Leśny gościniec, Ciernisty Las 17 Mirtul, 1367 DR Popołudnie - Świetnie - stwierdziła ironicznie podnosząc się szybko z ziemi i strzepując z tyłka piach, który osadził się tam przez siedzenie na glebie - Zwijajmy się stąd - Szarańcza chciała powiedzieć coś więcej, ale po prostu nie było na to czasu. Wzięła swoje rzeczy i cicho pobiegła w stronę wozu. Jeśli szybko stąd odjadą, to zdążą uniknąć tej nierównej konfrontacji. Tajemnicza wieża, Ciernisty Las 17 Mirtul, 1367 DR Popołudnie Bezkresne morze dziko porastających krzewów oraz drzew wydawało się nie mieć końca, podobnie jak utwardzony warstwą drobnych kamieni piaszczysty gościniec, którego każdy zakręt odkrywał przed awanturnikami ten sam monotonny widok. Wraz z oddaleniem się od źródła zagrożenia, do lasu na powrót zawitał wesoły śpiew ptaków, po rozpostartych konarach przebiegały wiewiórki i inne niewielkie stworzenia, a słońce raz jeszcze tego dnia zagościło na chmurnym niebie, pozwalając podróżującym awanturnikom zapomnieć na chwilę o horrorach kryjących się w cieniu drzew. |
Podróż trwająca tuż po ucieczce z tymczasowego obozowiska płynęła znacznie bardziej powolnie i sennie. Była nużąca, jakby każdy zastanawiałam się ile jeszcze to potrwa i co dalej robić, ale nie było innej drogi, niż po prostu brnąć na przód ku celowi - do Samotnej Ostoi, która, miejmy nadzieję, wciąż stała cała i nie została spalona. Szarańcza miała złe przeczucia, głowa zaczęła ją boleć gdzieś w połowie drogi. Swój stan tłumaczyła głośnym stukaniem końskich kopyt, które - jak sama stwierdziła - były po prostu zbyt głośne, rytmiczne i jednostajne, przez co ich dźwięk wiercił niezwykłą dziurę w jej i tak pełnej dźwięków głowie. |
Łotrzyk koniecznie chciał znaleźć jakąś pułapkę lub tajne przejście, tylko po to, żeby utrzeć nosa Loganowi, który wcześniej podał w wątpliwość jego umiejętności w wyszukiwaniu niebezpieczeństw. Dawno już tego nie robił, to prawda, ale miał nadzieję, że jeszcze nie wyszedł z wprawy. Na szczęście okazało się, że alkohol spożywany w dużych ilościach przez tyle lat, nie zdołał całkowicie zaćmić jego umysłu. Przykładając ręce do ściany i uważnie badając każdy jej centymetr, łotrzyk wyczuł dłonią pewien ukryty obiekt, który swym kształtem przypominał kołatkę. Chciał zastukać nią kilka razy o bruk, kiedy nad nimi odezwał się przeraźliwy skrzek. Kamienne posągi przedstawiające gargulce poruszyły, krusząc kamienne podesty, do których zostały przytwierdzone. Stojący przed wejściem do wieży awanturnicy spojrzeli w górę, w samą porę, by ujrzeć pikujące w ich stronę uskrzydlone potwory. Markas zrobił krzywą minę na widok atakujących ich stworów. Kolejna walka… Przyłączanie się do tej „wesołej” kompanii, chyba nie było dobrym pomysłem. Odkąd ich poznał, już co najmniej cztery razy mógł zginąć. A to zawalenie się płonącej karczmy, przez atak goblinów, na gnollach kończąc, a teraz jeszcze żywe, kamienne gargulce, a przecież to dopiero początek jego przygody z tymi ludźmi… I olbrzymem… Gdy gargulce zaatakowały jego towarzyszy, łotrzyk był kompletnie zaskoczony tym, co zaczęło się dziać. Niby przeczuwał, że coś złego czeka na nich w tym miejscu, ale jednak nie spodziewał się czegoś takiego. Na szczęście udało mu się odskoczyć w tył tak, żeby potwory nie zaatakowały go w pierwszej kolejności. Obejrzał się za siebie, ucieczka raczej nie wchodziła w grę, mógł tylko sprowokować potwory do zaatakowania go, a to z pewnością nie skończyłoby się dobrze dla niego. Postanowił, że wspomoże swoich towarzyszy w walce. Wyjął swoje dwa miecze i rzucił się w wir walki. Niestety, rzeczywistość znów okazała się brutalna dla Markasa. Chciał pomóc, a wyszło jak zwykle. Większość jego ataków nie robiła wrażenia na wrogach. Nie był w stanie zadać im większych obrażeń. Dobrze, że przynajmniej jego towarzyszom szło lepiej, niż jemu. Jedynym plusem całej tej sytuacji było to, że na szczęście żaden z gargulców nie zdecydował się go zaatakować, więc z walk wyszedł bez szwanku. Walka nie trwała zbyt długo, poradzili sobie bardzo szybko z wrogiem. Niestety Lorath oberwał i to porządnie. Szarańcza natychmiast rzuciła mu się z pomocą. Tym razem Markasowi nie było dane podziwiać pięknych „widoków” podczas opatrywania ran i może to głupie, ale trochę zazdrościł Lorathowi. Nagle przypomniał sobie o kołatce w kształcie wilka. Podszedł do ściany i zastukał nią parę razy. Nie spodziewał się, że coś się stanie. Nie wiedział do końca dlaczego, ale po prostu chciał to zrobić… |
Sadim nie miał nic przeciw kontaktowi z naturą - wręcz przeciwnie, bowiem lubił przebywać w otoczeniu wszelkiego rodzaju roślin (póki przypadkiem nie zechcą go zjeść). Być może to z powodu elfiej krwi płynącej w jego żyłach, ale nie miał zamiaru nad tym myśleć ani wcześniej, ani teraz, ani później, czyli innymi słowy - w ogóle. Ten las przyprawiał go jednak o dreszcze. |
Stojąc u boku Szarej barbarzyńca z ponurą miną przyglądał się zrujnowanej wieży. Nie podobał mu się pomysł eksplorowanie posępnej budowli. Od czasu gdy zbliżył się do Szarej, Lorath zatracił w sobie tą obojętność do życia. Czuł się za dziewczynę jeszcze bardziej odpowiedzialny. Świadomość, że mógłby zginąć, pozostawiając ją w tej głuszy samą, nie dawała mu spokoju. Nawet pozbycie się klątwy straciło dla niego na znaczeniu - w końcu to na czym mu naprawdę zależało, widział we właściwy sposób. |
Brog spojrzał pytająco na Kaledwyna. - Kogo słuchać, jak cię nie ma? - Spytał. Nie sposób było mu określić kto był przywódcą grupy która do nich dołączyła po samym zachowaniu awanturników - docinali sobie często i żaden nie wydawał się mieć ostatecznego autorytetu w dokonywaniu decyzji. Ogr wyglądał przez chwilę jak smutny szczeniak, wiedząc że musi zostawić swojego przyjaciela i przewodnika po skomplikowanym świecie zasad i reguł panujących w świecie maluczkich. Po udzieleniu odpowiedzi na pytanie ogra, Kaledwyn wykonał gest by Brog się pochylił i szepnął mu coś na ucho. Zakuty w stal kolos kiwnął energicznie głową i cofnął się do jednego z wozów, odłożył nań swoją wysłużoną maczugę i wyciągnął coś spod przykrywającej go plandeki, uśmiechając się szeroko. Pakunek okazał się bronią - mieczem absurdalnej wielkości. Samo ostrze musiało liczyć około dwóch i pół metra, całość zaś mierzyła ponad trzy. Broń była wykonana z kunsztem i wyglądała na diabelnie użytkową - nie sposób było jednak się domyśleć, skąd mogła pochodzić. Odpowiednio dozbrojony, wojownik puścił się ogrzym truchtem za resztą, podzwaniając pancerzem. Kaledwyn zamyślił się przez chwilę, zastanawiając się komu powierzyć Broga pod opiekę. - Uhm… Zostań pod rozkazami Szarańczy, a jeśliby coś jej się stało; słuchaj się Sadima - odparł po dłuższej chwili, po czym ruszył u boku Moiry w stronę wozu. Awanturnicy przedarli się przez zarośla otaczające wieżę, minęli po drodze kilka zrujnowanych budynków i po niespełna minucie dotarli do spiralnej budowli na szczycie, której znajdowały się kamienne gargulce, groźnie obserwujące wejście poniżej. W miejscu wrót nie znajdowały się jednak żadne drzwi czy innego rodzaju przejście - była tam lita ściana bez żadnych wskazówek, które ułatwiłyby im dostanie się do środka. Co więcej; zbliżając się do rzekomego wejścia, bohaterowie mieli nieprzyjemne wrażenie, że ktoś lub coś uważnie się im przygląda i raczej nie ma przy tym dobrych zamiarów. Markas czuł się co raz gorzej, ale nie dawał tego po sobie poznać. - Patrz i ucz się – rzucił tylko do Logana i ruszył bardzo powoli do przodu, żeby sprawdzić czy nic im nie będzie grozić w drodze do wieży i przy okazji dokładnie przyjrzeć się ścianie, która znajduje się u jej wejścia. - Brog zrobić wejście? - Spytał ogr, wskazując kciukiem na litą ścianę. - Poczekaj chwilę nasz silny przyjacielu. Nie chcemy przecież, żeby coś Ci się stało. Sprawdźmy najpierw niebezpieczeństwo. A potem… Dobry pomysł, żeby Brog to rozwalił - odparła Szarańcza, spoglądając z lekką obawą na górującego nad nimi ogra. Brog przyglądał się uważnie jednemu z gargulców. Co za paskudztwo! W imitacji wykrzywionej mordy posągu zaczął stroić miny i wywalać język. -Bleeee! Ha ha!- Zaśmiał się. -Brzydal.- Ogr szybko znudził się i przekręcił głowę by zobaczyć jak radzą sobie jego maluczcy przyjaciele, wciąż chichocząc. Szybko jednak doszedł do wniosku że to co robią jest jeszcze nudniejsze niż dziecinada z kawałkiem granitu, odwrócił się więc ponownie do swego niezbyt aktywnego towarzysza zabawy. Zanim zdążył mrugnąć jego twarz została przywitana przez łapę nagle ożywionego konstrukta. Kamienne pazury rozorały mu czoło i zraniły oczy, zalewając je krwią. Olbrzym ryknął z bólu i zrobił krok do tyłu, machając na oślep swoim mieczem i trzymając się za poszatkowane lico. Gargulce które opadły drużynę jak wygłodniałe ptactwo za nic miały sobie jego wysiłki, wykorzystując swoją przewagę by zadawać wojownikowi dotkliwe rany. Oszołomionemu agresją ich ataków i osłabionemu upływem krwi Brogowi udało się cudem trafić jedną z bestii, lecz jego masywne ostrze ukruszyło jedynie kawałek korpusu gargulca, nie czyniąc mu poważnej szkody. W odpowiedzi jego skaliści napastnicy z radością podwoili starania by posiekać ogra na plasterki - jeden wskoczył mu na plecy i brutalnym szarpnięciem rozpłatał mu szyję. Ciepła, świeża krew buchnęła z okrutnej rany, a ogromny wojownik zadławił się własną posoką. Próbował zrzucić z siebie nieproszonego pasażera, ale był zbyt odrętwiały i ranny by się bronić - padł na kolana, a potem na wznak, w szybko rosnącą kałużę giganciej juchy, tracąc przytomność. Widząc stan wielkoluda Szara rzuciła mu się z pomocą - jej lecznicza magia zasklepiła ranę na szyi i powstrzymała krwawienie, bez wątpienia ratując ogrowi życie. Na szczęście dla niego, reszta towarzyszy szybko poradziła sobie z gargulcami, choć nie bez uszczerbku na zdrowiu. Przyszła i kolej by uleczyć Broga, na co Szarańcza musiała zużyć znakomitą porcję mocy swej różdżki. Olbrzym ocknął się gwałtownie, a uspokojenie go i udowodnienie mu że nic już mu nie grozi zajęło kilka długich chwil, po których gigant głośno obwołał Szarańczę swoim bohaterem i poprzysiągł jej oraz pozostałym towarzyszom dozgonny dług wdzięczności. |
Tajemnicza wieża, Ciernisty Las 17 Mirtul, 1367 DR Popołudnie
|
Szarańcza wybałuszyła oczy przekraczając próg pomieszczenia. Widząc krzątającego się szkieleta, pomyślała, że ten dinozaur, co go kupiła, jest całkiem kiepski. |
Markasowi opadła szczęka, gdy zobaczył poruszający się szkielet, który na dokładkę zajmował się zwykłymi czynnościami domowi. Łotrzyk widział coś takiego, po raz pierwszy w życiu. Zawsze trzymał się z dala od wszystkiego, co mogło mieć jakikolwiek związek z magią, a teraz znajdował się w samym centrum działania tajemniczej siły. Łotrzyk spojrzał na swoich towarzyszy i większość z nich wyglądała tak, jakby to co tu zastali, kompletnie nie robiło na nich wrażenia. Dzień jak co dzień, można by rzec. Jednak dla Markasa, prostego człowieka, który stara się jakoś przeżyć w tym okrutnym świecie, była to całkowita nowość. Nie wiedział do końca jak zareagować na to, co tutaj zobaczył. Gdy wszystkie naczynia i książki nagle zaczęły latać wokół nich, Markas zdał sobie sprawę z tego, że ktoś lub coś próbuje ich wystraszyć, żeby pozbyć się ich z tego miejsca. Trochę nieudolnie z resztą. Po tym, co ostatnio przeszli, takie coś nie robiło na nich żadnego wrażenia. Cartera nawet trochę to rozbawiło, gargulce były groźne, a tutaj proszę, latające książki i kościotrup z miotłą… Niestety stan rozbawienia nie trwał zbyt długo, ponieważ nagle, coś złego zaczęło się dziać z Szarą, jakby straciła kontakt z rzeczywistością. Markas podszedł do niej powoli i pomachał dłonią przed jej twarzą, niestety nie dało to żadnych efektów. Spróbował ją przestraszyć, krzyknął głośno, niestety to też nic nie dało. Stan ten trwał dosyć długo, aż wreszcie Szara powróciła do nich. Markas nie nadążał za tym wszystkim, co działo się w tej wieży. Magiczne postaci, wizje, krzyki, wrzaski. Przestał się czuć komfortowo w tym miejscu. Gdy już miał zamiar uciec po cichu z tego miejsca, Szarańcza nagle zerwała się z miejsca, otworzyła drzwi i pobiegła schodami w dół. Markas nie sądził, żeby schodzenie tam było dobrym pomysłem. Nawet chęć zaimponowania kobiecie nie zmusiła go do pobiegnięcia na ratunek. Łotrzyk czekał na reakcję swoich towarzyszy i jeżeli ci ruszą za Szarą, to on nie zamierza zostawać sam w tym pomieszczeniu. |
Dosyć chłodne powitanie na zewnątrz, okazało się jedynie przedsmakiem tego, co czekać na nich miało we wnętrzu przeklętej wieży. Stawiając pewne kroki Lorath ruszył za Markasem do środka. Pod jego ciężkimi, skórzanymi butami pękały i kruszyły się w pył resztki porozrzucanych przed wejściem fragmentów gargulców. Tym razem skoncentrowany był jeszcze bardziej. Miecz i tarcze trzymał w bojowej gotowości, nie mając zamiaru dać się ponownie zaskoczyć. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:23. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0