lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu DnD (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/)
-   -   D&D3,5ed. Opowieści z Wielkiej Rozpadliny (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/15120-d-and-d3-5ed-opowiesci-z-wielkiej-rozpadliny.html)

Kerm 04-05-2015 16:25

Aseir, Jandar, Kethra


Krasnolud skinął głową i ruszył wartko w stronę domostwa. Choć sam maszerował pewnym krokiem, to jego dwoje kompanów raz po raz zerkało przez ramię na kroczących za nimi najemników. W końcu weszli na niewielki ganek, po czym weszli do środka. Faktycznie chłód panujący w środku sprawiał im sporą ulgę.
-Co wam powiedział mój przyjaciel?- spytał brodacz rozstawiając na stole w kuchni dzban z winem i trzy puchary.
-Proszę o wodę dla moich mniejszych towarzyszy..
Potem napełnił puchary winem.
-Wspomniał tylko, iż giną wam psy. Nie mówił czy są kradzione, czy też uciekają. Po wyszkoleniu zaś poznaję, iż szkolicie psy do stróżowania, ochrony oraz zapewne bojowe, być może myśliwskie. Trudno by było ukraś taką sforę, czy chociażby jednego z niej, o ile również były tak samo wyszkolone.
- Ginęły i psy, samce znaczy się, i suki? - spytał Aseir. - Znajdywaliście jakieś ślady, słychać coś było? I kiedy odkrywaliście, ze ich nie ma - rankiem, pod wieczór?


-Większość z moich pupili to suki- rzekł starając się zachować spokój -Psy były cztery. Dwa zostały porwane, jeden zabity. Został tylko Grzmot, którego mieliście okazję poznać a i on cudem przeżył raniony ostrzem, gdy bronił sfory.- Nalał i sobie wina, po czym upił parę łyków i usiadł przy stole -Moja szkoła jest znana w całej okolicy. Po stróżujące psy, przychodzą do mnie podróżni kupcy, lokalni barbarzyńcy, łowcy a nawet krasnoludy z twierdzy, do pilnowania podziemnych korytarzy. Od paru tygodni regularnie z kojców giną psy.- Upił kolejnego łyka. -Nie mam pojęcia jak to się dzieje. Zwierzęta są świetnie tresowane, osobiście jestem przy narodzinach każdego miotu i osobiście każdego tresuję. Nie można ich przekupić kawałkiem mięsa czy kości. Tym zajmuje się ktoś z wyższej ligi- nakreślił swe podejrzenia -Być może to sprawka magii. Grzmot jest odporny na niektóre magiczne uroki, dlatego nie sposób go oczarować i pewnie dlatego też został raniony. Cud, że przeżył. Każdy z tych psów jest wart sto monet. Sto pieprzonych monet! Za każdego z dziewięciu porwanych zapłacę po sto monet a za głowę skurwiela, który mi to zrobił dodatkowe pięć setek!- Nerwy mu puściły i uderzył pięścią w stół.

Na wzmiankę o magii Kethra niemal zakrztusiła się winem. Po raz drugi nastąpiło to na wzmiankę o pieniądzach proponowanych w ramach nagrody. Popatrzyła po swoich towarzyszach, ciekawa ich reakcji.
Magia. To mogło być to, pomyślał Aseir.
- Albo kto chce interes dobry zrobić - powiedział - i na własną rękę psy sprzedawać, albo też komuś ta hodowla kością w gardle stoi. Jest w okolicy druga taka, podobna, gdzie też psy są hodowane? - spytał. - Próbował ktoś przy psach czuwać, albo pułapki jakieś zastawialiście?
-Nie ma podobnej hodowli, przynajmniej nic o tym nie wiem, lecz popyt na te psy jest ogromny. Nawet gdyby i trzy takie były to w interesy byśmy buciorami sobie nie wchodzili - zapewnił krasnolud -Tak teraz czuwamy na zmianę. Wcześniej psy same o siebie dbały. Przynajmniej tak nam się wydawało.- odpowiedział brodacz.
Kethra przechyliła lekko głowę, słuchając uważnie rozmowy.
- Ktoś coś przy tym czuwaniu słyszał, widział nietypowego? I czy możemy rozejrzeć się przy kojcach, może dostrzeżemy coś innego, rzucając świeże spojrzenie na sprawę. - odezwała się w końcu.
-W trzecią noc czuwania, gdy była moja kolej słyszałem kroki po za kojcem, lecz chyba się zorientowali że coś jest nie tak, bo szybko dali nogę zanim zdążyłem jakkolwiek zareagować. Możecie się rozejrzeć, lecz do kojca wejdę z wami dla waszego bezpieczeństwa.
- Stalowe Tarcze też robią u ciebie zakupy na potrzeby patroli? - odezwał się Jandar po chwili milczenia. Jeden z pomocników krasnoluda przyniósł wody w miskach. Czujna trochę się napiła, potem skokiem usadowiła się na kolanach dziewczyny. Kethra z uśmiechem pogłaskała łasicę.
-W momencie ustanowienia wart mówicie, że kradzieże ustały. Tak - podrapał się w zamyśleniu w brodę. -Tak, bez obejrzenia kojców i okolicy nic nie zrobimy. Jakoś znaczycie swoje psy? Najbardziej popularne są tatuaże, ci co mało dbają o zwierzęta wypalają im piętna.
Jandar uśmiechnął się odsłaniając zęby, dobitnie dając do zrozumienia, że lepiej było by dla tresera by nie czynił takiej praktyki.
- Kto prócz was zna wszystkie psy? - Aseir zadał kolejne pytanie. - Może to jakiś niezadowolony były pracownik? No i czy próbowaliście jakoś wytropić złodzieja, idąc po śladach? Jeśli jakieś oczywiście zostały.

ObywatelGranit 06-05-2015 17:43

Medytacja upłynęła mu pomyślnie. Wolał odpoczywać pod nieboskłonem, skąd doglądały go łaskawe gwiazdy-przewodniczki. Wykonywał kolejne ćwiczenia umysłowe, rozluźniając się coraz mocniej. Wkrótce doprowadził się na skraj jawy i snu, w który, jak wiadomo, nigdy do końca nie zapadnie. Chociaż znajdował się na progu zaledwie minuty, wystarczyło to aż nadto. Resztę odpoczynku obserwował okolicę. Głęboka noc dopadła nawet przyrodę, która w przyczajeniu oczekiwała na brzask. Enevar podziwiał poranną erupcję życia z niezmiennym od dziesiątek lat zachwytem.

- Mae govannen! - rzucił do swoich towarzyszy, którzy dopiero co wygrzebywali się z pieleszy w stajni.
- Czeka nas praca, zabierajcie rzeczy i ruszajmy - zwrócił się do część podgrupy, do której przynależał. - Poobserwujmy nieco straż. Postarajmy się pozostać niezauważeni. Zwracajcie uwagę na oczy - blask, który w nich dojrzycie powinien wystarczyć aż nadto. - po chwili uświadomił sobie, że ma do czynienia z N-Tel-Quess, a ich wzrok mógł nie wychwytywać takich znaków. - Interesują nas indywidua niespokojne, albo wprost przeciwnie - zbyt spokojne. Detale, szczegóły, gesty, oto co zdradzi złodziei.

Nie przestając mówić, wskazał na wyjście i ruszył w kierunku miasta.

Wecker Yls 07-05-2015 11:54

"Mam nadzieję, że odpuszczą. Inaczej może być ciężko..." - pomyślał Wecker, kiedy Ilryn mu odpowiedział. Przez cały dzień zdarzyło się już dostatecznie sporo, także złodziej nie zdziwił się, że wieczór minął im szybko.

Pobudka nie należała do najmilszych, Yls chciałby nabrać więcej sił, ale czekało ich dużo pracy. Każda stracona chwila może działać na ich niekorzyść, myśli mężczyzny wciąż krążyły wokół poczynań drugiej grupy.

Przytaknął elfowi:
- Tak, to dobry pomysł, ale dajcie mi chwilę, muszę się przebrać. Nie chcę sam zbytnio przyciągać wzroku.

Wecker poszedł w ustronne miejsce w stajni. Odpiął płaszcz, który opadł na ziemię. Zaczął od ściągnięcia z siebie ćwiekowanej skórzni, następnie ściągnął koszulę i zwinął ją starannie. Schował przedmioty do plecaka, uprzednio wyciągając z niego kilka ubrań. Po chwili zastanowienia zdecydował, że ubierze giezło o jasnej, karmazynowej barwie. Związał na nadgarstkach dwa skrawki ciemnego materiału, poprawił koszulę. Bryczesy obwiązał skórzanym pasem. Nałożył na siebie płaszcz leżący na ziemi. Za rzemieniem umocował sztylet, a miecz przypasał u boku. Kusza powędrowała do torby. Poczochrał nieco swoje włosy, niezauważalnie zmieniając fryzurę. Tak przygotowany udał się za elfem w stronę miasta, póki co pogrążając się z zamyśleniach.

Omnix 07-05-2015 23:34

Nim Relgar zdał sobie sprawę, strawa trafiła do żołądka. Popita piwem sprawiła, że mężczyzna stał się naprawdę śpiący. Wyglądało na to, że nie tylko on bo wszyscy ruszyli we wszelakie strony, czy to do izb czy też na zewnątrz by zaznać trochę odpoczynku. Mężczyzna poczuł cholernie dziwną ochotą na spędzenie tej nocy na dworzu. Wyszedł i ruszył w poszukiwaniu jakiegoś drzewa na stronie tak aby móc skryć się tam przed przechodzącymi, aczkolwiek nie oddalając się zbytnio. Nie spał długo, godzinami zapatrywał się w gwiazdy zastanawiając się co przyniesie los. Cokolwiek by to było, nie mogło to być nic gorszego od tego co zaznał.

Gdy nastał poranek, Relgar wstał, wziął łyk ze swojego bukłaka i ruszył do tawerny, aby tam spotkać się z resztą. Gdy dotarł na miejsce zauważył że parę znajomych twarzy już tam było i czekało na resztę. Spokojnym krokiem ruszył w ich stronę i przywitał się skinieniem głowy.

Jak minęła wam noc ? - spytał z ciekawością. Ja przyznam dużo lepiej niż myślałem. - dodał po chwili mimo faktu, iż nie był zbyt wyspany. Zbyt dużo czasu przesiedział z gwiazdami na niebie.
To jak ? Zabieramy się do pracy ? - zagaił rozglądając się po zebranych i uśmiechając się szeroko.

Blackvampire 08-05-2015 13:13

Po ugaszeniu pragnienia i zaspokojeniu głodu krasnolud ruszył odpocząć do stajni. Nie był to pierwszy raz, kiedy musiał nocować w takim miejscu i jakoś nie szczególnie mu to przeszkadzało. Patrząc z dobrej strony przynajmniej zaoszczędzą nieco grosza. Rzucił swoje rzeczy w najdalszy kąt stajni, jak najdalej od koni, i ułożył się wygodnie na rozwijanym posłaniu, które rozłożył na kupce siana. Nie minęło wiele czasu, kiedy zapadł w sen. Mimo zmęczenia budził się co jakiś czas, co dawało mu okazję na sprawdzenie, czy aby wszystko jest w porządku. Wyrobił sobie ten nawyk już dawno temu i teraz nie był pewien, czy mógłby kiedykolwiek spać normalnie.

O poranku zbudziło go ćwierkanie ptaków i rżenie pojonych przez stajennego koni. Przetarł oczy, ziewnął, pierdnął i wstał zaczynając wciągać na siebie zrzucone poprzedniego dnia elementy ubioru i pancerza. Gotowy do roboty wkroczył do karczmy, gdzie po paru chwilach spotkał się z resztą nowej drużyny.
- Bywało gorzej. - Odpowiedział Relgarowi. - Wrzućmy coś na ząb i możemy ruszać. Pomysł czarnucha o zasięgnięciu jęzora u tutejszych oprychów wydaje się dobry. Paru z nas pewnie ma i tak doświadczenie z tego typu osobami. - Wypowiadając te słowa miał głównie na myśli siebie i swojego towarzysza. - No, ale zobaczymy, co nam dzień dzisiaj przyniesie. - Machnął ręką do karczmarza, czy jakiegoś jego służącego i zamówił dla siebie porcje pieczywa i jajecznice. Wojaczka nauczyła go, żeby jeść zawsze, kiedy jest ku temu okazja. Później może się bowiem okazać, że trzeba przeżyć parę dni bez żarcia, a to nigdy nie było przyjemne.

Zmarszczył brwi na moment, najwyraźniej coś mu się przypomniało. - A...jeśli spotkamy tych matołów, to lepiej po prostu ominąć ich szerokim łukiem. Nie wierzę, że którekolwiek z nas ma takie ogromne pokłady cierpliwości, żeby nie przypierdolić temu druidowi. - Zastukał paluchami o blat stołu czekając na swoje jedzenie i spoglądając na resztę drużyny.

Jaśmin 08-05-2015 18:57

Płomień spał. I śnił.
Wiosna w rozkwicie, ptaki, owady, kwiaty, wszystko co żyje i chce żyć. Na ścianach Starego Domu gustowne festony bluszczu, w parku otaczającego starą rezydencję feeria barw, dźwięków i zapachów. A na polance...
Dwie postacie ubrane w wygodne tuniki i spodnie, ochraniacze, z szermierczymi maskami na twarzach, pochłonięte finezyjnym śmiercionośnym tańcem z lekkimi cienkimi mieczami. Tupot stóp, przyśpieszone oddechy, szczęk stali, odgłosy boju, nieważne że treningowego.
W pewnej chwili jeden z walczących potyka się i na pół sekundy opuszcza zasłonę. Szybki jak myśl atak drugiego z walczących, cofnięcie, przejście do statycznej pozycji wyczekującej. Koniec. Zwycięzca szybko odpina paski podtrzymujące maskę, pokonany trochę wolniej, wciąż jeszcze chwiejąc się po otrzymanym ciosie. W parku słychać głośny śmiech.
Zwycieżca okazuje się być młodą dziewczyną, najwyżej pietnasto- szesnastoletnią. Drobna zgrabna brunetka o lekko zadartym nosku i zuchwałym spojrzeniu ciemnych oczu. Głos ma dźwięczny, gdy zwraca się do Płomienia na jej cienkich ustach czai się pełen wyższości uśmieszek.
-Całkiem nieźle już fechtujesz. Nieźle jak na niemowlaka! - jej śmiech odbija się echem w parku - Jeszcze jedno złożenie?
-Już mi na dzisiaj daruj, mam dosyć - chłopak rzuca precz maskę, wyciąga się wygodnie na ziemi pod drzewami wiśniowymi - Odpocznijmy, dobrze?
Dziewczyna wzrusza ramionami. Po chwili odpoczywają już oboje pod tym samym drzewem wiśniowym. W powietrzu unosi się zapach kwiatów.
-Zagrać ci coś, Kana? - Płomień sięga pod tunikę, wyciągając metalowy flet. Pod dotykiem jego palców klucze szybko zaczynają się rozgrzewać.
-Czemu nie? - Dziewczyna uśmiecha się ciepło. Na widok tego uśmiechu chłopak czuje przyjemny dreszcz. Z uśmiechem unosi flet do ust. Płynie wesoła melodia, pieśń radości...

*****

Płomień budzi się na moment. Przyjemna wizja rozpływa się powoli. Byle szybciej zamyka oczy próbując wytropić uciekający sen...

*****

Grupa mieszkańców Starego Domu, kilka dziewcząt w różnym wieku i jeden młody chłopiec, spożywają poranny posiłek, siedząc przy stole na tarasie. Wspólnie sieją prawdziwe spustoszenie wśród potraw.
Smukła, ciemnowłosa Reki, która ze zdumiewającą koordynacją je i pali tytońca jednocześnie. Elegancka Nemu, jak zwykle nie mogąca szybko się obudzić, poziewująca od czasu do czasu. I młodsze dziewczęta. Nieśmiała Rakka, Beztroska Kuu, gadatliwa Hikari. No i Kana, jak zwykle pośpiesznie spożywająca pierwszy tego dnia posiłek. Płomień jedząc wartko od czasu do czasu unosi spojrzenie na przyjaciółkę.
Płomień ma już piętnaście lat, od trzech lat pobiera nauki w Bardicum i niedługo ma już być dyplomowanym fletnistą i tancerzem.
Jak zwykle we śnie wyraźnie widać pewne szczegóły, które za dnia rozpływają się w nieświadomości. Promienie słońca sięgają jasnymi palcami do wnętrza Domu malując impresję, przesuwając się po meblach, obrazach (większość z nich namalowała Reki, no przecież), sprzętach. W powietrzu unosi się zapach kwiatów, pszczelego wosku używanego do konserwacji mebli, niedaleko pluska wesoło rzeka.
W jakiś sposób przeszłość, teraźniejszość i przyszłość splatają się w jedno. Płomień doskonale pamięta dzień, trzy lata temu, gdy po raz pierwszy postawił stopę w Domu, szybko stając się rozpieszczanym ulubieńcem tych dziewcząt. Ale wtedy Spowity w Płomienie był tylko chudym dwunastolatkiem z odrobiną talentu do muzyki.
Teraz jest starszy i snuje plany na przyszłość. Na myśl o postawieniu stopy na szlaku wędrowców czuje przyjemny dreszcz, tylko myśl o Kanie studzi jego zapał do wędrówki. Ale tak musi być. Musi wybrać się w podróż, zdobyć doświadczenie by z minstrela stać się bardem. Musi i już...

*****

Płomień budzi się po raz kolejny z trudem wyplątując się z marzeń o pocałunkach kradzionych Kanie w zakamarkach Starego Domu. Sądząc po kącie padania promieni słonecznych i odgłosach budzącego się zajazdu jest już poranek. Chłopak podnosi się na łokciu czując jak wraz z sennymi marzeniami opuszcza go powoli kłopotliwe pobudzenie. Dobrze, że nikt tego nie widzi...

*****

Kolejne elementy rytuału zwanego porankiem przepływają szybko. Wstać, ubrać się, obudzić wkładając łeb pod pompę na podwórzu, umyć, zjeść śniadanie. Norma. I w drogę.
-Enevar,Olo, Relgar - wędrując w głąb miasta chłopak zwraca się do kompanów - Jak rozumiem idziemy razem, tak? Czym zajmiemy się najpierw? Obserwujemy strażników, skontaktujemy się z półświatkiem, pospacerujemy po targowisku? A może podzielimy się zadaniami? Jak myślicie?

Nefarius 11-05-2015 12:44

Aseir, Jandar, Kethra


-Pójdźmy.- rzekł chłodno brodacz. Kompani pozbierali się i wraz z panem włości udali się na tyły jego posiadłości, gdzie znajdowała się spora stajnia, w środku zaś dobudowano kojec dla wytresowanych psów. W boksach dla koni, znajdowały się dwa dorosłe i zadbane kuce. Psy zaś trójka poszukiwaczy przygód miała przyjemność poznać nie tak dawno temu, wkraczając na teren posesji krasnoluda. Brodacz rozłożył ręce szeroko na boki
-Tutaj trzymam zwierzęta. Jak widzicie nie mam nie wiadomo jak zmyślnych zabezpieczeń. To one do tej pory pilnowały porządku na mojej posesji, nigdy mi się nie przytrafiło bym to ja musiał ich pilnować.- wskazał ręką siedzące przy siatce kojca psy.
-To psy obronne. Nie potrafią tropić. My również jesteśmy rzemieślnikami. Żaden z nas tutaj nie jest znawcą w odnajdywaniu śladów czy tropieniu. Niestety.- kontynuował -Pracownicy powiadasz? To też nie wchodzi w grę. Moimi pracownikami są dwaj siostrzeńcy. Opiekuję się nimi od małego, gdy ich matka odeszła do królestwa Moradina przez chorobę. Od łepka uczyłem ich tego co sam wiem. Do tej pracy nie przyjmuję osób z zewnątrz.- wyjaśnił.

Mężczyzna oprowadził ich powoli po stajni i kojcu po czym wyszli na zewnątrz -Klienci zawsze są zadowoleni. Wkładamy masę pracy w szkolenie tych psów. Początkowo myślałem, że porwań dokonał ktoś kto nie miał zwyczajnie za co mi zapłacić za psy, lecz tutaj nie ma żadnych śladów szamotaniny, ktoś przekabacił moje bestie i na pewno nie za sprawą kawałka mięsa. To coś grubszego, a co za tym idzie nie rozchodzi się o brak złota. Jestem co do tego przekonany.- Mężczyzna poprowadził trójkę gości do wielkiego ogrodu, gdzie znajdowała się masa przyrządów do tresury.
-Najbliższa okolica nie jest zamieszkana przez nikogo. Czasami jakaś grupa wyjętych z pod prawa kręci się po okolicy, lecz zawsze dzień drogi od granic Wielkiej Rozpadliny, tam gdzie krasnoludy nie wysyłają patroli. Znam te tereny dość dobrze. Nie wykluczam, że ktoś mógłby mieć obóz nieopodal, nie jestem wam w stanie niestety podać bardziej konkretnych i pożytecznych informacji.-

Ilryn, Oswalt, Enoque, Elenas

Wymarsz na targowisko nie trwał długo. W Mieście Namiotów wszystko było blisko i pod ręką. Kompani stanowili dość osobliwą grupkę. Szczególnie wzrok przyciągał półdrow, w towarzystwie zaprzyjaźnionego krasnoluda. Kupcy, handlarze, szarlatani. Cały ten motłoch mógł coś wiedzieć, lecz tego typu informacja nie mogła być tania, ani też łatwo dostępna. Grupa mężczyzn spacerowym krokiem mijała kolejne stragany przyglądając się bacznie, lecz nie natrętnie straganom i ich właścicielom. Nie sposób było trafić na zbroje, której poszukiwał zleceniodawca. Nie sposób było zauważyć cokolwiek podejrzanego, co mogłoby pomóc im w zadaniu do momentu jak Oswalt dłubiąc paluchem w nosie nie dostrzegł pary handlujących krasnoludów. Ten który był właścicielem straganu nie wyróżniał się niczym z tłumu. Na pierwszy rzut oka drugi brodacz również do chwili aż nie sięgnął po mieszek ze złotem do kieszeni. Wyjmując go przypadkowo zahaczył o srebrny wisior, który spadł mu obok nogi. Łysy i barczysty krasnolud wartko się po niego schylił i pospiesznie schował do kieszeni. Oswalt nie przyjrzał mu się zbyt dobrze, lecz zdołał rozpoznać symbol pięści zaciskającej w dłoni błyskawicę. Nie pamiętał gdzie już widział w swoim długim życiu ów znak, lecz kojarzył go i na pewno nie były to miłe wspomnienia...

Enevar, Płomień, Olo, Relgar

Druga grupa niestety nie miała tyle szczęścia by cokolwiek zauważyć bądź wytropić. Kręcili się w koło szukając czegokolwiek, lecz szczęście im nie sprzyjało. Błąkali się między namiotami, obserwując każdego mniej lub bardziej podejrzanego osobnika. Tutaj każdy wyglądał przeciętnie. Dopiero przed samym południem Olo, który udał się na stronę za potrzebą wrócił do towarzyszy z uśmiechem na ustach.
-Ciekawa sprawa.- zaczął -Leje za winklem i patrze a tu jakiś człek skarży się patrolowi Tarcz, że widział grupę duergarów pare dni na północny zachód od Rozpadliny. Co na to Tarczownicy? Kazali mu zająć się swoimi sprawami, mówiąc że mają okoliczne tereny pod kontrolą. To nie było zapewnienie obywatela o spokoju, to było zwyczajne , skurwysyńskie zbycie go. Dziwna sprawa...- wzruszył ramionami patrząc na kompanów.

ObywatelGranit 13-05-2015 09:04

Enevar podszedł do Ola:
- Prowadź szybko, może jeszcze zdołamy zatrzymać tamtego mężczyznę! - skinął głową w stronę reszty drużyny.

Omnix 13-05-2015 20:24

Relgar niewiele myśląc ruszył żwawo w stronę mężczyzny. Biegnąc w jego kierunku krzyknął.
Przyjecielu, nie tak szybko. Poczekaj no chwilę.

Mężczyzna nie wiedział czy nieznajomy się zatrzyma. Czy w ogóle udzieli im jakichkolwike informacji, ale jakikolwiek trop jest lepszy niż żaden. A na ten moment, nieznajomy mężczyzna był jedyną poszlaką jaką zdołali odnaleźć.

Nie omieszkałem zignorować faktu, że strażnicy mają Cię w dupie, ale uwierz mi są jeszcze tutaj ludzie, którzy biorą sprawiedliwość w swoje ręce. I tacy właśnie, bardzo chętnie cię wysłuchają. Choć napijemy się czegoś. - Powiedział Relgar wyjmując zza pasa bukłak wina i proponując go jegomościowi.

Kerm 14-05-2015 07:57

Aseir, Jandar, Kethra
 
Krasnolud był przekonany, że nie rozchodzi się o brak złota. Kethra zaś coraz bardziej zaczynała skłaniać się ku teorii, że zadziałał tu jakiś rodzaj magii. Nie miała pojęcia, jak można by przekabacić wierne, szkolone psy inaczej niż za jej sprawą. Aż dostawała dreszczy na samą myśl o tropieniu maga. Nie wierzyła przy tym, by ktoś z kradzieży psów robił zbrodnię idealną, musiał więc zostawić jakiś, choćby najmniejszy ślad.
- Rozejrzę się przy kojcach - poinformowała i ruszyła w tamtym kierunku.
Podeszła do siatki, nie przejmując się reakcją zwierząt. Zaczęła powoli okrążać teren, zataczając coraz większe koła w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogłoby dać im jakiś trop. Metodycznie sprawdzała kawałek po kawałku ziemi, trawy, krzaczków, czego tylko mogła.

Aseir tropicielem nie był i nie bardzo wierzył, by mógł trafić na jakiś ślad... No chyba że ów ślad kopnąłby go prosto w nos. Zdecydowanie bardziej liczył tu na Jandara. W końcu druid, teoretycznie przynajmniej, z lasem powinien być za pan brat. A skoro z lasem, to i ze śladami.
Jednak druid druidem, ale jakieś pozory trzeba było zachować, a nie stać jak kołek i liczyć na to, że nietypowi złodziej spadną z nieba. Dlatego też Aseir ruszył w ślady dziewczyny - ruszył powoli dokoła kojców, jednak zdecydowanie większym kręgiem. Nie znaleźć śladów to jedno, ale zadeptać bezpowrotnie ślady to już całkiem co innego.

- Trop. - wydał Jandar w druidzkim komendę wilkowi.
Jandar obserwował. Obserwował otoczenie, obserwował zachowanie Twardego, całkiem otwarł się na emocje przesyłane przez Czujną. Zwierzęcy towarzysze mieli największą szansę coś tutaj wyczuć. Więc wsłuchiwał się w Czujną i obserwował Twardego. Znajdą zwierzynę lub coś nietypowego, był tego pewien.
Milczał.
Twardy i Czujna ruszyły za dziewczyną wykonując polecenie.

Wilk szybko złapał trop. Zachowywał się dość nerwowo, lecz Jandar podejrzewał, że mogło to być spowodowane bliską obecnością stróżujących psów w kojcu. Czworonóg powąchiwał podsuszone trawy raz po raz dźwigając łeb i ruszając czujnie uszami. Wilk złapał trop i dobre dwieście metrów przeszli w bardzo krótkim czasie. W końcu jednak weszli na otwartą przestrzeń gdzie trawiasta sawanna rozciągała się przez wiele mil. Wilk ruszył powoli w stronę Wielkiej Rozpadliny, a maszerujący za nim osobnicy bez słowa skargi parli do przodu dając zwierzęciu i jego umiejętnościom pełne zaufanie. Cztery godziny szli w największym skwarze nie robiąc nawet na krótką chwilę przerwy. W końcu jednak dostrzegli z dala wielki kanion owiany sławą na cały Faerun. Tutaj trawa została powoli wypierana przez pomarańczową, zaschniętą glinę, bądź palący w stopy piasek. W końcu jednak wilk dotarł do skalnej szczeliny której mrok przysłaniał wnętrze. Sprawa była o tyle trudna, że choć uskok w ziemi był szeroki na półtora metra, to jednak spadał pionowo w dół a to sprawiało, że ktoś musiał się nieźle poświęcić by z Rozpadliny dotrzeć do posiadłości krasnoluda i przetransportować uprowadzone psy.
-Czyli trop prowadzi do królestwa krasnoludów…- zasępił się towarzyszący im brodacz -Trza to chyba będzie zgłosić komu odpowiedniemu, co?-
- Dziwne, w końcu sprzedajesz psy głównie krasnoludom. Z Podmroku wychodzą różne potwory i wrogowie choćby Drowy czy Duargerowie. Nie było czasem z nimi problemów ostatnimi czasy? - zafrasowany Jandar podrapał się po brodzie. Nie dawała mu spokoju uporczywa myśl, kto mógłby opanować czarami zwierzęta i najważniejsze dlaczego.*
Kierunek, w jakim podążało śledztwo, a dokładniej - kierunek tropienia, niezbyt odpowiadał Aseirowi. Krasnoludy okradające krasnoludy? A może nawet drowy czy szare krasnoludy, co mogło zwiastować znacznie większe kłopoty.
- Przeskoczyć można dość łatwo - powiedział po chwili - podobnie jak i obejść.
- Trzeba by zobaczyć, czy ktoś tu się bawił w schodzenie
- dodał.
Rzucił okiem na brzeg rozpadliny, usiłując sprawdzić, czy są może jakieś ciekawe ślady.
Kethra w pierwszej chwili poczuła się trochę głupio. Chciała szukać śladów, mając do dyspozycji wilczy węch? Zabawne. Szybko jednak zrzuciła to na karb braku przyzwyczajenia do współpracy. Musiała zapamiętać, że teraz sukces zależy od umiejętności całej grupy, nie tylko jej samej. Gdy tylko Twardy złapał trop, dała sobie spokój ze swoimi nieudolnymi poszukiwaniami i posłusznie poszła za pozostałymi.

Gdy dotarli do skalnej szczeliny, spojrzała zza krawędzi w dół.
- Jeszcze więcej magii? - zapytała niechętnie - Komuś musiało bardzo zależeć na tych psiakach…
Jeśli ktoś obłaskawił zwierzęta magią, to zapewne bez problemu mógł chodzić po ścianach, lewitować albo i spowalniać upadek. Raczej nikt nie schodził po linie z psem na plecach.
- Czy ktoś przypadkiem ma ze sobą linę? - zapytała, jednocześnie rozglądając się za czymś, do czego można byłoby ją w ogóle przywiązać.
Przy okazji podniosła jakiś nieduży kamyk i rzuciła go w ciemność, zastanawiając się, jak długo będzie leciał i czy w ogóle usłyszą jego upadek.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:08.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172