostawiając na języku słodki smak masła przełamywany korzenną, gorzkawą nutą cynamonu. Przysiedli na murku obserwując powolne, pełne uroku życie małego miasteczka. Tylko Faustin stał nieco z boku, awantura w piekarni wyraźnie wytrąciła go z równowagi. Po chwili dołączył do nich Andreas, przez ramię miał przerzucony solidny pęk liny, a z szyi zwisała mu nowiutka lornetka.

- To co ferajna, zbieramy się? - jowialnym tonem rzucił Eutanatos.

Powoli, kolejno podnosili się z murka, przeciągając się i prostując kości. Julian zakręcił termos i schował do plecaka, resztki, chłodnej już malinowej herbaty. Ruszyli w drogę. Zgodnie ze wskazówkami Hansa opuścili ryneczek uliczką koło szewca, tu droga zaczynała piąć się pod górę. Mijali kolejne domy, niewielką aptekę i murowany kościółek. Chórzyści przystanęli na chwilę. Faustin szybko przeżegnał się i ruszył dalej, jednak młodziutki Julian stał, nadal wpatrzony w światło załamujące się w kolorowych witrażach. Jego umysł i duszę wypełniała ta sama muzyka, w jego sercu wibrował ten sam przecudny głos, który słyszał w ten okropny dzień bombardowania.





Pełne dobroci, oczy z witrażu zwróciły się w kierunku młodzieńca.

~ Julianie nie lękaj się, Jedyny jest z Tobą ~


Czysty i mocny głos rozbrzmiewał w głowie Chórzysty. Silny uścisk dłoni Faustina przerwał wizję. Na wpół przytomny chłopak wpatrywał się, jakby niewiele rozumiejąc w twarz towarzysza.

- Chodź... - spokojnie, acz stanowczo ponaglił go Sanari.

Po chwili marszu skończyła się brukowana droga, a odstępy między kolejnymi domami zwiększyły się. Teraz to nie były już małe, murowane kamieniczki, a wiejskie gospodarstwa, rozrzucone w koło miasteczka jak małe satelity. Szli pod górę dość stromą i kamienistą ścieżką. Na intensywnie niebieskim niebie świeciło słonce. Do ich uszu dobiegały radosne śpiewy ptaków z pobliskiego zagajnika. Szli spokojnie, rozmawiając, żartując, nawet posępny Faustin wydawał się bardziej rozluźniony i radosny. Tylko Julian szedł z tyłu zamyślony, kontemplując to czego doznał przed małym, murowanym kościółkiem. Kiedy osiągnęli szczyt wzniesienia pogoda powoli zaczęła się zmieniać. Zaczął wiać zimny, przenikliwy wiatr, a niebo zasnuły szare, ołowiane chmury. Nastrój w grupie też zrobił się cięższy. Wszyscy w pośpiechu zaczęli wyjmować z toreb i plecaków ciepłe okrycia. Julia cieszyła się jak dziecko, gdy kolejne podmuchy rozwiewał jej włosy.

- Czujecie, to oddech gór! - zaśmiała się do towarzyszy, przekrzykując rosnący w siłę wiatr.

Nagle z nieba spadła ulewa. Krople padały gęsto tworząc prawie zwartą ścianę wody. Kurt zaklął pod nosem próbując naciągnąć na głowę, ciągle zwiewany kaptur. Ruszyli pędem w dół zbocza. Julia z dzikim śmiechem pozwalałaby lodowate kropelki muskały jej delikatna, młodą skórę. Nagle Andreas krzyknął tubalnym głosem:

- Tam, patrzcie! Widzę coś! - wskazał majaczące, na horyzoncie zabudowania.






Po chwili biegu byli już w wiosce. Przystanęli pod daszkiem jakiejś chałupy i spojrzeli wyczekująco na Kurta, który już nie raz w trakcie tej wyprawy wykazał się bezbłędna orientacją w terenie.

- Gdzie teraz ? - Julia spoglądała to na Eteryte to na Eutanatosa.

Młody naukowiec, przywołał w pamięci wskazówki Hansa.

- Sądzie, że gospoda, w której mamy się zatrzymać powinna być tu niedaleko - powiedział, wycierając okulary wielką, kraciastą chusteczką.

- Do prawdy co ty nie powiesz, sami byśmy na to nie wpadli - kąśliwie zauważył Faustin, wskazując wszystkim budynek, przed którym stała znajoma rozlatująca się fura - Dzięki, bez ciebie na pewno nie trafili byśmy na miejsce.

Rzucił Chórzysta, ruszając raźno przez lejące się z nieba potoki deszczu, pozostali okryli się szczelniej kurakami i podążyli jego śladem.

Wnętrze gospody było ciepłe i przytulne. Korpulentna gospodyni w kolorowej, długiej spódnicy, lamentując w niebo głosy rzuciła się do kuchni przygotowywać coś na rozgrzewkę. Uprzednio wysławszy Hansa po pana komisarza.




W koło unosił się ostry zapach sera i cudowna won jałowcowego dymu, znak, że gospodyni wędzi szynkę. Młodzi magowie rozsiedli się na drewnianych ławach, przykrytych owczymi skórami. Andreas zanurzył palce w białym puszystym włosiu, gorąca herbata z cytryną i miodem grzała przyjemnie.
Kiedy tak siedzieli i suszyli się, do gospody wrócił Hans prowadząc ze sobą mężczyznę w średnim wieku. Jegomość zamknął czarny parasol, otrzepał poły płaszcza i rozejrzał się po sali. Na widok przemoczonej grupki uśmiechnął się lekko i ruszył żwawym krokiem w kierunku stolika.

- Witam komisarz Lind, a wy jak sądzę jesteście podopiecznymi mojego przyjaciela profesora Knopffa - zdjął palto i przywitawszy się zajął miejsce koło Kurta - Jakiś poważny wypadek? Gundrund przynieś młodym twojego wybornego jabłecznika




Czekając na gosposię wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zapalił.

- Teraz wypijcie spokojnie herbatę, zjedzcie placek naszej kochanej Guni, a ja odpowiem na wasze pytania, bo sądzę, że ogólny zarys tego co się tu wydarzyło przekazał wam już profesor .- komisarz zaciągnął się papierosem.

- Potem pójdziemy do kostnicy, gdzie trzymamy ciało nieboszczyka, żebyście mogli się mu przyjrzeć. - zawiesił na chwile głos i spojrzał wymownie na Julię.

Kerm 08-12-2008 17:55

Bułeczki były tak dobre, jak sugerował to ich zapach. Wprost rozpływały się w ustach.

- Pyszności - powiedział Kurt, sięgając po ostatnią bułeczkę. Jak widział, wszyscy pałaszowali z apetytem. Z wyjątkiem Faustina, któremu z jakiegoś powodu bułeczki nie przypadły do gustu.

- To co, ferajna, zbieramy się? - głos Andreasa skłonił wszystkich do wstania.

Ruszyli.
Wskazówki Hansa okazały się nadzwyczaj dokładne.
Uliczka koło szewca, kościółek, gospodarstwo z gniazdem bocianim na wysokim drzewie, kamień, a raczej głaz narzutowy, mostek...

- Jeszcze kawałek i będzie połowa drogi - powiedział Kurt.

Zanim weszli na zapowiadany przez Hansa szczyt wzniesienia pogoda się zepsuła. Eteryta z pewnym trudem założył kurtę i z jeszcze większym trudem zaciągnął zamek. Pojedyncze krople deszczu zamieniły się w dziesiątki, setki, potem tysiące małych zimnych lodowatych uderzeń. Tylko Julia zdawała się cieszyć zarówno wzmagającym się wiatrem, jak i deszczem.

"Miłośniczka natury... To widać" - pomyślał Kurt. - "Jeszcze trochę i zacznie tańczyć na deszczu."
Co, nie da się ukryć, byłoby miłym widokiem dla oczu.

On sam niezbyt w tej chwili cieszył się z takiej pogody. Wiatr co chwila złośliwie usiłował zerwać mu kaptur, a krople wody osadzające się na szkłach okularów skutecznie utrudniały widoczność. W dodatku mógł posługiwać się tylko jedną ręką...
Okrzyk Andreasa oznajmującego, że w oddali widzi wioskę pobudził wszystkich do jeszcze szybszego krokuu.

- Sądzę, że gospoda, w której powinniśmy się zatrzymać, powinna być tu niedaleko - powiedział, po raz kolejny przecierając szkła. Przez ten deszcz nawet nie zauważył wehikułu Hansa. Co oczywiście naraziło go na złośliwe docinki wygłoszone przez Faustina.


Gospodyni na ich widok załamała ręce.

- Zaraz podam gorąca herbatę - powiedziała i pobiegła do kuchni. Po drodze zatrzymała się przy znanym im już człowieku.

- Hans - powiedziała. - Zostaw ten kufel i idź po pana komisarza.

Woźnica popatrzył na nią przez moment, jakby zastanawiał się, czego gospodyni od niego chce, a potem powoli skinął głową.

- Po pana komisarza? Tak, tak - powiedział. - Już idę.

Wysączył z kufla nieistniejące krople piwa, a potem ruszył w stronę drzwi, wpuszczając do środka odgłosy deszczu i wiatru.

Kurt, zanim wzorem towarzyszy zdjął kurtkę i usiadł na ławie, poprawił okulary i rozejrzał się dokoła, starając się odgadnąć rodzaj materiału, z którego została zbudowana gospoda, oraz ilość składających się na nią pomieszczeń. *

Delektowali się wszyscy herbatą z miodem i cytryną gdy drzwi otworzyły się ponownie, wpuszczając Hansa i towarzyszącego mu mężczyznę.

- Kurt Zeller - przedstawił się Eteryta, odpowiadając na powitanie komisarza. - A to jest drobiazg - stwierdził, odrobinę mijając się z prawdą. - Do wesela się zagoi...

Zdziwił się nieco słysząc zamówienie gospodarza. Dopiero po ułamku sekundy zorientował się w nieporozumieniu językowym.

"Ale zabawne" - pomyślał, w ostatniej chwili powstrzymując chęć rezygnacji z udziału w tej części konsumpcji i spoglądając na panią Gundrund, niosącą smacznie wyglądające i równie uroczo pachnące pieczywo. Cynamonowe bułeczki dawno stały się wspomnieniem.

Pytań na razie wolał nie zadawać. Nie chciał nikomu psuć apetytu. Chociaż zdawał sobie sprawę z tego, że niedługo ujrzą widok niezbyt apetytowi sprzyjający. Poza tym... nieboszczyk uciec nie mógł, a sam jego widok mógł nasunąć kolejne pytania. Lub dać odpowiedź na jeszcze nie zadane.

------------------
* Materia oraz Korespondencja

Hellian 16-12-2008 18:12

Dziewczyna była zbyt rozradowana wyprawą by zwracać uwagę na Faustina. Zresztą chciała przynajmniej spróbować nie prowokować niepotrzebnych kłótni. Wybity bark Kurta cały czas kłuł ją w oczy.
Gospoda zyskała aprobatę i Julii i Artemidy. Bogini rozsiadła się na dwóch ławach, które wcześniej połączyła z sobą. Nie po raz pierwszy w życiu Diana zastanawiała się jak to jest, że inni nie widzą samoporuszających się mebli. Natomiast na pewno dobrze, że nie widzieli rozsuniętych ud Łowczyni, ubranej przecież jedynie w kusą tunikę. A usiadła skubana dokładnie naprzeciwko obu Chórzystów. Julka z najwyższym trudem opanowała wybuch śmiechu.

-Wyglądam na taką, co ma do nieboszczyków niezwykły sentyment? – Odpowiedziała na spojrzenie komisarza – Czy raczej chodzi o to, że na mnie najmilej się patrzy? – zawiesiła głos po tym pytaniu, by nie było wątpliwości, że nie jest retoryczne i naprawdę domaga się wyjaśnienia albo komplementu.
- Mogę zacząć? – tym razem mimo, że odwróciła się do Andreasa nie czekała na odpowiedź –Więc panie Lind, mamy nieboszczyka, płci męskiej, w wieku? Czy go zidentyfikowano? Długo pływał w jeziorze? Widział Pan gdziekolwiek, kiedykolwiek symbole, które wyryto mu na plecach? Mógłby Pan je nam narysować zanim pójdziemy podziwiać denata? Czy w okolicy zdarzyły się już kiedyś podobne zbrodnie? Albo nie podobne, ale równie dziwne? Jest Pan stąd? Długo jest pan w Oberwink komisarzem?
Słuchała mężczyzny korzystając ze swych umiejętności (entropia), i dopiero teraz poczuła, że sprawa tajemniczego morderstwa może naprawdę ją wciągnąć.

Szarlej 03-01-2009 23:02

- To co ferajna, zbieramy się?-Andreas rzucił jowalnie w ich stronę.
- A no ruszajmy.
Chórzysta wstał z murku na którym do tej pory siedział, dopił zimną już herbatę i ruszył za Eterytą.
Podczas drogi Julian podziwiał miasteczko, piękną parterową zabudowę mieszkalną, stare kamienice no i mały kościółek. Julian stanął przy nim by się przeżegnać i krótko pomodlić.
"Boże chroń nas w tej podróży..."
Młody chórzysta zaczął się modlić z głębi serca, nie wyuczonymi formułkami a jak zawsze swoimi odczuciami. Wtedy też poczuł rozkwitające różane pąki, do jego uszu dobiegła też muzyka. Jednak nie zobaczył światłości, zamiast tego na jednym z witraży anioł poruszył się i popatrzył na młodzieńca, jego oczy wyrażały nieskończoną dobroć i miłość. W głowie Juliana rozległ się głos anioła. Na wieść, że Jedyny mu towarzyszy i błogosławi jego podróż na sercu od razu zrobiło się lżej. Jednak czy anioł chciał go tylko uspokoić? W tym momencie silny uścisk Faustina i jego słowa sprowadziło go do rzeczywistości. Chłopak otrząsnął się.
-Tak, już idę...
Hoffman miał nieprzytomny wzrok, zachowywał się jakby był w transie.
Szli tak kawałek czasu, w górę i w dół jednak Julian nie zwracał na to uwagi, również ledwo zwrócił uwagę na deszcz który się rozpadał. Gdy pierwsze krople uderzyły o twarz chórzysty ten tylko spojrzał w górę i patrzył tak jakby coś ujrzał, po chwili kontynuował wędrówkę. Gdy się rozpadało jako jedyny nie wyjął kurtki, dopiero po chwili po słowach Sanariego zdjął plecak i wyciągnął szwedke, po założeniu jej dalej szedł nie zważając na nic.
A o czym myślał młody austryjak? Oczywiście o wizji, której doświadczył. Z jednej strony cieszyło go błogosławieństwo Boga a z drugiej strony martwiło go, że anioł uznał za potrzebne poinformowanie go o tym. Co stało za misją w której brał udział? Z czym przyjdzie mu się spotkać? Wiedział jedno, niezależnie co to jest tylko wiara w Boga i modlitwa mogą go ocalić.
Doszli w końcu do miasteczka kabała jak zwykle zaczęła utarczki słowne, które wywołał nie kto inny jak Faustin.
"Jak ktoś taki może twierdzić, że służy Bogu? Pyszny, arogancki, agresywny. to nie są cechy, które Jedyny chce w nas widzieć."
Julian wszedł za resztą do gospody, dopiero w niej się ożywił ale i to nieznacznie, tak jak reszta powiesił mokrą kurtkę na wieszak i usiadł przy ławie.
-Gundrund przynieś młodym twojego wybornego jabłecznika.
-Dziękuje, nie pije.
Komisarz spojrzał się dziwnie na młodzieńca, tamten zrozumiał swoją pomyłkę gdy gosposia przyniosła ciasto.
-Przepraszam pomyślałem o innym jabłeczniku. Tak wogóle to Julian Hoffman.
Gdy komisarz spytał się o pytania, Julian poczekał aż Julia wyrzuci swoją serie pytań.
-Ja mam dwa jeśli można. Pierwsze to od jak dawna nieszczęśnik nie żyje? Drugie to czy został zidentyfikowany?

Yarot 04-01-2009 11:06

Gospoda pachniała dymem jałowcowym. Miękkie, owcze skóry zalegały na ławach i całkiem przyjemnie się na nich siedziało, w odróżnieniu od twardych, pociągowych siedzeń i padającego na zewnątrz deszczu. Przełknięte po drodze bułeczki już dawno przestały być odczuwalne w żołądku, a tutaj jeszcze takie zapachy się rozchodziły, że aż ślinka ciekła. Hans wyszedł po komisarza, reszta towarzystwa wygodnie się rozsiadła. Ubrania powolutku schły na grzbietach i wieszakach. Na szczęście herbata z cytryną skutecznie odpędziła drapanie w gardle.

Komisarz Lind wyglądał na komisarza. Jego postawa, spojrzenie oraz sposób rozmowy zdaje się to potwierdzać. Gdy rozbierał się z mokrego płaszcza, odkładał parasol i przedstawiał się, Andreas uważnie mu się przyglądał ściskając w ręku białego króla szachowego. Zimny dotyk kości słoniowej i wyczucie, jakie spłynęło na chłopaka tylko upewniło go w swoich przypuszczeniach. Mimo to patrzył i przysłuchiwał się temu, co ma do powiedzenia komisarz. W kieszeni znalazł jeszcze rąbkowaną figurkę wieży, by sprawdzić kilka rzeczy odnośnie Linda.
Andreas słuchał również bardzo uważnie pytań Julii. Nie miał wątpliwości, że Lind po ich wysłuchaniu nie bardzo będzie wiedzieć na które odpowiedzieć. Julia, z typowym dla siebie zachowaniem, wypytała się o wszystko, co jest możliwe - i to, co jest blisko sprawy, i to, co jest tylko jej tłem. Słysząc pytania Juliana, Andreas już wiedział, że zaraz zrobi się taki bałagan, że nikt nie będzie wiedzieć o co chodzi. Zaczynało się strzelanie, a o strzelaniu akurat chłopak wiedział sporo. Lepiej mierzyć dokładniej i celniej niż strzelać na oślep.
- Witam komisarzu Lind. Kurta, Julię i Juliana już pan poznał. Został jeszcze Faustin - wskazał na niego ręką wciąż ściskając króla szachowego - oraz ja, Andreas Jegr. Pewnie każdy z nas ma masę zapytań, bo relacja profesora nie była wyczerpująca i pewnie pańska, komisarzu Lind, będzie pod tym względem znacznie ważniejsza. Pytania zadane w tej chwili to jednak pytania, które wynikają z tego, co nam przekazał profesor. Ale może zanim na nie pan odpowie, to proszę opisać to, co się zdarzyło. Jak to było, z pańskiego czyli policyjnego spojrzenia. Im więcej szczegółów tym lepiej, bo to pewnie zaspokoi naszą ciekawość już teraz. Sądzę, że po tym będziemy mieć znacznie konkretniejsze pytania do pana. My w tym czasie skosztujemy przepysznego jabłecznika i popijemy herbatą.

Andreas skończył i spojrzał na policjanta. Siwy dym z papierosa ulatywał pod powałę i ginął w mroku. Drażniący zapach mieszał się z jałowcowym aromatem i zapachem pieczonych jabłek. Nie wątpił, że relacja policjanta będzie rzeczowa. Nie wątpił też, że będzie to najlepszy punkt wyjścia do dalszych pytań. Do tego, by z rzeczowości przesunąć się do miejsca, gdzie nie jest ona już taka pewna. Skinął Kurtowi głową, wiedząc, że solidne dane będą dla niego nieocenione. Uśmiechnął się do Julii i Chórzystów mając nadzieję, że pozwolą skończyć komisarzowi powiedzieć to, co potrzebne. Podniósł do ust kawałek placka i z lubością rozsmakował się w jego kwaskowym, jabłkowym aromacie.

Ratkin 17-01-2009 13:18

Przemoknięty do cna Faustin trzymał się na uboczu bandy dyletantów z którymi przyszło mu za sprawą nie zrozumiałego dla niego Boskiego wyroku przebywać. Obrzydzenie narastało w nim proporcjonalnie do pogarszającego się stanu pogody i zawartości wody w jego przyodzieniu. Teraz uczucie wypłynęło na powierzchnię niczym napuchnięta padlina wyłaniająca się z odmętów. Nie mógł patrzeć na nich, jak silą się na udawanie powagi i profesjonalnego podejścia do powierzonego im zadania. Zamiast tego wszyscy kryli w sobie pragnienie wygrzania się przy kominku, nażarcia się tłustym jedzeniem i popchnięciem tego wszystkiego herbatą z alkoholem. Mogli by chociaż nie oszukiwać się z tą wkładką i od razu przyznać się przed światem że przyjechali tu na wywczas...

Faustin kucnął przed kominkiem. Wystawił przed siebie dłonie, wprawnie oceniając optymalną odległość od źródła ciepła. Na granicy percepcji w pomieszczeniu dało się usłyszeć szept Faustina, odmawiającego cichą modlitwę. Wypowiadane po łacinie, kierowane pozornie do patrona podrużnych słowa, trafiały -jak miał nadziej- bezpośrednio do Ducha Świętego stanowiącego w jego mniemaniu integralną część całego otaczającego do świata... (Siły)

Myśli Faustina na chwilę wróciły do najmroczniejszych momentów jego życia. Przenikające jego zmarźnięte ciało ciepło, przywołało wspomnienie maleńkich ognisk na afrykańskiej pustkowiach. Nieznosił kiedy słyszał czy czytał jak ktoś łączył pustynię z gorącem, upałami czy też słońcem. On pamiętał ją przez pryzmat niekończących się lodowato zimnych nocy...

Najbardziej jednak nienawidził wspomnień o poparzeniach, do których miał skłonność w tamtym okresie, nim nauczył się panować nad powierzonymi mu przez Boga darami. Czasem ciągle doskwierała mu rana stopy, której nabawił się, kiedy zbyt długo ogrzewał ją w rzaże i wycieńczony zasnął, uśpiony kojącym ciepłem. Bogu dziękował, że bten nie ukarał go za chwilę słabości zakażeniem i amputacją, które mogły stać się konsekwencją niesprawnego opatrunku i koszmarnych warunków sanitarnych.

Wszystkim wam przydalaby się jedna noc w okopie, maminsynki. -pomyślał o swoich towarzyszach. Chwilowo z opluwanej negatywnymi humorami grupy wyłaczył Jegra. Dla tego, gadajacego obecnie co ciekawe nawet z sensem kombatanta, utrzymywał w sobie resztki szacunku.

MigdaelETher 18-02-2009 00:03

Komisarz podrapał się po męskiej, odrobinę kanciastej szczęce. Odchrząknął i sięgnął po kolejnego papierosa. Buńczuczna postawa jedynej kobiety w tym gronie oraz ilość pytań jakie wyrzuciła z siebie między jednym kęsem jabłecznika, a drugim zrobiły na starym Lindzie wrażenie. Zaciągnął się. Z pomiędzy mięsistych warg komisarza powoli, ospale sączyła się sinawa smużka dymu. Spojrzenie niebieskich, wodnistych oczu spoczęło na Andreasie, którego mężczyzna podświadomie uznał za przywódcę tej osobliwej grupy. Może to z powodu różnicy wieku widocznej między Eutanatosem a pozostałymi, a może z powodu spokojnej merytorycznej wypowiedzi. Komisarz nie wiedział, czuł tylko aurę spokoju i autorytet które biły z postaci młodego mężczyzny.

- Zacznijmy więc od początku - westchnął wyciągając z kieszeni prochowca gruby notes w wytartej i zaplamionej skórzanej okładce.

Potem sięgnął do drugiej kieszeni i wyciągnął z niej okulary w rogowej oprawce o szkłach grubości porządnego słoika od musztardę. Założył je na czubek nosa i zaczął czytać.

- Piątego czerwca bieżącego roku Ulv Bernhoff, rybak, lat 69, zamieszkały w Oberwink, wypłynął o koło godziny szóstej rano zebrać rozstawione nocą sieci z jeziora, nazywanego przez lokalną społeczność Dunkel See - komisarz przerwał na chwile, poślinił swój wielki, spracowany kciuk i przewrócił kartkę w notesie.

Na moment zapanował cisza, przerywana cichymi mlaśnięciami, które raz po raz wymykały się młodym magom pałaszującym z apetytem domowy jabłecznik. Wszyscy, a właściwie prawie wszyscy rozsmakowali się w tym słodkim smakołyku. Tylko Faustin siedział z marsowa miną wpatrując się w swój kawałek ciasta, jakby chciał go przeszyć na wskroś groźnym spojrzeniem.

- Mężczyzna zeznaje, że zwabiony odgłosami ptactwa wodnego wpłynął w szuwary i tam dokonał makabrycznego odkrycia. Zwłoki mężczyzny w znacznym stopniu rozkładu, lat około 40 do tej pory nie zostały zidentyfikowane - Lind pociągnął solidy łyk herbaty i kontynuował.

- W wyniku sekcji, której dokonał miejscowy lekarz stwierdzono, ze ofiara zginęła na skutek krwotoku, spowodowanego rana ciętą szyi, potocznie mówiąc poderżnięto jej gardło. I to jak... - komisarz zerknął za zebranych znad okularów - głowa ledwie się trzymała jak go wyciągaliśmy z wody.

Słodka, kleista papka, na wpół przeżutego jabłecznika wylądowała na zapisanych drobnym maczkiem stronach służbowego notesu komisarza. Mężczyzna z niesmakiem spojrzał na Kurta, który krzywiąc się i wachlował na wpółotwarte usta zdrowa ręką.*

A wyglądał na twardszego - pomyślał z niesmakiem stary policjant - O i panna " twarda sztuka " też nie wytrzymała.

Julia przeżywała istne katusze, język i podniebienie piekły ją żywym ogniem, jak to mozliwe, że jabłecznik w jednej chwili stał się tak potwornie gorący.*

- Wszystko w porządku? - Andreas spoglądał zaniepokojony to na śliczną Verbenę to na młodego Eterytę.

Kurt ściągnął okulary i roztarł załzawione oczy.

- Nie, nie... wszystko w porządku...cisto za ciepłe...- wychrypiał chłopak ze zbolałą miną.

- Na pewno? - wpatrując się podejrzliwie w resztki swojego kawałka, próbował upewnić się Julian.

- Do cholery! Tak! - uderzając ze złością ręka w stół, Julia uciłęa kolejne pytania.

Wszyscy na chwile zamilkli, tylko na twarzy Faustina błąkała się złośliwy uśmieszek, dopiero teraz Chórzysta wbił w ciasto widelczyk i łapczywie, ze smakiem zaczął konsumować swój kawałek. Niezręczną cisze przerwał komisarz.

- Lekarz twierdzi, że część ran powstała jeszcze kiedy ofiara żyła. Bydlak torturował biedaka zanim go zabił. Wyciął mu na ciele jakieś dziwne symbole, jakby wojskowe, czy co...- Lind wyciągnął przed siebie notesik.

Na zaplamionej jabłecznikiem stronie, odręcznie nakreślono dziwne znaki.




- Część ran powstała natomiast po śmierci. Nie wiem jaka trzeba być bestią, żeby jeszcze znęcać się nad zwłokami.- policjant zamknął notesik.

Zdjął z nosa okulary i schował je ponownie do kieszeni. Wyciągnął papierosa i zapalił. Julia i Kurt powoli dochodzili do siebie. Usłużna Guntrund przyniosła im po skopku zimnego mleka, niemogąc się nadziwić jaki to możliwe, że młodzi poparzyli sie chłodnym jabłecznikiem.

- Widzę, że już skończyliście. Idziemy? Czy może chcecie jeszcze odpocząć? - zapytał komisarz zbierając się powoli do wyjścia.

- Nie. Myślę, że wystarczająco zregenerowaliśmy już siły. Proszę zaprowadzić nas do miejsca gdzie trzymane są zwłoki - Andreas podniósł się z ławy jako pierwszy i zaczął pakować swoje rzeczy, dając tym samy znak pozostałym , że pora się zbierać.

Kiedy wyszli na zewnątrz przestało już padać, powietrze było rześkie, a słonce znów królowało na błękitnym, bezchmurnym niebie. Ruszyli w dół, ubitą drogą, mijając zadbane zagrody, przydomowe ogródki pełne kwiatów, dorosłych i dzieci zajętych swoimi codziennymi sprawami. Julian patrzyła na to wszystko z niedowierzaniem.

Jak to możliwe, że w takim pięknym spokojnym miejscu ktoś dopuścił się takiej makabryczne zbrodni.- zachodził w głowę młody Chórzysta.


Gdy tak szli komisarz zaspokoił ciekawość Julii opowiadając o swoim dzieciństwie i młodości spędzonej w Oberwink, o studiach na uniwersytecie w Salzburgu w trakcie których poznał profesora Knopffa i jak uratował mu skórę, kiedy ten odbił dziewczynę pewnemu znanemu w całym mieście zabijace.

Po krótkim marszu stanęli przed niewielkim murowanym budynkiem. świecąca jeszcze nowością tablica głosząca:

POSTERUNEK POLICJI W OBERWINK


Weszli do środka. Lind rzucił zdawkowe powitanie do młodego mężczyzny siedzącego przy biurku.

- Tędy - poprowadził młodych magów wąskim korytarzem.

Zeszli po stromych schodkach do piwnicznej części budynku. Julian zapiął szczelniej sweter, zrobiło się chłodniej. Po środku wykafelkowanego pomieszczenia, na metalowym stole, oświetlane delikatnym, przytłumionym światłem leżały zwłoki.




* użycie Siły

Kerm 25-02-2009 22:34

Omal się nie udławił, gdy nagle przepyszny jabłecznik zmienił się w jego ustach w kawałki pełne żaru.

Wachlował się zdrową ręką, nie mogąc złapać oddechu. Chwycił szklankę z herbatą, usiłując ostudzić to, co zostało mu w ustach. Reszta, jak łatwo było zauważyć, wylądowała na notatkach komisarza.

Ściągnął okulary i przetarł załzawione oczy.

- Nie, nie... wszystko w porządku...ciasto za ciepłe... - wychrypiał, słysząc pytanie Andreasa.

"Jasne, że nie jest w porządku" - dokończył w myślach. - "Ktoś podłożył nam świnię. Ale o tym opowiem później."

Z głupio-zadowolonej miny Faustina łatwo się było domyślić, że to, co spotkało Kurta i Julię było dziełem tego nienormalnego Chórzysty. Co prawda nie sądził, że tamten umie coś takiego...

"Zachciewa ci się głupich zabaw?" - pomyślał. - "Kiepsko na tym możesz wyjść..."

Coraz bardziej było widać, że zabranie ze sobą Faustina było całkowitą pomyłką. Ale rozmyślanie o tym, jak ten błąd naprawić, należało zostawić na później.

Na szczęście 'wypadek' z jabłecznikiem nie zniszczył notatek komisarza. Nakreślone tam znaki były dobrze widoczne.

"Runy..." - stwierdził Kurt. - "Szkoda, że nie wiedzieliśmy wcześniej..."

Nigdy zbytnio nie interesował się tym rodzajem pisma. Wiedział, że runy uważano za znak od Odyna, że służyły nie tylko do przekazywania informacji, ale i swoiście pojętego rzucania czarów.

Uśmiechem podziękował gospodyni za ogromne naczynie pełne chłodnego mleka, znakomicie kojącego ból poparzonych ust. Julia, podobnie jak on, kurowała się tym napojem.

Wrócił myślą do rysunków komisarza.
Był pewien, że ten niby trójząb, Algiz, naszkicowany jest do góry nogami. Podobnie jak Laguz. Ale czy to miało jakieś znaczenie? Tego nie wiedział. Podobnie jak nie miał pojęcia, czy to w ogóle jest jest Futhark, czy też coś całkiem innego.



Zanim wyszli zatrzymał na moment Andreasa.

- Mógłbym się założyć, że ten gorący jabłecznik to dzieło Faustina - powiedział, tak, by inni nie słyszeli.


Pogoda, jak przystało na góry, diametralnie się zmieniła. Temperatura wzrosła i gdyby nie kałuże nikt by nie uwierzył, że przed chwilą szalała tu burza.
Ruszyli za komisarzem, który zabawiał ich opowieściami ze swego życia. Na szczęście policjant miał dar opowiadania i nie przynudzał. Najciekawsza była historyjka o znajomości z profesorem.
I nawet jeśli komisarz nieco przesadził, to Kurt nie zdołał tego wykryć*. A opowieść była ciekawa.

Posterunek nie był zbyt daleko.
Nawet gdyby komisarz ich tam nie zaprowadził, to i tak trafiliby bez problemów. Z taką tablicą, widoczną z paru kilometrów... Budynek miał nie więcej niż dziesięć lat**. Zwykła cegła, nic specjalnego...

Kurt stanął na chwilę w progu i poprawił okulary.
Zastanawiał się, jak wygląda rozkład pomieszczeń**. Po sekundzie wiedział, że mógłby być przewodnikiem po posterunku. Uśmiechnął się.
Trup z pewnością był w piwniczce...


Był.
I wcale nie wyglądał przyjemnie. Czegóż jednak można się było spodziewać po dość długim przebywaniu w wodzie...

- Macie gdzieś zamrażarkę? - spytał Kurt, poprawiając okulary.

- Nie, skąd... - zaprzeczył komisarz. - Czemu pan pyta?

- Na wszelki wypadek - skłamał bez wahania Kurt. Jak miałby komisarzowi komisarzowi wytłumaczyć, skąd wie, że ciało było jeszcze niedawno zamrożone***. Ponownie skupił wzrok na leżących na stole zwłokach.

Zmarły, a raczej zamordowany, liczył sobie koło czterdziestu lat. A może więcej, co mogły sugerować pasma siwych włosów, występujące tu i tam między pozostałym, koloru mniej więcej blond. Dokładniej by to pewnie oceniła Julia. A może Andreas...
Potem się dowie.
Napuchnięte ciało było w widocznym zaawansowanym stadium rozkładu. Czaszka była strzaskana.

- Co mówi lekarz o narzędziach, którymi go pocięto? I czym poderżnięto mu gardło? Zwykłym nożem, czy na przykład sierpem? A może czymś większym? I w jaki sposób? Z prawej zaczynając? Jego prawej - uzupełnił. - Od przodu, od tyłu?

Niektóre rzeczy widział własnym okiem. Inne... Cóż. Bez wątpienia nie był medykiem sądowym i o czymś takim, jak tanatologia czy traumatologia miał pojęcie dość słabe...

Komisarz podszedł do stojącego pod ścianą biurka i ze stosy papierów wyciągnął jeden dokument.

- Według lekarza głębokie rany zostały zadane zadane ostrym narzędziem z dość charakterystycznym ostrzem w kształcie półksiężyca, z kilkoma ząbkami przy rękojeści. A cios, a raczej pociągnięcie, które niemal pozbawiło go głowy, wykonano od tyłu, od lewej do prawej.

To bardzo łatwo można było sobie wyobrazić.

- Mówił pan, że niektóre rany zadano po śmierci. Natomiast te znaczki - Kurt wskazał runy - powstały przed śmiercią?

Komisarz skinął tylko głową.

- Proszę mi jeszcze powiedzieć, czy lekarz mówił, że niektóre obrażenia mogły powstać, gdy ciało płynęło rzeką? - poprosił. - Jeśli dobrze pamiętam mapę, to do tego jeziora wpada jakiś strumień czy rzeczka... I jak lekarz określa czas śmierci?

Odpowiedź na większość pytań nie była mu wcale potrzebna, ale dziwne by było, gdyby go nie zadał.
Liczne złamania i przemieszczenia kości**** sugerowały, że ciało płynęło z daleka, obijając się tu i tam o kamienie na dnie rzeki.

- Poza tym - ile czasu przebywał w wodzie?

Ciało było dość napuchnięte, a niektóre kawałki były... obgryzione.

- Czy jakieś rany zostały zadane narzędziami naturalnymi, takimi jak pazury, czy kły? - spytał.

Komisarz pokręcił głową.

- Tylko ryby się do niego dobrały. W wodzie przebywał niezbyt długo. Najwyżej miesiąc. A przypłynąć mógł. Zaś czasu śmierci nie potrafimy dokładnie określić.

- Jeszcze parę pytań - powiedział Kurt. - Czym rozbito mu głowę? I czy przed śmiercią wycięto mu jakiś organ? Na przykład serce?

Komisarz zerknął w trzymane w ręku notatki.

- Głowę rozbito mu jakimś tępym narzędziem. Jakim - tego nie możemy określić. I nic mu nie zginęło, oprócz tego, co zjadły ryby.

W ten prosty sposób odpadała możliwość sprawdzenia, czy nie został wykastrowany albo obrzezany. Może był przed śmiercią głodzony... Na to pytanie Kurt odpowiedzieć nie potrafił. Podobnie jak napuchnięte oblicze nie pozwalało stwierdzić, czy zmarły był świadom tego, co z nim robiono, czy też najpierw dano mu jakieś narkotyki. I czy jego twarz jest pełna przerażenia, czy męki. Albo w jakiej pozycji się znajdował, gdy go poddawano torturom.

Za to na nadgarstkach widać było wyraźne ślady...

- Czy mógłbym zobaczyć sznury, którymi był związany? - spytał.

Konopna lina, wytwarzana tradycyjnymi metodami, nie potrafiła dostarczyć żadnych informacji. Kurt mógłby się założyć, że podobną dostałby w połowie sklepów...

- Warto by rozpytać - powiedział - czy ktoś w okolicy nie widział siwawego blondyna. W końcówce zimy lub wczesną wiosną zeszłego roku... Może dobry rysownik zdołałby stworzyć portret pamięciowy...

Z tego co widział można było wywnioskować, że jakiś rok temu*** wycięto temu mężczyźnie runy na piersiach, potem sierpem, czy czymś podobnym podcięto gardło, by się wykrwawił.
A następnie zapakowano w lód czy śnieg.
Z wiosną lód stopniał i nieboszczyk spłynął do rzeki...

Oczywiście mógł się mylić.

- Aha, jeszcze jedno... - dodał. - Czy znaleziono jakieś ślady nietypowych substancji? trucizna? Narkotyki?

-----------------
* Entropia
** Materia + Korespondencja
*** Materia
**** Siła

Szarlej 27-02-2009 22:04

Julian z apetytem jadł ciasto, dawno nie jadł tak dobrego ciasta. Przypomniał mu się krótki czas spędzony z babcią ona robiła pyszny jabłecznik. Młody chórzysta na chwilę się zamyślił i przestał słuchać komisarza. Rok spędzony z babcią był czasem szczęśliwym. owszem musiał ciężko pracować i pomagać starszej kobiecie ale kochał ją i robił to z chęcią. Lubił gdy opowiadała mu o Jezusie jako o dobrym Bogu a nie tym surowym, mściwym o jakim można usłyszeć na lekcjach religii czy w kościele. Pamiętał jak tłumaczyła mu, że choroba czy śmierć nie są końcem, Bóg w ten sposób zabiera dobre osoby do siebie. Dlatego dobrzy umierają, by móc doświadczyć radości w niebie. Rozmyślania i wspomnienia przerwał mu atak kaszlu Kurta. Eteryta wypluł na wpół przerzuty jabłecznik.
"Zakrztusił się?"
Mężczyzna jednak zaczął wachlować się ręką jakby się poparzył. Chórzysta popatrzył na swój chłodny jabłecznik. Obejrzał go od spodu jakby tam miał coś się kryć.
-Wszystko w porządku?
Widać Andreas też się zaniepokoił dziwnym zachowaniem Kurta i Juli. Eteryta szybko zaprzeczył.
-Nie, nie... wszystko w porządku...ciasto za ciepłe...
-Na pewno?
Julian wolał się upewnić czy nic się komuś nie stało i czy z jabłecznikiem wszystko w porządku.
-Do cholery! Tak!
Julia była naprawdę zdenerwowana, Chórzysta zrobił minę jak zbity szczeniak i wbił spojrzenie w stół. Po niezręcznej chwili ciszy komisarz kontynuował, Julian tym razem słuchał uważnie. Komisarz szybko skończył pokazując im runy. Chyba nordyckie, chyba... Hoffman nigdy nie interesował się mitologią nordycką. Było trzeba iść do kostnicy, chłopak wstał i założył kurtkę, widać było że ta wyprawa go nie cieszy wręcz przeciwnie mimo to nie miał zamiaru prosić o jakąś ulgę. Nie przyjechał tu w końcu na wakacje.

***

W chłodnicy jak to w chłodnicy było chłodno, chłopak zapiął się po szyje, wbił dłonie w kieszenie i się skulił. Wszedł jako ostatni. Spojrzał na trupa. Skulił się jeszcze bardziej. Jego twarz najpierw pobladła potem stała się zielona jednak nie zwymiotował. Kurt zadał serie pytań i sam wysnuł kilka wniosków. Hoffman nie miał tak analitycznego umysłu jak eteryta, miał za to co innego. Podszedł do denata i nieśmiało dotknął* napuchniętego ramienia tuż ponad nadgryzionym przez ryby fragmentem.
Strach, okropny, paraliżujący. Cierpienie niewyobrażalne, kto mógł tego dokonać? Zło, straszne, nie ludzkie. Ból ofiary. I znowu strach, jeszcze większy.
Chłopak opadł na kolana, potem upadł i zwinął się w kłębek. Na jego nienaturalnie bladej twarzy wykwitło najczystsze przerażenie. Jego usta ledwo się poruszał wypowiadając ciche słowa modlitwy.
-Boże chroń mnie, Aniele stróżu mój nie opuszczaj mnie. Nie dopuście mnie do złego. Chrońcie mnie.
Zastygł tak w bezruchu co pewien czas drżał tylko.


*umysł i życie

Yarot 29-04-2009 23:28

Andreas był ciekaw tego, co zobaczy i co powie sam komisarz na temat trupa. Chłodne powietrze w piwnicy przywodziło na myśl odległe czasy ukraińskiej mordęgi i zimna, które wdzierało się w każdy wolny zakamarek ciała.
Kurt zaczął metodycznie i, typowo dla siebie, szczegółowo. Eutanatos przyglądał i przysłuchiwał się rozmowie. Wyjął z kieszeni dwie figurki szachowe, z którymi rzadko się rozstawał i zaczął sam się pilniej przyglądać ciału. Widział potwierdzenie słów komisarza o tym, że poderżnięto gardło ofierze. Silne cięcie ostrym narzędziem, to nie ulegało wątpliwości. Rana na głowie mogła zastanawiać. Może to się stało podczas spływu rzeką?

Potem, gdy Kurt zadał pytanie o długość przebywania ciała w wodzie, Andreas spojrzał na wycięte znaki. Mogły sugerować wiele. Pierwsze co przychodziło Andreasowi do głowy nie były kojarzone z pismem runy ale znaki używane przez Niemców i SS w niedawnej wojnie. Innych znaków, jak chociażby tatuaży, nie udało się dostrzec. Mag mocniej ścisnął czarnego króla i konia* w ręku. Pamiętał nauki swego przyjaciela i dostrzegł wyraźnie, że zmarły mógł mieć do czynienia z wojną. W końcu miał ponad 50 lat. Takie znaki nie pojawiają się przypadkiem.
- Czy znana jest tożsamość zmarłego? - spytał się Andreas widząc, że ma chwilę pomiędzy pytaniami Kurta.
- Nie - komisarz Lind pokręcił głową.
- To może choć raz coś podobnego już się zdarzyło w okolicy?
- Też nic. Tu spokojnie jest.

Eutanatos spodziewał się takiej odpowiedzi. Okolica nie wyglądała na taką, gdzie podobne zbrodnie zdarzają się co roku. Jednak może warto spróbować z drugiej strony.
- To może z jeziorem coś się działo? Może jakieś dziwne historie?
Lind westchnął tylko i powiedział:
- Rusałki...
Zamilkł ciągle wpatrując się w Andreasa.
-...panny wodne, duch Bernarda, który utopił się parę latek temu. Jednym słowem nic.
Ten trop także okazał się fałszywy.
- Gdzie znajdziemy tego Ulfa Bernhoffa, który znalazł ciało?

* życie + entropia


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:31.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172