lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/)
-   -   Aliens - Origins (+18) (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/8468-aliens-origins-18-a.html)

Radagast 12-01-2010 23:04

J.D. westchnął i nawet się nie ruszył z miejsca. Sierżant się zachowywał jakby robił oddziałowi łaskę, że go bierze na misję. Po prostu olał ich pytania. Tylko na dzień dobry dał dowód, że jest palantem. Czy on w ogóle wie, co to litosfera? W podstawówce tego uczą. "Nie zdziwię się, jak zginie na dobry początek misji, zabity przez jakiegoś Indiańca, czy kto tam w tych Indiach mieszka."
Posiedział jeszcze chwilę patrząc jak reszta oddziału rozchodzi się do roboty. W końcu westchnął ponownie, wstał i ruszył w kierunku szatni. Wszedł akurat w trakcie rozmowy Maxa i Cherry'ego.
- Może i go ochronisz, ale chłopak będzie nosił ze sobą tą spluwę jak głupi. A sierżant chyba wstał z hibernatora lewą nogą i na dodatek mu szefostwo nie powiedziało dokąd leci, więc informacji z niego nie wyciśniemy. - dorzucił swoje trzy grosze J.D.
- Witamy w wojsku - odrzekł z uśmiechem.
- Regulamin nie wspomina o narzekaniu na dowódcę. Znaczy wolno. - stwierdził odkrywczym tonem Jeremy.
Zaczął grzebać w swojej szafce, wybierając rzeczy do zabrania, a jednym uchem przysłuchując się reszcie rozmowy.
- Hej, Cherry, jakby było co pić, albo na co popatrzeć to mnie zawołaj. Spróbuję udawać dobrego chłopca i pójdę do hangaru, pomóc moim osobistym szoferom. - rzucił za odchodzącym Chińczykiem... Wietnamczykiem?... jakimś azjatą w każdym razie.
- Dobra. gwizdnę dwa razy. - odpowiedział ten na odchodnym.
Ułożył cały ekwipunek w jednym miejscu i sprawdził jego stan. Gdzieniegdzie coś trzeba było poprawić, gdzieniegdzie wyczyścić. Nie spieszył się. Po pierwsze to była jedyna okazja w czasie misji, żeby dopiąć wszystko na ostatni guzik, a po drugie nie spieszyło mu się, do robienia za tragarza. Po godzinie w końcu plecak był spakowany, pas przygotowany i całość ładnie ułożona w szafce. Nie było potrzeby teraz się w to wszystko ubierać, więc zamknął szafkę i poszedł zgodnie z obietnicą do hangaru. Rozejrzał się, żeby się upewnić, że sierżanta nie ma w środku i rozdarł się na cały głos:
- Do roboty, nieroby śmierdzące, w wojsku jesteście nie na wakacjach, ruszać się, bo Wam łby poukręcam!
Jeden z leżących pod ścianą żołnierzy (oczywiście ciężko zapracowany) zerwał się na równe nogi i rozejrzał z trwogą. Widząc, że żadne dowództwo nie pofatygowało swojego zadu do nich rzucił w J.D. zmiętą paczką po papierosach i wyszeptał pod nosem kilka przekleństw pod jego adresem. Jeremy zadowolony, że trochę podniósł ludziom poziom adrenaliny wziął się do roboty.

Tasselhof 17-01-2010 02:40

Czas pozostały do lądowania na XV 418 : 3 h 12 min

Sierżant siedział przy obszernym stole zatracony do reszty w papierach. Mapa kompleksu, cała misja musiała być dokładnie zaplanowana. Ciągle nie rozumiał, na co terroryści z RWI mieliby atakować, akurat średnio prosperującą kolonie górniczą. Coś wyraźnie było nie tak. Pamiętał zebranie rady nadzorczej, coś bardzo wyraźnie poszło nie tak. Przedstawiciele Wayland Yutani byli bardzo spięci i nalegali o jak najszybsze i niezwłoczne wysłanie jednostki marines i to liczniejszej niż przewiduje regulamin. Musieli nieźle dać w łapę tym na górze skoro zgodzili się na taką szopkę. Ale co najbardziej zdziwiło Maxa była fakt, że bardziej bali się o swoje dane niż o życie własnych pracowników, wciąż powtarzali tylko o tych dokumentach i danych z badań. Twierdzili, że prowadzono tam badania nad jakimś nowym supertajnym paliwem jeszcze łatwiejszym do pozyskania i bardziej wydajnym. Jeżeli więc o to chodziło, to czemu byli aż tak podenerwowani?
Taylor wyraźnie przejrzał mapę. Trzy bloki, A, B i C. C był oddalony o 2 km od pozostałych dwóch, połączony jedynie podziemnym tunelem, w którym znajdowała się kolejka. W nim znajdowały się główne Blok A największy zajmował jakieś 2 km^2, zawierał części sypialną, jadalną, transportową, wydobywczą i biuro łączności. Blok B w całości był blokiem laboratoryjnym, znajdywały się tam same pomieszczenia doświadczalne i naukowe. Obok stała wież łącznościowa. To ona odpowiadała za kontakt z całym światem. W Bloku A znajdowało się także zejdziesz do podziemnych szybów kopalnianych. Te nie przedstawiały sobą niczego ciekawego.
Odłożył plik papierów z powrotem i zapalił papierosa. Zaciągnął się z przyjemnością dymem i dopił kawę, wstał i podszedł do monitoringu. Zamarł z niedowierzaniem. Tylko grupka ludzi pracowała, reszta obijała się przy grze w karty. Zły i rozłoszczony olewaniem rozkazów chwycił swoją marynarkę i wyszedł.

Logan szybkim krokiem wszedł do szatni gdzie odbywał się właśnie turniej karciany. Rzucił szybko do grających kilka słów.
- Sierżant wraca.
Po czym szybko wyszedł. Cały Logan, nikt nigdy chyba nie zrozumie na czym polegała zasada jego działania. W każdym razie był swój. Fliper poderwał się jak oparzony.
- Noż sukinsyn ! Nie da pograć, dzięki Logan!
W biegu złapał swój karabin i wybiegł do hangaru poszukać jakiegoś bardziej przekonywującego zajęcia. Po chwili w Sali pojawił się sierżant z miną wkurzonego buldoga spojrzał na wszystkich, którzy w szybkim czasie udali się w swoim kierunku.
- Logan!
Zawołał Taylor. Sztuczny człowiek po chwili zjawił się przy boku sierżanta.
- Słucham.
- Przygotuj mi jeden ładownik.
- Tak jest.

Po chwili android uruchomił wielki żółty ładownik przypominający bota z wielu starych filmów s-f. Rozruszał go powoli i oddał sierżantowi. Ten podszedł ładownikiem do jednostki UD-4 która miała opóźnienia ze względu na lenistwo co niektórych.
- Meryl może ci pomóc?
Dziewczyna z uśmiechem na twarzy wskazała kapitanowi kilka rakiet naziemnych stojących nieopodal.
- Jakby sierżant mógł je zapakować.
- Okey.

Bez słowa rozpoczął załadunek. Musiał pracować, mieć punkt skupienia, wtedy lepiej się mu myślało. Jego myśli błądziły dookoła tego co się wydarzyło. Najpierw jego nagły awans, potem misja od Wayland Inc. A teraz ta jednostka składająca się z kilku leni i kilku porządnych ludzi.

Czas pozostały do lądowania na XV 418 : 1 h 3 min

Po wykonanej pracy wszyscy, po krótkiej przerwie znowu zebrali się w tym samym miejscu. Taylor opisał dokładnie przebieg misji.
- Dzielicie się na dwa teamy. Grupa Alpha ruszy ze mną i wyląduje od zachodu, tam też wysiądzie i ruszy na zwiad w Bloku A. Ale zanim to się stanie grupa Betha zrobi zwiad nad całym kompleksem, może dostrzeże coś ciekawego. Poleci z wami Logan i przekaże dokładne polecenia po wylądowaniu, gdyby sytuacja nas zaskoczyła. Waszym zadaniem jest przeczesanie laboratorium i poszukiwanie danych. My natomiast zajmiemy się zdobyciem informacji na temat tego co się tam wydarzyło. Dzielimy się w prosty sposób.

Grupa Alpha
Pod przywództwem kaprala Flippera.
Ghost
Terry O'neal
Jeremy Douglas
Zack Tupiku
Max Wilanowski
Venom
Bee
John Kelleris
Cherry
Flipper
Alexander Kirislev

Grupa Betha
Pod przywództwem kaprala Emi Natajeva.
Red
Clara Sharnovyc
Raine Corvax
Trinity Wedlees
Shadow
Robert Clearwater
Den
Emi Natajev
Drake Streme

Piloci zostają na pokładach statków. Jak tylko jednostki APC opuszczą pokład usuwacie się do bloku C i tam czekacie na wieści. Macie tam akurat dwa pasy załadunkowe, raczej nie używane więc nie będzie problemu. Jeżeli coś jest nie tak dajecie mi znać i czekacie na odpowiedź. Jeżeli zostaniecie odcięci od reszty bronicie się i oczekujecie na ratunek. Nie zgrywacie bohaterów, nie zostawiamy swoich na polu walki, jasne? Jeżeli kto kolwiek spróbuje ucieczki lub zostawi swoich w potrzebie uznam to za dezercje
najwyższego stopnia i jeśli nie zabije to stawie przed sądem wojennym jasne? Jeżeli jest choć cień szans, że któryś z naszych żyje należy je wykorzystać.
Spojrzał na nich. W końcu poważni, spokojni. Prawdziwi żołnierze, wiedzą że mogą nie wrócić, tak to już jest w tym fachu. W głębi duszy cieszył się, że nie są to jacyś świeży, tylko naprawdę żołnierze z przejściami. Spojrzał zwłaszcza na Bee i Corvax. Te dwie były nie bezpieczne nie tylko dla wroga, ale też i dla swoich. Musiał je pilnować, były bardzo dobrymi marines jednak brakowało im czegoś więcej niż ogłady.
- Dobra panny! Pakować dupska do APC z załadunkiem. Za 20 minut startujemy!

Każdy zajął własne miejsce. Odbyły się kontrole sprzętów i tym podobnych. Odbiór kamer, czytniki tętna, sygnał radiowy służący do odnalezienia łatwo pozycji swoich gdyby zostali odcięci. Obydwie jednostki APC wjechały do UD-4 i zostały zabezpieczone przed zsunięciem się. Nastały chwile ciszy i skupienia. Nagle w głośnikach rozbrzmiał głos Meryl O’neal.
- Zwolnienie śluzy za 10 … 9 … 8 …
Indianin spojrzał w twarz Raine i wyszeptał cicho.
- Wszyscy tam zginiemy… nikt nie wróci.
4 .. 3 … 2 … start.
Rzuciło nimi. Uczucie jak w spadającej windzie. Żołądek podchodzi ci do serca, a ty nie wiesz co począć. Po chwili UD-4 Teamu Betha był już w przestworzach. Po odczekaniu 20 sekund to samo stało się z krążownikiem Teamu Alpha.

Misja się zaczęła.



Czas pozostały do lądowania na XV 418 : 0 h 0 min

Arsene 17-01-2010 03:07

Ghost cieszył się z tego, że przyjdzie mu - przynajmniej teoretycznie - bezpiecznie siedzieć w transporterze. Spoglądał od czasu do czasu na pilota siedzącego przy działku, na dowódcę oddziału, na resztę załogi. Cieszył się prawie jak dziecko, że to oni będą nadstawiać karku dla jakiś bogatych drani,a nie on. Ghost przerzucił bieg i wjechał do jednostki, która powieść ich miała do celu. Transporterem szarpnęło, co było znakiem iż wystartowali. Kierowca korzystając z okazji zapytał sierżanta
- Sir, jak daleko mamy APC do celu ? Przez jaki teren będziemy jechać ?

Roni 17-01-2010 08:47

"Cholera. Chciałem być z Corvax. Ale rozumiem. W jednej ekipie, jeden snajper. Ale nie jest źle. Rusek i Flipper są spoko."
Max powoli wcisnął się do transportera. Rozejrzał się. Wszyscy byli poważni.
"Co oni? Przecież to jest zabawne. Śmierć. Kocham ją."
4 .. 3 … 2 … start.
"Cholera. Ale mnie wytargało. No ale już w porządku. Jesteśmy w przestrzeni. Teraz lecimy na ten wypizdów."
-To jak? Fajnie będzie, nie?-Zapytał resztę z uśmiechem na ustach.-Dawno nikogo nie zabiłem.-Oblizał usta.
"Heh. Teraz myślą że jestem jakimś sadystą. Ale po prostu lubię zabijać. Całe moje życie na tym się opiera. Ale nie zostawię ich. Są moją drużyną. Prawie jak rodzina."

Spiryd 17-01-2010 08:50

John przez cały lot prawie w ogóle się nie odzywał, nie widział takiej potrzeby jednak spoglądając przez okno dręczyło go jedno pytanie.
-sir, czy jak misja przebiegnie nie po naszej myśli to czy mamy wysadzić cały kompleks?-
Spoglądał na dowódce poważnym wzrokiem, czuł że coś jest nie tak. To by było zbyt proste jak by to byli zwykli żołnierze... "Może mutanty?" Pomyślał sobie po czym czekał na odpowiedzieć przełożonego.

Karmazyn 17-01-2010 11:38

Siedział niepewnie dość mocno zacinając dłonie na smartgunie. Zdecydowanie lepiej czuł się mając pewny grunt pod nogami. I to dużo lepiej. Zastanawiał się jakim cudem jeszcze nie wyrzygał swoich wnętrzności. Wiedział, że była to słabość, z którą powinien walczyć. Jednak do tej pory nigdy mu się to nie udało. Z trudem przeniósł myśli do momentu spotkania ewentualnych przeciwników. Skupił się na tym obrazie. Tak, możliwość postrzelania sobie była wynagrodzeniem za wszystkie te niedogodności.
Wyrwany przez coś z zamyślenia rozejrzał się nieprzytomnie po krążowniku. Większość jego grupy stanowili marines z drugiego oddziału. Nie spodobało mu się to za bardzo. Wolał iść na misję w towarzystwie dobrze mu znanych osób, po których mógł się spodziewać, że nie strzelą mu przypadkowo bądź specjalnie w plecy. Nic jednak nie mógł poradzić na taki przydział. Szczególnie siedząc już w UD – 4.
"Czym ja się do cholery przejmuję." Złapał się na tym, że wyobraził sobie swój własny obraz z całym magazynkiem kul w plecach. Pokręcił głową starając się odgonić te myśli. "Jeśli mam umrzeć to umrę. Jeśli nie to pożyję jeszcze trochę. Jestem przecież żołnierzem, a żołnierz nie powinien bać się śmierci."

Endless 17-01-2010 11:48

Usiadł, zapiął pasy i czekał.
- Zwolnienie śluzy za: 10 … 9 … 8 … - rozległ się głos w głośnikach.
Tego właśnie momentu najbardziej nienawidził. Oczekiwanie.
- 4 .. 3 … 2 … 1... start!
I ruszyli. Rob zacisnął dłonie na poręczach fotela. Spadali w dół, z każdą sekundą zbliżając się do tej dziwnej planety. Krople potu spłynęły po skroni mężczyzny. Dzisiejszy sen... Wydawał mu się taki nierealny, ale z każdą chwilą stawał się coraz bardziej rzeczywisty. Clearwater miał ochotę zwymiotować i skulić się w jakimś bezpiecznym kącie, ale musiał być dzielny i zwalczyć swój strach.
Otworzył oczy. Wszystko drgało. Spojrzał na Raine i na resztę swojej grupy.
"Mam nadzieję, że wyjdziemy stąd cali..."

andramil 17-01-2010 15:47

Zaczęła się gra. Kieliszki stukały w rękach Słowian, Japończyk kopcił papierosa, a karty uderzały na stół. Po pierwszym rozdaniu Shiro nagle wstał i rzekł do pozostałych graczy:
- Czekajta. Musze jedno czarne dupsko zawołać. Żem obiecał. - rzucił po czym ruszył w stronę wyjścia. Cherry nie był rasistą. wręcz przeciwnie. Miał duży dystans do siebie, do swej karnacji i pochodzenia. Nie rzadko można było go przyłapać, jak mówi o sobie żółtek czy żartuje ze swych skośnych oczu. Oczekiwał też tego tego od innych. Znaczy dystansu. Ruszył w stronę hangaru i gwizdnął przeciągle dwoma palcami. Był to sygnał dla J.D. Ruszył potem w stronę ich meliny rozglądając się czy czasem szefuńcio gdzieś nie patrzy.

Nagły alarm androida był przyczyną ich dalszego życia. Chłopak nie miał zbyt dużej ochoty stanąć oko w oko z dowództwem mając na sumieniu jawne lenistwo. To mogło by skończyć się gotowaniem w oleju lub inną wymyślna karą na początek dobrej znajomości. Szybko pomógł zebrać karty po czym wyślizgnął się wraz z resztą z ich tajnej kanciapy. Poszedł po swój karabin gwiżdżąc cichutko pod nosem i udając niewiniątko. Puki nikogo nie przyłapie lepiej zapomnieć o całej sprawie i się nie denerwować. Gdyby jednak kogoś złapał... Solidarność koleżeńska musi być.

Odprawa. Koniec ich czekania. Nareszcie wyruszali. Załadował się wraz z resztą drużyny Alpha. Rozejrzał się po twarzach swej grupy. Stare konie... a jednak niektórzy się jakby bali. Może mają chorobę lokomocyjną czy ki grzyba? Nie przejmując się tym wyjął swój odtwarzacz ukryty w kieszeni munduru. Założył jedną słuchawkę tak by drugą słyszeć potencjalne rozmowy i puścił opcje "random". Pierwsza piosenka. Dobre tradycyjne wejście gitarą. Rytmiczna praca perkusji. Teks z początku wydawał się być pasujący do sytuacji, lecz gdy nastał refren...
"I'm on the highway to hell, On the highway to hell, Highway to hell, I'm on the highway to hell" ... szybko przełączył na następną. Jednak szczęście i tym razem mu nie dopisało. Spokojne nuty, gra na klasycznej gitarze bez disourcion i dźwięki keyboardu w tle działały uspokajająco. Jednakże schodami do nieba jeszcze nie miał zamiaru wyruszać. Do trzech razy sztuka. następna piosenka wydawała mu się bardziej odpowiednia. Gdy usłyszał pierwsze dźwięki jednej z trzech znakomitych gitar legendy Heavy Metalu dwudziestego wieku odprężył się i rozkoszując się potęgą ich gry uśmiechnął się pod nosem. Teraz był gotów stawić czoła najgroźniejszym terrorystom.

Radagast 17-01-2010 21:12

J.D. się nie zdążył napracować, gdy usłyszał przeciągły gwizd. "Równy gość ten Cherry. Zadba o kumpla" pomyślał i ruszył w stronę Japończyka. Zdążył go dogonić w korytarzu.
- Dzięki stary. Mam nadzieję, że nie kapral się rozbiera? - powiedział.
Po chwili doszli na miejsce.
- Hmmm... Dwa króle - powiedział dość głośno, zaglądając jednemu z graczy przez ramię. - A nie. Przepraszam: walet i as. Ale wyglądały jak króle - mówił nie zwracając najmniejszej uwagi, jakie karty naprawdę widzi.
- To w ramach walki z podziałami rasowymi, Wy wypić zdrowie Wasz czarny brat, a czarny brat wypić wasz zdrowie.
Co rzekłszy, nie czekając na dalsze zaproszenie przejął zarówno butelkę jak kieliszek, łyknął, nalał jeszcze raz i podał następnemu.
- Długo z Wami nie zabawię, ale i tak powinniście być mi wdzięczni. Im więcej osób do picia, tym mniej Wam będzie celownik schodził.
Popatrzył jeszcze chwilę na grę, wypił drugą kolejkę i po chwili podziękował za poczęstunek i sprzątnął się do hangaru dalej pracować. Jakkolwiek chciałby, nie mógł się upić tuż przed akcją.

Po pracy chwila na założenie pełnego umundurowania, pancerza, zebranie plecaka i broni i stawienie się na kolejnej odprawie.
- Ha! Dwie babki mamy. - powiedział triumfalnie, gdy sierżant skończył wyczytywać skład Drużyny Aplha, ale nie na tyle głośno, żeby dowódca usłyszał. Po usłyszeniu składu drugiego zespołu mina mu trochę zrzedła.
- Łajdaki - mruknął tylko, wysłuchał reszty wstępu teoretycznego i zapakował się na APC.
Oczekiwanie trwało dość długo, ale praktycznie nikt się nie odzywał. Dopiero gdy wszyscy byli w środku, a do startu została mniej niż minuta, J.D. powiedział do pilotów:
- Wyświadczcie mi przysługę i znajdźcie sobie jakiś parking strzeżony. Wolałbym, żeby Was indiańce nie załatwili, zanim my załatwimy ich.
Po chwili runęli w dół. Żołądek podskoczył Jeremyemu do gardła. Nie znosił tego uczucia i nigdy nie dał rady się do niego przyzwyczaić. Wypity wcześniej alkohol nie pomagał. Wziął kilka głębszych oddechów, żeby odzyskać panowanie nad sobą. Rozejrzał się po swoich kolegach i koleżankach.
- Widzę Cherry, że Twój żołądek też nie najlepiej znosi przeciążenia? Jesteś cały żółty - powiedział, siląc się na uśmiech, przypominający w tej chwili bardziej szczękościsk. - O! Nie Ty jeden. I kto teraz jest kolorowy? - zapytał tych, którzy znosili start podobnie jak on. W końcu musiał jednak zacisnąć zęby i przełknąć ślinę, bo jego wnętrzności wciąż nie zdecydowały się, gdzie chcą spędzić resztę tego lotu.

Lhianann 17-01-2010 22:46

Czas pozostały do deadline’u Raine spędziła spokojnie. Wydawać by się mogoła, że aż za spokojnie, słuchając czegoś wydawała się zupełnie odcięta od tego co ją otaczało. Ale na to akurat ona mogła sobie pozwolić, martwienie się sprzętem zostawiała innym, dla niej najważniejszy był jej własny sprzęt. Niektórych może dziwiło, innych irytowało, ale panna Corvax preferowała starą broń. Nie lubiła elektronicznych zabawek, czy czegoś, co bez zasilania odmówi współpracy. Bo cóż, po cudzie mającym komputer pokładowy, programowalne granaty, czy wyliczającym co do nano minimetru odległość do celu, skoro jeśli zabraknie baterii nadaje się głownie do okładania wroga kolba po łbie.
Przykładem potęgi minimalizmu była jej broń boczna.
Zmodyfikowana wersja Colta 1911, w którym najbardziej i głównie zmieniło się chyba to, że już nie był rewolwerem, i że miał większy od swej podstawowej wersji magazynek.
Ale to co było w nim najpiękniejsze zostało zachowane.
Pociski typu APC .45 cala.
Fakt, w teorii można było używać czegoś, co chodziło by na .44 magnum, ale tego rodzaju pistolety miały jedną zasadniczą wadę- były wielkie nieporęczne. I to się nie zmieniło nigdy.



A Raine wołała używać broni, która pewnie leżała w dłoni, I nie ważył za dużo. A w tej kategorii Desert Eagle, i inne mu podobne potworki się nie mieściły. Po za tym uważała ją, skądinąd słusznie, za potwornie przereklamowaną broń.

Rozdzielanie na drużyny…
Cichości ducha, cieszyła się, że trafiła do drużyny, jaka nie była pod przywództwem Flippera. Niezbyt długo go znała, ale nie lubiła cwaniaczków, którym się wydaje, że żarcikami mogą załatwić wszystko. Miała tylko nadzieje, że Clearwater okaże się dobrym scoutem.
Loty z orbity na powierzchnie nigdy nie należały do jej ulubionych czynności, ale podobnie jak zimny sen były wpisane w bycie marines.
Można się było i do tego przyzwyczaić, a plusem jedzenia typu MRE* było to, że trudno było się go pozbyć z żołądka.

Po krótkiej chwili paskudnego przeciążenia zaczęli opadać w dół, ściągani siła studni grawitacyjnej planety.

______
* MRE- meal ready to eat- standardowe wojskowe prepaki


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:44.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172