Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-12-2014, 13:47   #11
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Kilka lat wcześniej, podziemia domostwa rodu Coldheart

Światło bijące z kryształów było tak nieprzyjemnie białe i nienaturalne że skradająca się korytarzem Aria wzdrygnęła się, uświadamiając sobie że emitujące je kamienie najpewniej zaklęte zostały przez jej ojca. Chociaż był jej rodzicem, dziewczynka westchnęła bowiem obojętne, nieczułe światło z miejsca skojarzyło się jej z miłością otrzymywaną od papy - czy raczej jej brakiem. Ileż by dała za to by “darmo” dostać jeden uśmiech czy poczuć pieszczotę jego dłoni, a nie jako nagrodę za to że sumiennie ślęczała nad regułkami które sprawiają że oczy same się zamykają, za to buzia otwiera w niemożliwym do opanowania ziewaniu! Uchylona krata przyciągnęła jej uwagę - do tej pory ostrożnie obejrzała wykute w skale pomieszczenia pełne aparatury, słojów, notatek i przedmiotów których przeznaczenia nawet niespecjalnie mogła się domyślić, dbając przy tym by nie natknąć się na Gijsa i Brama. Bliźniacy w jakiś sposób sforsowali wejście do gabinetu, w jaki - dziewczynka nie wiedziała, ale nie zamierzała rezygnować z takiej okazji, skoro ojca z całą pewnością przez godzinę albo i dwie nie będzie jeszcze w domu! Miała przy tym dość oleju w głowie by niczego nie dotykać, bowiem gdyby papa dowiedział się że buszowała po jego prywatnych pokojach a i coś zniszczyła, to okrutne żarty bliźniaków byłyby jej najmniejszym zmartwieniem!

Bram i Gijs gdzieś tutaj byli - czuła to przez skórę zmysłem wykształconym przez ciągłą bliskość okropnych bliźniąt, choć bracia poruszali się niczym duchy. Teraz jednak usłyszała Gijsa, kilka słów które tylko on i brat zdawał się rozumieć; odpowiedział mu chichot Brama i oddalający się tupot stóp. Bliźniacy byli chłopcami chętnymi do śmiechu i psot, problemem było jednak to że specjalizowali się w żartach cudzym kosztem. Aria odbiła w bok, byle dalej od bliźniaków. Choć samotna wędrówka po podziemiach wymagała całej jej odwagi i determinacji.

Cisza była tak całkowita i przytłaczająca że oddech dziewczynki i odgłos jej pantofelków na kamieniu podłogi wydawały się odbijać echem od ścian. Tym bardziej zaskakujące było gdy z jednej z wielu wnęk przegrodzonych kratami rozległo się skrzypnięcie i jakieś mamrotanie. To jednak zaraz ucichło. Aria miała wrażenie że straciła zdolność oddychania a jej serce zamarło w miejscu. Po chwili okazało się to jednak nieprawdą. Cichutko niczym myszka prześliznęła się ku wnęce i jednym okiem zajrzała do środka.

Światło osadzonych w stropie klejnotów nie sięgało bezpośrednio do wnętrza, ale wystarczało go by dojrzeć skulony na pryczy kształt - wychudzony i o długich kończynach, odziany w płótno i jasny płaszcz czy koc. Było w nim coś niezwykle dziwnego i nienaturalnego, ale tak od razu Aria nie mogła zorientować się co by to mogło być. Dopiero po chwili oderwała od niego wzrok by rozejrzeć się po wnęce. Określenie że wystrój jest spartański było niedopowiedzeniem - poza pryczą, jakimś wiadrem i pustą tacą w pomieszczeniu prawie nie było innych mebli czy przedmiotów.

Aria rozejrzała się jeszcze raz wokoło. Nie wydawało się by w innych celach ktoś leżał - widziane z jej pozycji kraty były otwarte. Z trudem przyswajała jednak informację, że pod jej domem znajdowały się lochy, w których papa trzymał ludzi… Po to przychodzili tu bliźniacy? Dręczyć więźniów? Wzdrygnęła się gwałtownie. Cokolwiek zrobiły trzymane tu osoby na pewno nie zasłużyły by być obiektem okrutnych żartów jej braci. Serduszko Arii zalało nagłe współczucie i poczucie solidarności, które na moment przyćmiły strach. Zbliżyła się do kraty, wchodząc w krąg światła i zatrzymała się. W zasadzie nie miała pomysłu co mogłaby powiedzieć. “Dzień dobry”? Dobry to raczej dla tego kogoś nie był żaden dzień. Zebrała się w sobie…
- Przepraszam… - szepnęła cichutko w stronę leżącej na pryczy postaci.

Istota poruszyła się z jakimś dziwnym znużeniem i powolnością gestów. Jasnowłosa głowa uniosła się z pryczy. Wielkie oczy spojrzały na dziewczynkę a usta rozchyliły się ze zdumienia. Zaraz jednak wychudzona twarz chłopaka - bo niewątpliwie był to kilkunastoletni chłopak - wykrzywiła się w wyrazie czystej wrogości.
- Czego? - głos był słaby, ale Aria pierwszy raz w życiu usłyszała w czyichś ustach tak skoncentrowaną dawkę nienawiści. - Przechodzisz samego siebie, ojczulku. Z jakiej okazji to przebranie?
Wzrok półżywiołaczki coraz lepiej przystosowywał się do panującego w celi półmroku a ruch sprawił że dostrzegła wyrastający z nadgarstka… a może przedramienia, nie mogła tego być pewna… kolec. Podobnych kilka sterczało z grzbietu leżącej na brzuchu istoty.

Krew. Aria naraz poczuła jej żelazisty zapach… ulotny, nadzwyczaj słaby ale niemożliwy do pomylenia. Nawet w bogatym domu, gdzie wszystko było urządzone z myślą o wygodzie i bezpieczeństwie, dochodziło do wypadków i zapach nie był dziewczynce zupełnie nieznany. Dochodził od chłopaka.

- Ja… - dziewczynce zaschło w gardle. Nie rozumiała o czym mówi ten dziwny chłopak. Nerwowo odwróciła głowę w stronę wyjścia, zastanawiając się co gorsze - bracia, czy ten pokrwawiony więzień tutaj. Co mógł zrobić ktoś tak młody, że papa zamknął go tutaj? - Papy tu nie ma… są tylko bliźniacy, więc bądź cicho, proszę…

Chłopak spoglądał na nią nie kryjąc podejrzliwości, wreszcie podźwignął się z pryczy i wyprostował na pełną wysokość - a mimo chorobliwej chudości przenosił wzrostem nawet Tijmena czy ojca Arii. Dziewczynka dopiero teraz zorientowała się że otulający go “koc albo płaszcz” to tak naprawdę błoniaste skrzydła. Zapach krwi się nasilił gdy chłopak przyczłapał bliżej i nachylił się. Białe, zimne światło kryształów zamigotało na zdobiących go kolcach, szponach i masywnych, złotych bransoletach na nadgarstkach.
- Kim jesteś? Co tutaj robisz? - zapytał nieufnie, przy okazji dając dziewczynce znakomitą okazję do przyjrzenia się jego nader okazałym szczękom i zębom, niczym rodem z bajki o żelaznym wilku. Aria zauważyła że bardzo pilnował by nie dotknąć krat.
- Ja… - w sumie co ona tu robiła? Sama nie potrafiła wyjaśnić impulsu, który kazał jej pójść za bliźniakami zamiast uciec w przeciwnym kierunku. Gabinet papy był arcyciekawy, to oczywiste, ale wejść za nimi do miejsca, z którego nie znała dobrej drogi ucieczki, ani w którym nie miała opracowanej sieci kryjówek?
- No?! - warknął chłopak, a Aria odruchowo cofnęła się dwa kroki.
- Jestem Aria Coldheart - przestawiła się, starając się przy tym, by głos nie drżał jej zbytnio. - A przyszłam… Bram i Gijs otworzyli gabinet papy, chciałam zobaczyć co w nim jest, a potem… jakoś tak wyszło - zakończyła cicho.
Na dźwięk nazwiska skrzydlaty chłopak drgnął; milczał jednak i tylko przewiercał młodziutką czarodziejkę spojrzeniem.
- Jeśli to jakiś podstęp to się nie nabrałem - odezwał się wreszcie i zerknął w jedną i drugą stronę korytarza, jakby wypatrując tam kogoś. - Jestem Janos - powiedział i naraz zatoczył się i byłby upadł gdyby nie to że podparł się ręką. Klapnął tyłkiem na podłogę i rzucił ku dziewczynce kose spojrzenie, jakby z urazą. Dziewczynka odruchowo postąpiła krok naprzód chcąc go podtrzymać, choć przecież ani nie sięgnęłaby go przez kraty, ani nie utrzymała przy swoim mocno dziecięcym wzroście.
- Nie dotykaj! - syknął chłopak - Kraty nie dotykaj! Życie ci niemiłe?!

Aria i bez tego zorientowała się że coś jest nie tak i w porę cofnęła dłonie - ułamek sekundy wcześniej poczuła najdelikatniejsze z muśnięć, które ostrzegło ją przed… na pewno czymś bardzo, ale to bardzo nieprzyjemnym. Chłopak odetchnął i rozluźnił się - najwidoczniej i on czegoś takiego oczekiwał.
- Ktoś ci powiedział że tutaj jestem? - zapytał z wahaniem w głosie.
- Nikt… po prostu poszłam w stronę przeciwną niż bliźniacy - wyjaśniła ostrożnie. - Oni tu do ciebie przychodzą? Dlaczego papa cię tutaj zamknął?
- Czasami przychodzą - przyznał niechętnie i popatrzył z nową podejrzliwością. - Gijs, jeśli to twoja sztuczka, to pożałujesz. Lepiej zapytaj tatuśka gdzie się podziała twoja matka!

Groźba zabrzmiała słabo, zresztą sam chłopak wyglądał na osłabionego i wycieńczonego. Miał zapadnięte oczy i policzki a Aria dojrzała krew wyciekającą z miejsc gdzie kolce zdawały się przebijać skórę.Planokrwista nerwowo przestąpiła z nogi na nogę. Ten chłopak… Janos przerażał ją - i wyglądem i (co bardziej) ziejącą do wszystkich nienawiścią. Ale było go jej też żal. Zebrała się na odwagę by zadać kolejne pytanie.
- Dlaczego papa cię tu zamknął? Próbowałeś coś ukraść z rezydencji?
- Ukraść? - syknął chłopak a jego oczy zabłysły niepokojąco. W tej chwili wyglądał na niespełna rozumu. - Nie! Wykrzyczałem mu jedynie w twarz kilka słów prawdy o tym co uczynił mojej matce, morderca! Tylko zrobiłem to zanim spróbowałem dźgnąć go nożem, i to był błąd!

Z korytarza, od strony gdzie buszowali bliźniacy, dobiegł jakiś hałas. Aria rozejrzała sie w panice i syknęła Ciiiii! Przy całym swoim wyglądzie i zachowaniu Janos był dla niej obecnie mniejszym zagrożeniem - w końcu siedział za magicznymi kratami. Bliźniacy za to biegali swobodnie jak dwa wściekłe psy. Spoglądała to na niego, to na korytarz nie wiedząc co powiedzieć ani zrobić. Co mogła odpowiedzieć na takie postawienie sprawy przez więźnia? W końcu miała tylko osiem lat? Co prawda miała ochotę zaprotestować, stanąć w obronie papy, ale nawet przy swoim młodym wieku miała jakieś pojęcie jak wygląda życie i kariera wśród Zenthów. Przynajmniej pobieżne.
- To czemu ciebie też nie zabił? - spytała słabo.
- Schowaj się, jeśli naprawdę nie jesteś z nimi - mruknął chłopak i pokazał celę po przekątnej, do której drzwi były niedbale uchylone. Dziewczynka ledwo zdążyła czmychnąć do środka nim zza rogu wysunął się pierwszy z braci. Wkrótce obaj stali przed kratą więzienia Janosa. Obserwująca ich od tyłu Aria nie po raz pierwszy zauważyła jak dziwnie bliźniacy się zachowują, zwłaszcza wtedy gdy byli przekonani że nie są obserwowani. Teraz, oczywiście, widział ich nietoperzoskrzydły chłopak, ale dziewczynka miała wrażenie że akurat opinią Janosa niewiele się przejmują. Ich głowy o wydatnych potylicach obracały się krótkimi, urywanymi, ptasimi ruchami, a porozumiewali się jakimiś dziwnymi pomrukami, wydając się doskonale rozumieć. Na pewno bliżej im było do ludzi niż Arii, ale dziewczynka nie raz słyszała szepty służby o pewnej… odmienności ich rodzicielki.
- Co tak wcześnie wstałeś? Pewnie chciałbyś coś przekąsić? Mam jabłuszko, poproś… - to był chyba Bram. Półsmok nie reagował, Aria dostrzegała przez kraty jego skuloną, przykucniętą sylwetkę. Chłopcy powoli i ostrożnie zaczęli przybliżać się do masywnych prętów, nęcąc go i wabiąc owocem niczym głodnego psa. Ich okrucieństwo Aria znała doskonale i fakt że tym razem skierowane było przeciw komuś innemu wcale nie polepszał sprawy.
- Chyba zasnął.
- Albo ogłuchł.
- Albo…

Gijs nie dokończył myśli bowiem Janos poruszył się i rzucił ku niemu z szybkością węża. Jaskrawy błysk i huk na chwilę oszołomiły dziewczynkę. Smród ozonu wypełnił powietrze.

Gijs leżał na środku korytarza i wrzeszczał wniebogłosy, a jego włosy sterczały na wszystkie strony jakby został rażony piorunem. Rękaw kaftana miał poszarpany i częściowo zdarty, Aria widziała też ciemne strużki barwiące skórę i tkaninę. Ogłupiały Bram kręcił się przy nim próbując uspokoić bliźniaka. Janosa ledwo było widać w głębi jego celi, leżącego bezwładnie.

Ranny Gijs w końcu umilkł, pojękiwał tylko gdy przestraszony Bram stawiał go na nogi i ciągnął do wyjścia. Chłopcy w końcu zniknęli za załomem, nie próbując nawet miotać gróźb czy wyzwisk na więźnia. Pozostało po nich tylko obite jabłko, tak samo jak zapach krwi i ozonu. Jęk rozległ się za to z celi a skrzydlaty chłopak poruszył się z trudem.

Aria ostrożnie wyjrzała ze swojej kryjówki, upewniwszy się, że bliźniaków już nie ma i ostrożnie podeszła do krat. Dobrze, że ich wcześniej nie dotknęła!
- Mogłeś zginąć… - wyszeptała przerażona stanem chłopaka. Oczy zaszkliły jej się łzami, choć sama nie wiedziała czy ze strachu, czy ze współczucia.
Drgawki wstrząsnęły ciałem mieszańca. Chwilę trwało nim dziewczynka rozpoznała dźwięk który od niego dobiegał. Był to chrypliwy śmiech czy raczej rechot, kończący się kaszlem.
- Było warto - gdy chłopak wreszcie się opanował podniósł się ciężko na łokciu. Ubranie na prawym ramieniu miał porozrywane a łuskowate czy też opancerzone płytkami ciało miał poznaczone brązowymi, brzydkimi pręgami oparzeń. - Już dawno mi się tak nie…
Naraz zamarł jakby zobaczył ducha. Wpatrywał się w coś na podłodze niczym wąż w hipnotyzowanego ptaka. Gdy Aria podążyła spojrzeniem za jego wzrokiem ujrzała porzucone jabłko. Przez chwilę w korytarzu panowała martwa cisza, aż wreszcie chłopak podniósł oczy na dziewczynkę.
- Możesz mi je podać? - zapytał spokojnie, ale Aria widziała jak bardzo jest spięty i jakim głodnym blaskiem palą się jego ślepia. Dygotał i na próżno usiłował to stłumić. Dziewczynka wzięła jabłko i ostrożnie przeturlała je przez kraty. Chłopak złapał je, rozgryzł dwoma kłapnięciami szczęk i przełknął, nie dbając o nagły atak kaszlu.

Aria wyjęła jeszcze ciastka, noszone zwykle w kieszeni fartuszka, zastanawiając się czy uda jej się podać je nie dotykając prętów. I czy Janos w swoim szaleństwie nie przyciągnie jej jednak do krat tak jak zrobił to z Gjisem.
- Chcesz trochę ciastek? - zapytała niepewnie. Chłopak wstrzymał oddech na widok zawiniątka i znowu popatrzył Arii w oczy, jakby badając jej zamiary.
- Poproszę - powiedział wstając z podłogi. Ostrożnie wyciągnął rękę przez kratę - na szczęście pręty były rozmieszczone w znacznych odstępach od siebie i gdyby nie to że najwidoczniej chronione były jakimś zaklęciem malutka Aria mogłaby się pomiędzy nimi bez większego trudu przecisnąć. Oczywiście, w przypadku kilkunastoletniego chłopaka było to wykluczone. Ale mógł chociaż sięgnąć ku dziewczynce… ukazując przy okazji pokaźne szpony. Aria ostrożnie położyła zawiniątko na jego dłoni a palce mieszańca na chwilę zamknęły się na jej paluszkach, jakby badając ich realność. Nie trzymał jednak mocno i młodziutka czarodziejka wyszarpnęła dłoń bez większego trudu. Chłopak milczał przez chwilę i cofnął dłoń. Zajrzał do zawiniątka i zaczął zjadać ciastka jedno po drugim, tym razem nieco wolniej, z większą wstrzemięźliwością.
- Dziękuję - wyciągnął z powrotem dłoń ze ściereczką przez kratę. - Bardzo… smaczne - dodał z wdzięcznością. - Przyjdziesz jeszcze kiedyś?
- Jeśli papy nie będzie i zostawi gabinet otwarty… - Aria wcisnęła szmatkę do kieszeni i rozejrzała się. - Potrzebujesz jeszcze czegoś? To znaczy prócz jedzenia… i co mogę jakoś ukryć pod ubraniem… - zaplątała się i zaczerwieniła. Nie chciała niczego obiecywać, nie była nawet pewna, czy chce tu jeszcze przyjść by zobaczyć tego dziwnego, strasznego chłopca. Z drugiej strony on był tu całkiem sam… - Długo tutaj siedzisz? I czy… - rozejrzała się po pustych celach. - ...zawsze jesteś sam?
Szaleńczy blask nieco przygasł w oczach mieszańca, jakby ta odrobina jedzenia która trafiła do jego żołądka już zrobiła jakąś różnicę.
- Tak, jestem tu sam od kilku lat, raz była jakaś kobieta która pięknie śpiewała, ale ojciec zabrał ją gdzieś dalej - Janos pokazał w głąb korytarza, tam gdzie Aria jeszcze nie dotarła. - Jesteś moją siostrą - szepnął naraz, jakby zdumiony. - Ale cię nie pamiętam, naprawdę - w zakłopotaniu potarł czoło. - Masz bardzo dziwne włosy. Znaczy, ładne, tylko tak dziwnie się unoszą - dodał pospiesznie. - Twoja mama jest w domu?
- Co tam jest? - Aria spojrzała we wskazaną stronę, niespecjalnie zainteresowana dalszą wycieczką. Miała poczucie, że jak na jeden dzień odkryła wystarczająco sekretów swojego ojca. Starczy na dziś… a może i nawet na dłużej. Zresztą kolejne słowa chłopca odwróciły jej uwagę od korytarza. - Bratem? - jej rodzeństwo było dość dziwaczne, to prawda, ale Janos wybijał się nawet na ich tle. - To dlaczego… - Aria umilkła przypominając sobie wcześniejszą wypowiedź… brata na temat jego matki. Głos jej zadrżał gdy odpowiadała na następne pytanie. - Nie… nie wiem, nie pamiętam jej zupełnie…

Zapadła kłopotliwa cisza, tym razem to chłopak spoglądał na Arię… chyba ze smutkiem, może i współczuciem. Odchrząknął wreszcie i szurnął stopą.
- Nie wiem co tam się znajduje - pokazał głową. - Nieczęsto sobie swobodnie spaceruję - wykrzywił twarz w grymasie. - Chyba… chyba powinnaś już iść, żeby cię ojciec nie nakrył. Powiedz mi tylko, jaka na zewnątrz jest pora roku? - zapytał ze zmieszaniem.
- Chyba tak… - Aria cofnęła się w stronę wyjścia. - Postaram się przyjść jeśli będzie okazja… ale nie mogę obiecać… A na zewnątrz jest lato, środek lata. Ale brzydkie, ciągle pada - skłamała nieudolnie, nie chcąc robić chłopakowi… nowemu bratu przykrości.
- Aha, aha… - Janos słuchał z uwagą. - A burze są? Często widziałaś w tym roku pioruny? Klon przed wejściem duży wyrósł? Pamiętam że nie mogłem się doczekać kiedy będzie można na niego wejść. Nie, uciekaj stąd, jak dasz radę to przyjdź jeszcze kiedyś!

Aria skinęła głową i pobiegła do wyjścia, a potem po schodach na górę, nasłuchując uważnie czy nikogo nie ma w gabinecie. Dla pewności wyszła nie na korytarz, ale przez boczne drzwi do ogrodu. Gdy wyszła na zewnątrz i poczuła wiatr we włosach uśmiechnęła się lekko. Janosowi podobały się jej włosy - wiecznie rozczochrane, niesforne, falujące zupełnie samodzielnie niezależnie od pogody i wysiłków wkładanych w ich uczesanie. Ktoś pochwalił je pierwszy raz - ją pochwalił, za coś innego niż wyniki w nauce. Lekkim krokiem ruszyła w stronę kuchni zastanawiając się kiedy znów uda jej się wemknąć do podziemnych korytarzy i co mogłaby tam przemycić prócz jedzenia, czego nie zauważyłby jej ojciec.

 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 19-03-2015, 07:44   #12
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Aria otrząsnęła się ze wspomnień. Przypatrując się bratu w pełnym świetle dnia nie mogła nie dostrzec jak szczupłe… jak wręcz chude są jego kończyny, jak niewiele mięsa powleka jego kości. Wyglądał na zagłodzonego i chyba tylko adrenaliną wzmagane szaleństwo walki pozwalało mu dokazywać niewiarygodnych pokazów siły. Ramiona, nogi, głowa - jeszcze mieściły się w granicach czegoś co ktoś tolerancyjny mógłby od biedy nazwać normą… tak długo jak nie przyglądała się pazurom i kostnym wyrostkom, a matowy brąz skóry brała za opaleniznę. Torsu jednak już zupełnie nie można było pomylić z ludzkim.

Rząd kolców sterczał z kręgosłupa, tak samo jak błoniaste, zwinięte skrzydła wyrastały z pleców. Dziewczynka mogła się tylko domyślać jak odmiennie od ludzkich wyglądałyby szkielet i muskulatura chłopaka, gdyby zedrzeć z niego skórę. Nie byłoby to łatwe zadanie - płytki, łuski i tarczki pokrywające ciało wyglądały na naprawdę twarde.

- Pomogę ci… - rzekła niepewnie zbliżając się do brzegu. Gdy wreszcie miała możliwość by na spokojnie przyjrzeć się półnagiemu bratu w świetle dnia Janos wyglądał trochę strasznie. Bardzo strasznie. Jednak teraz - skulony w zimnej wodzie, chudy i drżący - budził w Arii bardziej litość i troskę, niż strach. Oczywiście gdy zignorowała ślady cudzej krwi na jego twarzy i pazurach. Zresztą plecy i skrzydła nie były miejscami gdzie łatwo mógł sięgnąć; zwłaszcza opazurzonymi dłońmi.

Na przekór zimnu zaskoczony chłopak przykucnął w wodzie, oglądając się na Arię.
- Eee, ttego, jjjestem ggg...ggoły... - wymamrotał, zasłaniając dłońmi “klejnoty rodowe”. Trząsł się tak że ledwo trafiał zębem na ząb. - Mmmoże lepppiej oddejdź.
- Dziwne żebyś się kąpał w ubraniu - burknęła dziewczynka, która - zajęta kontemplacją smoczych atrybutów - nie zwróciła uwagi na całkowitą goliznę brata, zasłoniętą zresztą skrzydłami. Zmieszana przestąpiła z nogi na nogę, po czym zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę brata. - Nie ruszaj się; tak szybciej skończysz, inaczej nabawisz się zapalenia płuc i cała ucieczka na nic. - Wzięła z brzegu szmatę, która kiedyś była jakąś częścią janosowej garderoby, zanurzyła w strumieniu i zaczęła szybko przecierać mu plecy. Woda faktycznie była lodowata!
Janos już nie oponował, choć wyglądał na zmieszanego. Pomoc Arii faktycznie się przydała, choć zauważyła że za każdym razem gdy poruszała mocniej skrzydłami chłopaka ten syczał albo prężył się, jakby z bólu. Materia skrzydeł wyglądała jak stary, wysuszony pergamin i dziewczynka instynktownie czuła że coś jest z nimi nie tak. Nie było jednak czasu zastanawiać się nad tym i deliberować i Janos z pomocą Arii doprowadził się do ładu, jak również skompletował przyodziewek.
- Dziękuję - powiedział z prawdziwą wdzięcznością w głosie. - Za wszystko.


Gdy rodzeństwo powróciło do wierzchowców - Janos w bardzo niedopasowanym ubraniu, ale przy jego skrzydłach Aria mogła podejrzewać że każdy krawiec rozłoży bezradnie ręce - zobaczyło, że Iris i Bixi wykonały kawał dobrej roboty sprawdzając juki i zasobniki i segregując zdobycz. Okazało się też że obie były kiedyś w Orlbar, nawet jeśli - jak Iris - jedynie przejazdem. Siostra zachęciła Bixi by ta opowiedziała co wie. Nie było tego dużo.
- To niewielkie miasteczko, żyjące głównie z hodowli owiec - mamrotała gnomka która wyglądała jakby miała wielką chęć się napić. Najwidoczniej nie tylko dla Arii czy Janosa ucieczka z posiadłości Coldheartów była traumatyczna. - I wywożą z niej ogromne ilości wełny, całymi karawanami wozów, ale co się dziwić jak tam kilka setek pasterzy prowadzi wypas. To ponury ludek - siedzą pośrodku między Głośną Wodą a Llorkh, niczym między młotem a kowadłem. Ciągnie ich do Głośnej Wody bo wiedzą co się stanie z ich interesami jak Czarna Sieć weźmie ich pod but, ale też wiedzą że Llorkh zareaguje w tej samej chwili gdy się określą po stronie Nanathlora Greysworda. Geildarr Ithym na pewno ma tam przynajmniej kilku szpiegów - Iris pokiwała głową a Aria wraz z nią. Wiedząc od środka jak wyglądają realia Czarnej Sieci byłoby dla nich bardzo dziwne gdyby w Orlbar nie było choćby kilku jej agentów. - Mają tam jedną podłą tawernę, świątynkę, magazyny, zagrody i… i to w zasadzie wszystko. Paru kupców co się zbogacili na handlu wełną wybudowali coś lepszego niźli wiejskie chałupy.
- Będziemy mogli sprzedać coś niecoś ze zwierząt i sprzętu - Iris spojrzała po towarzyszach. - Zastanawiałam się co w razie czego rzec, gdyby nas pytali kim jesteśmy i skąd mamy tyle dobra. Gdyby nie te wszystkie wierzchowce mogłabym udawać córkę kogoś ważnego z Sieci, jadącą z dwórką - spojrzała na Arię - przyzwoitką - skinęła ku Bixi - i ochroniarzem - machnęła ku Janosowi i wzruszyła ramionami - Ale nie wiem czy to najlepszy pomysł…
- Znaleźliśmy je? - podsunęła Bixi. - Błąkające się samopas?
- Mogą spróbować nas zatrzymać by to wyjaśnić - mruknęła markotnie Iris.
- Nie wyglądamy jak ktoś ważny… - Aria wskazała na ich brudne i miejscami pokrwawione odzienie. - Ale… ten plan ma potencjał. Gdybyśmy powiedzieli, że ktoś nas napadł? W tych stronach to chyba prawdopodobne? To - wskazała ręką na łupy - byłoby pozostałością wiezionych dóbr, reszty ochroniarzy i napastników; zwłaszcza nadliczbowe konie. Co wy na to? Nie zabawimy tam chyba na tyle długo, by zdążyli to sprawdzić?
- Niezłe - zamyślona Iris skinęła głową - A skąd i dokąd zmierzamy? Z Teshwave do Waterdeep?
- To… trochę daleko, przez pustynię, a niespecjalnie wyglądamy na takich którzy przebyli Anauroch - odezwała się ostrożnie Bixi - Może po prostu będziemy twierdzili że jedziemy z Llorkh? Będziesz córką, cóż, Florana Coldhearta jadącą w odwiedziny do rodziny w Waterdeep…
- Czy to nie jest zbyt wielkie ryzyko… a jak napatoczy się ktoś, kto go zna? Z drugiej strony papa ma… miał tyle dzieci… kto by je spamiętał… - głos Arii zadrżał i załamał się. - Nie, to dobry pomysł - opanowała się po chwili. - W razie pytań mamy wiedzę potrzebną by uniknąć podejrzeń.






Na Arii, przyzwyczajonej do - było nie było - prawdziwego miasta jakim było Llorkh, Orlbar nie miało czym wywrzeć wrażenia. Może z jednym wyjątkiem - już kilkaset kroków przed zabudowaniami nozdrza wędrowców poraził ciężki odór obór i owczarni, a słuch - beczenie. Samo miasteczko zaś przypominało raczej większą wieś… którą chyba w rzeczywistości było.

Bystry wzrok Iris wypatrzył gdzieś pod lasem grupkę mężczyzn wyglądających jak myśliwi czy drwale, ale dopiero wjeżdżając pomiędzy luźno rozrzucone chaty o strzechach szarpanych wiatrem rodzeństwo na dobre dojrzało mieszkańców, jak również miejscowych stróżów prawa.


Towarzysze nerwowo przyglądali się wcale nieźle wyposażonym włócznikom którzy spode łba spozierali na jadących od strony Llorkh. Ślady niedawnej walki przyciągały ich spojrzenia… chyba zresztą podobnie jak sama drużyna. Ale nie odzywali się, Aria miała nawet wrażenie że prezentowana przez nich obojętność jest wystudiowana, jakby chcieli podkreślić że nie chcą mieć z przybyłymi do czynienia. Rozglądając się uważniej dostrzegała potwierdzenie opinii Bixi o Orlbarczykach jako o ludziach posępnych i zamkniętych - mało kto spoglądał otwarcie w ich kierunku czy witał się. W zniechęcającej ciszy drużyna dojechała do “Wiecznie Otwartego Oka”, podłej jadłodajni której nazwy właściciel był chyba żywą reklamą, bowiem Aria nie mogła go przyłapać na tym by w trakcie rozmowy choćby raz mrugnął powiekami.


Nawet dochodzący z niej zapach nie zachęcał do dłuższego pobytu, choć wygłodniały Janos z miejsca skierował do niej swe kroki. Kieran Rautio, właściciel tawerny, był chociaż na tyle uprzejmy by na słowa Iris o chęci sprzedaży ekwipunku i wierzchowców posłać chłopaka do domów miejscowych kupców, strategicznie rozmieszczonych wokół głównego placu Orlbar (nie żeby miejsce sprawiało majestatyczne wrażenie - problemem było znalezienie kawałka suchej i nie zabrudzonej odchodami ziemi).

Zadziwiające było jak bardzo milkliwi byli tutejsi mieszkańcy, zwłaszcza od chwili gdy Iris przedstawiła się.
- Córka Florana Coldhearta? - mruknął jeden z nich, wymieniając z resztą znaczące spojrzenia. To już chyba wzmianka o bandytach nie wywarła takiego wrażenia. Zdetonowana tym Iris nie do końca wiedziała do jakiego stopnia odgrywać rolę wyniosłej panny ze szlacheckiego domu Zhentów i Aria odkryła że to ona najwięcej miała do gadania i targowania się. Poszło całkiem nieźle - udało jej się sprzedać wszystko poza ikoną, maskami na twarz, kajdanami i instrumentami muzycznymi. Co prawda znalazł się potencjalny kupiec na cudzoziemskiej roboty ikonę, ale znając wartość magicznych przedmiotów dziewczynka bez wahania odrzuciła ofertę pięćdziesięciu sztuk złota za obraz. Poniewczasie uświadomiła sobie że może takie decyzje nie do końca zgadzały się z wizerunkiem dwórki Iris, za jaką miała uchodzić. Z drugiej strony podenerowani kupcy niespecjalnie zwracali na to uwagę, tyleż samo interesując się przybyłymi, co rozglądając i zdając się wypatrywać kłopotów. Aria była boleśnie świadoma faktu jak wiele par oczu przypatruje się rozmowie i jak wiele uszu nadstawionych jest czujnie. Na szczęście udało się wszystko załatwić w miarę szybko; gdy skończyły nie było jeszcze nawet południa.

Niespokojna Bixi kręciła się w pobliżu w czasie targów, wreszcie bąknęła coś o konieczności uzupełnienia zapasów i niczym przyciągana magnesem podążyła ku tawernie.

- Na Ciemne Słońce, Ario, kłopoty - Iris naraz syknęła przyzywając imienia Cyrica. Jej głowa zwrócona była na południe, ku pojazdowi i kilku jeźdźcom zmierzającym na główny plac.


Pojazd był typowo stosowaną przez Czarną Sieć więźniarką, a jadącego przed nią mężczyznę Aria znała z widzenia i reputacji. Był to Felishar Ivarzin, jeden z licznych poruczników Geildarra Ithyma, Gubernatora Llorkh.


Był to człowiek pozbawiony skrupułów, ambitny i usilnie próbujący wybić się ponad swe niskie urodzenie, jak wielu spośród Zhentarimów. Podobno znaczny talent do magicznych sztuk umożliwił mu nagłą karierę w szeregach Czarnej Sieci, ale z drugiej strony nie stronił też od pokazywania się z rapierem i lewakiem u boku. W pojedynkach zabił dwóch przeciwników, a ze słów ojca Aria znała jego reputację osoby od mokrej roboty i psa gończego Gubernatora.

 
Sayane jest offline  
Stary 12-04-2016, 11:52   #13
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Aria gwałtownie wciągnęła powietrze i szarpnęła półdriadę pomiędzy domostwa. Serce waliło jej jak młot. Czterech jeźdźców - w tym mag - i dwóch pachołków… Tymora ponownie nie była po ich stronie. Teraz zdradzanie prawdziwej tożsamości Iris wydawało się fatalnym pomysłem; kwestią czasu (minut zapewne) było aż ktoś z mieszkańców osady poinformuje Zenthów o obecności w Orlbar córki Coldhearta. Pościg poruszał się tak szybko; albo oni byli tak powolni… Myśli kłębiły jej się w głowie. A może spotkanie Ivarzina to tylko przypadek? W więźniarce było kilka osób, a oddział nadjeżdżał od strony mostu - traktem prowadzącym do Głośnej Wody. Tak… to musiał być przypadek. Czarodziejka odprężyła się nieco, lecz pozostała czujna. Ivarzin był czarodziejem, a magiczna komunikacja była nie do przecenienia.
- Musimy przemknąć się do gospody i uciekać - dziewczynka rozejrzała się po okolicy. Przebiegnięcie tyłem zapewne nie będzie stanowić problemu, karczma pewnie też ma drugie wyjście. Czy jednak uda im się zabrać ze stajni konie i muła? Bez nich byli w zasadzie bez szans w ucieczce przed ludźmi siostry i Aarta Czarnego. - Ty zajmij się zwierzętami, a ja zawołam Bixi i Janosa.

Z wnętrza karczmy dobiegły podniesione głosy, głośny rumor i brzęk jakby coś zwaliło się na stół a potem było jeszcze więcej krzyków. Bixi wyprysnęła przez drzwi.
- Aria, Iris… Szybko! Z Janosem… jest źle! - krzyknęła.
Aria w te pędy ruszyła w stronę gospody, przytomnie narzuciwszy tylko kaptur na białe włosy. Kątem oka zauważyła, że jeźdźcy nie zwrócili uwagi na wrzaski gnomki - jeszcze.
- Bierz konie! - rzuciła tylko w stronę siostry. Dobiegłszy do gnomki szarpnęła ją za ramię do wnętrza karczmy, by przestała zwracać na siebie uwagę. Planokrwista czuła, że w gardle rośnie jej gula strachu. Co tym razem się stało? Ktoś go zaatakował? Czy on kogoś? A może zasłabł od ran? Jego nienawykłe do ruchu i świeżego powietrza ciało odmówiło w końcu posłuszeństwa? Drżąc z lęku o brata wbiegła do “Wiecznie Otwartego Oka”.

Dziewczynce chwilę zajęło przystosowanie wzroku do półmroku panującego w zadymionym pomieszczeniu. Półsmok leżał bez ruchu na szczątkach krzesła i wśród porozbijanych naczyń. Był nieprzytomny. Przekleństwa karczmarza i jakiejś niewiasty nie wywoływały żadnej reakcji, tak samo jak dwaj wyrostkowie którzy szarpali chłopaka, bezskutecznie usiłując go podnieść. To że ewidentnie bali się dotykać Janosa w niczym nie pomagało ich wysiłkom. Co dziwniejsze, kilku klientów tawerny wyglądało na rozbawionych.
- On… chyba się spił! Ale to nawet ja więcej… - wymamrotała Bixi i naraz urwała.
- Ty, ty… ty nieodpowiedzialna stara pudernico! - Aria z oburzenia i przerażenia niemal straciła dech. Na wszystkich bogów, co one teraz zrobią?! - To teraz wyjrzyj przez drzwi i zapomnij o odzyskaniu swoich dzieci - syknęła i pchnęła gnomkę w stronę wyjścia. Potem głęboko odetchnęła i wyprostowała się na całą swoją mikrą wysokość. - Sztukę złota każdemu, kto pomoże wynieść tego wałkonia do stajni i załadować go na siodło! - rzekła w stronę gości nie znoszącym sprzeciwu tonem. Może miała tylko jedenaście lat, lecz w takich sytuacjach potrafiła być prawdziwą córką swego ojca. - Dość czasu tu zmitrężyliśmy; skoro zległ jak wór ziemniaków, to będzie jechał jak worek! Ile się należy za zniszczenia? - zwróciła się do karczmarza.

Imć Rautio odepchnął jednego i drugiego spośród miejscowych osiłków, chętnych na zarobek - choć może ku zdziwieniu Arii klienci karczmy najpierw popatrzyli po sobie niepewnie nim ktoś się podniósł by podejść do półsmoka. Karczmarz nadął policzki i rozejrzał się, szacując straty. Hałas przerwał mu tę profesjonalną wycenę - tupot i chlupot dały znać że więźniarka zajechała na plac. Bixi spojrzała na planokrwistą z rozpaczą, wyglądając zza niewiasty która również podeszła do drzwi.
- Pan Ivarzin przyjechał! - krzyknęła kobieta. Karczmarz zachmurzył się.
- Jak zwykle, znowu do niego - mruknął ze złością, dbając jednak by mówić cicho. - Do kuchni, babo! Przynajmniej jego ludzie będą chcieli coś zjeść! - obrócił się do Arii. - Trzy sztuki złota się należą - powiedział takim tonem jakby Janos zgniótł złote puchary, strzaskał kryształowe talerze a pogruchotane meble wykonano co najmniej z mahoniu.
- Za to stare próchno nawet sztuka się nie należy - prychnęła Aria, udając, że zdenerwowanie spowodowane pojawieniem się łapacza ma zupełnie inne źródło, po czym rzuciła na blat sztukę złota. - No, ruszy się który? Chcecie, żeby pan Ivarzin śniadał w takich warunkach? Zabrać mi stąd to ścierwo, ale szybko! - znacząco błysnęła złotem, udając, że nie widzi desperackich spojrzeń gnomki.

Słowne przepychanki trwały jeszcze przez chwilę. Karczmarz raz po raz spoglądał w kierunku drzwi ale twardo domagał się rekompensaty za zniszczenia - i zapłaty za gigantyczny posiłek jaki rzekomo “odmieniec” pochłonął. Dwie sztuki złota były najniższą ceną jaką ostatecznie był skłonny przyjąć - nie bez narzekań na to że Aria puszcza go z torbami, a jego dziatki...
- Twoje dziatki z pewnością chętnie zapoznają się z wnętrzem llorkhckiej więźniarki jeśli będziesz nadwyrężał moją cierpliwość - zirytowana Aria weszła mu w słowo. Nie chciała przedłużać targów, lecz nie chciała też by ich odejście wyglądało na pośpieszną ucieczkę. A żaden z pracowników Coldhearta nie dałby się oszwabić byle karczmarzynie. Nie znała się na cenach, handlu i targach, toteż nie wiedziała jaki błąd popełniła, że właściciel “Oka” tak zażarcie się handryczył. Może nadmierna hojność była równie zła co zbytnie skąpstwo?

Kieran pobladł. Orlbar leżało jedynie o niecałe pół dnia drogi od Llorkh i - mimo że formalnie było niezawisłą osadą - musiało się poważnie liczyć z pobliskim miastem-siedzibą Czarnej Sieci. Aria wyraźnie dostrzegała to w mimice jego twarzy, widziała strach i respekt jakie reputacja Zhentarimów budziła w sąsiadach.
- Niech będzie jedna sztuka złota… pani… - powiedział układnie ale też bez przesadnej czołobitności. Dopiero wtedy kilku pasterzy przyskoczyło do bezwładnie rozciągniętego wśród resztek jedzenia i napitku Janosa. Dosłownie w tym samym momencie szpiegująca zza drzwi Bixi syknęła zdenerwowana.

Aria widziała że gnomka zerka gdzieś w bok, a jej czuły słuch wyłapał z zewnątrz dźwięczny głos Iris. Gdy dopadła okna nie dostrzegła jednak nigdzie siostry, tak samo jak pana Ivarzina i reszty jego konnych. Tylko więźniarka stała na placu, zaś pachołkowie czekali na koźle ze znużeniem wypisanym na twarzach.
- Na co czekasz; ruszaj szukać panienki, co by jej nieprzystojnie nie zaczepiano! - Aria huknęła na Bixi. Trzęsła się z nerwów. Gnomka była bezużyteczna, Janos nieprzytomny, a jedyna osoba, na którą mogła teraz liczyć najwyraźniej sama miała kłopoty! Do tego jeszcze musiała starać się zachowywać “normalnie”, nie wiedząc co ową normą miałoby w takiej sytuacji być! Odetchnęła głęboko. - Pójdę przygotować konie do drogi - powiedziała ruszając szybko za osiłkami dźwigającymi Janosa.

Dziewczynka złapała plecak brata i stękając pod jego ciężarem dreptała niemal następując niosącym na pięty. Tyle że i przed stajnią i w środku spotkało ją kolejne zaskoczenie.
- Poni zabroła kunie - stajenny wyrostek objaśnił Arii powód nieobecności zarówno Iris jak i wierzchowców. - I tamuj poszła - wskazał na jedną z bram. Półżywiołaczka zorientowała się w kierunkach i wyszło jej że faktycznie Iris mogła być z tamtej właśnie strony. Zresztą głos siostry był tak melodyjny i charakterystyczny że słyszała ją nawet na tyłach gospodarstwa. Na podwórcu zmęczeni ludzie Felishara Ivarzina właśnie rozkulbaczali wierzchowce, zerkając ze zdziwieniem na trzymanego przez wieśniaków Janosa.

Kolejne zwierzęta pojawiły się w bramie, tym razem już należące do drużyny. Prowadziła je Iris… i Felishar Ivarzin. Oboje pogrążeni byli w rozmowie a mężczyzna nie odrywał spojrzenia od twarzy siostry Arii. Zdenerwowana Bixi podbiegła do dziewczynki.
- Eee… pan Ivarzin… tego… - wymamrotała.
- Co z nim? - zniecierpliwił się jeden z wieśniaków niosących półsmoka. Iris wytrzeszczyła oczy na widok nieprzytomnego brata a Felishar również spojrzał na chłopaka, zaraz potem na gnomkę, Arię i pastuchów.
- Panno Coldheart… a gdzie pani ochroniarze? - zapytał ze zdumieniem.
- Podróżujemy we czwórkę, a Janos… dba o nasze bezpieczeństwo - Aria wyczuwała nutki rozpaczy w głosie półnimfy, choć dziewczyna dzielnie robiła dobrą minę do złej gry. - To dziewczę jest moją dwórką, a panna Promptfoot - nauczycielką i… przyzwoitką - uśmiechnęła się wstydliwie do czarodzieja. - Proszę się…
- Wykluczone, panno Iris! - Felishar powiedział stanowczo. - Dwa razy próbowano nas napaść po drodze, a temu… co mu jest? - podszedł do Janosa by go obejrzeć.
- Schloł się, ponie - wtrącił jeden z pastuchów.

Czarodziej uprzejmie odkłonił się dygającej z wdziękiem Arii, uśmiechnął nawet. Chwycił Janosa za włosy i uniósł bezwładnie zwisającą głowę, spojrzał na jego obwisłą szczękę i na wpół rozwarte oczy. Chłopak wybełkotał coś.
- Nie no, to jest… oburzające! Niemożliwe! Panno Coldheart, proszę pozwolić by moi ludzie oćwiczyli tego niekompetentnego durnia i ukarali go… - Felishar potrząsnął głową. - Wprost nieprawdopodobne!
Podszedł do Iris.
- Nie mogę pozwolić by jechała pani w tak skromnym orszaku, pozbawiona ochrony! Proszę zawrócić ze mną do Llorkh, jestem pewien że Lord Gubernator pozwoli mi jechać z panią, jeśli mogę zaproponować swoje usługi - uśmiechnął się szeroko do półnimfy i przyłożył dłoń na sercu, wyglądając niczym istne wcielenie rycerskości i dobrych manier. - Doskonale znam drogę i może być pani pewna że włos nie spadnie pani z głowy. A i pani towarzyszki będą czuły się pewniej - poklepał Arię po głowie opiekuńczym gestem.
- To bardzo szlachetnie z pana strony, panie Ivarzin - Aria spuściła głowę, starając się nie wzdrygnąć pod dotykiem obcej dłoni. - jednak panienka Iris jest mocno zdrożona podróżą. Właśnie dlatego zatrzymaliśmy się na popas w tym… miejscu, mimo tak wczesnej pory i powrót do Llorkh - kolejna podróż - mógłby jej tylko zaszkodzić.
- Znakomicie! - ucieszył się czarodziej, choć Aria mogła przysiąc że przez chwilę dostrzegła na jego twarzy zdumienie że dziewczynka w ogóle się odezwała. Albo że istnieje. - Zapraszam w takim razie do domostwa mojego… przyjaciela Deldrona Reina, tutejszego kupca. Odpoczniemy tam panno Iris, zjemy obiad w cywilizowanych warunkach, mam również nadzieję że uda mi się panią namówić do pójścia za mą radą. Może ten pijany głupiec - skinął ku Janosowi - do tego czasu nieco otrzeźwieje. Hermann, zajmij się końmi i więźniami - rozkazał starszemu zbrojnemu.
- Ponie, co z nim? - jeden z orlbarczyków odważył się odezwać; bezwładny ciężar przelewał się pastuchom przez ręce, a to że gadzie skrzydła ciągnęły się po ziemi w niczym nie poprawiało im humoru.
- Zlać go wodą i do stajni z nim. Za pani pozwoleniem, chciałbym by po oprzytomnieniu spotkała go porządna chłosta. Nauczy go to moresu i dyscypliny - czarodziej powiedział energicznie, po żołniersku. W chwilę potem nadstawił ramię Iris. - Pani pozwoli? Zapraszam również pani towarzyszki - uśmiechnął się do Arii i Bixi, ponownie będąc wcieleniem uprzejmości.

Półnimfa odpowiedziała czarującym uśmiechem nim odwróciła się do współuciekinierek.
- Bixi, dopilnuj by nasz ochroniarz… jak najszybciej stanął na nogi - powiedziała z subtelnym naciskiem. - Ario… - zawahała się, ewidentnie rozdarta.
- Zajmę się… pozostałymi sprawami - odparła dziewczynka. Może nie było to do końca zachowanie odpowiednie dwórki, ale Aria nie miała zamiaru zostawiać brata pod wątpliwą “opieką” gnomki. Iris sobie poradzi; w końcu nie była taka bezbronna na jaką wyglądała.




 
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172